17

Heather szybkim krokiem przemierzała szkolne korytarze, usiłując nie zwracać na siebie uwagi. Nie miała żadnej kontroli nad łzami, które ciekły po policzkach. W zasadzie sama nie zdawała sobie do końca sprawy, co się wydarzyło. Rozmowa z Dumbledore'em była dość krótka, więc to słowa, które padły wprowadziły dziewczynę w taki stan.

Echem w głowie Black odbijały się wszystkie informacje, które Albus świadomie lub nie, jej przekazał. Przeraziły ją.

Jednocześnie po raz pierwszy w życiu poczuła, że w szkole nie jest bezpiecznie. Co z tego, że w murach zamku jej jedynym zmartwieniem powinna być nauka? Powoli rozumiała, że sam Dumbledore ma wobec Harry'ego plany, że chłopak nie jest w Hogwarcie tylko po to, aby stać się wspaniałym czarodziejem. 

Harry ma do odegrania ważną rolę.

To właśnie te słowa boleśnie wryły się w serce dziewczyny. Rozbrzmiewały w jej głowie w kółko powodując, że strach rósł z każdą chwilą. Bała się. Bała się, że Dumbledore miał rację i rola Pottera w całej tej chorej wojnie będzie ogromna, przez co destrukcyjna dla niego samego i wszystkich, którzy go kochali.

Weszła do pokoju wspólnego, usiłując nie zwracać na siebie uwagi. Nie podnosiła wzroku w obawie, że ktoś dostrzeże jej zaczerwienione od płaczu oczy. Nie miała ochoty nikomu się tłumaczyć, zwłaszcza swoim przyjaciołom, którzy wypytaliby ją o każdy szczegół.

O tej porze większość Gryfonów znajdowała się już w swoich dormitoriach. Tylko niektórzy spędzali czas w pokoju wspólnym, z nich tylko jedna osoba podniosła głowę, gdy usłyszała kroki.

Hermiona zmarszczyła brwi, widząc nietypowe zachowanie Heather. Dziewczyna dosłownie szła przed siebie na oślep, wzrok miała wbity w podłogę. Już po pierwszej sekundzie Granger widziała, że z dziewczyną jest coś nie tak. Spojrzała na Pottera, który zbyt zajęty był książką, by zorientować się, że Black wróciła do pokoju.

Hermiona zdecydowała się więc podjąć drastyczne kroki i wbiła łokieć w żebra Pottera, zwracając tym jego uwagę.

— Co? — zapytał nieprzytomnie, mrugając zmęczonymi tęczówkami. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do czytania w takich ilościach. 

Granger zacisnęła wargi i darując sobie złośliwą uwagę, kiwnęła w stronę schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt. Harry zerknął w to samo miejsce, gdzie dostrzegł znajomą sylwetkę, znikającą w korytarzu.

— Odrabiała szlaban.

Tym razem Hermiona nie wytrzymała i wzdychając ciężko, wyrwała chłopakowi książkę z ręki, po czym trzepnęła go solidnie w głowę. Wolną dłonią wskazała korytarz, w którym przed chwilą zniknęła Heather. 

Potter wiedząc, że nic nie zdziała wstał i pobiegł we wskazane miejsce mając nadzieję, że dogoni Heather. 

— Heather czekaj! — krzyknął, stając na rozstaju schodów. Zaklęcie zabezpieczające dormitorium dziewcząt nie pozwalało mu zrobić choć kroku dalej, jednak Black wyraźnie go słyszała. 

Zatrzymała się w pół kroku, oddychając ciężko. 

Harry zmarszczył brwi, uważnie wpatrując się w postać Black. Stała do niego tyłem, ale mimo to i tak rozpoznał, że coś było nie tak. Hermiona miała rację, posyłając go za dziewczyną.

Black natomiast stała, usiłując się uspokoić. Wiedziała, że próba ucieczki na nic się zda, bo rano będzie musiała stawić czoło Potterowi. Dużo lepszą opcją było udawanie, że wszystko jest dobrze. Tylko jak miała to zrobić, skoro rozmowa z Dumbledore'em zupełnie wytrąciła ją z równowagi. 

