Pięć kroków! Zakład?

Chłopak o czarnych włosach, w szarej kurtce z kapturem oraz białym psem u boku - a przed nim nie było nikogo. Jedyne, co teraz widział, to pnie drzew porośnięte zielonym mchem i swojego małego przyjaciela osikującego jakieś krzaczki.

Ale ta spokojna chwila nie trwała długo, bo wiadomo, że to, co nie zawsze jawi się oczom...

    *        *       *
...to nigdy nie umknie węchowi.

- Co jest Akamaru? - Spojrzałem na swojego psa i przykląkłem, kiedy przede mną stanął.

Akamaru zaszczekał dwa razy. W ten sposób ostrzegł mnie, że nie jesteśmy sami, co w gruncie rzeczy nie byłoby niczym dziwnym, ale...

Stanąłem i dzięki teraźniejszej pozycji, lepiej poczułem zapach obcej osoby, o którym poinformował mnie Akamaru. Był on bardzo słaby, prawie nie wyczuwalny, ale jednak ten długi czas spędzony na ćwiczeniach się opłacił.

Powoli przestawałem czuć tę woń, dlatego skumulowałem czakrę w moim nosie jeszcze mocniej. Wyczułem wtedy obecność jeszcze paru innych osób. Wyraźnie próbowały ją zamaskować, ale nie udało im się to dobrze.

- Co jest piesku? - spytałem pupila, kiedy ten znów zaszczekał. - Tak, wiem. - Obaj zauważyliśmy, że nie są to nasi przyjaciele, dlatego w razie wypadku trzeba przygotować się do ataku.

Chociaż my nie mieliśmy z taką sytuacją problemu. Nie boimy się wrogów.

Akamaru stanął przy mnie i najeżył sierść. Zerknąłem na niego, a kiedy znów spojrzałem przed siebie, zobaczyłem jakichś ninja.

Popatrzyłem na każdego z nich po kolei. Żaden nie miał opaski, która oznajmiałaby, z której wioski pochodzą. Choć w tej sytuacji, to bez znaczenia. Na pewno z wioski wroga, sądząc po tym, że przygotowali już broń do walki.

Nawet nie zauważyłem, kiedy ją wyjęli. Ciekawe czy Akamaru to widział. Odwróciłem się lekko w jego stronę, ale tak, żeby mieć cały czas tych kolesi na oku.

On wyglądał tak, jakby nie był pewny wyniku tej walki. Zacząłem jeszcze raz się im przypatrywać i oceniać ich siłę, bo z tego co widzę, to Akamaru wyczuł u nich dość sporą ilość chakry.

Piątka ninja, jeśli oni w ogóle byli ninja. Nie wykonali narazie żadnego ruchu, ale ja też ani drgnąłem. Akamaru za to zaczął cofać się do tyłu.

- Hej, co jest? Chyba nie zostawisz mnie z tą walką samego? - szepnąłem do swojego psa.

To było rzecz jasna pytanie retoryczne, bo on i ja nigdy się nie rozstawaliśmy. Nigdy.

Zerknąłem do tyłu, sprawdzając przy tym czy nie ma tam kolejnych chętnych do bitki.

- Poza tym, pokażemy im. Prawda?

- Nie wydaje mi się - usłyszałem wreszcie głos przeciwnika. Należał on do ninjy stojącego na przedzie. - Jesteś tylko kolejną przeszkodą. Poza tym... nie przyszliśmy tu po ciebie.

- Czego chcecie od Akamaru! - zapytałem gniewnie, ale odpowiedział mi tylko szyderczy śmiech ze strony tamtego.

Nie wiem czy to miało mnie obrazić czy sprowokować, ale nie dobiorą się do mojego przyjaciela!

Hmm... Shikamaru często wspomina o grze w shogi i o liczbie zaplanowanych ruchów. Wkurzało mnie to, że patrzyli na mas tak, jakbyśmy byli dla nich, jak jakieś robaki.

Bez obrazy, Shino.

Chciałem im pokazać, że my też jesteśmy coś warci. Wykonałem więc śmiały ruch.

- Wystarczy mi dziesięć ruchów, żeby was pokonać. Po dwa na każdego z was.

- Dziesięć - zaśmiał się tamten. - Dzieciaku...

- Pięć - przerwałem mu. - Nie postawię tu więcej niż pięć kroków zanim was nie pokonam, ok?

Nie byłem pewien, co do swojej groźby, ale nie zamierzaliśmy stchórzyć. Jednak jeżeli mamy ich pokonać, to nie poradzimy sobie w ten sposób.

- Akamaru! Zwierzęce klon jutsu! - pies natychmiastowo znalazł się na moim kapturze, a po wykonaniu pieczęci, obaj zmieniliśmy formę. - Technika na czterech łapach.

Akamaru zeskoczył ze mnie na jednego z nich, a ja doskoczyłem do następnego - ich, zdaje się, przywódcy.

- Nie pokonacie nas! - krzyknąłem pewnie i od razu poczułem odwrotną sytuację.

