∞Rozdział 56|| Tom I∞
Po nieprzespanej nocy Theo leżał na łóżku w swoim pokoju, wspominając noc na wzgórzu. Chłopakowi wydawało się, że było to dawno temu, a minęły zaledwie dwa dni. Miał złe przeczucia do całego święta, które w dzieciństwie tak uwielbiał. To jego matka nauczyła go kochać ten tydzień, zawsze, kiedy nadchodziło Tantarai tryskała pozytywną energią, zarażając nią każdego z poddanych.
Na to wspomnienie brunet uśmiechnął się do siebie, ale po chwili sposępniał, kiedy przypomniał sobie wczorajszą kłótnię z Kaylą. Czemu ona się tak nastroszyła? Przecież chciał ją tylko bronić.
Chłopak westchnął i ścisnął mostek nosa, po czym przetarł oczy. Co robił źle? Dlaczego kobiety muszą być skomplikowane? Kiedy starał się zyskać względy Char czy Celeny, to nie było aż tak trudne, jak w przypadku anielicy. Zawsze, jak coś szło dobrze między nim a Kaylą, to po chwili wszystko leciało na łeb na szyję. Ponownie westchnął, przewracając się na bok. Obecność Aspera wcale mu w tym nie pomagała. Dlaczego jego starszy brat musiał zawsze wtykać ten długaśny nochal tam, gdzie go nie chciano.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos trąb i bębnów. Zaciekawiony wstał i podszedł do okna, wyglądając na pole przed sadem jego matki, gdzie przygotowano pole na czas Tantarai i turnieju, który miał trwać przez tydzień.
Brunet podrapał się po karku, przyglądając się kolorowym flagom i sztandarom, które powiewały na lekkim wietrze. Jego wzrok spoczął na drewnianych trybunach, na których powoli zasiadali widzowie, oczekując na rozpoczęcie pokazu.
Od tamtej strony dochodził dźwięk muzyki, okrzyków i porykiwań Lokorentów.
Nagle jego wzrok przykuło poruszenie na placu. Spojrzał w tamtym kierunku i uniósł brwi, widząc Kaylę i Aspera wychodzących z zamku.
— Co ty, do jasnej cholery, kombinujesz? — szepnął, obserwując ruchy dziewczyny, w których było coś nienaturalnego.
Przesunął wzrokiem po jej stroju, asymetryczna sukienka w barwie morza zasłaniała od tyłu jej zgrabne kształty, a koszulka bez ramiączek odsłaniała jej bladą skórę. Blondwłosy upięte w wysoki kucyk podrygiwał w rytm kroków dziewczyny.
Gdy zniknęli z zasięgu wzroku Theo, chłopak potrząsnął głową i warknął na siebie, że dał się rozkojarzyć, kiedy powinien podążać za nimi i pilnować, aby Asper nie zrobił jej krzywdy. Brunet odskoczył od okna, szybko narzucił na siebie koszule i wybiegł z pokoju.
Dlaczego pozwolił, aby ten oślizgły gnojek się do niej zbliżył? To on powinien z nią tam być, nie on! Obwiniając się i karcąc, nawet nie zauważył, kiedy wybiegł z zamku i znalazł się na targu, gdzie kupcy, jeden przez drugiego przekrzykiwali się, oferując swoje towary i usługi.
Kolorowe tkaniny przewieszone przez patyki, tworząc tymczasowe stoiska, rozstawione były, tworząc okrągły labirynt, w którym można było pozbyć się całego swojego dorobku. Theo przesunął wzrokiem po towarach i stwierdził, że jest tutaj wszystko z każdego końca Wszechświata. Od ostrego zapachu egzotycznych przypraw, wymieszanych ze słodkawą wonią ziół oraz skór zakręciło się chłopakowi w głowie, a żołądek wykonał fikołka. Przełykając żółć, Niepełny rozejrzał się w poszukiwaniu złotego kucyka i odetchnął, kiedy zauważył anielicę przy straganie z owocami. Chwilowe odczucie ulgi nie trwało długo, gdyż cały czas dziewczynie towarzyszył Asper, który aktualnie dyskutował z zielonowłosym elfem, wskazując na owoce.
Kayla czując, że jest obserwowana, odwróciła się, przez co Theo schował się za płócienną ścianą jednego ze stoisk, obserwując cały czas anielicę.