Spowodowała, że Heather coraz bardziej martwiła się o Harry'ego. Słysząc jego zmartwiony głos, nie mogła opanować kolejnych łez, spływających po twarzy.

— Heather — powtórzył Potter, tym razem łagodniejszym tonem. — Co się stało? Czy Snape...

Black nie odpowiedziała. Odwróciła się i tak po prostu podbiegła, wtulając się w Pottera. Chłopak był nieco zdezorientowany, jednak objął dziewczynę ramionami cierpliwie czekając, aż cokolwiek powie. Zdołał zupełnie pozbyć się złudzeń, że to Severus mógł być winny zachowanie Heather. Black potrafiła doskonale radzić sobie z jego złośliwościami i z pewnością nie zdołał doprowadzić jej do płaczu. 

Heather, wciąż wtulając się w Harry'ego, wdychała jego zapach. Znajoma sylwetka, uścisk ukochanej osoby powodowały, że trochę się uspokoiła. Strach, który otoczył ją, gdy tylko opuściła gabinet dyrektora nie minął, jednak serce dziewczyny biło o wiele spokojniej. Przymknęła powieki, rozkoszując się obecnością Pottera.

— Chodź... — szepnął Potter, odsuwając się delikatnie od dziewczyny. Złapał jej dłoń i pociągnął do swojego pokoju. — Opowiedz, co się stało... — poprosił, zamykając drzwi. Rozejrzał się jeszcze, aby upewnić się, że w pomieszczeniu nie ma nikogo, prócz nich samych. 

Heather przysiadła na łóżku, rozglądając się niepewnie. Nie za bardzo wiedziała, od czego zacząć. Zamierzała powiedzieć Harry'emu prawdę, ale liczyła się z tym, że chłopak będzie wściekły, gdy dowie się co robiła u dyrektora.

Nie wiedziała, czy ją zrozumie. Bała się, że nie. Bała się, że nie Harry nie zrozumie strachu, który ją ogarnął, obezwładnił. 

— Byłam u profesora Dumbledore'a... — zaczęła powoli, gdy Harry usiadł obok. 

— Mówiłaś, że została ci ostatnia godzina u Snape'a... — mruknął Potter, siadając obok. Ogarnął dziewczynę ramieniem i cierpliwie czekał na jej dalsze słowa. 

— Byłam u niego, potem u dyrektora... 

— Po co?

Heather zacisnęła wargi, gdy Potter zadał kluczowe pytanie. 

Odetchnęła głośniej, szykując się na wybuch, który niezaprzeczalnie miał nadejść.

— Z twojego powodu... — wydusiła po chwili.

Harry zmarszczył brwi w niezrozumieniu, jednak nie przerywał dziewczynie.

— Powiedziałam, że... że wasze wyprawy z pewnością nie są bezpieczne i... że się martwię i... i powinien przestać, bo wciąż jesteś uczni...

— Co zrobiłaś?! — zawołał Potter mając cichą nadzieję, że źle słyszał. 

— Właśnie to, Harry. Martwi...

— Nie miałaś prawa, Heather — syknął chłopak, wstając. Stanął nad dziewczyną, opierając ręce na biodrach. Przyjrzał się wciąż skruszonej Black, jednak jej mina nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Nie liczyło się zupełnie to, jak marnie wtedy wyglądała. Przekroczyła pewną granicę i Potter był zdania, że miał pełne prawo się gniewać. — To, co robię z Dumbledorem ma ścisły związek z Voldemortem i dobrze o tym wiesz... ktoś musi go powstrzymać, a ja...

— Dlaczego ty! — warknęła Heather, która w mgnieniu oka ze skrzywdzonej stała się równie wściekłą. Słuch jej nie mylił i Potter przyjął tę samą narrację co dyrektor. — Dlaczego to zawsze ty, Harry?! Wokół jest pełno zdolnych czarodziei, którzy mogliby...

— Ja jestem Wybrańcem, Heather! Ja jestem tym, który może go powstrzymać i dobrze o tym wiesz! 

Black zacisnęła gwałtownie pięści, gdy przypomniała sobie słowa przepowiedni, którą Potter trzymał w dłoni niecałe pół roku temu, w Departamencie Tajemnic. 

