10
— Już z dala śmierdzicie pesymizmem... — westchnęła Pamela, siadając obok Pottera. Przyjrzała się przekąskom, wypełniającym stół i w końcu zdecydowała się na wafle z czekoladą. — Trzeba się bawić perełki! — zawołała głośniej, gdy cała trójka nadal wpatrywała się w nią z nieodgadniętymi minami.
McMay nie podzielała całej tej depresji związanej z uroczystym powrotem Voldemorta. Czuła się bezpiecznie w szkole, wiedziała że profesor Dumbledore czuwa i chciała przeżyć ostatni rok w Hogwarcie najlepiej jak się dało.
— Harry... — zaczęła, uwieszając się na ramieniu chłopaka. — Musisz trochę rozerwać Heather, bo po całej tej sytuacji z Malfoy'ami nieco nam spoważniała.
— Zawsze byłam poważna. — Black zmarszczyła nos, powracając wzrokiem do posiłku.
— Wcale nie, po prostu zakrywałaś swoją rozrywkową duszę pod tonami sarkazmu i obojętności. Zupełnie jak...
— Draco — wyrwało się z ust Heather, gdy ujrzała chłopaka, wolnym krokiem zmierzającego do swojego stołu.
Chłopak zwolnił nieco, gdy znalazł się bliżej siostry. Zagryzł wargę, jednak pokonał wewnętrzny sprzeciw i odwrócił się przodem do dziewczyny.
Czarnowłosa zauważyła, jak siedzącą tyłem do chłopaka Hermiona, wyraźnie się spięła, jednak nie spojrzała na niego.
— Matka... — zaczął Draco, by po chwili się zaciąć. — Moja matka spakowała resztę twoich rzeczy. Spotkajmy się po zajęciach przy moim dormitorium, dam ci je... — odchrząknął.
— Draco... — szepnęła ponownie, jednak blondyn nie mógł sobie pozwolić na zbyt długą rozmowę. Odwrócił się na pięcie i ruszył na swoje miejsce, ignorując błagalne spojrzenie siostry.
— No mówią, że z rodziną to najlepiej na zdjęciu... — westchnęła Pamela, odsuwając się od Pottera. Zrezygnowana skubnęła kilka winogron. Wiedziała, że rozerwanie tych smętnych Gryfonów będzie jednym z najtrudniejszych życiowych zadań.
— Rozmawiałaś z nim dłużej niż minutę? — zagadnęła Hermiona, przyciszając nieco głos.
— To i tak sukces, że w ogóle się odezwał.
— Chcesz, żebym poszedł z tobą? — zapytał Harry, zerkając z ukosa na Heather.
Dziewczyna w pierwszym odruchu chciała się zgodzić, jednak rozważając możliwe scenariusze spotkania stwierdziła, że prawdopodobieństwo bójki Harry'ego i Dracona jest zbyt duże.
— Poradzę sobie.
~*~
Syriusz spojrzał nerwowo na zegarek. Nie dość, że musiał czekać kilkanaście dni na wizytę, to jeszcze okazało się, że ten cały francuzik przyjmie go później, niż się umówili. Cierpliwość Blacka została więc wystawiona na ciężką próbę. Był poirytowany, ale gdy przez dłuższą chwilę się nad tym zastanawiał wiedział, że było warto. Jeśli miałby zyskać choćby najmniejszą podpowiedź na temat tego, co mogło stać się z Annie, było warto.
W końcu drzwi od gabinetu otworzyły się. Serce Syriusza zabiło szybciej, gdy sekretarka uśmiechnęła się dając znak, że może wejść. Ale i tak była wredna, nie zamierzał zmienić o niej zdania.
W trzech krokach pokonał odległość i znalazł się w gabinecie, gdzie przy biurku zastał aktualnego zarządcę posiadłości rodziny Rodde.
Mężczyzna nie wyglądał tak imponująco, jak spodziewał się Syriusz. Prócz drogich ubrań, sygnetu na dłoni i zbyt mocno związanego krawatu, przypominał raczej francuską, nieco grubszą wersję Filcha.
— Zapraszam. Niestety nie mam dla pana wiele czasu, więc proszę się pospieszyć.