— Dla ciebie, gwiazdeczko.
Blondwłosa z powrotem spojrzała na kasztanowłosego, który z uśmiechem podawał jej fioletowy owoc. Dziewczyna z uśmiechem przyjęła od niego jedzenie i skosztowała je.
Brunet obserwując to, zacisnął dłoń w pięść, czując, jak jego oczy się zmieniają i odwrócił się, zamykając je i oddychając głęboko. Wydawało mu się, jakby ogień płynął w jego żyłach, a nie krew. Parę minut zajęło mu dojście do siebie, a kiedy ponownie spojrzał w stronę straganu, Kayli i Aspera tam nie było. Warknął pod nosem przekleństwo i podszedł szybkim krokiem do kupca.
— Owoce! Garaku, banany, spiri i inne soczyste owoce! Skusisz się? — wykrzyknął elf na jego widok, lecz Theo uciszył go ruchem ręki.
— W którą stronę poszli poprzedni klienci? — spytał, przeszywając zielonowłosego spojrzeniem, mówiącym, żeby lepiej nie próbował sztuczek.
— Jacy klienci? — Uniósł brew, zachowując spokój na twarzy.
— Piękna blondynka i kasztanowłosy wypłosz, zwany też księciem. Gdzie poszli? Wiesz?
— Może a może nie wiem — Mężczyzna potarł o siebie palce, dając znak, że nie piśnie słowa bez wynagrodzenia.
Brunet zamknął oczy, modląc się o cierpliwość i wsunął miedzianą monetę w dłoń kupca. Theo nie chciał robić zamieszania i tylko dlatego ten zbyt pewny siebie elf jeszcze nie pluł zębami. Otworzył oczy w momencie, kiedy zielonowłosy przygryzał pieniądz, sprawdzając jego autentyczność.
— Więc? Czas to pieniądz, elfie.
— Poszli w kierunku trybun, młodszy Ognionśny.
Miał ochotę zakląć albo w coś uderzyć, przeklął siarczyście swoją głupotę i bez słowa podziękowania czy pożegnania ruszył w kierunku, z którego rozbrzmiewała muzyka i śmiechy.
Wchodząc na trybuny, zobaczył na udeptanym polu tańczących błaznów i klaunów, na co przewrócił oczami. Ojczym postarał się, aby tusza się bawiła w najlepsze, aby później go wychwalano pod niebiosa.
Chłopak prychnął i oparł się o drewnianą belkę, przeszukując wzrokiem tłum. Zobaczył, jak Asper prowadzi Kaylę na podest, a po chwili zasiadają obok ojczyma, który był w podejrzliwie dobrym humorze.
— Zapewne, dopóki mnie nie zobaczy. — Uśmiechnął się do siebie.
— Co tam mówisz, kochaneczku?
Słysząc głośny, skrzeczący głos, odwrócił się i zobaczył siedzącą staruszkę na trybunach, która swoimi szarymi oczami, otoczonymi pomarszczoną skórą, przypatrywała się brunetowi.
— Nic takiego... — burknął.
— To nie stój, jak patafian i usiądź obok mnie, opowiadając co się dzieje tam, bom nie dowidzę. — Pociągnęła go za rękaw, nie dając możliwości wymigania się. Niepełny skrzywił się nieznacznie i zerknął w kierunku anielicy.
— Powiedz, kochaneczku, co teraz się tam dzieje? — zaskrzeczała kobieta.
— Sam chciałbym wiedzieć — mruknął do siebie.
— Głośniej, kawalerze. Słuch już też nie ten.
Theo westchnął i spojrzał przed siebie, gdzie błaźni schodzili, kłaniając się i rzucając w tłum piłeczki, które zmieniały się w kolorowe konfetti. Ludzie wydali z siebie „ochy" i „achy", po czym zaczęli klaskać, nagradzając artystów.
— Zaraz zacznie się przedstawienie — powiedział do staruszki i przyjrzał się jej dokładnie.
Szare oczy, poznaczone czasem, co chwile mrużyła, starając się cokolwiek dowidzieć, a jej ubiór wskazywał, że nie należała, ani do najbogatszych, ani do najbiedniejszych. Lekko zgarbione plecy, uświadomiły chłopaka, że ta kobieta sporo przeżyła w życiu, a teraz korzystała z zasłużonego wypoczynku. Theo poczuł nagły przypływ sympatii do tej starowinki.