— Ta pieprzona kulka nie może decydować o... o życiu i śmierci. Nie wierzę w przeznaczenie, Harry. Twój los zależy tylko i wyłącznie od twoich wyborów i...

— I taki właśnie jest mój wybór! — warknął znów Potter, coraz bardziej wyprowadzony z równowagi. Nie sądził, że będzie musiał tłumaczyć Heather tak banalną wręcz rzecz. Od samego początku wiedział, że to jemu przyjdzie powstrzymać Voldemorta i dotąd przypuszczał, że jego najbliżsi są doskonale tego świadomi. — I musisz go uszanować... 

— Nie chcę, żebyś się poświęcał — szepnęła, powoli tracąc pewność w głosie. — Nie ty, Harry...

Świadomość utraty chłopaka krążyła gdzieś z tyłu głowy Heather. Bała się przyznać do tego głośno nie chcąc, by Potter źle zinterpretował jej słowa. Wypowiadając je głośno poczułaby się, jakby skazywała chłopaka na śmierć. 

A chciała tylko uświadomić mu, jak bardzo jest dla niej ważny i nie zniesie kolejnej straty w swoim życiu. Może i była w tamtym momencie egoistyczna, ale nie traktowała tego jako wady. 

— Nie robię tego dla siebie — powiedział Harry, podobnie jak Heather spuszczając nieco z tonu. — Tylko dla nas wszystkich. Dla Syriusza, Hermiony, Rona... ich rodzin... a przede wszystkim dla ciebie.

— Nie chcę tego — wysyczała przez zaciśnięte zęby. Nie chciała myśleć o przyszłości bez Harry'ego. — Nie chcę, żebyś się dla mnie poświęcał. 

— Nie obchodzi mnie to — przyznał Potter, zupełnie szczerze. — Zrobię co muszę niezależnie od tego, co myślisz.

Heather otworzyła usta, jednak już nic nie powiedziała. Wpatrywała się smutnym wzrokiem w chłopaka, który twardo obstawał przy swoim. Nie miał zamiaru zmienić zdania, jego wybór był prosty, zapadł już dawno. Nic nie mogło spowodować, że zmieni zdanie. Płacz, groźby, prośby. To wszystko nie miało dla niego znaczenia w obliczy przyszłości, jaką mógł wywalczyć dla swoich bliskich.

~*~

— Szkolenie rozpoczniecie po świętach. Wysłannik Ministerstwa miał zjawić się jeszcze przed, jednak coś go zatrzymało. Rok siódmy i szósty — kontynuowała Minerwa — oczywiście ci, którym wiek na to pozwala, będą uczęszczać na zajęcia razem... Panno Johnson?

— Pani profesor... tak naprawdę powinniśmy już umieć teleportacje i mieć licencje... nie mamy jej tylko z powodu profesor Umbridge, która w zeszłym roku opanowała szkołę... Czy w związku z tym, przewidziany jest jakiś przyspieszony kurs?

Heather westchnęła, wracając spojrzeniem do profesor McGonagall. Jeszcze tydzień temu dziewczyna z większym entuzjazmem oczekiwała na pierwsze nowinki w sprawie szkolenia z teleportacji, jednak w obliczu wczorajszej kłótni z Harrym, jej zainteresowanie było ujemne. 

— Nie, panno Johnson. Odbędziecie kurs tak, jak powinniście. Bez taryfy ulgowej. Dlatego liczę, że porządnie się przyłożycie i przyniesiecie dumę Gryffindorowi... Teleportacja to nie zabawa. Jest mniej skomplikowana, niż animagia, ale wciąż jeden błąd kosztować może bardzo dużo.

— Rozczłonkowanie? — rozochocił się Seamus, wpatrując się w profesor migocącymi oczami. 

— Rozszczepienie, panie Finnigan...

— Czy z animagii też będzie jakieś szkolenie? — zapytał McLaggen.

Heather poruszyła się niespokojnie, jej myśli natychmiast powędrowały w stronę ojca. Syriusz dość szybko opanował animagię. Ponadto to właśnie umiejętność zmiany w psa spowodowała, że był w stanie uciec z Azkabanu i przedostać się do domu. 

