∞Rozdział 58|| Tom I∞


Przez ciemność przebił się najpierw promieniujący ból, a następnie denerwujące odgłosy rozmowy. Theo uniósł powieki, lecz po chwili je opuścił, podrażniony przez światło pochodni. Po paru głębokich oddechach ponowił próbę i otworzył oczy. Wszechobecny smród moczu, kału, potu i siana drażnił nos bruneta. Głęboko i miarowo oddychając, czuł, jak furia ponownie w nim narasta. Czemu nie posłuchał swojej intuicji i nie wyjechali stąd już pierwszego dnia? Czemu pozwolił tym gadom zbliżyć się do Kayli? Czemu był tak głupi i ślepy?

Warknął na wspomnienie słów ojczyma. On to wszystko zaplanował, dopracował do najmniejszego szczegółu, a ona była tylko środkiem do celu, małym szczebelkiem w całej drabinie misternego planu. Była częścią intrygi, ale też nagrodą. Arbogast pragnął czystości rasy draconów, że poszedł do celu po trupach. Brunet miał ochotę w coś uderzyć, ale nie pogardziłby też kimś, a najlepiej w swojego przyrodniego brata. Poprawka teraz już brata. Przez ojczyma stał się potworem! Zagrożeniem Tykającą bombą. A na dodatek Kayla wyjdzie za Aspera!

Poderwał się, aż łańcuchy zagrzechotały, napinając i rozgrzewając się, pochłaniając moc bruneta. Irytacja, wzbudzana bezsilnością, potęgowała się z każdą chwilą. Sapnął i ponownie przesunął wzrokiem po niewielkiej celi. Na drewnianej pryczy leżała szara szmata, która zapewne miała służyć za kołdrę, ale Theo i tak nie mógł się położyć, ojczym o to zadbał. Wzrok dowódcy spoczął na zbutwiałym sianie. Od korytarza odgradzała więźnia krata wykonana z czarnego metalu, pokryta znakami.

Ciszę przerwał huk uderzenia, a później wiązanka przekleństwa, której nie powstydziłby się najwulgarniejszy szewc.

— I znowu przegrałeś, dwadzieścia sirm moje! — Tubalny głos zakrzyknął radośnie. — Twoja Mirian musi cię naprawdę kochać, bo szczęścia w hazardzie za ułamaną monetę nie masz.

Gromki śmiech zmieszał się z kolejną wiązanką przekleństw.

Theo wiedział, że ma coraz mniej czasu. Im bliżej było do zachodu słońca, tym mniej czasu pozostawało do odbicia Kayli. Brunet ponownie szarpnął łańcuchami i poczuł jak coś mokrego oraz lepkiego spływa po jego rękach. Zagryzł wargę, aż poczuł smak krwi i dalej się szarpał.

Jego zmagania przerwał zgrzyt zamka i skrzypienie krat. Kiedy uniósł wzrok, zobaczył jednego ze strażników, który stał obok wejścia. Szare oczy zlustrowały młodego, blondwłosego dracona ubranego w czerwoną zbroję, charakterystyczną dla wojowników rodu Ognionośnych. Chłopak mógł być niewiele starszy od Kayli, a nawet mógł być w jej wieku.

— Przyszedłeś mnie uwolnić? Chyba się wzruszę — syknął Theo.

— Zamilcz Niepeł... Człowie... Więźniu! — Brunet uniósł brew. Może w innej sytuacji, zaśmiałby się, widząc zmieszanego wojownika.

Obserwował, jak młodzik odsuwa się, aby przepuścić znienawidzoną przez bruneta postać.

Dwornym krokiem Asper wszedł do pomieszczenia i z kpiącym uśmiechem spojrzał na pryczę, a później na pół nagiego brata, który obserwował go spod byka.

— Uroczy wystrój. — Spojrzał na Theo, cały czas z ironicznym grymasem. — Ale, jak to się mówi, ciasne, ale własne, nieprawdaż, młody?

— Jeśli powiesz, że przyszedłeś mnie odwiedzić z pobudek czysto sentymentalnych albo prosić mnie na świadka, to lepiej mnie nie rozkuwaj, bo klnę się na wszystkich znanych mi bogów, że skuję ci tę wypudrowaną mordę — warknął brunet, a Asper zaśmiał się tylko.

