∞Rozdział 9|| Tom I∞

Na drzewach siedziała grupa demonów. Theo przesunął po nich wzrokiem, powoli sięgając do pasa z bronią. Zauważył, że jeden miał ogon syreny, a tułów wróżki, inny zaś był połączeniem elfa i smoka. Obserwując z obrzydzeniem hybrydy, dotknął palcami uchwytów czakramów. Następnie wydał rozkazy, pokazując szereg umówionych znaków, na co drużyna kiwnęła głową. Lia obserwując stwory, zaczęła wymachiwać Taler'em, bronią składającą się z dwóch ostrzy połączonych łańcuchem, którą trzyma się w środku za specjalny drewniany uchwyt, natomiast bliźniacy odwrócili się do siebie i zaczęli mruczeć zaklęcia. Kiedy w powietrzu zabłysły kolorowe światła, krążące wokół grupy demonów, stwory ryknęły i przystąpiły do ataku. Charlotte w mgnieniu oka znalazła się przy boku Theo z wyciągniętą kataną. Brunet poszukał wzrokiem anielicy, sprawdzając, czy jest bezpieczna. Dziewczyna stała obok bliźniaków z łukiem gotowym do strzału.

Nagle z nieba spadła dwójka stworów, miażdżąc gwardzistów Aradiela. Krew elfów bryzgnęła na boki, a odgłos rozrywanej stali i miażdżonych kości rozszedł się po polanie. Żołnierze nie zdążyli nawet krzyknąć przed śmiercią. Theo odwrócił się szybko w tamtym kierunku i skrzyżował spojrzenie z mieszańcem, który się ironicznie uśmiechał. Dowódca zarejestrował cichy brzdęk, a po chwili strzała przeszła na wylot stwora w miejscu, gdzie powinien mieć serce. Demon ryknął rozwścieczony, a po jego obrzydliwym uśmiechu nie było śladu, niczym rozpędzony pocisk, którym przed chwilą został raniony, rzucił się na anielicę. Theo, zanim zarejestrował, co robi, wyciągnął w jego kierunku rękę i ze stwora zaczęła wylatywać czerwona energia, która wniknęła w rękę dowódcy. Zaskoczona hybryda zatrzymała się i obejrzała na bruneta, warcząc. Stwór rzucił się w kierunku chłopaka, ale w powietrzu zmienił się w popiół. Przerażona Angie ściskała łuk, próbując opanować drżenie rąk, a Theo pokręcił tylko głową i zlustrował polanę. Charlotte przez cały ten czas osłaniała swojego lubego, a bliźniacy posyłali w stwory magiczne kule światła. Natomiast Lia pomagała gwardzistom ochraniać władcę.

- Nalegałbym, Wasza Wysokość, na szybkie dotarcie do pałacu, gdzie dokończymy naszą rozmowę. Tu nie jest bezpiecznie - zwrócił się Theo do Aradiela po zakończonej walce, na co władca skinął głową i nakazał ocalałym gwardzistom powrót do siedziby.

Przez resztę drogi nikt nie śmiał się odezwać, a cała drużyna nasłuchiwała niepokojących odgłosów, które zwiastowałyby kłopoty.

Ktoś niepoinformowany mógłby się zgubić wśród zielonych krzewów, ukrytych ścieżek, widocznych tylko dla tubylców, czy ścian bluszczu, które wspinały się w tajemniczy sposób, ale elfy znały każdy zakątek swojej planety, dlatego już po paru minutach pochód zatrzymał się przed ukrytymi wrotami do pałacu elfów. Rozległ się cichy, prawie niesłyszalny dźwięk mechanizmu otwierającego i brama zaczęła się otwierać. Brunet usłyszał ciche westchnienie zachwytu anielicy i zerknął na nią ukradkiem. Dziewczyna miała szeroko otwarte oczy i obserwowała pojawiający się przednią magiczne królestwo elfów.

