21
— Syriusz to prosty mechanizm. Szybko mu przejdzie — powiedziała Heather, pocierając uspokajająco ramię Harry'ego.
Nie zwróciła jednak uwagi na swojego ojca, który pojawił się po drugiej stronie korytarza i na wzmiankę o samym sobie postanowił dać wyraz swojej irytacji. Przeszedł całą odległość, aż do schodów, tupał głośno, ostentacyjnie dając znać córce i chrześniakowi, że jest zły i wcale mu nie przejdzie.
— To był ten prosty mechanizm? — mruknął Potter, gdy Black zniknął na parterze.
— Czepiasz się — odpowiedziała czarnowłosa.
W duchu miała nadzieję, że Syriuszowi minie foch znacznie szybciej. Niestety, Black wciąż pokazywał swoje naburmuszenie. A niby był dorosły.
— HARRY SYRIUSZ MÓWI, ŻE MASZ SIĘ ODSUNĄĆ OD HEATHER, BO ZARAZ DO WAS PRZYJDZIE! — ryknął z dołu Remus, na co Gryfoni wywrócili oczami.
Trzy dni. Od trzech dni Black nie odzywał się do żadnego z nich. Wszystko, co chciał powiedzieć, przekazywał Lupinowi, który następnie musiał powiedzieć to dzieciakom. To także jedno z doroślejszych zachowań sławnego Syriusza Blacka.
— JĘZYKA MU W BUZI ZABRAKŁO, ŻE SAM NIE MOŻE TEGO ZROBIĆ?! — zawołała Heather, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Jak dziecko... — dodała, kręcąc głową z dezaprobatą.
— Mówi, że nie! — odparł znów Lupin, tym razem pojawiając się na piętrze. Wzruszył niewinnie ramionami. Z początku bawiła go ta cała sytuacja, jednak po czasie stwierdził, że jego przyjaciel zachowuje się idiotycznie, jednak żadne tłumaczenia nie trafiały do Syriusza. W końcu wilkołak postanowił spojrzeć na przyjaciela nieco łagodniej zastanawiając się, jak on sam zachowałby się w takiej sytuacji.
Doszedł do końcowej konkluzji mówiącej, że nie będzie się mieszał - pozostał cichym bohaterem, sową.
— Heather, możemy skończyć pakować prezenty? Molly kazała być za godzinę.
— Jasne. — Black pokiwała głową, uśmiechając się do Remusa.
Ucałowała jeszcze Pottera w policzek i ruszyła do pokoju Lupina, gdzie zrobili mały składzik na prezenty. Remus proponował, że przy pomocy zaklęcia zapakują je w trzy minuty, jednak Heather uparła się, że w tym roku chce robić to sama. Przygotowania świąteczne za pomocą magii zbyt mocno kojarzyły jej się ze świętami u Malfoy'ów.
Chwyciła więc pierwszy z brzegu pakunek i siadając na ziemi, zaczęła przymierzać do niego prezentowy papier.
— Remi, zostawiłam w pokoju prezent dla Hermiony... jest na krześle, obok szaty... mógłbyś...
— Jasne, zaraz wracam — odparł Remus, znikając za drzwiami.
Podążył do pokoju Black, gdzie natychmiast dostrzegł wspomniane krzesło, na której leżało niewielkie pudełko i szata Gryffindoru. Lupin podszedł, bo chwycić jedynie pudełko, jednak coś przykuło jego uwagę. Z kieszeni mundurka coś wystawało.
Remus, nie myśląc zbyt długo sięgnął do kieszeni. Miał doskonałą świadomość, że naruszał prywatność Heather, że nie powinien, jednak nie mógł się powstrzymać. To, co zobaczył dosłownie zwaliło go z nóg. Z wrażenia usiadł na łóżku.
Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w zdjęcie. Zdjęcie, na którym dostrzegł nie tylko Heather i chłopaka, prawdopodobnie w podobnym do niej wieku, ale kobietę, której tożsamości był pewien już w pierwszym momencie, gdy ją dostrzegł.
— Merlinie... — szepnął sam do siebie, odruchowo przykładając dłoń do ust. — To niemożliwe...
Nie dowierzał. Nie dowierzał, a jednak był pewien, że na zdjęciu stała Annabeth Black. Co prawda starsza o ponad piętnaście lat, ale... Remus chodził z nią do szkoły przez siedem lat. Ostatnie dwa stali się praktycznie nierozłączni. Bywało, że do dziś Annie nawiedzała go we snach.
Gdy już udało mu się uspokoić pierwsze emocje, był zupełnie zagubiony. Nie miał pojęcia, skąd to zdjęcie znalazło się w rzeczach Heather i jakim w ogóle cudem, dziewczyna spotkała sięz matką. Pewnym było jedynie, że obie kobiety nie wiedziały, kim dla siebie były. Mała Black nie miała prawa pamiętać swojej mamy, a Annie... cóż... Remus nie był pewien, kim był chłopak stojący obok czarnowłosej, ale domyślał się, że to prawdopodobnie syn Ann.
— To mu złamie serce... — szepnął Lupin, odrywając wzrok od zdjęcia. Jego myśli natychmiast podążyły w stronę Syriusza.
Black wciąż łapał się wszelkich sposobów, by znaleźć swoją żonę. To, że straciła pamięć, było praktycznie pewne, jednak nikt nie przypuszczał, że ułożyła sobie życie na nowo. PRzynajmniej Syriusz nie brał takiego scenariusza pod uwagę. A powinien.
Remus nie miał pojęcia co robić. Nie wiedział, czy pobiec z tym do Syriusza, czy najpierw porozmawaić z Heather. Kompletnie nie spodziewał się takiego znaleziska. W końcu stwierdził, że sam musi ochłonąć. Wyciągnął różdżkę i jednym ruchem wyczarował kopię zdjęcia, którą schował do kieszeni. Oryginał natomiast wsunął do szaty Heather.
Sięgnął po pudełko, po które pierwotnie przyszedł do pokoju. Stwierdził, że dopiero po świętach zajmie się tą sprawą. I zacznie od wypytania bliźniaków Weasley, którzy w końcu również znajdowali się na zdjęciu.
~*~
— Och nareszcie! No chodźcie, chodźcie! — zawołała pani Molly, stając w drzwiach Nory.
Heather uśmiechnęła się na widok kobiety. Wyglądała tak uroczo, jak zwykle i już od progu zarażała swoją radością. Gdy tylko przekroczyli próg domu, pani Weasley porwała Black w objęcia.
— Och jak dobrze cię widzieć, kruszyno! Nabrałaś kształtów, pięknie wyglądasz! Promieniejesz! — zawołała rudowłosa. Zanim Heather zdążyła zastanowić się, czy był to komplement, czy może uszczypliwość, Molly zdołała wycałować Harry'ego i zaczęła odbierać paczki od Remusa.
— To znaczy, że przytyłam? — szepnęła Black, podchodząc bliżej Harry'ego.
Okularnik skierował spojrzenie na dziewczynę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc zmarszczony nos. Zdecydowanie dodawało jej to uroku.
— Nie wiem, ale dla mnie jesteś idealna — odparł, całując dziewczynę w policzek.
— Och, Potter! — pisnęła czując, jak się rumieni.
Przytuliła Wybrańca, jednak nie dane było im zbyt długo trwać w takiej pozycji, bo Syriusz niczym pancernik wbił się pomiędzy córkę, a chrześniaka. Harry zmuszony był nieco się cofnąć, natomiast Heather wylądowała na ścianie. Black natomiast nie pokusił się nawet o krótkie przepraszam. W końcu nie miał za co przepraszać. Migdalenie się córki z chłopakiem i to przed oczami ojca było nie do przyjęcia.
