∞Rozdział 60|| Tom I∞
Cicha muzyka zakłóciła ciszę, która nieznośnie dzwoniła mi w uszach. Gdzie ja byłam? Rozejrzałam się, lecz otaczająca mnie ciemność nie pozwoliła mi na zauważenie czegokolwiek. Prawie niesłyszalny dźwięk szarpanych strun oraz pianina zdawały się mieszać z ciemnością. Przez chwilę zdawało mi się, że widzę tańczące cienie, czy smugi dymu unoszące się w rytm muzyki.
— Jest tu kto? — odważyłam się zakłócić ten piękny koncert, lecz nikt mi nie odpowiedział.
Ponownie rozejrzałam się, głośno przełykając ślinę i z cichym krzykiem zaskoczenia, odskoczyłam od poświaty, która niespodziewanie się pojawiła. Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc, a po chwili w świetle pojawiło się lustro. Zaciekawiona podeszłam ostrożnie, a ciche dźwięki nadal się unosiły. Zaniemówiłam, kiedy zobaczyłam siebie w ślubnej, białej sukni i z pięknie ułożoną fryzurą. Pochyliłam się, aby upewnić się, czy nie mam omamów.
— Co jest... — krzyknęłam, kiedy za mną pojawiły się czerwone, smocze oczy, a suknia zaczęła płonąć.
Po chwili dopiero zrozumiałam, że ogień mnie nie parzył.
Poderwałam się zdyszana, czując żrący nozdrza dym i przetarłam spoconą twarz wierzchem dłoni. Nie wiedziałam, co się stało, miałam totalną pustkę w głowie, tak jakby ktoś wykasował mi pamięć dotyczącą ostatniego tygodnia. Rozejrzałam się i ze zdziwieniem spostrzegłam, że jestem u siebie w pokoju na Enderze. Nie miałam pojęcia, kiedy wróciliśmy, ani jak.
Spojrzałam na wszystkie rzeczy, które zostawiałam, kiedy lecieliśmy na Ziemię, po kulkę. Wszystko wyglądało tak, jakbym wczoraj była tu ostatni raz, a ile rzeczywiście czasu minęło? Dwa miesiące? Trzy?
Powoli usiadłam na brzegu łóżka i zaskoczona zerknęłam na swój strój. Nie była to moja piżama, lecz czerwona suknia. Skąd w ogóle się na mnie znalazła, przecież takich nie noszę. Szybko podeszłam do szafy, rozmyślając nad tym, co ostatnio robiłam i wzięłam rzeczy, idąc do łazienki.
Odkręciłam kurek i wsłuchując się w szum napływającej wody, rozebrałam, aby po chwili zamoczyć się w wodzie. Po dodaniu ulubionego płynu do kąpieli zamknęłam oczy, relaksując się. Zauważyłam, że byłam dziwnie spięta, a moczenie się w gorącej wodzie o brzoskwiniowym zapachu powinno przynieść ukojenie.
Spojrzałam na wodę, w której powstawała piana i poczułam nieprzyjemne łaskotanie w głowie, a przed oczami zaczęły się przesuwać obrazy, jak na przyspieszonym filmie. Bal. Zawody. Uczta. Pocałunek.
Skrzywiłam się z obrzydzeniem i poczułam, jak furia we mnie narasta.
— Jak on śmiał?! — krzyknęłam, uderzając pięścią w taflę, rozchlapując wodę po całej łazience. — Niech mi się lepiej na oczy nie pokazuje!
Poczułam, jak oczy zmieniły barwę, a w pomieszczeniu zerwał się lekki wiatr.
Nie chcąc zniszczyć łazienki, zamknęłam oczy i wzięłam parę uspokajających wdechów. Kiedy tylko przed oczami pojawiła mi się scena dwóch walczących smoków i wychodzącego z dymu Theo, wyskoczyłam, jak oparzona z wanny i ubrałam się szybko, po czym pognałam do pokoju bruneta.
Zatrzymałam się zdyszana przed drzwiami z motywami ognia i załomotałam w nie, modląc się, aby był cały. Błagam. Nie mogłam go stracić... Nie jego...
