Ktoś musiał pomóc (Kagura x Reader)

Wbiegłaś w ciemny zaułek, a że zrobiłaś to niemal w pełnym biegu, ledwo zdążyłaś uniknąć zderzenia z kamienną ścianą. Jednak robiłaś to już tyle razy, że miałaś w tym pewną wprawę. Znaczy nie we wpadaniu w ściany. Chociaż i takich sytuacji nie brakował w twoim dotychczasowym życiu.

Jednak w tej chwili nie to było twoim zmartwieniem. Teraz liczyło się tylko to, żeby uciec. Cały czas kilka kroków za sobą słyszałaś szybkie kroki twojego prześladowcy i pełne gniewu okrzyki skierowane pod twoim adresem.

- Zatrzymaj się w tej chwili ty smarkulo!

W takich chwilach zawsze zastanawiałaś się czy ludzie naprawdę są tacy głupi, żeby wierzyć, że ktoś ich w tym wypadku posłucha. I zawsze dochodziłaś do tego samego wniosku. Albo są tak naiwni i wierzą w ludzką ucziwość lub głupotę, albo po prostu lubią sobie pokrzyczeć.
Jakkolwiek by nie było, ty nie wierzyłaś w coś takiego jak szczerość czy szlachetność. Gdyby tak było, to dawno byś już zginęła. Poza tym, to właśnie przez chciwość i nienawiść ludzi, byłaś zmuszona żyć w takiej, a nie innej sytuacji.

Potrząsnęłaś głową, aby pozbyć się uciążliwych myśli, które w tej chwili jedynie osłabiały twoją skuteczność. Czułaś też, że jeśli zaraz czegoś nie wymyślisz, to będzie po tobie. Dlatego też nie myśląc za wiele, skoczyłaś na jedną z drewnianych skrzyń stojących przy metalowej siatce, odgradzającą cię od tak już bliskiej wolności. Jeszcze tylko jeden skok...

Ale nie byłabyś sobą, gdyby nie przytrafił ci się jakiś wypadek. Tym razem był to zdenerwowany... nie, wściekły sprzedawca, któremu udało się złapać cię za nogawkę i tak już podartych spodni.

- Przeklęty bachor. Już ja ci...- jednak nie dałaś mu dokończyć groźby, gdyż w tym momencie kopnęłaś go wolną nogą prosto w twarz. Jednak nie zawsze opłacało się być tak wysokim.

Jednak to, że cię puścił, wcale nie oznaczało twojej wygranej. Teraz musiałaś walczyć o to by nie spaść na ziemię, bo wtedy będzie to oznaczało niechybny koniec. Dlatego rozpaczliwie chwyciłaś się swojej ostatniej deski ratunku, a w tym wypadku... ogrodzenia. Syknęłaś cicho, gdy poczułaś jak ostro zakończone kawałki drutu wbijają ci się w rękę. Ale już wolałaś to, niż dać się złapać. Dlatego nie zwracając uwagi na ból podciągnęłaś się wyżej. Musiałaś się dostać na drugą stronę. Wtedy będziesz bezpieczna. Jednak czułaś, że już długo się nie utrzymasz.

Nagle w myślach stanął ci obraz pewnej osoby. Doskonale wiedziałaś kto to jest. Nikogo innego zresztą nie miałaś. Była to twoja młodsza siostra. Czekała teraz na ciebie i martwiła się o ciebie pewnie tak jak ty o nią. Właśnie dla niej musiałaś walczyć.

Zebrałaś w sobie resztki siły i podciągnęłaś maksymalnie. Ostrożnie przerzuciłaś nogę na drugą stronę, aby oprzeć ją na jednej z licznych kratek i to samo chciałaś zrobić z drugą. Było już naprawdę blisko...

W tej chwili poczułaś jak ktoś szarpnął za siatkę na tyle gwałtownie, że straciłaś równowagę i z cichym piskiem poleciałaś w dół. W ostatniej chwili odwróciłaś się tak, aby upaść na ziemię lewym bokiem. Zaś zaraz potem poczułaś bolesny upadek. Praktycznie też odrazu zakręciło ci się w głowie i poczułaś ból w ramieniu, na które upadłaś.

