68

— Musimy się czymś zająć i to zdecydowanie — powiedziała Hermiona, wstając.

Heather spojrzała na Hermionę marszcząc brwi. Zdecydowanie zachowywała się dziwnie, była jakaś niespokojna, nie mogła usiedzieć na miejscu. Harry natomiast był zupełnie inny. Cichy, przemykał się po domu. Jego zachowanie natomiast, Black była w stanie zrozumieć. Wciąż nie rozmawiał z Syriuszem. Właściwie ona sama też nie. Annabeth obiecała, że poruszy z nim trudny temat, ale dotychczas jej się to nie udało.

— Niby czym? — zapytała Black, wodząc wzrokiem za Granger.

Mugolaczka sięgnęła do szuflady, z której wyciągnęła pergamin i samonotujące pióro. Black skrzywiła się lekko, gdy w jej głowie pojawił się obraz Rity Skeeter.

— Organizacją ślubu — odpowiedziała z uśmiechem Hermiona, siadając na kanapie obok Heather, która nie wyglądała na przekonaną do tego pomysłu. W obliczu focha swojego ojca, nie za bardzo miała ochotę na rozmowę o sukienkach i liście gości.

Otworzyła buzię, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo do pokoju wpadła uśmiechnięta Annabeth.

— Czy ja słyszałam coś o organizacji ślubu?

Podczas, gdy Hermiona pokiwała energicznie głową, na twarzy Heather pojawiła się jeszcze bardziej skwaszona mina.

— Mamo, ale...

— Jak najbardziej, musimy już zacząć wszystko ogarniać, jeśli chcemy was ożenić przed rokiem szkolnym. Poza tym, sierpień to najlepszy miesiąc na wesele.

— Dlaczego?

— Ja i twój ojciec też wzięliśmy ślub w sierpniu. — Brunetka wzruszyła ramionami, siadając obok Hermiony. — Zacznijmy od listy gości. Musicie ruszyć wyobraźnią, bo z moją pamięcią jeszcze kiepsko, a nie możemy nikogo pominąć... Wesele to świetna okazja, żeby spotkać się z daleką rodziną...

Heather darowała sobie uwagę o tym, że zarówno daleka rodzina ze strony Blacków, jak i Roddenów, to w zdecydowanej większości zimne trupy, które balangę mogą zrobić sobie ewentualnie na cmentarzu.

— Nie chcę dużego wesela — mruknęła jedynie, przymykając powieki.

— Spokojnie skarbie, myślę, że zmieścimy się w stu osobach... — odpowiedziała z uśmiechem Annie, po czym wróciła wzrokiem do pergaminu, na którym Hermiona już nakazała notować nazwiska.

Black już nie reagowała na kolejne nazwiska. Nawet nie mówiła o tym, że niektóre słyszała pierwszy raz w życiu. Poza tym, kilka razy pokiwała głową na zapewnienia Hermiony, że "Harry na pewno by chciał, aby zaprosić tego i tego". W tym wszystkim jednak pominęła pomysł, aby po prostu Pottera o to zapytać.

— Musimy znaleźć kolor przewodni! Może pudrowy róż? Albo czerwień! Czerwień Gryffindoru!

— Czerwień będzie idealna! — Pokiwała głową Granger.

— Jak w burdelu — prychnęła Heather, ściągając na siebie oburzone spojrzenia. — Będzie granatowy. Żadnej czerwieni.

Annie bez słowa pokiwała głową.

— Co z jedzeniem?

— W świecie mugoli zaczęło być popularne coś takiego, jak słodki stół! To wydzielona część w sali, gdzie są same przeurocze, słodkie drobiazgi! Babeczki, lody, fontanna z czekoladą...

— Brzmi cudownie!

— Spróbujcie czekolady z krwią wrogów — prychnął Syriusz, który od dłuższej chwili stał w drzwiach.

Wszystkie trzy kobiety spojrzały na niego, jednak wyraz twarzy każdej z nich wyrażał inne emocje. Hermiona patrzyła ze smutkiem, Annabeth niezrozumieniem, natomiast Heather w jednej chwili się zagotowała. Wstała i w dwie sekundy przebyła odległość w pokoju, by stanąć twarzą twarz z ojcem.

Zanim jednak skierowała do niego jakiekolwiek słowa, spojrzała jeszcze na siedzące w ciszy Annabeth i Hermionę.