— Molly skarbie, usychałem z tęsknoty! — zawołał Black, teatralnie wyciągając rękę w stronę kobiety.
— Kłamie — odpowiedzieli chórem Harry, Remus i Heather, jednak pani Weasley nie zwróciła na to uwagi, miażdżona niedźwiedzim uściskiem Blacka.
— Czy ja słyszałem naszą niedoszłą przeszłą bratową, Freddie?
— Tak, to chyba jej skrzek, Georgie...
Heather roześmiała się, gdy na schodach dostrzegła opierających się szarmancko o poręcz bliźniaków. Zaraz jednak panowie teleportowali się z głośnym trzaskiem, pojawiając się tuż za dziewczyną. Przyciągnęli ją do siebie, wyraźnie zadowoleni ze spotkania.
— Tak się stęskniłam, Marchewy...
— To zrozumiałe, też bym tęsknił... — przyznał Fred, czochrając przy tym włosy dziewczyny.
Black była jednak tak szczęśliwa, że nawet nie mogła się o to złościć. Bliźniacy Weasley to te typy osób, za którymi zawsze się tęskniło.
Wkrótce cała gawiedź zasiadła do stołu, a Nora wypełniła się radosnym śmiechem czarodziejów.
~*~
— Voldemort wybrał Dracona Malfoy'a do jakiegoś zadania?
Heather odłożyła ostatni talerz na półkę, po czym delikatnie, aby nie zwrócić na siebie uwagi, przesunęła się bliżej niewielkiego saloniku, w którym toczyła się dyskusja.
— Wiem, że to dziwnie brzmi...
— Właściwie nie tak dziwnie — mruknął Syriusz, który ku zdziwieniu zarówno Heather, jak i Harry'ego, na chwilę zapomniał o porannych niesnaskach. — Nie spodziewaliśmy się po młodym Malfoy'u niczego innego.
— A nie wydaje ci się — przerwał Remus — że Snape udaje, że pomaga Draconowi, żeby się dowiedzieć, co knuje?
— Ja bym mu nie wierzył.
— Wszystko sprowadza się do tego, czy wierzysz w nieomylność Dumbledore'a — odpowiedział stanowczo Lupin.
W tamtej chwili Heather nie mogła powstrzymać się od prychnięcia. Tym ruchem zwróciła na siebie uwagę dyskutujących. W pierwszym odruchu chciała przeprosić i delikatnie się wycofać, jednak po chwili zupełnie tego zaniechała. Była wplątana w tę historię, czy tego chciała, czy nie. Poza tym, nie miała zamiaru zostawić Pottera samego.
Odłożyła ręcznik, który wciąż dzierżyła w dłoni, po czym zdecydowanym krokiem weszła do pokoju, siadając obok Harry'ego.
— Nie musisz tu być, jeśli... — podjął cicho Potter, jednak dziewczyna pokręciła głową.
Harry już rozumiał, że dla niej temat Malfoy'ów wciąż był ciężki i chciał zaoszczędzić dziewczynie dodatkowego bólu. Heather jednak zamierzała nie zwracać uwagi na zaciskające się boleśnie serce i stanąć na wysokości zadania - pomóc Zakonowi.
— Chcę tu być, Harry.
Potter kiwnął głową, odruchowo ściskając dłoń czarnowłosej. To natomiast okazało się zbyt odważnym gestem, jak dla Syriusza.
— Jak chcesz tu być, to darujcie sobie takie coś — nakazał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Heather wywróciła oczami.
— Jeszcze jedno słowo, a usiądę mu na kolana — zagroziła Black, na co Syriusz złapał się za serce.
— Remi... — zdążył jęknąć, zanim Tonks parsknęła śmiechem.
— Tak wiem, masz zawał... — mruknął Remus. — Możemy wrócić do poważniejszych rzeczy? Jeśli Draco faktycznie otrzymał misję od Voldemorta...