Walczyłaś z chcącą cię ogarnąć ciemnością. Nie mogłaś, nie teraz. Z trudnem uchyliłaś oczy i zamrugałaś nimi kilka razy dla wyostrzenia obrazu. I niemal w tym samym momencie zobaczyłaś tuż przed sobą parę czarnych butów. Czyli jednak zawiodłaś. Przegrałaś. Nie wrócisz już i nigdy nie zobaczysz już siostry. Poczułaś, że po policzku spływa ci łza. Chciałaś ją otrzeć, ale chwilowo jedna ręka była zbyt obolała, by chociaż myśleć o jej ruszeniu, a druga... no cóż, powiedzmy, że też nie była w najlepszym stanie.

Więc jedyne co ci zostało, to przymknięcie oczu i czekanie na swój dalszy, dość marny los. Jednak mijały kolejne sekundy, a nic się nie działo. W końcu odważyłaś się spojrzeć jeszcze raz, co jest powodem tej niespodziewanej sytuacji. Tym razem zauważyłaś więcej szczegułów niż poprzednio.

Miałaś bowiem przed sobą nie tylko czarne buty należące do rozgniewanego człowieka, który nie życzył ci dobrze, ale również kraciasty drut oddzielający cię od niego. Nie mogłaś w to wprost uwierzyć. Czyżby... udało ci się?

- Następnym razem nie wywniesz mi się tak łatwo szkodniku.- usłyszałaś nad sobą groźne warknięcie bruneta.

Choć słowa były dla ciebie niezbyt pochlebne, w tej chwili kompletnie nie zwróciłaś na nie uwagi. Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, że byłaś bezpieczna. Przynajmniej chwilowo. Wątpiłaś bowiem, żeby tamten człowiek próbował przechodzić na tę stronę tylko po to by cię złapać. Chociaż, zawsze należało być gotowym na wszystko. Właśnie tego się nauczyłaś przez te kilka lat.

W tej chwili usłyszałaś jeszcze kilka mało uprzejmych słów skierowanych do ciebie, a następnie mężczyzna zrezygnował i ruszył z powrotem. Ty zaś nie chciałaś tracić więcej czasu niż to konieczne, dlatego z trudem zaczęłaś zbierać się z ziemi. Z satysfakcją stwierdziłaś, że lewe ramię nie ucierpiało aż tak bardzo jak z początku stwierdziłaś. Było co prawda obolałe i poobdzierane, ale poza tym było z nim wszystko w porządku. Czego niestety nie można było powiedzieć o prawej dłoni. Zerknęłaś na nią niechętnie, ale niestety nie miałaś możliwości, aby ją czymkolwiek przemyć lub chociażby przewiązać. Więc zwyczajnie musiałaś zacisnąć zęby i ruszać dalej.

Jeszcze tylko sprawdziłaś czy aby twoja torba jest na miejscu. Na szczęście była i to nawet z niezwykle ciekawą zawartością. Były tam dwie jeszcze ciepłe bułki, które udało ci się "zdobyć" z wystawy przed piekarnią oraz jedna brzoskwinia. Z zadowoleniem podrzuciłaś ją i złapałaś tą bardziej zdrową ręką i uśmiechnęłaś pod nosem. I pomyśleć, że o jeden głupi owoc było tyle krzyku. Nie potrafiłaś tego zrozumieć. Przecież tamten człowiek miał ich dzesiątki. Jaką róznicę robił mu brak akurat tej jednej? Przecież nie kradłaś dla zabawy. Nie robiłabyś tego, gdyby nie było takiej konieczności. Niestety w tym wypadku to była kwestia życia i śmierci. Dla innych, te drobne ubytki w produktach były niemal niezauważalne. A tobie były konieczne, aby doczekać kolejnego dnia. A w zasadzie to nawet nie chodziło tu o ciebie.

Z tymi oto myślami przemierzałaś boczne uliczki Kirigakure. Nie lubiłaś tej wioski. Zresztą nie była ona twoim domem. Ale to nie miało teraz większego znaczenia. Twoim celem było jak najszybsze dotarcie do siostry. Byłaś już całkiem niedaleko. Unikałaś głównych szlaków dopóki było to możiwe. Wolałaś być przezorna i nie natknąć się na żadnego z shinobich. Nie miałaś o nich zresztą dobrego mniemania. To przez nich twoje życie wyglądało tak, a nie inaczej.

Jednak, aby dotrzeć do waszej kryjówki musiałaś na chwilę opuścić ciemne zaułki i wyjść na światło dzienne. I oczywiście o ironio, musiało to być akurat przed akademią ninja. Czasami miałaś wręcz fenomenalne szczęście.

"Dobra. To nic strasznego. Po prostu wyjdę, nie będę zwracać na siebie uwagi i przejdę bokiem. Nikt nawet mnie nie zauważy. Bo niby po co miałby zwracać na mnie uwagę?"