Wstrzymałam oddech, kiedy drzwi zaczęły się otwierać.Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam Theo i rzuciłam się na niego, mocno tuląc. Z rozpędu wpadliśmy do jego pokoju, a zaskoczony mężczyzna objął mnie ramieniem. Czując nagłą potrzebę, pocałowałam go namiętnie, lecz odsunęłam się, czując, jak napina wszystkie mięśnie.
— Coś się stało? — spytałam i od razu pożałowałam swojego pytania.
Spojrzałam na tors bruneta, który był goły i pełen siniaków i głębokich ciętych rany, jakby od pazurów.
— Wszystko w porządku. — Uśmiechnął się, głaszcząc mnie po policzku.
Od jego dotyku mimowolnie się uśmiechnęłam, a po plecach przeszedł mi przyjemny dreszcz. Kiedy był tak blisko, że niemal czułam jego ciepło, to traciłam zdolność racjonalnego myślenia. Poprawka: traciłam zdolność jakiegokolwiek myślenia! Pragnęłam go całą sobą w tym i w następnym życiu, a jeśli było jeszcze inne to i w kolejnym. Wiedziałam, to już na pewno. Kochałam go całym sobą.
— Kocham cię — szepnęłam, drżąc na całym ciele.
— Ja ciebie też, Kayli. — Pocałował mnie delikatnie w czoło.
Poczułam, jak Theo obejmuje mnie, chcąc przytulić, ale po chwili się odsunął. Spojrzałam po jego ranach, które nie wyglądały za ciekawie. Krwistoczerwone po brzegach, niezasklepione cud, że krew z nich nie leciała.
— Lia powinna to obejrzeć. — Wskazałam na jego tors.
— Ma ważniejsze sprawy na głowie. Pertraktacje z pijawkami nie szły wcale tak gładko. Podobno jest wielu ciężko rannych, dlatego każda driada się przyda, a ja przeżyję. — Podszedł do stołu, gdzie były rozłożone bandaże, plastry i waciki.
— Pomogę ci — zaoferowałam się, lecz uniósł dłoń, próbując się uśmiechnąć, lecz wyszedł mu grymas.
Wzruszyłam ramionami i usiadłam, obserwując, jak mężczyzna odkaża rany i próbuje związać bandaż. Powstrzymałam śmiech, kiedy warknął niezadowolony, a jego wygląd śmiało można było porównać do mumii. Kręcąc głową, wstałam i delikatnie zaczęłam go rozplątywać. Pod czas uwalniania go spod białego materiału, czułam na sobie jego czujne spojrzenie, które powodowało wewnątrz mnie gorące uczucie, które pulsowało w rytm bicia serca. Z trudem nie patrzyłam na niego i powoli zaczęłam opatrywać rany. Starałam się robić to, jak najdelikatniej, chociaż i tak byłam zdania, że to Lia powinna to zobaczyć.
Kiedy skończyłam i bandaż trzymał się oraz wyglądał w miarę przyzwoicie, uniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Poczułam, jak w gardle zaczęła pojawiać się klucha, a żołądek wykonał serię fikołków. Jego szare oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, jakby na nowo przyglądał się mojej twarzy. Zamknęłam oczy, czując na sobie jego ciepły oddech i stanęłam na palcach, chcąc znowu go pocałować; chcąc poczuć jego wargi na sobie, jego smak i zapach.
Nagle ciszę przerwał huk otwieranych drzwi, a do pomieszczenia wpadli bliźniacy.
— Wróciliście! — Odwróciłam się gwałtownie, czując wypieki na twarzy.
— Trzeba to opić! — Klasnął w dłonie zachwycony Ninor.
— Chyba kakaem — sprostowała Lia, która zamknęła drzwi do pokoju i uśmiechnęła się do nas, mrugając.
Spojrzałam na przyjaciółkę, zastanawiając się, czy ostatnio w ogóle spała. Pod jej oczami odznaczały się sińce, jej skóra była jeszcze bledsza niż normalnie, a jej włosy nie błyszczały tak, jak zazwyczaj.
— Dobrze was znowu widzieć. — Uśmiechnęłam się do przyjaciół, a bliźniacy mrugnęli do mnie, siadając na kanapie.