— Ślub będzie kameralny, tylko z najbliższymi. Żadnej czerwieni, będzie granatowy. Co do jedzenia, zadba o to Stworek. Dobrze  się na tym zna i nie chcę słyszeć ani jednej uwagi o tym, że nas otruje. Zmienił się i nadeszła pora, abyście zmienili swój stosunek do niego. Nie chce słyszeć o tonach kwiatów, mają być lilie. Symbolicznie. Tak, aby uczciły pamięć o Lily Potter. Nie próbujcie robić z naszego dnia niewiadomo jakiej imprezy, bo wypada pamiętać, jak wiele ludzi powinno się na niej znaleźć, a nie mogą, bo już ich z nami nie ma. Zdjęcia. Będą zdjęcia rodziców Harry'ego, zdjęcia Remusa, Tonks, Freda... Wszystkich tych, których kochaliśmy. Zdjęcie Regulusa też będzie — powiedziała pewnie, kierując wzrok na ojca. — I nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu. A nawet widzieć twojej niezadowolonej miny. Pobierzemy się tak, czy siak. I zdecyduj się, czy zamierzasz być w tym dniu obecny, bo nie zamierzam czekać do ostatniego dnia, aż łaskawy ojciec zadecyduje, czy spędzi z córką najważniejszy dzień w jej życiu!

Syriusz stał z szeroko otwartymi oczami i wpatrywał się w swoją córkę. Chciał coś powiedzieć, jakkolwiek zareagować na jej ostre słowa, ale nie potrafił. Jeszcze nigdy nie miał takiej sytuacji, że w jego umyśle pojawiła się kompletna pustka. I oto stanęła przed nim krew z jego krwi, by spowodować, że zabrakło mu słów.

Heather odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego pokoju.

Syriusz natomiast stał przez dłuższą chwilę i wędrował spojrzeniem od Annabeth, do Hermiony.

— Na mnie nie patrz — powiedziała Annie, wzruszając ramionami. — Ma twój temperament. I charakter. I w ogóle wszystko.

— Jasne... Wszystko, co złe, to na mnie? — Syriusz chciał zażartować, jednak w tamtej chwili nikt nie miał ochoty się śmiać.

— To ty zachowujesz się, jakby działo się coś złego. Może to ty byłeś z naszą córką dłużej, ale ja przynajmniej nie zawiodłam jej tak bardzo. O Harrym już nie wspomnę, bo poza nami, ten chłopak nie ma nikogo.

— Kochanie, ale... — zaczął powoli Syriusz, wchodząc do pokoju.

Annabeth natomiast wstała, kręcąc głową.

— Nie. Zastanów się nad sobą. Hermiono, jedziemy obejrzeć lilie do kwiaciarni.

~*~

Harry już wiedział, że papierkowa robota będzie w pracy aurora jego najgorszą zmorą. Rozumiał jednak, że wszelkie dokumenty muszą być prowadzone z należytą dokładnością. Kiedy więc wybiła godzina osiemnasta, z radością machnął różdżką, chowając dokumenty do szafy. Zapieczętował ją, po czym zgarnął kurtkę i wyszedł z biura.

Z uśmiechem odpowiadał na wszelkie formy powitania, które kierowali w jego stronę pozostali pracownicy Ministerstwa Magii. Miło było iść korytarzami w swojej prawdziwej postaci, a nie przemykać w obawie, że za chwilę Eliksir Wielosokowy przestanie działać. Za kilka tygodni ukończy kurs i zostanie pełnoprawnym aurorem. Uśmiechnął się znów, gdy kolejna nieznajoma osoba ukłoniła mu się w pas. Nie miał zielonego pojęcia, kim był ów czarodziej, ale Potterów i rzuciły się w oczy jego kręcone włosy.

I wtedy uśmiech zszedł z jego twarzy, bo te włosy kojarzyły mu się z Syriuszem. Z Syriuszem, który od kilku dni z nim nie rozmawiał.

Westchnął ciężko, wchodząc do windy. Był tak zaabsorbowany swoim ojcem chrzestnym, że dopiero po chwili zauważył, że nie był w niej sam.

— Cześć.

Harry natychmiast spojrzał w bok i w tym momencie napotkał stalowe tęczówki Dracona Malfoy'a.

W jednej sekundzie wróciły do niego wydarzenia sprzed tygodni. I chwila, gdy to właśnie Draco rzucił mu różdżkę. Wtedy odkupił wszelkie winy. Potter miał świadomość, że gdyby nie tamta chwila, mógł już nie żyć. Nie tylko on, ale i wszyscy, którzy są mu bliscy.

— Cześć — powiedział, wyciągając dłoń, którą Malfoy bez wahania uścisnął. — Dobrze... Dobrze cię widzieć... Nie mieliśmy okazji porozmawiać od...