Tak oto próbowałaś przekonać samą siebie. Wzięłaś głęboki wdech i już miałaś oderwać się od ściany, by ruszyć prosto przed siebie, gdy nagle do twoich uszu dobiegło kilka chłopięcych głosów. Zamarłaś, bo szybko zrozumiałaś, że stali oni zaraz za rogiem ściany pod którą czaiłaś się ty. Gdybyś tylko wcieliła swój plan w życie, wpadłabyś prosto na nich. Powoli cofnęłaś się w tył i przykucnęłaś za jednym z koszy, które na twoje szczęście akurat tam stały. Tutaj byłaś bezpieczna. Teraz wystarczyło tylko poczekać aż sobie pójdą.

Dopiero teraz wpadłaś na pomysł, aby ich podsłuchać. W końu co innego miałaś do roboty? Nadstawiłaś ucha i bez problemu wychwyciłaś słowa wypowiadane właśnie przez jednego z nich.

- Nie wyobrażaj sobie. Mizukage-sama przygarnął cię jedynie z litości. Nic więcej.- mówiący perfidnie podkreślił jeszcze słowo "litości". Było jasne,, że chciał tym kogoś celowo zranić. Pytanie tylko, kogo?

Zacisnęłaś mimowolnie ręce w pięści. Nie podobała ci się ta rozmowa. Choć jak do tej pory usłyszałaś tylko jedno zdanie. I więcej nie chciałaś. Mimo to po chwili padła kolejna złośliwa uwaga.

- A co ty myśałeś? Że zrobił to z troski? Głupi jesteś.- po tych słowach drugi z chłopców zaśmiał się, jakby właśnie usłyszał dobry żart.

"Palant."- stwierdziłaś w myślach. Jednak nie drgnęłaś ani o milimetr. To nie była twoja sprawa. Nie było potrzeby się w nią mieszać.

Nagle twoją uwagę przykuł nagły hałas, jakby ktoś właśnie przyjął na siebie cios nienależący do najdelikatniejszych. A zaraz potem upadł gwałtownie na ziemię.

Tak. Te dźwięki znałaś aż za dobrze. Prez chwilę wachałaś się, ale w końcu delikatnie wychyliłaś się zza swojej kryjówki. W myślach zwymyślałaś samą siebie za głupią nieostrożność i ciekawość. To nigdy nie przynosiło nic dobrego. Ale twoja natura jednak zwyciężyła.

"Oby tylko mnie nie zauważyli."

Jak się okazało, nie było najmniejszego powodu do strachu, gdyż w tej chwili trzej chłopcy mniej więcej w twoim wieku, swoją całą uwagę skupili na leżącym na ziemi miodowowłosym, który aktualnie trzymał dłoń przyciśiętą do policzka, na który jak nie trudno się domyślić, właśnie padł cios. Na pierwszy rzut oka stwierdziłaś, że jest on młodszy o rok czy dwa zarówno od ciebie, jak i swoich prześladowców.

Jednak najbardziej chwyciło cię za serce jego zbolałe spojrzenie i nazbyt wyczówalna chęć ucieczki. Nie dziwiłaś mu się zresztą.

Jednak widocznie tamta trójka wcale nie zamierzała odpuszczać. Wręcz przeciwnie. Widziałaś, że bawi ich bezsilność młodszego, a ból jaki mu sprawiają swoimi słowami, daje im jakąś chorą satysfakcję.

- Myślisz, że ktoś z własnej woli zająłby się takim potworem?- czarnowłosy nachylił się nad młodszym z uśmiechem pełnym jadu.

Zmrużyłaś groźnie oczy i zacisnęłaś mocno dłoń na jednym z pobliskich kamieni. Powoli nie mogłaś usiedzieć bezczynnie widząc skulonego na ziemi chłopca, który nawet nie miał już ochoty czy sił na jakąkolwiek obronę. Nie wiedziałaś czym im podpadł, ale byłaś pewna, że nie zasłużył na takie traktowanie.

- W ogóle nie powienien był cię tu trzymać.- dorzucił ten o zielonkawym kolorze włosów. Choć ty określiłabyś go raczej jako zgniły zielony, ale... to w tej chwili mało istotne.

Do twoich uszu dobiegł cichy dźwięk, który nie od razu rozpoznałaś. Jednak szybko zrozumiałaś jego pocnodzenie, gdy ponownie zerknęłaś na leżącego, który mocno zaciskał powieki, spod których mimo to widoczne były spływające na ziemię łzy. Chłopak... płakał.