— Powiedzmy — sapnął dowódca, zakładając koszulę, krzywiąc się przy tym, pomimo że starał się to ukryć Lia zauważyła grymas.
— No nie mów, że się nie stęskniłeś. — Wyszczerzył się Ninor.
— Nie miał kto cię denerwować — dodał Minor.
— O to nie musicie zaprzątać swoich królewskich główek. Na moich nerwach grał ktoś inny, mieliście świetne zastępstwo — fuknął Theo.
Przygryzłam wargę, zgadzając się w duchu z nim. Tak, jak uwielbiałam bliźniaków, tak znienawidziłam Aspera. Rozumiałam już doskonale niechęć chłopaka do przyrodniego brata, a nadzieja na to, że brunet koloryzował historię, prysnęła niczym bańka mydlana. Po przygodzie na Fireball miałam nadzieję, że nigdy więcej nie spotkam tego zapatrzonego w siebie, samolubnego bufona.
— Theo, może jed... — Lia przerwała ciszę, która zapadła po słowach bruneta, lecz dowódca uniósł dłoń, uciszając ją tym samym.
— Nie. Jesteś zmęczona oraz potrzebna innym, a ja od tego nie zginę — usiadł, krzywiąc się — jedynie trochę poszczypie. Jeszcze nikt od bólu nie umarł.
Spojrzałyśmy odpowiednio na Theo, lecz on zdawał się tego nie zauważyć albo świetnie udawał. Zdawało mi się, że dostrzegam w nim jakąś zmianę. Nie wiedziałam tylko jaką, całość dopełniała ta denerwująca pustka w umyśle. Nawet brakujące wspomnienia z dzieciństwa tak, nie działały mi na nerwy. Uniosłam wzrok, czując spojrzenia drużyny na sobie i zdałam sobie sprawę, że czekają na moją odpowiedź. Szlag.
— Mówiliście coś? — odchrząknęłam, pozbywając się nieprzyjemnej chrypki.
— Pytałam się, czemu nie usiądziesz? — Uśmiechnęła się Lia, lecz zauważyłam, że przygląda mi się badawczo.
— Przepraszam, zamyśliłam się. — Czując, że się zarumieniłam, objęłam się i usiadłam obok Theo, który obserwował mnie czujnie.
— Nad czym? — spytał, zachowując odpowiednią odległość.
Poczułam lekkie ukłucie zawodu w sercu. Chciałam, aby mnie przytulił. Pragnęłam poczuć jego ciepło na sobie. Czy coś soę stało, że się tak zachowuje? Czy nie pamiętam tego? Odkąd tu przyszłam, traktuje mnie z rezerwą, ale jednocześnie nie spuszcza mnie z oczu. Czy zrobiłam coś nie tak? Przecież jeszcze jakiś czas temu było dobrze, a teraz znowu się wszystko psuło. Westchnęłam w duchu. Mówią, że do zakochania wystarczy jeden krok, ale jak już do czegoś dojdzie, to trzeba zapieprzać kilometry.
— Nad tym, jak wróciliśmy na Ender. — Przełknęłam pojawiającą się w gardle gulę i wytarłam spocone dłonie o spodnie. Coś czułam, że odpowiedź mi się nie spodoba.
Theo uniósł brew, nie spuszczając ze mnie wzroku. Cisza się przedłużała, a mi coraz trudniej było wysiedzieć pod przeszywającym spojrzeniem szarych oczu.
— Zaraz wszystko ładnie ci wyłożymy — zaczął Ninor, zacierając ręce, jakby się szykował do zjedzenia miski łakoci, a nie opowieści.
— To żadna opowieść — uciął Theo. — Podczas uczty coś ci zaszkodziło. Przeleżałaś resztę pobytu na Fireball, śpiąc. Mirage z pozostałymi załatwili sprawy u pijawek i nas zabrali. Ot cała historia.
Pokiwałam głową, lecz coś mi się nie zgadzało. Kątem oka obserwowałam bliźniaków, których miny wyrażały osłupienie. Nieprzyjemny dreszcz zaczął mi wspinać się wzdłuż kręgosłupa. Coś przede mną ukrywał, ale co? Przestał mi ufać?
