41

Heather rozglądała się uważnie po pokoju, który nagle wydał jej się większy. Co więcej, miała wrażenie, że widzi go o wiele lepiej. Dosłownie mogła zobaczyć wszystko, co było po prawej i lewej stronie, natomiast gorzej z tym, co było z przodu. 

Skierowała się nieco przerażona w stronę George'a i odkryła, że chłopak był dużo, dużo większy niż ostatnio. Pochylał się nad nią i wpatrywał, jakby była czymś najdziwniejszym na świecie. Otworzyła usta, gotowa zapytać, co właściwie się stało, jednak nie wydobyło się z nich nic, oprócz dziwnego skrzeku.

— No tego się nie spodziewałem — przyznał rudzielec, kucając. Dopiero wtedy znalazł się nieco bliżej Black, która wciąż była zdezorientowana całą sytuacją. Weasley wyciągnął dłoń w jej stronę, więc odruchowo ruszyła ręką do przodu i spostrzegła, że na miejscu jej górnych kończyn znajduje się coś innego. 

Konkretnie, skrzydło. Dziewczyna znów usiłowała zapytać, co się stało, jednak z jej gardła ponownie wydobył się skrzek.

— Merlinie nie kracz tak, bo wszystkich pobudzisz! — syknął George, z obawą wpatrując się w drzwi. Na szczęście cały dom wciąż spał, a pan Weasley pełnił wartę na podwórku. Nie miał więc szans, by usłyszeć, co działo się w pokoju Black.

A działo się całkiem sporo. 

— Spokojnie — powiedział znów rudzielec, powoli rozumiejąc, że Heather musiała być po prostu zdezorientowana wszystkim, co się wydarzyło. Prawdopodobnie nie brała pod uwagę faktu, że jej się powiedzie, a tymczasem przybrała formę animagiczną. — Wszystko się udało. Nie jesteś w połowie drewnem ani sedesem. Jesteś w pełni zwierzęciem...

To nieco uspokoiło Black i już przestała rozglądać się na wszystkie strony. Fakt, że była zwierzęciem był przecież pozytywny. Wszystko się udało. Jej pierwsza przemiana zakończyła się sukcesem i mogła być z siebie dumna. Szkoda tylko, że kompletnie nie wiedziała, co zrobić. Jak w ogóle miała przyzwyczaić się do nowej formy, skoro jeszcze nie była pewna, w co się zamieniła?

— Spodziewałem się w sumie, że będziesz psem, jak ojciec, ale... — George zastanowił się, wyciągając dłoń. Heather zrozumiała tyle, że miała na nią wejść. Niechętnie wykonała pierwszy krok i znalazła się na ręce chłopaka. 

George natomiast podniósł się gwałtownie powodując, że Black zatrzepotała intensywnie skrzydłami, a pazury wbiła w skórę chłopaka, by poczuć się stabilniej. 

— No nie panikuj, Czarna Zmoro... — westchnął chłopak i chwycił lusterko, leżące na biurku. — Nie jest źle. Jak taka zostaniesz, możesz dorabiać jako sowa i przechwytywać nam listy Śmieriociożerców. 

Heather usiłowała wywrócić oczami, jednak czuła tylko tyle, że nie udało jej się wykonać tego ruchu. Sekundę później Weasley przysunął lustro, by mogła zobaczyć swoje odbicie. Ponowny skrzek wydobył się z gardła dziewczyny. Właściwie już nie skrzek, a krakanie.

Black faktycznie nie stała się psem, jak ojciec. Nawet nie była wilkiem, by jakkolwiek zachować tradycję w rodzinie. Wpatrywała się oniemiała w odbicie czarnego niczym smoła, kruka. 

— Teraz legalnie mogę mówić że nie masz krakać — zarechotał George, ale natychmiast zamilkł, bo Black dziabnęła go w palec. — Zakuty dziób... — syknął chłopak, wkładając zraniony opuszek palca do buzi. 