Black miał zamiar wytknąć mężczyźnie to, że przez jego brak czasu stracił w Paryżu kilkanaście dni, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
— Niech mi pan wierzy... nie spędziłbym ani minuty w tym waszym Ministerstwie, gdyby nie zmusiły mnie do tego konieczności — uśmiechnął się pięknie Black. Nie byłby sobą, gdyby nie pozwolił sobie na odrobinę złośliwości. — Przechodząc do sedna... poszukuję mojej żony. Annabeth Black. Zaginęła podczas Pierwszej Wojny, dokładnie 31 października, w noc unicestwienia Voldemorta, który znów raczył do nas przydreptać.
— Rozumiem — przyznał po chwili mężczyzna, kiwając powoli głową. — Ale nie rozumiem, czego pan tutaj szuka?
— Nie mam żadnego punktu zaczepienia. Niczego, co mogłoby mnie doprowadzić do mojej żony. Jedyne, co mam to... jej nazwisko panieńskie. Rodden.
— Och...
Syriusz nie spuszczał uważnego spojrzenia z mężczyzny. Francuski Filch na szczęście wydawał się dużo bystrzejszy od tego angielskiego, więc od razu zrozumiał, że Black chciał szukać żony po jej korzeniach.
— Obawiam się jednak, że niezbyt panu pomogę — przyznał po chwili, wstając. Wraz z jego słowami, oczy Blacka na chwilę przygasły. — Jestem zarządcą posiadłości od ponad pięćdziesięciu lat. Praktycznie prawie jej właścicielem. Dzieci moich ostatnich państwa rozjechały się po świecie. Od ponad dekady nie wrócili, by odwiedzić rodzinne strony... wątpię, że kiedykolwiek słyszeli o kimś takim, jak Annabeth Black... nie mówiąc już o tym, że nie mają pojęcia, jak wyglądała.
Syriusz odetchnął ciężko i zdecydował się zająć miejsce. Przejechał dłonią po splątanych włosach, usiłując się uspokoić. Wyglądało na to, że znów wszedł w ślepą uliczkę. Miał nadzieję, że ktokolwiek z dalszej rodziny Ann o niej słyszał. Tymczasem okazało się, że Remus znów miał rację. Black uczepił się jedynego punktu i zrobił sobie nadzieję, nie biorąc pod uwagę realnych możliwości na znalezienie Annabeth.
Jak mogła wylądować we Francji? Jak, skoro nawet nie potrafiła mówić po francusku?!
Musiał się uspokoić. Uspokoić i na trzeźwo obmyślić cały plan. Spojrzeć racjonalnie na zaginięcie, połączyć fakty. Powoli rozumiał, że bezmyślne latanie po kontynentach nie sprawi, że odnajdzie Annie.
— Jest pan pewien, że nie może mi pomóc? — upewnił się Syriusz, spoglądając na mężczyznę. — Cokolwiek... cokolwiek, co mogłoby mi pomóc... błagam.
— Przykro mi.
~*~
— Sądziłem, że pojawisz się z Potterem...
Heather odwróciła się, słysząc głos Dracona. Chłopak ciągnął za sobą walizkę, a stukot kół, uderzających o kamienną posadzkę, roznosił się echem po korytarzu.
— Zachowuje się wobec ciebie, jak cholerny Anioł Stróż... — prychnął blondyn, stawiając przed sobą walizkę. Mierzył siostrę ostrym spojrzeniem, które jednak po dłuższej chwili stało się łagodniejsze.
Owszem, miał jej za złe, że przez prawie dwa lata ukrywała prawdę. Robiła z niego kretyna, zupełnie jak rodzice i zamiast przyznać się do błędu, udawała wielce zdziwioną, że chłopak nie chciał mieć z nią nic do czynienia.
— Martwi się o mnie. — Wzruszyła ramionami, odbierając blondynowi przedmiot. Na jej usta cisnęło się wiele pytań, choć brakowało odwagi, by którekolwiek zadać. — Jak Narcyza?