— Dlaczego nic nie pamiętam? — spytałam, bawiąc się nerwowo palcami.
— Byłaś wycieńczona. Nie chciałem cię budzić — powiedział bez zająknięcia.
Nie mogłam odczytać jego uczuć, idealnie je maskował. Znowu ten nieprzyjemny dreszcz. Kłamał. Przecież anioły nie chorowały, ale dlaczego wtedy zataił przede mną prawdę. Burzę myśli przerwało ciche pukanie, a po chwili do pokoju wszedł Mirage.
— Jak dobrze widzieć was znowu razem. — Uśmiechnął się, a mi od razu zrobiło się ciepło na sercu, ale poczucie rozczarowania po kłamstwie Theo pozostało, czając się w ukryciu. — Niestety muszę porwać naszego aniołka na jakiś czas.
— Dlaczego? — zaciekawił się Ninor, a po jego zdziwieniu nie było śladu.
— Trybunał chce się z nią widzieć. Za jakiś czas oddam wam ją, obiecuję. — Mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja się uśmiechnęłam. Brakowało mi go przez ten czas, a teraz był niczym miód na rany. Był dla mnie niczym ojciec, którego nie pamiętałam.
— W takim razie już idę. — Wstałam, uciszając dalsze pytania.
Razem z mężczyzną opuściłam pokój, w którym po chwili wybuchła kłótnia. Zastanawiając się co się z nimi dzieje, szłam do znienawidzonej przeze mnie sali, czując na sobie cały czas spojrzenie szarych oczu.
***
Po wyjściu Miraga i Kayli, Lia otworzyła zmęczone, przekrwione oczy, po czym przypatrywała się Theo przez dłuższą chwilę.
— Co? — burknął, wstając i podchodząc do kominka, na którym płonął ogień.
— Powiedziałeś jej, czy znowu znalazłeś wymówkę? — Driada była rozdrażniona, nie rozumiała, jak można sobie tak utrudniać życie. Przecież to dwa proste słowa.
Bliźniacy postanowili wymknąć się z pokoju, przeczuwając poważną rozmowę.
Theo nie odpowiedział, ale widać było, że nie miał ochoty na ten temat rozmawiać. Jego plecy były spięte, a szczęka wyraźne zaciśnięta.
— Theo, dlaczego ty sobie to robisz?! Nie widzisz, że ją też krzywdzisz?! — fuknęła na niego dziewczyna.
Brunet odwrócił się do niej gwałtownie, a płomień na kominku urósł.
— Robię po to, aby ją chronić! Nie widziałaś, w co się zmieniłem?! — ryknął, a jego oczy się zmieniły. — Stałem się bestią! I nie panuję nad tym!
— Dlatego ją okłamałeś?! Ma prawo wiedzieć, że twój brat ją wykorzystywał! — Dźgnęła go palcem.
— Jak dowie się prawdy, to mnie znienawidzi! — Gniew dracona z każdą chwilą wzrastał. — Co, jeśli nie zapanuję nad sobą i ją skrzywdzę?!
— Zastanawiam się, czy przypadkiem krew twojego ojczyma nie zrobiła z ciebie półgłówka, albo ślepca, bo jakbyś nie zauważył, to już ją krzywdzisz!
Theo cofnął się gwałtownie, jakby go uderzyła. Lia patrzyła na niego przez chwilę i pokręciła głową, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
Chłopak spojrzał w ogień, czując w środku ból. Może i przyjaciółka miała rację, ale nie pozwoli, aby ten drugi on zaszkodził Kayli. Nie pozwoli...
Wiem, że miałam dać ciąg dalszy faktów, ale musicie mi wybaczyć, bo nie mam siły :<
Co do rozdziału ;D Chwila przerwy, w końcu należy się naszym bohaterom ;D
Myślę, że nadchodzący wątek przypadnie Wam do gustu ^^
Dlaczego Theo znowu wszystko komplikuje? Czego chce Trybunał od Kayli? I co się zbliża?
Dowiecie się już za tydzień ;D
A tutaj dostałam cudowne arty od TheFollen:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top