— Ciesz się, przynajmniej będzie częścią rodziny oraz jej tytuł nareszcie będzie miał pokrycie.

— Nie obchodzą mnie tytuły. Kocham ją, nie jej dziedzictwo — fuknął dowódca.

— Jak uroczo. — Parsknął śmiechem, wstając. — Czas na mnie. Panna młoda wiecznie czekać nie będzie, ale — uśmiechnął się ironicznie — ty się o tym przekonałeś.

Theo szarpnął się, a łańcuch się napiął, boleśnie wżynając się w rany, na nowo je otwierając, przez co krew zaczęła na nowo lecieć. Z ust dowódcy nie wydobyło się najmniejsze syknięcie, a wzrok mógł w tej chwili zabić.

— Jeśli to zrobisz, to przysięgam... — zaczął grobowym tonem.

— Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Cokolwiek powiesz, nie będzie miało pokrycia, więc lepiej nic nie mów. — Odwrócił się do niego, gdy przeszedł przez kraty. — Wiesz, może pozwolę jej tu przyjść od czasu do czasu, a teraz żegnaj.

Ciężko oddychając i czując, jak kajdany pochłaniają moc, obserwował morderczym wzrokiem brata, który zniknął w ciemności. Theo sapnął i spojrzał na kajdany. Solidne, wykonane ze stopu metali, które można było zdjąć tylko w jeden sposób.

— Straż! — ryknął, a kiedy nikt nie zareagował, ponownie zawołał.

— Morda w kubeł! — Do krat podszedł drugi ze strażników, a kiedy Theo zobaczył jego bujny wąs, zastanowił się, ilu mieszkańców ma ten gąszcz.

Jego zbroja zdawała się być o dwa rozmiary za mała, a hełm za duży. Jego małe świńskie oczka nie patrzyły na Theo. Zapewne ojczym zdążył już powiadomić straż o zmianach. Gdyby mężczyzna tylko zerknąłby na więźnia, nie mógłby odmówić wykonania rozkazu.

— Wypuść mnie — rozkazał brunet, na co strażnik zaśmiał się tubalnie.

— I co jeszcze? Może kąpiel i do tego strawa? — Złapał się za potężny brzuch, rechocząc.

— Nie pogardziłbym — przytaknął Theo.

— Widzę, że humor dopisuję, zobaczymy, jaki będziesz wesoły za parę dni.

— Za parę dni, to będę na Enderze...

Ponowny śmiech przerwał wypowiedź bruneta. Strażnik kręcił głową, podtrzymując się o kratę.

— To chociaż mnie wypuść na odlanie — westchnął chłopak.

— Sraj i lej pod siebie, gówno mnie... — Rozległ się stłumiony odgłos uderzenia.

Theo uniósł brew i przyglądał się, jak oczy strażnika uciekły w głąb czaszki, a po chwili upadł z łomotem.

— Ach, ci strażnicy, głowy zakute, ale nadal słabe. — Mirage uśmiechając się, schował ostrze ze złotymi runami.

— Szybciej się nie dało? — fuknął brunet.

— Ciebie też miło widzieć. — Uśmiechnął się szerzej. — No już, nie prychaj i mów co zrobiłeś, że już cię zamknęli w tym uroczym miejscu.

— Teraz nie ma na to czasu, Kayla zaraz poślubi Aspera, bo mój kochany ojczym ja otumanił! — Mirage uniósł brew, a uśmiech zszedł mu z twarzy. — No uwolnij mnie!

— Theodorze, opanuj się. — Mentor próbował uspokoić go, przeszukując strażnika. — O proszę, są klucze.

Dowódca przewrócił oczami i poczekał, aż go dawny nauczyciel uwolni, po czym wyszedł z celi, masując obolałe, ranne nadgarstki.

Mamy niewiele czasu. Ceremonia zacznie się o zachodzie Słońca w Sali Tronowej.

— Czyli za parę minut — dopowiedział starszy mężczyzna.

— Dlatego nie traćmy czasu. — Zatrzymali się przed pokojem strażników, gdzie przechowywano zabrane więźniom rzeczy.

— Chodzi strażniczek koło drogi... — Stłumiony głos Ninora, dochodził zza drzwi klitki.

Zdziwiony brunet uniósł brew i spojrzał na Mirage'a, który wzruszył ramionami.

— Zgubił mieczyk, w bójce pogubił ząbki. — Dołączył się Minor, a po chwili rozległ się stłumiony odgłos uderzeni.

