2.

Pierwszym tropem Allena okazał się Kevin Venturi. O nim powiedziała mu sama Lisa. Podobno jej brat miał się z nim spotkać. W sprawie nowej broni. Powód spotkania nie podobał się Flashowi, ale musiał na razie przymknąć na to oko. Kto wie, może coś poszło nie tak? Może Venturi nie okazał się uczciwym zbirem? Tak, brunet wierzył w jakiś kodeks tych złych, nawiązujący do gangsterów lat 20., 30., nawet 40. Jednak coraz częściej były to tylko pobożne życzenia.

Lisa chciała sprawdzić trop razem z młodym mężczyzną, jednak ten kategorycznie odmówił. Przyszła do niego po pomoc, więc załatwią to tak, jak on chciał. Nie sprzeciwiała się. Powiedzenie tego raz starczyło. Czuwała jednak przy Cisco i Caitlin, którzy również zgodzili się pomóc, koordynując superbohatera z siedziby S.T.A.R. Labs, jak zwykle zresztą.

~

Barry znalazł Kevina Venturiego w jego biurze na przedmieściach Central City. Prowadził stamtąd swoją firmę transportową. Co transportował? Poza różnego rodzaju bronią dla bandziorów, meble. Do najnowszej meblościanki model MX-410 dodajemy dziesięć Glocków 17. Cena po obniżce, specjalna okazja.

Allen wparował do biura po godzinach. Venturi wciąż w nim urzędował. Gdy tylko zobaczył gościa w czerwonym kostiumie, chwycił za broń, ale Flash szybko go rozbroił.

- Czego chcesz? – warknął właściciel firmy.

- Spokojnie, Venturi. Nie przychodzę w sprawie twojej firmy. Choć i z nią należałoby zrobić porządek – odpowiedział brunet. – Leonard Snart. Mówi ci to coś?

Venturi prychnął pogardliwie.

- Oczywiście, że tak. Ten skurkowaniec zawarł ze mną umowę. I nawet nie raczył zjawić się na umówione spotkanie. A miałem dla niego towar pierwsza klasa.

Młody mężczyzna zmarszczył brwi.

- Jaki towar?

- Przerobiony program do jego mroźnej spluwy. Ale do cholery! Po co ja ci to mówię?! – Uniósł się gniewem.

- Przecież jesteś uczciwym przedsiębiorącą, czyż nie? – Superbohater posłał mu pytające spojrzenie.

Sam fakt, że Venturi mówił o broni był średnio uczciwy, ale Barry starał się go jakoś podejść.

- Nikt inny nie odebrał tego towaru?

- Nie. – Pokręcił przecząco głową mężczyzna. – Straciłem tylko pieniądze.

- Kiedy to było?

- Co?

Allen przewrócił oczami.

- Gwiazdka.

Usłyszał w uchu, w słuchawce cichy śmiech Cisco. Znowu zapomniał wyłączyć mikrofonu.

- Wasze spotkanie. Twoje i Snarta, kiedy miało do niego dojść?

- Ze... Trzy dni temu – odpowiedział mu Venturi, jeszcze chwilę się nad tym zastanawiając. – No, może cztery. Tak, chyba cztery. – Pokiwał wreszcie głową, przytakując własnym słowom.

Flash przez chwilę milczał. Już miał się wycofać z biura przedsiębiorcy, ale ten go zatrzymał.

- Ale skoro go szukasz to mogę mieć pewną informację.

Brunet zmrużył oczy, węsząc jakiś podstęp.

- Od kiedy to chcesz pomóc? – zapytał.

- Powiedzmy, że zostawisz mnie w spokoju.

Ach, więc o to chodziło.

- Na razie. Mów.

- Przed tym spotkaniem, do którego nie doszło, miałem ze Snartem inne spotkanie. W celu dogadania szczegółów transakcji.

- I? – Popędził go młody mężczyzna.

- Gdy zajechałem na miejsce, Snart się z kimś kłócił. Nawet się trochę poszarpali, więc delikatną wymianą zdań to nie było.

- Z kim się kłócił?

Venturi zaśmiał się w głos, patrząc na superbohatera. Widać pytanie Barry'ego wyraźnie go rozbawiło.

- Tego to ja już nie wiem. Snart nie interesuje mnie aż tak, bym zagłębiał się w jego życie. Ty się musisz tego dowiedzieć.

- Kiedy to było i gdzie?

- Panie Flash... - Pokręcił głową Venturi, jakby nie miał zamiaru tego zdradzać. Allena jednak wyraźnie to rozzłościło. W ułamku sekundy dopadł do przedsiębiorcy chwytając go za poły marynarki.

- Słuchaj, ty...