"Czy oni wstydu nie mają? A to niby ja tu jestem małoletnim przestępcą."- westchnęłaś niemo. Miałaś nadzieję, że wreszcie odpuszczą i sobie po prostu pójdą. Nie mogłaś nic poradzić, więc jedynie czekałaś.

Mimo to w głowie cały czas słyszałaś cichy, irytujący głos powszecnie nazywany sumieniem.
"Nie możesz czy nie chcesz? Egoistka"
Zacisnęłaś mocniej rękę, w której nadal ściskałaś kamień. To pytanie może i było okrutne, ale nadwyraz trafne.

Tymczasem akcja toczyła się dalej

- W wiosce nie chcemy takich śmieci jak ty.- zakpił czarnowłosy, który najwyraźniej był szefem tej "bandy", po czym przymierzył się do kopnięcia bezbronnego chłopaka. Najwidoczniej słowne zaczepki już mu się znudziły. A miodowłosy w dalszym ciągu nie robił nic, aby przerwać tę sytuację.

Jednak do kopnięcia nigdy nie doszło. Zamiast tego powietrze przeciął świst lecącego z dużą prędkością przedmiotu, który zaraz potem trafił czarnowłosego prosto w głowę, za którą złapał się z krzykiem.

- Co jest?!

Sama nie rozumiałaś kiedy to się stało, ale w pewnej chwili kamień, który ściskałaś, jakby sam wystrzelił w jego kierunku. Musiałaś to zrobić podświadomie i teraz nie było już odwrotu. Nie było sensu też dalej się chować więc wstałaś i pewnie wyszłaś zza swojej kryjówki. Czas włączyć swoje umiejętności aktorakie.

- No, to, który następny do odstrzału?- spytałaś zadziornie, dla dodatkowego efektu podrzucając w dłoni kolejny ze znalezionych kamieni.

Na chwilę zapadła cisza, która była ci w sumie na rękę. Widocznie zbiłaś ich z tropu. Nie spodziewali się jakiegokolwiek oporu, a już na pewno nie ze strony dziewczyny zupełnie im obcej. Wiedziałaś, że masz tylko kilka sekund by wykorzystać ich zmieszanie i zaskoczenie. Inaczej szybko dojdą do wniosku, że ich jest trzech, a ty tylko jedna. Na dodatek byli oni przyszłymi shinobi, co już stawiało ich na wyższym poziomie w walce niż ciebie.

- Nie spytam drugi raz. Wynocha mi stąď!- krzyknęłaś gwałtownie i odrazu rzuciłaś kamień w stronę tego o "zgniłych" włosach. Ten nie był na to przyszykowany, więc tylko zasłonił się ręką, która wiedziałaś, że niezbyt mu pomoże.

Jednak już drugi rzut nie doszedł do skutku. Widocznie nie wzięłaś poprawki, że czarnowłosy okaże się twardszy niż myślałaś. Miałaś nadzieję, że po prostu ich nastraszysz, a oni odpuszczą. Ale przeliczyłaś się... i teraz będziesz musiała za to zapłacić. Przełknęłaś głośno ślinę, gdy ich przywódca bez problemu złapał nadlatujący pocisk i na twoich oczach go zgniótł. Może i nie był to jakiś ogromny kamień, ale i tak zdradzało, że jednak nie jest takim wyszczekanym niedojdą, za jakiego go z początku brałaś.

- Kim ty u diaska jesteś, co? Niepotrzebnie mieszasz się do cudzych spraw.- warknął rozzłoszczony i obdarzył cię wrogim spojrzeniem.

"No co ty nie powiesz? Zazwyczaj właśnie tego nie robię."
Miałaś ochotę mu odpowiedzieć, ale tylko zacisnęłaś mocniej pięść. Do tej pory nie rozumiałaś dlaczego się wtrąciłaś. To było zaprzeczenie wszystkiego czego nauczyłaś się przez lata. Martw się o siebie i nie mieszaj w większe kłopoty niż sama masz. To chyba było proste, nie?

Ale po prostu nie mogłaś dłużej znieść tego jak dręczą młodszego chłopaka, który dodatkowo nie robił nic, aby to przerwać. To było nieludzkie!
Sumienie nie dałoby ci spać, gdybyś zostawiła go samego. A może po prostu odezwała się twoja opiekuńcza strona? W końcu chłopkak był o dwa lata od ciebie młodszy, czyli był w wieku twojej siostry.