Gwardziści wprowadzili przybyszów na plac, prowadzący w różne miejsca, znajdujące się na terenie pałacu. Angie dostrzegła egzotyczny ogród, w którym bawiły się, tańczyły, czy grały na instrumentach elfy.

- Theodorze, Lio zapraszam do moich komnat, a pozostałych...

- Zajmiemy się nimi ojcze - powiedzieli chórem bliźniacy i podciągnęli Angie i Charlotte w stronę ogrodu.

Władca pokręcił tylko głową i gestem ręki nakazał, aby pozostała dwójka podążyła za nim. Plac przed pałacem, ze smukłymi wieżami oplecionymi bluszczem, był wyłożony piaskowymi płytami z motywami kwiatowymi, a w każdym możliwym miejscu znajdował się albo kwiat czy krzew lub posąg przedstawiający zwierzęta, albo elfy uchwycone podczas życia codziennego.

Dowódca ze swoją zastępczynią szli za Aradielem przez korytarze, w których panował zaduch spowodowany ilością lilii w wazonach, nie pomagało nawet to, że jedną ścianę stanowiły same okiennice, pozbawione szkła, gdyż na Florze cały czas panowało lato i mieszkańcy nie potrzebowali zabezpieczać się przed chłodem.

Theo odetchnął z ulgą i zaczerpnął głębokiego tchu, kiedy weszli do skromnej komnaty władcy. Zielone ściany ozdobione złotymi motywami kwiatowymi nie były w ogóle zasłonięte, a w pomieszczeniu znajdował się wielki dębowy stół z wyrzeźbioną w nim mapą Flory oraz wielkie dwuosobowe łoże. Przybysze nie byli zaskoczeni, gdyż nie pierwszy raz przebywali w gościnie u Aradiela, ale dla osoby, która pierwszy raz zawitałaby w królewskie progi, byłoby to nie małym szokiem. Król nie lubił przepychu, tak jak jego pobratymcy, wolał prostotę, co zdarzało się u elfów bardzo rzadko.

- W którym regionie nasilają się ataki? - Theo pochylił się nad mapą, a Aradiel stanął po drugiej stronie.

- Zdarzały się ataki w zachodniej i południowej ćwiartce, jednak te plugawce upatrzyły sobie wschodnią krainę.

- Czy znajduje się tam coś cennego? - spytała Lia patrząc na wyrzeźbione drzewa.

- Uprawy ziół oraz szczelina...

Driada i dowódca unieśli zaskoczony wzrok na władcę.

- Od kiedy jest tam przejście?

- Od tygodnia. - Władca zdjął diadem i rozmasował skroń.

- Zatem nie mamy czasu do stracenia, musimy udać się tam natychmiast - oznajmił brunet, na co Aradiel skinął ręką, dając im zezwolenie na odejście.

- Poprowadzą was moi najlepsi wojownicy, czekają w zbrojowni.

- Dziękujemy, panie. - Dowódca razem z driadą ukłonili się. - Niedługo znowu zawita spokój na Florze.

- Wiem o tym, dowódco. Idź już.

Przybysze opuścili komnatę władcy i szli tą samą drogą, która tu przybyli.

- Lii, idź po resztę, ja zajmę się oddziałem - zarządził Theo i rozdzielili się na pierwszym skrzyżowaniu korytarzy.

Theo obserwował z ukrycia dosyć dużą grupę demonów. W drodze do wskazanego przez Aradiela celu wyjaśnił swoim podwładnym plan i rozstawił ich w odpowiednich odległościach od siebie. Na dany znak mieli zaatakować i z łatwością pozbyć się nieproszonych gości. Jednak zawsze musi pójść coś nie tak. Kiedy dowódca miał wydać rozkaz, demony wprowadziły na polanę Charlotte i Ninora. Brunet warknął przekleństwo, a jego oczy zaświeciły na czerwone i ze stworów, które stały najbliżej niego, zaczęły ulatywać czerwone smugi i wnikać w rozeźlonego chłopaka. Machnął dłonią, dając znak i ruszył w kierunku swojej ukochanej. Chłopak złapał najbliższego demona i zaczął pochłaniać jego ogień, po czym odrzucił szczątki stwora, które rozsypały się w proch. Uniknął ataku dwóch innych i rozciął ich czakramami. Ciężko dysząc, pomógł wstać ukochanej.