— O chyba trupa wchodzi — zawołała podekscytowana, machając krótkimi nogami, które nie dosięgały do ziemi.
Z uśmiechem chłopak spojrzał i pokiwał głową, widząc poprzebieranych artystów, którzy zasłonili twarze pięknie wykonanymi maskami.
— Dokładnie. Jednak nie jest aż tak źle z pani wzrokiem. — Uśmiechnął się do niej.
— Gdybym była parę dekad młodsza, na twój uśmiech zapewne padłabym pod twoje nogi. Twoja wybranka musi być szczęściarą.
— Ona tego nie dostrzega... — Mina chłopaka od razu zmieniła się na ponurą.
— Na pewno dostrzega. Pytanie tylko, czy porozmawiałeś z nią szczerze o waszych uczuciach? — Kiwnęła głową w stronę Kayli.
— Skąd, pani wie, że to ona? — zdziwił się.
— Widać, jak na nią patrzysz, chłopcze. Nie bój się i działaj. Bo później możesz żałować.
Niepełny spuścił wzrok i zastanawiając się nad słowami staruszki. Miała rację. Kayla była tego warta i chłopak zdał sobie sprawę, że z każdym dniem coraz bardziej ją kochał, coraz bardziej na niej mu zależała i coraz bardziej stawał się jego częścią, częścią jego życia. Kiedy kładł się spać, miał jej uśmiechniętą twarz przed oczami, kiedy zasypiał, śnił o niej, a rano budził się, słysząc w myślach jej słodki śmiech.
Zadumany chłopak nawet nie wiedział, że zaczął się uśmiechać, a jego oczy błyszczały w charakterystyczny sposób.
— Oj tak, jest dla ciebie bardzo ważna — zaśmiała się kobiecina.
Dowódca odwrócił do niej wzrok, cały czas się uśmiechając.
— Dziękuję. Bardzo dziękuję.
Wstał, ale tłum zaczął klaskać, gdyż rozpoczęło się przedstawienie. Rozejrzał się wkoło i usiadł, a kobieta lustrowała go rozbawionym wzrokiem.
— Pójdę do niej, kiedy skończy się pokaz. — Usiadł z powrotem na miejscu i przyglądał się aktorom.
Kobieta w białej sukni, z białą maską ze srebrnymi zdobieniami wystąpiła przed szereg artystów i skłoniła się przed podwyższeniem.
— Najwspanialszy władco, książę, następczyni oraz z radością przedstawiamy Anielską łzę.
Kobieta ponownie się pokłoniła, po czym rozległy się brawa, a aktorzy ustawili się na swoich miejscach. Kobieta przyodziana w biel przebiegła slalomem między artystami, którzy mieli zaszczytną rolę drzew, a za nią biegło z pięciu mężczyzn przebranych za demony.
— Cóż, ja biedna pocznę, kiedy mój ród ginie mrocznie? Jeszcze demony, niecne szkarady, czyhają na mnie! Już nie ma dla mnie ratunku, zginę marnie, słuch o mnie wnet przepadnie! — Biała dama, przyłożyła w teatralnym geście dłoń na czole i uklęknęła, czekając na nieuniknione.
Przez tłum przeszedł szmer oczekiwania, a Theo zastanawiał się, czyją historię przedstawiają. Nagle między demony wpadł mężczyzna w czerwonej zbroi i machając drewnianym mieczem, rozgromił gromadę demonów.
— Nie lękaj się, pani ma, z ratunkiem przybywam, aby ostatnią z rodu ocalić, lecz nie obrażę się za dar dziękczynny, jakim będzie pocałunek miłości twej.
Brunet zmarszczył brwi i spojrzał na białą, a później na czerwoną postać.
— Ostatnią z rodu? — mruknął, tak że staruszka na niego spojrzała zdziwiona. — Zwariowali? Kayli miała wtedy cztery lata, to nie wiek na pocałunki, a Asper miał w nosie napad demonów na Hearf.
— Kochaniutki to sztuka, a nie lekcja historii — szepnęła siwowłosa.