- Chcesz walczyć? Proszę bardzo. Damy ci taką nauczkę, że na długo ją zapamiętasz.- uderzył pięścią o otwartą dłoń, co widocznie było znakiem dla jego kompanów, gdyż nie czekając na nic więcej, ruszyli w twoją stronę.

Czyli nie żartował? W sumie to nie sądziłaś by taka opcja była możliwa. Przez chwilę rozważałaś opcję ucieczki. W końcu i tak raczej nie spotkasz ich drugi raz. A mogłaś się wręcz założyć, że byłaś od nich szybsza.

Ale w miejscu zatrzymywał cię zaskoczony i niedowierzający wzrok miodowłosego, który niemo pytał "dlaczego?". Czułaś, że skoro już się w to wszystko wmieszałaś, to przynajmniej chcesz z nim porozmawiać.

W tej chwili automatycznie zrobiłaś unik w bok. Mimo iż nie skupiałaś się na przeciwnikach, twój umysł tak przyzwyczajony do ucieczek i uników, sprawił, że zrobiłaś to niemal podświadomie. Czas się skupić bo naprawdę, źle na tym wyjdziesz.

Szybko rozejrzałaś się w sytuacji i zauważyłaś, że trzeci próbuje zajść cię od tyłu, w czasie gdy zielonowłosy atakuje cię frontalnie. Na szczęście byłaś całkiem zwrotna, więc miał z tym niemały problem. Za to na twoją niekorzyść przemawiał fakt, że miałaś tu naprawdę mocno ograniczone pole manewru. Poza tym łatwo było cię tu okrążyć. Co na szczęście chwilowo nie było zbyt prawdopodobne, gdyż czarnowłosy nie mieszał się w walkę. Ale być może chciał cię tym tylko zwieść.

Jakkolwiek by nie było, twoje dotychczasowe rany szybko dały o sobie znać, gdyż zranioną ręką nie mogłaś atakować w ogóle, zaś druga bolała przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Jakoś nie widziałaś tego za dobrze.

Jednak w tej chwili wpadłaś na dość ryzykowny i głupi plan, ale że chwilowo lepszego nie miałaś, ten musiał wystarczyć. Niby to przypadkiem odwróciłaś się tyłem w stronę jednego z atakujących, pod pretekstem uderzenia tego drugiego. Tak jak też się spodziewałaś nie przegapili oni nadażającej się okazji i zaraz trzeci z chłopców złapał cię w ten sposób, aby przytrzymać twoje ramiona. Syknęłaś cicho, gdy ten akurat nacisnął na jedno z twoich większych zadrapań. Mimo to uśmiechnęłaś się pod nosem, gdy i drugi zblżył się do ciebie.

- No i co się szczerzysz kretynko?- spytał zielonowłosy, przybliżając się do mnie z wrednym uśmieszkiem.

Szczerze? Miałaś ochotę go ugryźć, aby zetrzeć mu tę głupią minę z twarzy, ale... to co przygotowałaś, będzie dużo gorszą karą.

- Zaraz zobaczymy kto tutaj będzie cienko piszczeć.- stwierdziłaś z pewnym siebie uśmiechem, co lekko wybiło go z rytmu.

Jednak nim zdążył do czekokolwiek dojść, z zamachem podniosłaś nogę i kopnęłaś go tam... gdzie raczej chłopakom się tego nie robi. I istotnie po uliczce dało się słyszeć niepokojąco wysoki dźwięk, gdy obolały chłopak padał na ziemię.

Nie zamierzałaś oczywiście na tym poprzestawać. Wykorzystując rozkojarzenie drugiego przeciwnika nadepnęłaś mu z całej siły na prawą stopę. Ten automatycznie cię puścił, a wtedy w mhnieniu oka odwróciłaś się i przywaliłaś mu prosto w podbródek.

"I kto tu mówił, że dziewczyna nie potrafi się bić?"

Spytałaś z niemą satysfakcją, że praktycznie powaliłaś dwóch chłopaków i to bez niczyjej pomocy.

Jednak doskonale zdawałaś sobie sprawę, że to wcale nie koniec twoich problemów. Kiedy chciałaś się odwrócić, zdążyłaś jedynie kątem oka zobaczyć, zaciśniętą pięść lecącą w twoim kierunku. Wiedziałaś, że nie zdążysz jej uniknąć.

"Czyli jednak postanowił się włączyć do walki."- przemknęło ci przez myśl, a następnie zamknęłaś oczy, aby choć odrobinę uniknąć skutków uderzenia.