— Dużo się działo — mruknął Draco, nie chcąc zostawiać Pottera bez odpowiedzi.

Harry jedynie kiwnął głową. Dobrze wiedział, co się działo z rodziną Malfoy'ów. Lucjusz tkwił w Azkabanie, oczekując na proces. Narcyza ponoć podupadła na zdrowiu, a Draco wyprowadził się z rodzinnej rezydencji i poszukiwał pracy. Nie wiedzieć czemu, w głowie Pottera na dłużej zatrzymała się myśl o Narcyzie. Heather nie raz wspominała, że była dla niej dobrą mamą i starała się, jak mogła.

— Jak... twoja mama? — odchrząknął Potter, wzrok kierując przed siebie.

Dla obu panów spotkanie było wysoce niekomfortowe. Choć obaj chcieli zakopać topór wojenny, nie byli w stanie się do tego zabrać. Dotąd przecież częstowali się wzajemną wrogością i był to pierwszy raz od wielu, wielu lat, kiedy mogli normalnie porozmawiać.

— Trzyma się — odpowiedział Malfoy z nadzieją, że taka odpowiedź wystarczy. Martwił się o stan zdrowia Narcyzy, jednocześnie nie mógł przemóc się, aby wrócić do domu i należycie się nią zająć. — Andromeda odnowiła z nią kontakt. Okazuje się, że gdyby nie Bella... i ojciec... spotkałyby się już lata temu...

W końcu winda zatrzymała się. Okazało się, że obaj panowie zmierzali do wyjścia. Ruszyli więc, ramię w ramię, wciąż myśląc, jak poradzić sobie z niezręczną ciszą.

— Andromeda straciła córkę, też przyda się jej kontakt z siostrą... — powiedział Potter, w myślach przywołując uśmiechniętą, siwiejącą już babcię małego Teddy'ego.

— Zabawne, że... wystarczyła śmierć jednej osoby i... wszystko wróciło na dobre tory.

Potter jedynie pokiwał głową.

— Życie teraz będzie prostsze. Dla nas, dla mugolaków, nawet dla mugoli...

— Ta, powiedz to mojemu ojcu — prychnął Draco. Nie miał wątpliwości, że jeśli jego ojciec wyjdzie z Azkabanu, nie będzie miał życia w świecie czarodziejów. Ostatnie lata nie był popularny wśród Śmierciożerców, zwłaszcza po tym, jak popadł w niełaskę Czarnego Pana. Gdyby jakimś cudem uniknął więzienia, do końca życia będzie chodził po świecie z łatką mordercy.

Draco zmarszczył brwi, gdy w jego głowie zaświtał pewien pomysł. W końcu Potter rozpoczął kurs na aurora. Jeśli ktoś mógł wiedzieć coś na temat Lucjusza, to właśnie on.

— Potter... — zaczął ostrożnie, przystając.

Harry zrobił to samo, wpatrując się w blondyna z zainteresowaniem. Czuł jednak przez skórę, o co Malfoy może zapytać.

— Wiesz coś... na temat mojego ojca? Jak mu... tam?

Potter na końcu języka miał uwagę o tym, że w Azkabanie raczej nie jest za wesoło. Nie miał jednak serca aż tak dobijać Dracona, więc wybrał łagodniejszą odpowiedź.

— Popołudniowych herbatek z dementorami to raczej nie pije, ale... nie dzieje mu się tam krzywda... płaci za swoje winy... Jak każdy z...

— Ja też powinienem zapłacić... — wycedził Draco, zanim zdążył pomyśleć.

Harry przełknął ślinę.

— Pomogłeś mi — powiedział w końcu, robiąc krok w stronę Dracona. Sam nie wiedział do końca jakim cudem, ale zdobył się na to, by poklepać chłopaka po ramieniu.

Draco zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.

— Gdyby nie ty, nie stałbym tu dziś. Uratowałeś wiele, wiele istnień, bo znalazłeś w sobie odwagę. Odwagę, której nie miał twój ojciec, przez te wszystkie lata błądząc za Voldemortem.

Malfoy zacisnął wargi. Nie był w stanie niczego z siebie wydusić. Co z tego, że Potterowi ostatecznie udało się pokonać Voldemorta, skoro zginęło przy tym tak wielu ludzi. W tym jego przyjaciele.

— Muszę już iść, bo Heather będzie się martwić — westchnął Harry, zapinając kurtkę.

— Wciąż ci matkuje? — uśmiechnął się Draco. W jego sercu ponownie odżyła przemożna chęć spotkania z siostrą. Tylko pytanie, czy i ona zechciałaby się z nim zobaczyć.