Theo zamilkł i przez najbliższą godzinę obserwując, jak wdzięczna Kayla rzuca się w ramiona Aspera i pozwala mu się zabrać do siebie do domu, po czym nastąpiły niewinne zaloty, aby na końcu dwójka bohaterów się pobrała i miała gromadę dzieci.
— Kolejna godzina z mojego życia zmarnowana, na stek bzdur — warknął pod nosem brunet i wstał, żegnając się ze staruszką.
Przeszedł przez drewniany podest, aby wejść na łącznik między dwoma trybunami.
— Kto pisze takie gnioty? — warczał do siebie, a z placu pod gromkimi oklaskami schodzili artyści.
Tłum rzucał pod ich nogi kwiaty i chustki, w podzięce za przedstawienie. Dowódca prychnął pod nosem i zerknął na Kaylę, która patrzyła w dal. Wydawała się nieobecna, a to, co do niej szeptał Aseper nie wywoływało na niej najdrobniejszego wrażenia. Brunet poczuł niepokój. Coś tu nie grało. Coś było nie tak i to mocno nie tak. Kayla, którą znał, nie umiała ani minuty usiedzieć na miejscu się nie kręcąc. Nawet, jak musiała siedzieć na spotkaniu z Miragem, to zawsze jej noga nerwowo drgała. W każdym razie dziewczyna nigdy nie siedziała jak posąg; bez ruchu. Nawet kiedy anielica mrugała, to zdawało się chłopakowi, że robi to w zwolnionym tempie. Zupełnie, jakby to nie była ona.
Theo przyspieszył krok i przeciskał się, a w tym czasie na środek pola wyszedł herold.
— Drodzy poddani! Dzisiejszego dnia zobaczycie jeszcze dwie sztuki, a od jutra rozpoczną się zawody. W pięciu konkurencjach spośród setki śmiałków zostanie wyłowiony tylko jeden zwycięzca. Zawodnicy współzawodniczyć będą między sobą w jeździe na Lokorentach, walce wręcz, walce na miecze, zapasach oraz strzelectwie. Wygrany zostanie wyjątkowo ukoronowany złotą koroną przedstawiającymi płomienie przez księżniczkę aniołów.
Chłopak zatrzymał się zaskoczony, myśląc, że się przesłyszał. Jego ojczym oddał jedyny zaszczyt, do którego ma prawo? Niepokój bruneta wzrósł i to znacznie. Coś tu zdrowo nie gra i nie zamierzał zostawać tu ani chwili dłużej. Postanowił zabrać Kayli i nawet koczować w lesie, byleby z dala od tych gadów.
Dotarcie do podwyższenia zajęło mu chwilę, a kiedy miał przeskoczyć przez schodki, pojawili się w przejściu arystokraci. Zaklął szpetnie i spojrzał na miejsce, gdzie powinna siedzieć Kayla, lecz okazało się puste. Theo rozejrzał się ze strachem, szukając anielicy i odetchnął, kiedy zobaczył ją idącą w stronę zamku.
Zerknął na drogę, którą cały czas mu blokowano i odwrócił się, chcąc, jak najszybciej dogonić dziewczynę, ale i ta strona została zablokowana przez tłum. Warcząc pod nosem, przeskoczył przez drewnianą barierkę i nie zważając na jakąś kobietę, która krzyknęła przerażona jego wyczynem i pobiegł w kierunku, którym odeszła Kayla.
Złapał ją dopiero na placu, dziewczyna szła przed siebie, nie zważając na jego nawoływania.
— Kayli! Poczekaj, porozmawiajmy. — Złapał ją i odwrócił do siebie.
— Nie mogę z tobą rozmawiać.
— Tak wiem, jesteś zła... — Theo próbował jej wyjaśnić sytuację, kiedy dziewczyna przerwała mu, mówiąc monotonnym głosem:
— Nie mogę z tobą rozmawiać.
Niepełny zmarszczył brwi i spojrzał na anielicę, która nie patrzyła na niego, lecz w dal, a jej wzrok zdawał się błądzić. Była nieobecna.
— Kayli... Spójrz na mnie. Proszę — szepnął Theo.
— Nie mogę z tobą rozmawiać.
Niepełny zaniemówił. Zachowywała się, jak zaprogramowana, ale co się stało? Jak? Kiedy?