— Och, wybornie... — zirytował się chłopak, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — W jednej chwili straciła ojca i ciebie. Myślisz, że jak czuje się w takiej sytuacji? Wszystko spadło na mnie, musiałem pilnować ją przez cholerne dwa miesiące, aby nic sobie nie zrobiła. Bierze jakieś cholerne zioła, które przepisał jej medyk, a pilnuje jej Skrzat Domowy. To chciałaś usłyszeć?
— Nie. — Dziewczyna przełknęła ślinę, a jej głos już nie był tak pewny, jak na początku spotkania. Nie była w stanie zbyt długo wytrzymać spojrzenia Dracona. Chłopak obarczał ją winą za to, co się stało i Heather miała doskonałą świadomość tego, że miał prawo. Wyrzucała Malfoy'om, że okłamywali ją całe życie. Zaczęła brzydzić się fałszem i mimo to sama posługiwała się nim przez dwa, okrągłe lata. — Chciałam tylko... Przekaz jej, że...
— Że co? Wracaj do swojego idealnego Pottera. Do Blacka.
— Boli cię to, że jestem z Harrym? — zapytała, siląc się na spokojny ton. Widziała, w jakim stanie był Draco i nie chciała dopuścić do kolejnych kłótni. Wyciągnęła dłoń i choć spodziewała się, że chłopak ją odtrąci, blondyn pozwolił jej dotknąć swojego ramienia. — Draco, on dba o mnie. Kocha mnie. Nie masz pojęcia, jak to jest... W końcu czuć się dobrze, na swoim miejscu... Nigdy nie czułam czegoś takiego... A Syriusz... Mogłabym być w Slytherinie, a dla niego nie byłaby to żadna różnica... Choć Lucjusz bardzo się starał, nigdy nie był w stanie pokochać mnie tak bardzo, jak ciebie. Nie winię go za to. Tylko, teraz.. gdy wszystko wokół się chrzani... Draco, błagam, nie idź tamtą drogą...
Przez chwilę oboje milczeli, niepewni kolejnych słów. Draco nie mógł zdradzić za wiele. Był nadal wściekły, rozgoryczony, jednak w pewnym sensie cieszył się, że Heather miała Pottera. Choć świętoszkowatość Harry'ego często działała mu na nerwy, tym bardziej, gdy Bliznowaty kręcił się przy jego siostrze, to Malfoy wiedział, że chłopak obroni czarnooką, choćby za cenę życia.
Malfoy cofnął się nieco, gotowy by odejść. Heather zabrała dłoń, choć w głębi serca pragnęła przytulić chłopaka do siebie. Nadal kochała Dracona, mimo jego irytującej postawy, wrogości, wściekłości. Nie była w stanie zapomnieć tych wszystkich lat, w ciągu których bawili się razem w ogrodach posiadłości.
Blondyn jednak spuścił wzrok i podążył w stronę pokojów Ślizgonów.
Heather stała na środku korytarza i przyglądała się odchodzącemu bratu. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, umysł wypełniała pustka, a serce szamotało się w piersi.
Wtedy właśnie Draco odwrócił się jeszcze na sekundę.
— Skoro Potter tak o ciebie dba, niech zajmie się także Granger.
~*~
Heather nie powiedziała nikomu o krótkiej rozmowie, którą odbyła z Draco. Utrzymywała, że chłopak bez słowa wręczył jej walizkę, po czym odszedł w swoją stronę. A ona nie próbowała go zatrzymać - a to przecież było prawdą.
Z chęcią przystała na wypad do Trzech Mioteł zwłaszcza, że spadł pierwszy śnieg. Zamierzała poprawić sobie humor poprzez rzucenie śnieżką w Rona. Taki mały psikus, a jak bardzo sama myśl cieszyła.
Rozsiedli się we czwórkę przy stoliku niedaleko schodów. Pub nie był wybitnie zaludniony, jednak Gryfoni przy samym barze dostrzegli nauczyciela, co już widocznie obniżyło poziom zapału Ronalda. Tym jednak Heather nie przejęła się w ogóle. Jej serce zabiło szybciej dopiero, gdy dostrzegła, jak Draco przechodząc przez bar, krzyżuje spojrzenia z Harrym i natychmiast wychodzi.