Serce Black zabiło szybciej, gdy zdała sobie sprawę, że to właśnie animagia mogła być odpowiedzią na jej zmartwienie. Kryjąc się pod postacią zwierzęcia, będzie mogła być przy Harrym. Gdyby udało jej się zmienić w coś małego, niepozornego, Potter nawet nie zwróciłby na to uwagi. Dzięki temu mogłaby towarzyszyć mu podczas dziwnych wypraw z Dumbledorem i go chronić. 

— Nie, panie McLaggen. Na dzisiaj wystarczy. Rozejść się. 

Heather natychmiast wstała i zabrała torbę. Jak na skrzydłach podbiegła do profesor McGonagall, która zdążyła zasiąść przy swojej katedrze i sięgnąć po ostatnie wypracowania.

Black zacisnęła wargi, czekając na jakikolwiek znak od Minerwy. W końcu doczekała się spojrzenia, które niekoniecznie mogła zaliczyć do tych miłych.

— Black? Chcesz zapytać, jak odrobić punkty, które zdążyłaś stracić u Severusa? Obawiam się, że musiałabyś harować cały rok.

— Niekoniecznie — przyznała Heather, kręcąc nosem. — Poza tym dobrze pani wie, że profesor Snape najchętniej odjąłby mi punkty za samo oddychanie. 

Minerwa nie zaprzeczyła z prostej przyczyny - Black miała rację. Naturalnie profesor nie mogła jej tego przyznać, więc milczała. 

— Przychodzę w innej sprawie, pani profesor... jasno pani określiła, że animagia nie będzie elementem szkolenia, ale...

Minerwa zmarszczyła brwi, odkładając pióro.

— Chciałabym się tego nauczyć. Bardzo mi zależy i myślę, że pani jest najbardziej odpowiednią osobą do tego, by mnie szkolić.

McGonagall była zdziwiona niecodzienną prośbą Heather. Owszem zdarzało się, że uczniowie byli wybitnie zainteresowani animagią, ale ich zapał ostygał, gdy dowiadywali się, że należy zacząć od trzymania liścia mandragory w ustach. 

Black jednak nie była osobą ze słomianym zapałem. Minerwa w duchu musiała przyznać, że jeśli ktokolwiek miał szansę podołać animagii, tym kimś była właśnie Heather.

— Usiądź, dziecko — poprosiła kobieta. Machnęła różdżką powodując, że drzwi do sali zamknęły się. — Przyznam szczerze, że trochę mnie zdziwiłaś... ostrzegam cię, że większość uczniów poddaje się już na samym starcie, jednak... twój ojciec jest animagiem, do tego zdolnym czarodziejem. Poza tym odziedziczyłaś po matce dar warzenia skomplikowanych eliksirów... myślę, że ty akurat podołałabyś animagii.

— Dziękuję — uśmiechnęła się Heather.

— To nie był komplement — odparła nauczycielka, na co mina Black zrzedła. — Tylko wyraz tego, że jestem świadoma twojej heroicznej głupoty. Jeden błąd, a zostaniesz w połowie zwierzęciem, w połowie człowiekiem. A uwierz mi, że to najłagodniejszy efekt uboczny. 

Black pokiwała powoli głową, czekając na dalsze słowa nauczycielki. Jej nadzieja, że cokolwiek wyjdzie z tej całej nauki animagii, była coraz większa.

— Nie będę pytać, jakie pobudki skłoniły cię do tego, by zacząć myśleć o animagii, bo przeczuwam, że mają związek z Potterem. 

Heather poruszyła się niespokojnie, jednak Minerwa nie zareagowała.

— Przyjdź do mnie za tydzień. W tym czasie zastanów się, czy na pewno chcesz rozpocząć naukę. Ja upewnię się, że nic nie stoi na przeszkodzie, byś została animagiem.

Black pokiwała energicznie głową i przed wyjściem podziękowała profesor jeszcze ze trzy razy. Była pewna, że chce rozpocząć naukę animagii. Z taką mentorką, jak McGonagall wszystko musiało pójść dobrze. 

Dziewczyna z uśmiechem ruszyła na kolejne zajęcia. Dopiero w połowie drogi zatrzymała się, gdy niepokojąca myśl pojawiła się w jej głowie.

— A co jak zacznę zmieniać się w wiewiórkę? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top