Theo otworzył drzwi i zobaczył pochylających się elfów nad nieprzytomnym draconem.

— Zostawcie go, nie mamy czasu na zabawy — mruknął dowódca, biorąc swoje rzeczy i ubierając się szybko.

— A ten znowu zrzędzi — westchnął granatowłosy.

— Nic się nie zmieniło, a przecież rodzinny dom powinien cię wyciszyć, uspo... — Ninor zamilkł, kiedy zobaczył oczy Theo — Co... Co ci się stało?

— Nic. — Wyszedł z pomieszczenia, a źrenice wróciły do normy tak, jak kolor tęczówek.

— Jaki mamy plan? — Elfy pojawiły się u boku Theo, który wszedł po schodach i zastukał w drzwi.

— Miło cię widzieć, Theo — Lia otworzyła drzwi i z Talerem przewieszonym przez ramię.

— Odzyskać naszyjnik Kayli, nie dopuścić do ślubu i obudzić ją.

— Obudzić? — spytała Lia, idąc za brunetem labiryntem korytarzy.

— Arbogast ją otumanił i ma nad nią władzę, przez wisior z jego krwią. Kayli robi wszystko, co on jej rozkaże.

— Władca draconów ma ją na smyczy? Uuu... niedobrze... — Ninor pokiwał głową.

Theo zatrzymał się przed drzwiami, gdzie pełniło straż dwóch wojowników. Mężczyźni, widząc ich, wyciągnęli miecze z pochew, lecz po chwili runęli, jak rażeni gromem, a bracia otrzepywali ręce z uśmiechem.

— Uwielbiam teleportację — powiedział Ninor.

— Rachu-ciachu i leżą jak dłudzy. — Uśmiechnął się Minor.

— Przestańcie się wygłupiać i pilnujcie. — Theo razem z Lią i Miragem weszli do komnat stryja, a kiedyś jego matki.

Chłopak westchnął, kiedy wspomnienia napłynęły. Pamiętał, jak siadał na czerwonej sofie, a matka go tuliła i opowiadała przeróżne bajki. Jak rano zakradał się, kiedy ojczym wyjeżdżał na polowanie, aby wskoczyć na wielkie dwuosobowe łóżko i obudzić matkę. Kiedy przez przypadek zerwał krwistoczerwoną zasłonę, bo się na niej uwiesił.

Potrząsnął głową, odganiając mary przeszłości i przeszedł do pracowni, gdzie ściany były podpierane przez regały z książkami, a na środku stało biurko wykonane z czerwonego drewna.

— Co szukamy? — spytała Lia, przyglądając się pomieszczeniu.

— Naszyjnika Kayli, tego prawdziwego. — Zaczął wyszarpywać szuflady i przetrząsać je, a Mirage i driada poszli w jego ślady.

Lia zrzucała po kolei książki z regałów, a nauczyciel przetrząsał szafki. Po paru minutach brunet zaczął tracić nadzieję, lecz nagle Mirage uniósł dłoń z zawieszką.

— Mam ją. — Theo uśmiechnął się, lecz jego mina zrzedła, kiedy dzwon zaczął wybijać ślubną pieśń. — O nie...

— Biegnij i ratuj ją! — Mirage rzucił mu wisiorek.

Dracon złapał kulkę i wybiegł z komnaty. Metal naszyjnika przyjemnie chłodził jego skórę, której temperatura skoczyła gwałtownie. Mknąc przez korytarze, poczuł, jak jego oczy zmieniają się i z rozpędu wbiegł do Sali Tronowej.

— Przerwać ceremonię! — ryknął na cały głos.

Obecni w pomieszczeniu poddani zwrócili się w jego stronę, a najbliżsi, którzy zauważyli jego źrenice, zakrzyknęli zaskoczeni. Strażnicy wycelowali w niego z włóczni, lecz cofnęli się, kiedy z jego ust wypłynął ostrzegawczy warkot. Mężczyźni nie mogąc powstrzymać, pokłonili się przed nim i przepuścili.

— Jak śmiesz przerywać ślub, bękarcie! — krzyknął Arbogast, a jego szaty zafalowały, tak samo, jak złoty sznur, który służył do wiązania losów małżonków.

— Już nie bękarcie, ojcze — wysyczał ostatnie słowo.