Jednak nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszałaś, że ktoś stanął tuż przed tobą i jak się donyślałaś, zatrzymał gotowego do ataku chłopaka. Z zaciekawieniem otworzyłaś oczy i spojrzałaś na swojego obrońcę, którym okazał się nie kto inny, jak ten sam miodowowłosy, który jeszcze przed chwilą ani trochę nie kwapił się do walki we własnej obronie. Ale tobie postanowił pomóc.

Zaś teraz uparcie przytrzymywał pięść czarnowłosego, która niemal w ciebie trafiła. Zaś szatyn zacisnął mocniej zęby i zgromił go spojrzeniem.

- Urocze, ty naprawdę myślisz, że uda ci się kogokolwiek ochronić? A może tak wyręczysz nas i sam ją załatwisz. W końcu na tym się chyba znasz.- ponownie uśmiechnął się podle.

Co prawda ty nie rozumiałaś co konkretnie oznaczają te słowa, ale widocznie mocno dotknęły one różowookiego. Niepewnie cofnął się on krok do tyłu i musiał poluzować swój chwyt, bo zaraz potem zgiął się w pół pod wpływem mocnego uderzenia w brzuch, a następnie osunął na kolana.

Miałaś tego dość. Musiałaś wreszcie się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego też stanęłaś tak, aby zasłonić chłopaka. Z początku czarnowłosy wyglądał jakby i ciebie zamierzał trafić, ale kiedy spostrzegł, że nie robisz nic, aby uniknąć ciosu lub sama również go nie wyprowadzasz, zatrzymał się zbity z tropu. Teraz wreszcie mogłaś zrobić to co zamierzałaś, czyli wyjaśnić tą całą sytuację.

- Skoro wreszcie oboje stoimy spokojnie, to może raczysz mi wyjaśnić o co wam w ogóle chodzi. Czemu żeście się na niego tak uwzięli?- spytałaś, trzymając ręce skrzyżowane na piersi.

- Szybko postanowiłaś o to spytać.- zakpił, ale kiedy nic sobie z tego nie zrobiłaś, on też zaczął traktować tą rozmowę nieco poważniej.- W takim razie wiedz, że stoisz po niewłaściwej stronie.

"Jeżeli ty to mówisz, to nie mam nic przeciwko mojej stronie, póki ciebie na niej nie ma."
Jednak nie powiedziałaś tego. Po prostu słuchałaś tego co chciał ci przekazać. A on mówił dalej.

- Bronisz kogoś kto z całą pewnością zasługuje na tytuł Dziedzica Wioski Krwawej Mgły.

Mimowolnie zrobiłaś niedowierzającą minę i zerknęłaś na chłopca za tobą, który aktualnie miał wzrok uparcie wbity w ziemię. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że coś ukrywa, ale z pewnością nie jest taki, jak oni go opisywali.

- Cokolwiek by się nie stało, nic nie usprawiedliwia tego, jak go potraktowaliście. To było po prostu podłe.- tej wersji postanowiłaś się trzymać, a w razie czego o resztę zapytasz młodszego

- Dostał to na co zasłużył.- szatyn widocznie nie odczuwał nawet cienia skruchy za to, co zrobił i powiedział.

"Szkoda, że tego samego nie mogę powiedzieć o tobie."- prychnęłaś mimowolnie pod nosem.

Przez chwilę jeszcze trwała między wami napięta i złowroga cisza, podczas której oboje patrzyliście na siebie zaciekle.

Jednak wreszcie chłopaka widocznie zirytowała cała ta sytuacja, gdyż mruknął coś półgłosem i odwrócił się zniesmaczony.

- Chodźcie stąd chłopaki. Szkoda czasu na te szkodniki.

Nie zareagowałaś na tą obelgę. Słyszałaś ją już dzisiaj drugi raz, więc nie robiła na tobie żadnego wrażenia. Za to z uśmiechem przyjęłaś to, że pozostali dwaj chłopcy bez słowa ruszyli za swoim liderem. No i z niemałą satysfakcją stwierdziłaś, że nadal widać po nich ślady niedawnej walki jaką stoczyli z tobą.

" I dobrze im tak."
Nie miałaś żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu. To raczej oni powinni się wstydzić.

Kiedy już zniknęli ci z oczu, wreszcie nadeszła oczekiwana przez ciebie chwila. Mogłaś z nim na spokojnie porozmawiać. Chociaż jak stwierdziłaś po jednym, krótkim spojrzeniu, on nie wyglądał na zbyt chętnego do tego pomysłu. Mimo to chciałaś spróbować.