Black powoli rozprostowała skrzydła, by przyjrzeć im się dokładnie. Kruk nie wydawał się jej wymarzoną formą, naprawdę liczyła na jakieś porządniejsze zwierzę, a nie byle jakiego ptaka. Im dłużej jednak przyglądała się swojemu odbiciu, tym większą zyskiwała pewność, że to całkiem dobra opcja. Będzie mogła wymykać się oknem bez zbędnych tłumaczeń. Nikt nie będzie za bardzo zwracał uwagi na pojedynczego kruka, który zaplątał się gdzieś na oknie i podsłuchuje rozmowy. Ta forma dawała jej o wiele więcej możliwości, niż choćby psia forma Syriusza. 

Dziewczyna zatrzepotała skrzydłami ciekawa, czy musiała nauczyć się latać, czy może już umiała. 

— To co wróbelku, sprawdzimy czy umiesz latać? — zapytał George, który bezbłędnie odczytał intencje dziewczyny.

Zanim Heather zdążyła choćby zakrakać, chłopak stanął na krześle, wyciągnął ręce i tak po prostu zabrał dłonie powodując, że Black nie miała pod sobą już żadnej podpory. Spanikowana zaczęła trzepotać skrzydłami, jednak nic to nie dało, bo z tąpnięciem opadła na ziemię. Zakrakała nienawistnie, gdy Geroge roześmiał się z własnej głupoty.

— Przyznaję, to nie było przemyślane. Będę cię rzucał na materac, co ty na to? 

Weasley nawet nie czekał na odpowiedź, bo wiedział, że taka nie nadejdzie. Zamiast tego podniósł Heather i położył ją na biurko, zanim dziewczyna zdążyła go podziobać. Wyciągnął różdżkę i zabrał się za delikatne przemeblowanie pokoju.

— Mówię ci, ogarniesz to latanie — kontynuował, niezrażony — nawet największego żółtodzioba nauczę, mówię ci! Rona nauczyłem latać na miotle, to i ciebie ogarniemy... o zapłacie pogadamy później, jak już zamienisz dziób na nochal...

I właśnie wtedy zarówno George i Heather zdali sobie sprawę z jednej, bardzo ważnej rzeczy. Największą trudnością animagii nie była wcale zamiana w formę zwierzęcą. 

Black przełknęła nerwowo ślinę, gdy spoczęło na niej spojrzenie Weasley'a.

— Zmoro, a ty w ogóle wiesz, jak się przemienić znów w człowieka? 

Nie. Nie miała zielonego pojęcia, jak to zrobić. A skoro mogła już na zawsze zostać krukiem, chciała nauczyć się latać. Może faktycznie kradnięcie listów Śmierciożerców wcale nie było takie złe?

~*~

— Syriuszu mam świetną wiadomość! — zawołała Josie, wchodząc do pokoju. 

Black w tym czasie przerzucał kolejną kolumnę teczek i gdy tylko Arryn się pojawiła, wyprostował się gwałtownie. Oczywiście zbyt gwałtownie, bo coś strzyknęło mu w plecach. Złapał się za bolące miejsce, sycząc cicho.

— Ojej... — mruknęła Josie, zaciskając wargi. Black nieco ją rozbawił, ale nie chciała mu tego pokazywać. Jaką byłaby przyjaciółką, gdyby śmiała się z jego cierpienia? — Wszystko dobrze? Usiądź może...

— Nie rób ze mnie dziadka — żachnął się Syriusz, posyłając dziewczynie wymowne spojrzenie. 

Josie wyrzuciła ręce w górę w obronnym geście. Widać Blackowa duma znów się w nim odezwała i nie zamierzał przyjmować żadnej pomocy. No trudno, Arryn była w stanie to przeboleć. Nie pierwszy i nie ostatni raz miała do czynienia z takimi przypadkami. 

— Czego tam się dowiedziałaś? — zapytał czarnowłosy, opierając się o krzesło. 

Arryn natomiast zrobiła krok do tyłu, prawie wpadając na stół. Skrzyżowała ręce na piersi, próbując sprawiać wrażenie, jakby dokładnie zaplanowała ten krok. Syriusz uniósł brew, jednak nic nie powiedział. Cierpliwie czekał.