Mimowolnie wróciła myślami do spotkania sprzed kilku dni. Przełknęła ślinę, gdy w jej głowie znów rozbrzmiały słowa Dracona.
Spojrzała na Hermionę, która właśnie skończyła składać zamówienie. Granger czując na sobie wzrok przyjaciółki uśmiechnęła się nieśmiało. Black wyprostowała się, usiłując wyglądać jak najbardziej normalnie.
— O nie, ja wychodzę — powiedział Ron, gdy tylko dostrzegł Ginny, siedzącą z Deanem.
Heather śladem przyjaciół zerknęła w tamtą stronę.
— Daj spokój. Tylko rozmawiają — powiedziała Hermiona. W tej samej chwili Thomas pocałował siostrę Ronalda.
Heather pokiwała głową z uznaniem.
— I... całują...
— Wychodzę — powtórzył Weasley.
— Okej, pa — uśmiechnęła się pięknie Heather, opierając podbródek na dłoni.
Harry spojrzał na dziewczynę z wyrzutem. Wzruszyła ramionami, nie rozumiejąc reakcji chłopaka. Już nie raz powtarzała mu, że docinki w stronę Weasley'a to coś, co się nigdy nie zmieni.
— Przestań... — poprosiła znów Hermiona, kręcąc głową z dezaprobatą. — Myślisz, że gdyby zobaczyła, jak my się całujemy, wstałaby i wyszła?
Ronald skamieniał, a Granger zdając sobie sprawę ze swoich słów poprawiła się nerwowo na krześle. Zdała sobie sprawę z tego, jak fatalne znalazła porównanie.
— Ja tak — powiedziała stanowczo Heather, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w Hermionę.
Black coraz częściej miała wrażenie, że przyjaciółka coś przed nią ukrywała. Ostatnie spotkanie z Draco tylko ją w tym utwierdzało. Jej brat nie dbało nikogo poza sobą. A już zupełną bzdurą było martwienie się o mugolską dziewczynę, która kilka razy udzieliła mu korepetycje.
Heather westchnęła, wracając do rzeczywistości.
— Wszystko w porządku? — dopytał Harry, pochylając się nieco w stronę Black.
— Nie. Zamów mi coś mocniejszego, bo nie zniosę na trzeźwo tego, co powiedziała Miona.
— Nie sprzedadzą ci Ognistej — parsknął Ron.
— Ta? Mów za siebie, gówniarzu — odpowiedziała Heather, opierając się wygodniej o krzesło. Sama nie mogła uwierzyć, że wcześniej nie zaczęła szczycić się pełnoletnością.
Ronald już zamierzał odpowiedzieć, jednak nie zdołał, bo wpatrywał się zdziwiony w profesora Slughorna, który został zwabiony dzikim machaniem Harry'ego.
— Tobie już piwa wystarczy — szepnęła Heather, odsuwając od Potter kufel z kremowym piwem. Po chwili dziewczyna poczuła, jak Granger depcze jej nogę. Syknęła cicho, posyłając dziewczynie pełne wyrzutu spojrzenie.
— Dobrze pana widzieć — uśmiechnął się Harry, usiłując nie zwracać uwagi na Granger i Black. Wstał, by uściskać profesorowi dłoń.
— Dla mnie nigdy nie wstaje, jak się witamy... — zauważyła Black, biorąc pierwszy łyk piwa kremowego.
— Zaglądam tutaj dużo dłużej, niż bym sobie życzył — roześmiał się Slughorn. — Jeszcze pamiętam, kiedy to była Jedna Miotła...
Potter odpowiedział profesorowi uśmiechem, natomiast Hermiona musiała nieco się odsunąć, aby piwo wylewające się z kufla Slughorna nie zalało jej sweterka całkowicie.
— Och, uwaga panno Granger! — zawołał nauczyciel, po czym znów zwrócił się do Harry'ego.
Heather wciąż sącząc powoli piwo, przyglądała się tej jakże ciekawej sytuacji. Niekomfortowe było dla niej tylko to, że musiała bardzo wysoko zadrzeć głowę.