Przeciwnik zrobił szybki unik i z zadziwiającą siłą rzucił mną o drzewo, znajdujące się za moimi plecami. Chwilę później zobaczyłem, jak inny trzyma Akamaru za górne łapy. Mój pies był już w swojej całkowicie zwierzęcej formie.

Dziwne. Jak on zdążył go tak szybko pokonać? Chyba faktycznie ich nie doceniłem.
Od razu pzypomniała mi się sytuacja z egzaminu. I postanowiłem zrobić to samo, co wtedy. Dwa słowa - kulki prowiantowe.

Ale nie mogłem podać ich Akamaru, kiedy byliśmy tak oddaleni. Musiałem się więc do niego dostać.

Skoczyłem na drzewo i odbiłem się od niego, a pezeskakując po jednym z zamaskowanych ninja, byłem na tyle blisko, żeby dać Akamaru naszą tajną broń.

Udało się. Pies od razu zrobił się większy, a jego futro poczerwieniało. Sam też zjadłem kulkę.

- Zwierzęce klon... - chciałem wykonać ponownie tą technikę, ale mi przerwano.

W momencie, kiedy wykonywałem pieczęć, dostałem mocnego kopniaka pod żebra i po chwili znów wylądowałem pod tym samym drzewem co wcześniej.

Przez odległość, jaka dzieliła mnie i Akamaru, nie mogłem dokończyć jutsu.

Dobra, skup się Kiba.

Shikamaru mówił kiedyś o tym, że pierwszy atak zawsze powinien być pułapką, a dopiero drugi prawdziwym atakiem. Szkoda tylko, że ja nie potrafię myśleć tak szybko, jak on, a co dopiero przewidywać ruchy przeciwników.

W takim razie, czas na plan Kiby. Miałem jeszcze trzy kroki. Skok na drzewo się nie liczył.

"Rozpędzając się" dwoma krokami, natarłem na tego, który stał najbliżej mnie. Nie wiem czy to ten sam, który wcześniej ze mnie szydził, bo wszyscy wyglądali tak samo, ale w tym wypadku, wszystko jedno. Powaliłem go na ziemię, a siebie razem z nim.

Akamaru tym czasem zdążył się uwolnić, gryząc trzymającego w rękę. Od razu zrozumiał mój plan.

Tak, dobrze, że świetnie się rozumieliśmy.

Leżałem plecami do ziemi, a on wskoczył na moje stopy i wybiłem go w powietrze.

- Ha. I co? - zachęciłem moich wrogów do walki, wciąż nie wstając z ziemi.

Jeden z nich rzucił się na mnie, tak jak przewidywałem i właśnie wtedy spadł na niego Akamaru.

Współczuję tamtemu ninjy.

No to zostało jeszcze dwóch, a mi jeden krok. Wstałem, zbliżyłem się do nich i podniosłem jednego, chcąc rzucić nim o tamtego, ale zamiast tego wylądowałem z szablą trzymaną przy mojej szyji.

Akamaru zaraz chciał mi pomóc, ale w zamian za to, dostał pięścią i również upadł na ziemię.

Sytuacja nie wyglądała dobrze. Pięciu ninja znów było na nogach. Ataki, którymi ich potraktowaliśmy nie były zbyt mocne.

Było źle. Obu nas przytrzymali.

Już myślałem, że dostanę sierpowym w twarz, aż nagle... pięść lecąca w moim kierunku zatrzymała się, gdy po lesie rozległ się znajomy mi głos. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę mówiącego.

- Hej! Jeśli ktoś ma mu dołożyć, to będę to ja! Naruto Uzumaki! Kumalski?

No nie. Co on tutaj robi?

Patrząc w górę, do strzegłem jeszcze jedną postać, stojącą koło niego, na tej samej gałęzi.

Po chwili okazało się, że to przyjaciel, bo razem z Naruto, rzucił się do walki z pięcioma napastnikami.

Po paru minutach, nie było co, a raczej kogo zbierać. Niestety pięciu, jeszcze przed chwilą chojraków, szybko się ulotniło. W czasie, kiedy oni przegrywali, jasprawdzałem, co u Akamaru. Gdy do niego podeszłem, polizał mnie po twarzy.

- Dzielnie walczyłeś - pochwaliłem go i podniosłem.

Odwróciłem się w stronę moich przyjaciół.

- I jak Kiba? Załatwiliśmy ich za ciebie! - wykrzyknął radośnie... sami wiecie kto.

Dziwne, że jeszcze niedawno cieszyłem się na jego widok, a teraz znowu zaczyna mnie wkurzać.

- Dzięki Neji - powiedziałem do niego, a w stronę Naruto uśmiechnąłem się tylko złośliwie.

- Jak Neji! A ja to co! - zaczął krzyczeć zirytowany, czego się po nim spodziewałem.

Uśmiechnąłem się na ten widok: wariujący Naruto Uzumaki.

Szkoda tylko, że nie wygraliśmy z Akamaru tego zakładu. Znaczy, nasi przeciwnicy zostali pokonani, a ja pod czas walki z nimi nie zrobiłem więcej niż pięciu kroków, ale wiecie jak było.

W końcu to Neji ich załatwił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top