Władca poczerwieniał ze złości i zapowietrzył się, dzięki czemu mógł spojrzeć na Kaylę. Dziewczyna nie patrzyła na niego tylko przed siebie. Wyglądała, jakby była zombie.

— Jak śmiesz przerywać ślub? — Asper powtórzył pytanie ojczyma.

— Pytanie, czy panna młoda wyraziła zgodę na poślubienie pizdusia? — Brunet uśmiechnął się do niego ironicznie.

— Niech sama ci odpowie. — Wskazał na anielicę. — Skarbie?

— Jedna chwilunia. Bez tego. — Zerwał naszyjnik z Kayli.

Blondwłosa zachwiała się i gdyby nie to, że pojawił się za nią Ninor i ją złapał, to zaliczyłaby bliskie spotkanie z podłogą wysypaną czerwonymi kwiatami.

— To chyba znaczy nie — Ninor spojrzał na Aspera, który zrobił się, tak samo czerwony, jak wstążki i chorągwie zawieszone w pomieszczeniu.

— Też tak myślę. — Theo przyglądał się odcieniom, które występowały na twarzy brata i władcy. — A teraz zrobię to, na co miałem ochotę od dawna.

Nie czekając na nic więcej, zamachnął się, zadając cios w szczękę Aspera. Siła uderzenia spowodowała, że kasztanowłosy cofnął się o parę kroków, plując krwią. Brunet, wykorzystując zamroczenie brata, podciął ojczyma i kopnął go, ogłuszając.

Odwrócił się, aby podejść do Kayli i sprawdzić, jak się czuje, lecz gadzi ogon odrzucił go na ścianę. Zanim się osunął, usłyszał jeszcze krzyki uciekających draconów.

***

Otworzyłam oczy, czując senność i pulsujący ból w głowie. Co się stało? Rozejrzałam się, lecz obraz mi się rozmazywał. Wszędzie był dym, a przez chwilę zdawało mi się, że widzę smoka.

— Kayla? — Usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam go dopasować do twarzy, a zamiast odpowiedzieć, tylko mruknęłam.

— Co z nią? — Kolejny znajomy głos.

Mrugnęłam, a obraz się jeszcze bardziej rozmazał i pociemniał. Zanim zapadłam w sen, widziałam jeszcze przed oczami smocze ślepia.

***


Ból towarzyszący przemianie potęgował wściekłość. W koło wszystkie ozdoby płonęły, a dym unosił się w całej sali. Theo z warknięciem rzucił się na brata, wbijając kły i pazury w jego twarde łuski. Napawał się rykiem bólu Aspera i wgryzł się mocniej, czując krew w przełyku. Dracon ryknął i odkopnął młodszego napastnika od siebie, po czym uderzył go ogonem w podbrzusze. Rozległ się odgłos łamanych kości, a czarny smok warknął i rozdarł błonę skrzydła Aspera i zadał cios w pysk, drapiąc i warcząc. Przewrócił brata na plecy i wbił zęby w gardło Aspera, który ryknął.

Pamiętaj o tym, kiedy znowu najdzie cię chęć pogrywania ze mną. W umyśle Aspera rozbrzmiał głos młodszego dracona, a po chwili Theo nim rzucił o ścianę i z warknięciem odszedł od niego. Wiedział, że już nigdy więcej nie będzie uznawany za słabszego, że od tej pory Asper i Arbogast będą uważali na niego. Już nigdy więcej nim nie będą pomiatali.

Wyszedł z dymu w ludzkiej postaci, a z ust, ze skroni i z boku leciała krew.

— Co z nią? — spytał, podchodząc i biorąc Kaylę od Ninora.

— Nic jej nie jest, tylko zemdlała. Ale ty... — Theo przerwał Lii, machnięciem ręki.

— Nie teraz. Wynośmy się stąd, zanim się rozmyślę i ich zabiję.

Wyszedł z anielicą z płonącej sali, mając nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał wrócić do tego piekła. Teraz mieli jeden kierunek. Ender. Dom.

Witajcie w ostatni podwieczorek świąt :D I jak minęły? Bo ja się objadłam tak, że prawie zapomniałam o rozdziale, ale jest udało mi się go napisać :D 

Był ślub, była akcja ze smokami i jest powrót do domu razem z drużyną, a co zadzieje się tam?

Dowiecie się już niebawem ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top