Heather wróciła myślami do swojego przyszywanego brata. Wyobrażała sobie, jak bardzo zagubiony musiał być. Rzucony na głęboką wodę, choć nie ukończył nawet siedemnastu lat.
— To na pewno nie z własnej woli — szepnęła Black, wbijając pełne łez oczy w swoje dłonie. — Draco nie jest złym człowiekiem. Jeśli faktycznie to zrobił, to tylko po to, by chronić Narcyzę. Zapłacić za błędy Lucjusza.
— To nie zmienia faktu, że... — wtrącił Syriusz.
— Że jest zagrożeniem... — dokończyła Heather. — Wiem, że nic nie jest w stanie usprawiedliwić złych czynów. Ale chcę zwrócić waszą uwagę na podstawowe rzeczy. Draco prawdopodobnie jest jedyną wtyką Voldemorta w Hogwarcie, więc musi to być coś... ważnego. A Draco... Draco nie da rady sam. Zrozumcie, że on ma dobre serce, ale...
— Wystarczy — ucięła pani Molly, wchodząc do pokoju. — Czy musicie o tym rozmawiać nawet w święta?
Heather westchnęła, wstając. Nie miała ochoty na kolejny wykład pani Weasley zwłaszcza ten, dotyczący Draco. Pod pretekstem przyniesienia czegoś do picia, wyszła do kuchni. Spędziła tam dobre trzy minuty, tylko jednym uchem słyszała rozmowę, toczącą się w pokoju. Stopniowo głosy cichły.
Dziewczyna chwyciła dzbanek, szklanki i ruszyła do salonu.
— Nie ufasz mi?
Heather stanęła w progu pokoju, przyglądając się nietypowej sytuacji. Ginny siedziała obok Harrry'ego, trzymając ciasteczko na wysokości jego ust. Nie, żeby Black była przewrażliwiona, ale jak na jej gust rudzielec siedział zdecydowanie za blisko. A już na pewno nie powinien wciskać Potterowi słodyczy do buzi.
Czarnowłosa zwróciła jednak uwagę na Harry'ego, który uparcie wpatrywał się w Weasley, nie reagując zupełnie na jej słowa, wyraźnie zakłopotany.
— Potter? — syknęła Black, z impetem odkładając dzbanek i szklanki na stół. Właśnie wtedy Ginny podskoczyła w miejscu i odsunęła się delikatnie od czarnowłosego. — Ręce ci sparaliżowało, czy coś?
— C-co... j-ja nie...
— Też tak myślę — odparła Heather, po czym tak po prostu wcisnęła się między Ginny i Harry'ego. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej z nadzieją, że Harry domyśli się, jak bardzo nie podobało jej się to, co widziała. Co prawda Potter zupełnie nie zareagował na słowa Ginewry, ale siedzieli za blisko, zdecydowanie za blisko.
— Daj spokój — szepnął po chwili Potter, składając krótki pocałunek na policzku dziewczyny.
Heather uśmiechnęła się tylko na sekundę, lecz ku jej nieszczęściu Harry to zauważył.
— Widziałem.
— Zamknij się, Potter... — mruknęła, wtulając się w chłopaka.
Zerknęła na Ronalda, który akurat wszedł do pokoju z talerzem babeczek.
— Mon - Ron, zarzuć babeczkę! — poprosiła, na co Ronald mlasnął zniesmaczony.
— To odklej się od mojego kumpla...
— Spadaj. Potter jest słodszy, niż babeczka.
Harry uśmiechnął się pod nosem. Pocałował Heather we włosy, a dziewczyna przymknęła powieki, wyraźnie zrelaksowana.
— Gdzie tata? — zapytała po chwili, wciąż nie zmieniając pozycji.
— Poszedł z panem Arturem do jego pracowni.
— No tak, musi rozchodzić zawał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top