Podeszłaś do niego powoli i z uśmiechem przykucnęłaś przed nim.

- Już wszystko dobrze. Poszli sobie.- zaczęłaś łagodnym tonem. Chłopak i tak był już przerażony, nie chciałaś jeszcze bardziej pogarszać sytuacji.

Jednak nie doczekałaś się żadnej odpowiedzi z jego strony. Dlatego spróbowałaś zagadać do niego ponownie.

- Nazywam się (imię). A ty?- przekrzywiłaś lekko głowę w oczekiwaniu na odpowiedź. I ponownie upewniłaś się w przekonaniu, że ten chłopak wygląda zbyt niewinnie, żeby móc kogokolwiek skrzywdzić, a przynajmniej nie celowo.

Chociaż z drugiej strony nauczyłaś się, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie. Nie zawsze są tacy, za jakich chcą uchodzić.
Ale w typ przypadku po prostu nie wierzyłaś by mogło być inaczej. Ten chłopak miał w sobie coś takiego, że po prostu chciało mu się wierzyć... Mimo iż słowem się do ciebie jeszcze nie odezwał.

- No to może jak się nazywasz?- zapytałaś z uśmiechem, aby zachęcić chłopca do rozmowy. Przezez jakiś czas miodowowłosy w dalszym ciągu uparcie milczał i już myślałaś, że ponowniebnie otrzymasz żadnej odpowiedzi z jego strony. Jednak nagle usłyszałaś cichy głos chłopca.

- Kagura.- po raz pierwszy młodszy podniósł na ciebie wzrok już odrobinę mniej przestraszonych, różowych tęczówek.

- Ładnie.- odparłaś radośnie, z powodu, że nareszcie udało ci się nawiązać z nim jakąś rozmowę.- Ja jestem (imię).- wyciągnęłaś w jego stronę dłoń, aby się przywitać, a on po chwili wachania podał ci swoją.

Ponownie uśmiechnęłaś się ciepło, aby przekazać mu w ten sposób, że naprawdę nie masz wobec niego złych zamiarów. I przez moment zdawało ci się, że zauważyłaś w jego spojrzeniu pewną, nikłą zmianę. Przestało ono być bowiem już tak przestraszone jak przed chwilą. Wychodzi na to, że chyba ci uwierzył.

Nagle jednak spuścił on wzrok w dół, a po chwili przerwał panującą między wami ciszę.

- Twoja ręka... jesteś ranna.- zauważył zaskoczony, a następnie ku twojemu zdziwieniu, ściągnął ciemne rękawiczki, które nosił, po to, aby wyciągnąć je w twoim kierunku.- Proszę, to dla ciebie.

Mimo jego słów, ty stałaś skołowana i nie wiedziałaś co właściwie powinnaś teraz zrobić. Dlaczego ci je dawał, nie chcąc niczego w zamian? Na codzień gdy ludzie tak robili, miało to na celu jedynie osłabienie twojej czujności, albo po prostu chcięli zabawić się twoim kosztem. Jednak nie posądziłabyś różowookiego o coś takiego. Więc jaki miał w tym cel?

Kiedy ty stałaś osłupiała mina chłopaka wyrażała coraz większe zmieszanie. W końcu postanowił spróbować ponownie. W końcu chociaż tyle mógł zrobić, aby ci się odwdzięczyć.

- Mogę?- spytał łagodnie, choć nadal trochę niepewnie, a ty nieświadoma nawet swojej reakcji skinęłaś głową. Zorientowałaś się dopiero, gdy poczułaś, że jasnowłosy delikatnie złapał cię za rękę i ostrożnie by nie sprawić ci przypadkiem bólu, założył ci jeszcze do niedawna swoją rękawiczkę, a zaraz potem zrobił to samo z drugą.

Zaś kiedy skończył uśmiechnął się do ciebie promiennie, widząc twoją w dalszym ciągu zaskoczoną minę.

- Może i nie wyleczą rany, ale przynajmniej nie będziesz mogła jej przez przypadek naruszyć.-wyjaśnił, a po chwili jeszcze dodał.- No i przy okazji nie będziesz tak marzła.

Dopiero teraz dotarło do ciebie, że rzeczywiście przez ten poranek, ręce zdążyly ci porządnie zmarznąć. W końcu uśmiechnęłaś się do niego w podzięce.

- Dziękuję.