— Właściwie... nie do końca dowiedziałam... 

Black zmarszczył brwi, wciąż czekając. W duchu cieszył się, że nie okazał zbyt wiele entuzjazmu. Wolał rozczarować się pozytywnie, nie negatywnie. 

— Nie wiem, czy miałeś okazję poznać już moją sąsiadkę, Sophie? — zapytała z uśmiechem Josie.

Black milczał, w dodatku nie wykonał żadnego ruchu, nawet nie uniósł brwi. Arryn pokiwała powoli głową, rozumiejąc bezsensowność swojego pytania. 

— Czyli nie... Otóż Sophie jest niemagiem i... bardzo inteligentnym niemagiem.. często chodzi do biblioteki, próbuje nawet pisać własną książkę...

Syriusz westchnął ostentacyjnie. Powoli przyzwyczajał się do gadaniny Arryn, jednak w takich chwilach doprowadzała go do szału. Zacisnął jednak zęby i czekał, choć granica cierpliwości były niebezpiecznie cienka. 

— Już nawet ma kilka rozdziałów... czytałam jeden, jest całkiem dobry no... no i chodzi o to, że często przesiaduje w kafejkach internetowych... — Rudowłosa wlepiła zielone oczęta we wciąż niereagującego Syriusza. Po jego kolejnym braku reakcji zrozumiała, że nie miał zielonego pojęcia, o czym mówiła. 

Kfejkach? — powtórzył.

— KAFEJKACH! Ty naprawdę nie masz pojęcia o niemagicznych! — zawołała Arryn. Była do tego stopnia rozemocjonowana, że podeszła i gwałtownie złapała za przedramiona mężczyzny. — W takich właśnie kafejkach większość ludzi komunikuje się ze sobą, rozumiesz?! Mogę wysłać wiadomość stąd do koleżanki w Australii i ona dostanie ją w kilka sekund! Żadnych sów, żadnych świstoklików, teleportacji, nic! 

Syriusz zmarszczył brwi, powoli łącząc kropki.

— Chcesz mi powiedzieć, że...

Arryn pokiwała głową, podskakując w miejscu.

— Że w ten sposób ten chłopiec chciał skontaktować się z twoją córką! A Sophie pokaże mi, jak to działa! Nauczy mnie korzystać! I dzięki temu będziemy mogli...

— Wyciągnąć informacje od tego chłopaka! — zawołał Syriusz, gdy już zrozumiał, o co chodziło Josephine. 

Rudowłosa pokiwała energicznie głową. Oboje wydawali się przepełnieni euforią. Szczęśliwi, że w końcu zdarzył się jakiś przełom, po kilkunastu dniach przeglądania akt. Syriusz był tak podekscytowany, że odruchowo przyciągnął Josie w żelaznym uścisku. Przymknął oczy tylko na chwilę, gdy znów w jego umyśle pojawiła się Lily. Och, kochana, słodka Lily... Gdyby tu była, na pewno cieszyłaby się tak bardzo, jak przeurocza Arryn.

Josie natomiast nie wiedzieć czemu, zarumieniła się nieznacznie, pod wpływem szybszego bicia serca. Zaraz jednak, gdy tylko Black się od niej odsunął, odwróciła się i ruszyła do kuchni pod pretekstem przygotowania kolacji. Syriusz naturalnie nie miał zamiaru jej zatrzymywać, więc sięgnął po pergamin, by naskrobać list do Remusa i Heather.

~*~

— Nawet nie wiesz, jaki zawał miałam — mruknęła Heather, opierając głowę o chłodną ścianę.

— Ty?! — żachnął się George. — To ja tu przeżywałem prawdziwy atak serca! Jak twoim zdaniem miałbym wytłumaczyć rodzicom fakt, że zamieniłaś się w czarną kaczkę i nie potrafisz się odczarować?! A Syriuszowi?! Ten to by mnie zabił na miejscu i jeszcze walczyłby o Order Merlina za wyjątkową brutalność!

