18. Uczucie

Poe i Rick szykowali swoje myśliwce. Rey wraz z R2D2 i Hanem Solo w tym czasie dokonywali ostatnich ustawień Sokoła Millenium. Planowali odbicie Anabelle i rozkodowanie sond namierzających. Dzięki małemu droidowi udało się zhakować chip i dowiedzieć się więcej o akcji Porządku. Teraz pozostał najtrudniejszy etap.

Han emocjonował się także tym, że spotka swojego syna. W głowie układał słowa, które do niego wypowie. Czuł, że Leia zazdrości mu tego spotkania, jednak nie chciała z nimi lecieć uważając to za zbyt bolesne. Dla niej Benjamin przepadł...

Trójnożny robot wydobył ze swojego głośnika kilka gwizdów i pisków oznajmiając, że naprawił usterkę związaną z osłonami kadłuba statku.

Załoga pożegnała się z rebelianckimi powstańcami i ruszyła w kosmos.

Rey upinała włosy w kok i zastanawiała się co zrobią, gdy okaże się, że Anabelle nie ma w Bazie Starkiller. Będą wtedy zmuszeni przetrząsnąć pobliskie obszary w jej poszukiwaniu. Han jakby czytał w jej myślach. Włączył tryb autopilota i odwrócił się do niej na fotelu.

- Nie martw się, znajdziesz ją. Użyjesz swojej mocy.

- A co jeśli już jej nie zobaczę? Jest odpowiedzią na wszystkie moje pytania...

R2D2 zbliżył się do niej pikając pocieszająco.

- Oczywiście że ją zobaczysz, Rey - Han posłał jej uśmiech. - Bądź dobrej myśli.


*** 


Anabelle obudził szmer. Podniosła się na posłaniu, przecierając oczy. W jej pobliżu kręciło się sporo straży, jednak nocami czuła że jest sama i nikt jej nie sprawdza. Tym razem jednak ewidentnie wyczuwała jakąś obecność.

Nagle szmer się powtórzył dochodząc z prawego skrzydła. Brzmiał dziwnie, a po chwili pojawiły się dźwięki podobne do dudnienia.

Dziewczyna odkryła z siebie koc i o własnych siłach stanęła obok posłania, by następnie wyjść na korytarz. Głośny hałas odbijał się echem, dochodził z najbliższego pomieszczenia.

Utykając, zbliżyła się do wielkich drzwi. Poczuła chłód. Przeniknęła przez nią negatywna energia.

To na pewno Ben, pomyślała. Śmiało otworzyła na panelu drzwi i jej oczom ukazała się sala oświetlona jedną małą lampką naścienną. W panującym półmroku dostrzegła sylwetkę Rena klęczącego i walącego pięściami w jakiś przedmiot przed sobą.

Wyczuł ją i spojrzał w stronę wejścia.

Anabelle rozespana opierała się o ścianę.

- Dlaczego nie śpisz? - spytał szorstko.

- Bo mnie obudziłeś.

- Wracaj do łóżka - rozkazał surowym tonem i znów uderzył ręką w jakiś przedmiot. Kawałki odprysły na wszystkie strony. Pozostałe lampy były rozwalone i powyrywane z plastikowych powierzchni na ścianach.

Ana widząc jego wściekłość i nadmiar emocji podeszła ostrożnie, chcąc sie dowiedzieć dlaczego to robi.

- Wynoś się Anabelle bo inaczej zrobię ci krzywdę - warknął. - A potem skończę ze sobą.

- Ben...

I to był błąd, bo usłyszawszy swoje prawdziwe imię, zagotował się i wymierzył w dziewczynę solidną dawkę mocy. Anabelle upadła do tyłu całkowicie zaskoczona, zapominając o potężnym bólu w prawej nodze. Rozpuszczone  włosy opadły jej na twarz.

Kylo podniósł się ze swojego miejsca i stanął przed zszokowaną Anabelle. Delikatny cień padał na jego silne ramiona, lecz nie to przykuło jej uwagę. Dostrzegła połyskujące ślady łez.

- Wybacz, ale musisz odejść. To nie ma sensu. Snoke i tak nas wszystkich zabije. Wolę umrzeć ze świadomością że uratowałem ci życie.

- O czym ty do cholery mówisz? - odezwała sie Anabelle wciąż leżąc na ziemi. Z tej perspektywy nie widziała dokładnie jego emocji.

- O nas - warknął Kylo.

Schylił się i wziął Anabelle na ręce. Chciał ją wynieść i jak najszybciej zapakować na frachtowiec. Powoli sie uspokajał.

- Mój dziadek, Lord Vader nie był taki jak wszyscy myślą. Potężny, władczy, nieśmiertelny. A jednak zmienił zdanie i przeszedł na jasną stronę mocy. Nienawidziłem go z tego powodu ale również nie mogłem się pozbyć myśli, ze i we mnie jest coś...Jakaś iskra. Gdy wpadła mi w ręce Rey, nie przypuszczałem że ta iskra jest w niej ukryta. Nie mogłem jej skrzywdzić, bo wiedziałem że gdybym to zrobił, znienawidziłbym siebie jeszcze bardziej. To ona zaprowadziła cię do mnie. Rey miewała koszmary. Była w niej dziewczyna która została zabita przez Jedi, starego Skylwalkera. - Kylo przemierzał po ciemku korytarze niosąc cały czas Anabelle, która obejmowała go za szyję i z otwartymi szeroko oczami słuchała jego monologu. Nie miała pojęcia dokąd ją zabiera, ani co zamierza. - A gdy cię pierwszy raz zobaczyłem, nagle zorientowałem się że to byłaś ty. Mój wuj cię zabijał a Rey błagała go, by tego nie robił...

Dziewczyna zamrugała.

- Ja miałam dokładnie taki sam sen, ale to nie ja umierałam, tylko...ty. Mogłam z tobą walczyć ale nie chciałam tego robić. Nigdy nie zamierzałam być twoim przeciwnikiem, Benie. 

- Anabelle... - Kylo posadził dziewczynę na wysokim blacie przy wejściu do zbrojowni. Teraz byli na tej samej wysokości, na przeciwko siebie oświetleni delikatną łuną światła wpadającą z wielkiego okratowanego okna widokowego. A ponieważ panowała noc, dookoła było cicho i tylko straż na posterunku robiła co półgodzinny przemarsz po sektorach Bazy. - Nie wiem co znaczą te sny, ale wiem jedno. Snoke musi zginąć, i sam tego dokonam. A potem...chcę byś dołączyła do mnie i stanęła u mojego boku.

Spojrzał jej głęboko w tęczówki zaciskając usta. Nigdy wcześniej na nikim mu tak nie zależało. Choć nie znali się długo, czuli nawzajem że łączy ich Moc. Razem stanowią potęgę. 

- Nie wiem co powiedzieć - serce dziewczyny biło jak szalone. Całkowicie zapomniała o urazie nogi i o tym, jak Ren ją potraktował. Wiedziała, że bywa agresywny i nazbyt emocjonalny, ale pociągała ją ta wybuchowość i to, że uważa ją za kogoś bliskiego.

- Powiedz że też tego chcesz - szepnął.

- Chcę.


No hej.

I jak się podoba? ^^ 

Xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top