— Robi najlepsze drugie śniadania do pracy — odparł z zadowoleniem Potter. — Trzymaj się, Mal...

— Poczekaj... — poprosił jeszcze Draco. — Chciałbym... Chciałbym zobaczyć się z Heather, czy...

Mina Harry'ego zrzedła. Nie do końca spodobał mu się ten pomysł. Spotkanie z Draco mogłoby wywołać w Black wiele emocji, a w obecnym stanie nie było to pożądane.

— Ona... — oblizał wargi, nie mogąc pozbyć się ucisku w gardle. — Ona jeszcze nie jest na to gotowa, Malfoy. A w obecnym stanie... nie chcę, żeby się denerwowała...

— Jasne... — Draco pokiwał głową, cofając się. Czyli potwierdziły się jego najgorsze przeczucia i Heather po prostu nie chciała go zobaczyć. Skłamałby mówiąc, że się tego nie spodziewał.

Zaraz jednak zwrócił uwagę na jeszcze jedno zdanie, które wypowiedział Potter. Już chciał zapytać, co miał na myśli, ale nie zdążył, bo okularnik zniknął w zielonym płomieniu Świeciu Fiuu.

— Jakim do cholery stanie?!

~*~

— Myślałem, że zobaczymy się dopiero jutro — powiedział Ronald, schodząc ze schodów.

— Och Ronald, jakiś ty gościnny — zrugała syna pani Weasley. — Siadaj Harry, tak miło cię widzieć! Upiekłam szarlotkę! Jeszcze ciepła! No siadaj, siadaj!

Harry uśmiechnął się niepewnie, gdy pani Molly posadziła go na krześle. Szczerze mówiąc nie miał najmniejszej ochoty na szarlotkę, jedynie chciał pogadać z Ronem i zapytać o zdanie odnośnie Dracona. Choć domyślał się, jaka będzie odpowiedź chłopaka.

— Mamo on nie chce twojej szar... — Ronald zamilkł pod wpływem spojrzenia matki i grzecznie usiadł na krześle. — Też poproszę.

Kobieta z radością ukroiła chłopcom po kawałku ciasta, po czym zabrała się za parzenie herbaty.

— Opowiadaj kochaneczku, co tam u was słychać? Jak Annabeth? Już sobie wszystko przypomniała?

— Radzi sobie całkiem dobrze — przyznał z uśmiechem Potter. — Powoli do przodu.

— Och i to najważniejsze... — westchnęła rudowłosa, na sekundę się zamyślając.

Ronald spojrzał na mamę smutnym wzrokiem. Nie było dnia, by nie płakała za Fredem.

— A co u Heather? Na pewno jest szczęśliwa, że odzyskała mamę? Miałam nadzieję, że też odwiedzi nas w niedługim czasie...

Harry złączył spojrzenia z Ronaldem, który delikatnie pokręcił głową. Już ostatnio o tym rozmawiali, Pamela wciąż nie chciała słyszeć nic o Black.

— Spędzają ze sobą dużo czasu...

— Och wspaniale... Jedzcie sobie, ja zaraz wrócę...

Kiedy tylko kobieta zniknęła na dworze, Harry pochylił się nieco nad stołem, by wykorzystać i opowiedzieć wszystko Ronowi.

— Rozmawiałem dziś z Malfoy'em...

Rudowłosy wywrócił oczami, wpychając do buzi kawałek szarlotki.

— Wygląda jak wrak człowieka, ale nie ma się co dziwić. Problem jest taki, że chce się zobaczyć z Heather, a ja mu na to, że nie ma opcji, przynajmniej nie w tym stanie... No i teraz boję się, że domyśli się, że jest w ciąży... chyba schrzaniłem po całości, Ron...

Weasley przestał gryźć. Przez kilka najbliższych sekund mielił w głowie to, co powiedział jego przyjaciel i nie mógł przyswoić tego, co chciał mu przekazać.

— Malfoy w ciąży?

— Co? — zdziwił się Harry.

— Co? — powtórzył Ron, gdy już poruszył szare komórki. I wtedy właśnie do niego doszło, kto jest w ciąży. A wraz z tamtą sekundą zaczął krztusić się szarlotką.

Harry natomiast przypomniał sobie, że nie powiedział przyjacielowi o tym, że w niedługim czasie zostanie ojcem. Przecież takie rzeczy się zdarzają.

~*~

Dzień dobry kochani!

Nie wiem, czy wróciłam na dobre, ale przyszła dziś wena na kolejny rozdział, więc wstawiam!

Trzymajcie się cieplutko w te zimne dni <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top