— Oj nie przesadzaj! — Machnęła ręką Black, która po chwili namysłu musiała przyznać, że coś było w tej hipotezie Weasley'a. Nie chciała jednak za długo się nad tym roztrząsać, bo bliźniacy w końcu uwielbiali dramaturgię. — Wszystko się dobrze skończyło... 

— Jasne. Tylko kilkadziesiąt razy rąbnęłaś o materac. 

— Nauczę się w końcu latać... to nie może być takie trudne...

— Mhm... Kupie ci kask dla ślimaków — mruknął chłopak. — Tylko jak będziesz spadać z okna w ogródek matki to nie kracz za głośno, bo mam pokój pod tobą...

Black wywróciła oczami. Wstała z ziemi i dopiero wtedy poczuła, jak zmęczona była. George najwyraźniej rozpoznał jej stan, bo automatycznie chwycił za klamkę.

— Nauka zajęła nam całą noc, więc idę na zasłużony odpoczynek...

Black pokiwała głową, łapiąc różdżkę. Trzema krótkimi ruchami spowodowała, że meble i inne przedmioty powróciły na swoje miejsce.

Weasley zamierzał już opuścić królestwo dziewczyny, jednak nie zdążył nawet otworzyć drzwi, bo odskoczył przerażony. Do pokoju wpadł Kingsley, który nawet nie trudził się przywitaniem. Stojącemu w progu George'owi wskazał drzwi, przez które chłopak przeszedł.

Co do Heather, Kingsley także miał całkiem konkretne zadanie.

— Rozmawiałem z Arthurem. 

— Gratulacje, czy coś? — parsknęła Black, gdy już domyśliła się, czego dotyczyć mogła rozmowa. Krótko mówiąc przeczuwała, że pan Weasley się na nią poskarżył.

— Już zupełnie pominę twój akt niesubordynacji. Twoje szczęście, że byłaś z George'em i nic się nie stało... 

W tym miejscu Black przypomniała sobie nieciekawy epizod z Riley'em, ale nie mogła dać po sobie niczego poznać, więc pokiwała głową. 

— Nie chcę więcej słyszeć o twoich próbach opuszczania tego miejsca... jesteś pod specj...

— Powiedziałam to już raz i powtórzę jeszcze raz... — sprzeciwiła się Heather, wściekła podchodząc do mężczyzny. — Jestem członkiem Zakonu i mam prawo do walki, tak samo, jak inni! Nie będę się kryć po kątach, podczas gdy Harry...

— Ty naprawdę nie rozumiesz, dziewczyno?! — zagrzmiał Kingsley tak głośno, że na chwilę Black zmroziło. Cofnęła się kilka kroków, wpadając na ścianę. — Jeśli Voldemort położy na tobie łapy, Harry sam do niego przyjdzie! Nie mam pojęcia, co ten chłopak ma w planach, żeby nas ocalić! Nie wiem, jak mu pomóc, więc będę robić wszystko, żeby nie przeszkadzać! Dlatego nałożyłem na ciebie zakaz wychodzenia! Śmierciożercy czyhają na ciebie na każdym cholernym kroku! Nie obchodzą mnie twoje marzenia i idee! Ty w rękach Sama - Wiesz - Kogo to śmierć dla nas wszystkich! Wszystkich!

Heather milczała, usiłując opanować łzy, które gromadziły się w jej oczach. Sama nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała. Co prawda Kingsley jeszcze nigdy nie podniósł na nią głosu, jednak czuła, że to nie dlatego jej własny organizm ją zdradził. Przełknęła ślinę na wypadek, gdyby auror szykował kolejną dawkę krzyku. Na szczęście dla niej, mężczyzna zmierzył ją ostatnim, wściekłym spojrzeniem i tak po prostu wyszedł. 

Wyszedł, zostawiając ją samą z natłokiem myśli. Szybko jednak okazało się, że nie będzie mogła za długo rozmyślać. Pięć minut później po domu rozniósł się głośny krzyk pani Weasley obwieszczający, że Pamela zaczęła rodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top