- Barry, Barry! – Głos Cisco w słuchawce zdawał się być nieco zaniepokojony.

- Mów! – nakazał Flash, wciąż mocno zaciskając palce na ubraniu mężczyzny.

- W porządku, już ok. Jakieś dziesięć dni temu. W podziemnym parkingu przy Clover.

Brunet jeszcze chwilę zaciskał dłonie w pięści miętosząc tym samym ciuchy Venturiego, ale w końcu go puścił. W mgnieniu oka znalazł się poza biurem firmy meblowej.

- Cisco? – Przyłożył palec do ucha.

- Sprawdzę kamery. Może któraś cokolwiek zarejestrowała.

Młody mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko kiwnął głową, chyba bardziej do siebie.

Po kilku sekundach był z powrotem w S.T.A.R. Labs.

- I? – zapytał, podchodząc do stanowiska, przy którym pracował Ramon.

Cisco posłał mu nieco oburzone spojrzenie.

- Stary, czy ja ci wyglądam na Flasha? – prychnął cicho, wracając wzrokiem do monitora.

W innym przypadku Allen pewnie by się roześmiał, ale teraz jakoś dziwnie nie było mu do śmiechu. Nic nie powiedział, bo wiedział, że pośpieszanie przyjaciela nie ma sensu. Cisco robił, co w jego mocy. Dopiero teraz Flash zdał sobie sprawę z tego, że w pomieszczeniu nie ma ani Caitlin ani Lisy. Po chwili namierzył je przez szybę, wychodzącą z niewielkiego pomieszczenia obok. Rozmawiały. Lisa naprawdę wydawała się poruszona. Snow najwyraźniej ją pocieszała. Brunet ucieszył się, że tu była. Zawsze wiedziała co powiedzieć.

- Mam – odezwał się nagle Cisco, wyrywając młodego mężczyznę z zamyślenia. – Spójrz. – Wskazał na monitor.

Superbohater pochylił się w stronę ekranu. Zobaczył na nim Snarta, zmierzającego w stronę podziemnego parkingu.

- Z samego parkingu niestety nie mam podglądu. Jest jeszcze niedokończony, więc monitoring nie działa. To najlepsza opcja jaką mogę ci zaoferować – wyjaśnił Ramon.

Barry zupełnie odruchowo pokiwał głową, ale skupiony był na obrazie. Nawet nie zauważył, kiedy do sali na powrót wróciły kobiety. Lisa była gotowa zarzucić Allena pytaniami, ale zauważyła, że coś obserwuje, więc również skupiła wzrok na monitorze.

- Co to? – zapytała.

- Podziemny parking. Prawie – odpowiedział Cisco. – Tutaj twój brat z kimś się spotkał.

Na ekranie przez dłuższy czas nic się nie działo. Dopiero po chwili pojawił się Venturi.

- Venturi mówił, że kiedy przyjechał na miejsce, Snart już się z kimś kłócił – zauważył Flash, właściwie przypominając rozmowę sprzed kilku chwil. – Pomiędzy nim a Coldem nikogo tu nie było.

- Kłamał? – spytała Caitlin.

- Albo jest drugie wejście na parking – podrzucił Cisco i to wyjaśnienie zdawało się mieć sporo sensu.

- Przyśpiesz – polecił brunet i Ramon zrobił to, o co go poprosił.

Kilka chwil później zobaczyli przedsiębiorcę opuszczającego podziemny garaż. Odczekali w napięciu i w końcu pojawił się kolejny mężczyzna. Wysoki z krótko ostrzyżonymi włosami, które jednak musiały być nieco jaśniejszego koloru. Ubrany był w ciemne jeansy i siwą bluzę z kapturem, który wystawał spod rozpiętej skórzanej kurtki.

- Zidentyfikuj go, Cisco – polecił młody mężczyzna, układając dłonie na biodrach, na swoim czerwonym kostiumie.

- Już się robi, szefie. – Uśmiechnął się Ramon i zabrał się do pracy.

W międzyczasie superbohater dalej przeglądał nagranie. Niestety, Cold już więcej się na nim nie pojawił, co trochę zaniepokoiło Barry'ego. Albo wyszedł od innej strony albo...

- Josh Sutter – odezwał się nagle Cisco i oczy wszystkich powędrowały na monitory, wiszące na jednej ze ścian. Spozierała na nich dość nieprzyjemna twarz mężczyzny z nagrania.

- Był notowany za kradzieże i kilka pobić – przeczytał Ramon.

- Ustal, gdzie go znajdę – odezwał się Allen, patrząc teraz na przyjaciela. – Ja jeszcze sprawdzę ten garaż – dodał i w mgnieniu oka zniknął z laboratorium, zostawiając za sobą jak zwykle tylko podmuch powietrza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top