- To naprawdę nic wielkiego. Przynajmniej tak mogę ci się odwdzięczyć za pomoc.- odparł pospiesznie, a następnie skłonił ci się lekko, na co omal nie padłaś.- To ja powinienem dziękować tobie. Nie znaliśmy się, więc nie musiałaś mi pomagać, a jednak to zrobiłaś. Arigato...

Przerwałaś mu, opierając dłoń na jego ramieniu. To co właśnie robił, wydawało ci się conajmniej dziwaczne. Znaczy nie miałaś nic przeciwko podziękowaniom, ale... dlaczego on robił to w ten sposób?

Jednak nim zdążyłaś go o to zapytać, do waszych uszu dobiegł głos dorosłego mężczyxny wołającego twojego nowego znajomego.

Przez chwilę zastanowiłaś się kto to może być? Może jakiś nauczyciel wreszcie zauważył jego nieobecność? A może to jego ojciec, w jakiś sposób dowiedział się o tym, co się tu niedawno stało. Na szczęście nie musiałaś długo czekać, aby poznać odpowiedź na to pytanie. Udzielił ci jej niieświadomie sam chłopak, patrząc w kierunku głosu i wypowiadając te dwa słowa, które nie na żarty cię przestraszyły.

- Chojuro-sama...

Cofnęłaś się gwałtownie. Nie mogłaś tak po prostu wpaść na Mizukage. Nie po tym wszystkim co słyszałaś. Byłaś złodziejką, a na dodatek nawet nie pochodziłaś stąd. Gdyby ten mężczyzna cię zobaczył, następne miejsce jakie mogłabyś podziwiać to więzienna cela. A na to nie mogłaś pozwolić!

Dlatego ponownie cofnęłaś się kilka kroków w tył i pośpiesznie pomachałaś chłopcu na pożegnanie. Miałaś ogromne wyrzuty sumienia, że zostawiasz go tak nagle bez żadnego wyjaśnienia, ale nie miałaś na to czasu. Widziałaś jego zaskoczoną minę i pytający wzrok, ale w polu twojego widzenia znalazł się też niebieskowłosy, który szybko zbliżał się do was.

- Wybacz Kagura. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy.- po tych słowach zniknęłaś za zakrętem i oparłaś się o chłodną ścianę jednego z budynków.

Mówiłaś szczerze. Chciałaś, aby to nie było tylko jednorazowe spotkanie. Czułaś, że Kagura miał w sobie coś wyjątkowego i był inny od pozostałych, ale w tym pozytywnym sensie. Byłby wspaniałym shinobi, który nie wykorzystywałby swojej pozycji czy siły do krzywdzenia słabszych. Nie było w nim także złości czy nienawiści, którą wyczówałaś od niemal każdego w tej wiosce. On wydawał się raczej zagubiony, rozżalony oraz samotny. Tak samo jak ty...

Nie zastanawiając się zbytnio nad konsekwencjami, wychyliłaś lekko głowę zza rogu. Chciałaś zobaczyć go jeszcze jeden raz.

Jednak przez ten czas, kiedy ty rozmyślałaś nad tym spotkaniem, tamci dwaj zdążyli już odejść kawałek. Uśmiechnęłaś się do siebie, widząc jak Mizukage trzyma rękę na ramieniu chłopca. Nie wiedzieć czemu pocieszała cię myśl, że ma on kogoś, kto jednak się o niego troszczy.

Nie chcąc tracić już więcej czasu, miałaś zamiar odwrócić się już i także odejść w swoją stronę, ale w tym momencie kątem oka zobaczyłaś, że Kagura odwrócił głowę i wasze spojrzenia spotkały się jeszcze ten jeden raz. Oboje rozumieliście jego znaczenie. To była obietnica, że jeszcze kiedyś się spotkacie.

Dobra, jest! Hurra... chyba. No i filmik gratis jakby ktoś chciał obejrzeć.

W każdym razie to najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam.

Komu się podobał? I kto w ogóle dotarł do końca?

I możecie mi wierzyć na słowo, fragment, który tu pisałam był jednym z najboleśniejszych jakie kiedykolwiek musiałam napisać. Więc no... nie wiem po co wam ra wiedza, ale cóż. Tak muszę się wyżalić, żeby nikt mi nie zarzucił, że jestem okropna.

A w ciekawostce mogę wam powiedzieć, że to co tu jest, to może z 3/5 tego co miałam jeszcze w planach, ale wtedy byłoby to po prostu za długie.

No i to chyba tyle na dziś.

Pa!

4392 słowa, jakby ktoś chciał wiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top