- Nic ci nie jest?

Białowłosa pokręciła głową i nie zdążyła nic dodać, gdyż znowu zostali rozdzieleni przez atakujące stwory. Theo wyprowadził cios, ogłuszając demona i po chwili zatopił rękę w miejscu, gdzie powinno bić serce, wysysając płomień ze stwora.

Kiedy z przeciwnika został tylko popiół, zauważył Angie biegnącą w głąb lasu. Zawołał jej imię, lecz go nie usłyszała. Hybrydy zaczęły okrążać walczących. Theo poczuł, jak gniew w nim zaczyna buzować, podniósł dłonie do góry i zaczął pochłaniać ogień ze wszystkich przeciwników, zmieniając ich w popiół. Wkoło niego latały magiczne kule bliźniaków, a Lia doskakiwała do niedobitków. Nie czekając na zakończenie bitwy, ruszył biegiem w ślad za zaginioną. Jeśli jej się coś stanie, to Mirage urwie mi łeb.

Theo biegł przed siebie, odgarniając gałęzie, które drapały go po twarzy, czy od czasu do czasu wpadał w pajęczynę, jednak nie przejmował się i gnał przed siebie. Wiedział, że każda sekunda się liczy. Po jakimś czasie chłopak wpadł na dwóch elfów, którzy biegli za dziewczyną. Theo poczuł, jak wszystkie wnętrzności skręcają mu się w supeł.

- Gdzie... - wysapał między oddechami.

- Pobiegła prosto, nie mogliśmy dotrzymać jej tempa...

- Więc zostawiliście ją na pastwę demona! - krzyknął na nich, po czym pobiegł, nie czekając na wyjaśnienia.

Cały czas miał nadzieję, że nie dobiegnie na miejsce za późno. Oczami wyobraźni widział jej martwe ciało. Mrugnął i przyspieszył. Wszystkie mięśnie go paliły, ale nie zamierzał poddać się słabości. Zadyszany wypadł z krzaków i zobaczył na polanie anielicę z napiętym łukiem. Skradała się do jednych z wielu krzaków na polanie.

- Angie!

Zaskoczona dziewczyna odwróciła się do bruneta i w tym momencie z krzaków wyskoczył czarny cień, chwytając anielicę i teleportując się nie wiadomo gdzie.

- Znajdziesz ją w domu OGNIONOŚNY!

Gdy obydwie postacie zniknęły, pod Theo ugięły się nogi.

- NIE! - krzyknął i wściekły uderzył pięściami o ziemię.

Leżał tak, aż znalazła go reszta.

- Co się stało? - Obok niego znalazła się Charlotte. - Gdzie Angie?

Załamany chłopak spojrzał na ukochaną i szybko opowiedział, co wydarzyło się na polanie, a w tym czasie dołączyła do nich reszta drużyny z niedobitkami oddziału.

- Zabrał ją na Ender? - spytała Lia. - Przecież to bez sensu!

- Ruszajcie szybko, musicie pomóc swojej towarzyszce - powiedział melodyjnym głosem elf, odpowiedzialny za dowództwo nad oddziałem.

- Nie stój jak słup soli, kiedy Angie potrzebuje pomocy - wykrzyknął Ninor i aktywował teleport Theo.

Dowódca znalazł się z powrotem w Wielkiej Sali i nie czekając na resztę z mocno bijącym sercem, popędził do pokoju nauczyciela. Bez pukania wpadł do środka, zastając starszego mężczyznę, na pisaniu czegoś.