— Asper — warknął Theo, a dziewczyna oddaliła się od niego sztywnym krokiem.
Brunet szybkim krokiem przeszedł odległość do komnat przyrodniego brata i obiecał sobie, że jak go dorwie, to mu nogi z dupy powyrywa.
Niewzruszona wywodem Theo, Dalia wylała na wacik alkohol w celu odkażenia narzędzi chirurgicznych. Cisza, która przedłużała się, dzwoniła nieznośnie brunetowi w uszach, potęgując rozdrażnienie. Asper umykał mu przez tydzień. Tydzień! A Kayli nie widział od tamtej feralnej rozmowy. Myśląc, że zwariuje, w końcu poszedł po radę do przyjaciółki, lecz ta na niego spojrzała odpowiednio.
— Theodorze, w ogóle nie znasz się na kobietach — powiedziała, czyszcząc skalpel.
— Nie znam? Ona nie jest sobą! — wybuchł chłopak, żywo gestykulując rękoma. — Zachowuje się jak...zombie!
— Zombie nie istnieją, a zachowuję się, jak każda obrażona kobieta. — Przypatrzyła się narzędziu, a po plecach Theo przeszedł dreszcz na ten widok. — Czy przeprosiłeś ją po kłótni?
— Nie dała mi dojść do słowa, tym swoim „Nie mogę z tobą rozmawiać". — Zgromił Niepełną morderczym spojrzeniem.
Dalia zacmokała, negując wypowiedź przyjaciela i odłożyła skalpel na metalową tackę, biorąc tym razem nożyce i czyszcząc je z krwi.
— To trzeba było ją pocałować, a później kwiatki wręczyć i na kolanach przeprosić, a nie ganiać za bratem. Swoją drogą, powygrywał wszystkie kategorie i został koronowany przez nią na zwycięzcę. Przykro mi to mówić, ale zwaliłeś po całości. On zgarnął dwie nagrody, ty żadnej.
— Dzięki, Dalia. Niezwykle pomogłaś. — Theo usiadł na krześle, chowając twarz w dłoniach.
— Zamiast się nad sobą użalać, to idź, przeproś i powiedz, że ją kochasz i jest dla ciebie ważna nad życie. — Spojrzała na niego. — Mówiłeś jej to w ogóle?
— Nie...
— I ty się jeszcze dziwisz? — syknęła dziewczyna. — Rusz ten tyłek i idź jej to powiedzieć, a wszystko wróci do normy. Theo ona ciebie kocha.
— Skąd to możesz wiedzieć? — spytał, unosząc wzrok na Niepełną.
— Widziałam, jak na ciebie patrzy. Tak patrzy się tylko osoba zakochana.
Chłopak uniósł kąciki ust, a jego oczy zabłysły czerwonym blaskiem.
— Kocha mnie? Ona mnie kocha? — Spojrzał swoje odbicie. — Ona mnie kocha, a ja ją. Jest moim życiem, moim powietrzem, moją radością i zamierzam jej to powiedzieć. Właśnie teraz!
Wstał i skierował się do drzwi, lecz spojrzał jeszcze na uśmiechniętą dziewczynę.
— Dziękuję Dian. Potrzebowałem tego.
— Zawsze do usług. — Mrugnęła do niego i wróciła do czyszczenia narzędzi.
Theo rozmyślając nad tym, co powie Kayli przeszedł dzielącą go odległość do komnaty anielicy. Zapukał, a kiedy wszedł, zastał sprzątającą pokojówkę, która skierowała go do Sali Tronowej. Brunet prawie biegnąc, podążył we wskazanym kierunku, a kiedy tam dotarł, wziął oczyszczający wdech i przekroczył drzwi, lecz to, co zobaczył, rozbiło jego serce na kawałki.
Miałam dodać nominacje pod tym rozdziałem, ale wolę jeszcze nie. Będę czuć się bezpieczniej ;p
Cóż tu się stało :O Kayla zachowuje się dziwnie, Theo wziął się w sobie, lecz co zobaczył?
Co tu się dzieje?
Akcja osiąga apogeum!
A wyjaśnienia dotyczące tego wątku niebawem nadejdą ;D
Cóż uciekam spać, bo jutro kolokwium XC
Do następnego ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top