— Słuchaj, chłopcze... urządzam takie małe spotkanie, dla kilku wybranych uczniów... może dasz się zaprosić?
— To... byłby dla mnie wielki zaszczyt, profesorze — odpowiedział Harry, na co Black z wrażenia odłożyła kufel.
Po raz pierwszy w życiu była świadkiem, jak Potter pozwolił sobie na połechtanie ego i dał się wciągnąć w klubik wybrańców Slughorna.
— Świetnie. Panna Granger też przyjdzie?
— Z radością — odpowiedziała Hermiona, przez co Black przeniosła na nią swoje zdziwione spojrzenie.
Sekundę później czarne oczy przeniosły się na Ronalda, który wydawał się równie zdegustowany całą sytuacją. Black nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej się zbratać z Kurczakowym Weasley'em, ale niemożliwe działo się na jej oczach.
— Och, panno Black! Chyba nie muszę mówić, że również będziesz mile widziana?
W tamtej sekundzie oczy dziewczyny powiększyły się do rozmiarów spodków. Wpatrywała się w Slughorna, jakby właśnie oświadczył jej, że Lucjusz czeka za drzwiami Trzech Mioteł.
— J-ja? — upewniła się.
— Oczywiście! Z chęcią posłucham, co tam u twojego ojca! Myślę, że pan Potter także nie przepuści okazji, by pochwalić się swoją uroczą wybranką!
— Dokładnie — powiedział Potter, nie zwracając już uwagi na minę Black i to, że najprawdopodobniej doznała szoku. — Heather chętnie przyjdzie, panie profesorze.
— Cudownie! Wypatrujcie mojej sowy! O, dzień dobry Wallenby.
Profesor Slughorn zostawił Gryfonów samych, dzięki czemu mogli spokojnie przetrawić to, co się stało. Harry w końcu zajął miejsce i skrzyżował spojrzenia z Heather. Wiedział, że nie obejdzie się bez jej marudzenia, więc postanowił pozwolić jej jako pierwszej wygłosić swoje zdanie.
— Chętnie przyjdzie?! — syknęła, pochylając się w stronę Harry'ego. — Pogadanka o tacie to ostatnie...
— Wiem. I przepraszam — przerwał Potter — ale nie mogłem postąpić inaczej. Dumbledore prosił, żebym to zrobił... Slughorn jest mu potrzebny.
To miało uspokoić Heather, ale dziewczyna zagotowała się jeszcze bardziej. Dyrektor szkoły od wakacji działał jej na nerwy. Już zupełnie pomijając sprawę Syriusza i to, że przez ponad rok udawał, że próbuje uniewinnić Blacka.
Ciemnowłosa była wściekła, bo ostatnimi czasy Dumbledore coraz częściej zapraszał Harry'ego na jakieś dziwne narady, z których chłopak wracał przybity. Później przez kolejny tydzień Heather musiała go prosić, by powiedział, o co chodziło.
— To ma mnie uspokoić?
— Zaufaj mi — poprosił Harry, uśmiechając się niepewnie.
— Tobie ufam, jemu nie... — mruknęła Black.
Potter kiwnął głową. Zbliżył się do dziewczyny, łapiąc ją za dłoń. Nieco zdziwiona jego nagłą bliskością, zmarszczyła brwi.
— Co ty...
Poczuła, jak Harry ociera opuszkiem palca kącik jej warg.
— Zostawiłaś trochę piwa na później? — upewnił się, uśmiechając się rozbrajająco. Tak cudownie, że serce Black na chwilę zmiękło. Ale tylko na chwilę.
— Nieśmieszne, Wybrańcu.
— Możecie przestać? — zirytował się Ron.
Heather i Harry wciąż nie reagowali, zapatrzeni siebie. Po chwili jednak, gdy Weasley odchrząknął trzy razy, Black posłała mu piorunujące spojrzenie.
— Zamknij się, Wallenby.
Harry parsknął, a Hermiona mu zawtórowała.
— Sama się zamknij, urocza wybranko... nie wiem, jak mógł stwierdzić, że jesteś urocza, ale...
— Jesteś po prostu zazdrosny, bo ciebie nie zaprosił!
— Jasne...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top