- Wiesz, że się puka, zanim wparujesz do czyjegoś pokoju? - przywitał go nauczyciel, nie podnosząc głowy znad kart

- Nie ma na to czasu, Angie ma kłopoty - wysapał Theo, opierając się ręką o drzwi.

Mirage poderwał się i spojrzał na ucznia ze strachem.

- Jest tu Angie?

Do pomieszczenia wpadli pozostali. Starszy mężczyzna uniósł brwi ze zdziwienia.

- O co wam wszystkim chodzi? Przecież ona była z wami! - Spojrzał na swojego ucznia. - Co ty jej znowu zrobiłeś?

Chłopak zrobił urażoną minę.

- Ja jej nic nie zrobiłem - odparł obrażonym tonem - ale demon, który ją porwał, to już może jej coś zrobić!

Oczy Mirage'a rozszerzyły się po usłyszeniu rewelacji od Theo.

- Że co proszę?

- Czy Angie jest tutaj! Demon powiedział, że znajdziemy ją w domu! - krzyczał Minor.

Błysk w spojrzeniu starszego mężczyzny dał znać brunetowi, że jego mistrz już wie, gdzie trzeba szukać zaginionej.

- Tu jej nie ma, ale podejrzewam, gdzie jest. To zadanie dla Theodora i Charlotte.

- Ale... - zaczęła Lia.

- Nie ma żadnego "ale", liczy się każda minuta, więc zostawicie mnie samych z Theo i Char.

Gdy reszta wyszła, marudząc pod nosem, chłopak nie czekając dłużej, zapytał:

- To gdzie mamy jej szukać?

Theo z Charlotte wspinali się na ostatnie piętro kamienicy. Dziewczyna spojrzała na stworzenie siedzące na parapecie. Zwinięta kulka futra cicho pomrukiwała. Gdyby nie rozmiary białowłosa pomyślałaby, że to kotołak. Istota wyczuła, że dziewczyna przygląda się jej, to też spojrzała się na nią i po chwili prychnęła ostrzegawczo. Oczy Chalotte zmieniły się, źrenice wydłużyły się i teraz wyglądały jak u stworzenia i również prychnęła.

-Słońce, nie męcz tego czegoś - zwrócił jej uwagę Theo.

- Ja tu przeprowadzam bardzo ważną dyskusję.

- Niech zgadnę, czy ta prychająca wycieraczka wie gdzie jest nasza zguba? Nie? To zostaw to.

Charlotte wymownie przewróciła oczami, które wyglądały już normalnie. Wbiegli na ostatnie piętro i zapukali do mieszkania, w którym chłopak był parę dni temu. Otworzyła im młoda kobieta. Jednak to nie była Angie. Przybysze spojrzeli na siebie z powątpiewaniem.

- Przepraszamy za najście, szukamy naszej znajomej.

Kobieta spojrzała się na nich dziwnie.

- Ma blond włosy, średniego wzrostu i mieszka tu - skrócił chłopak.

- Przykro mi, ale nie mieszka tu taka osoba.

- Na pewno? - Brunet nie odpuszczał.

- Theo, jak pani mówi, że nie ma jej tu, to nie przeszkadzajmy już dłużej. - Po czym uśmiechnęła się do rozmówczyni. - Dziękujemy i przepraszamy za kłopot.

- Jeśli zaginęła niedawno, to zgłoście to na policję - zaproponowała nieznajoma.

- Na pewno tak zrobimy -dodała białowłosa.

Schodząc na parter, dwójka poszukiwaczy rozmawiała gorączkowo.

- To, co teraz?

- Nie mam pojęcia Char, Mirage się pomylił i nie wiem co dalej.

Witajcie kochani :D

Na zdjęciu mniej więcej wyobrażenie Endera, tylko z inną budowlą ;) Akcja nabiera tempa, a ja ledwo widzę na moje paczadła, więc uciekam i oddaję wam w łapki rozdział ;)

Zaciekawieni? Zostawicie swoją opinie :D Bardzo lubię czytać wasze komentarze ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top