∞Rozdział 51|| Tom I∞
W drodze do Centrum Łączności Theo mijał bawialnie, a jego żołądek wywinął fikołka na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Musieli się stąd, jak najszybciej wyrwać, a jedyną deską ratunku była jego drużyna na Enderze i statek, ale najpierw musiał nawiązać z nimi kontakt. Powstrzymując mdłości, chciał przejść, jak najszybciej obok, kiedy usłyszał dźwięk szarpanej struny. Cofnął się i uchylił drzwi do pomieszczenia. Uśmiechnął się na widok Kayli, która zmagała się z gitarą. Cicho wślizgnął się do pomieszczenia i słuchał, jak dziewczyna nastraja instrument, a po chwili zaczyna grać. Chłopak zaczął cicho potupywać w rytm granej muzyki i kiedy blondwłosa skończyła, wyszedł z cienia, klaszcząc.
— Ale mnie przestraszyłeś — powiedziała na przywitanie, łapiąc się za serce i prawie wypuszczając instrument z rąk.
— Wybacz, nie chciałem. Co to było, to co grałaś? — Theo wskazał na trzymany przez dziewczynę instrument.
— Takie tam brzdąkanie. — Wzruszyła ramionami.
Brunet pokiwał głową i podszedł do anielicy, siadając obok, po czym spojrzał jej w oczy.
— Zagramy?
Kayla uniosła brwi.
— Umiesz grać na gitarze? — Kayla nie spodziewała się po wojowniku dobrego słuchu muzycznego, a co dopiero umiejętności grania na instrumentach.
— Na gitarze, pianinie, skrzypcach, wiolonczeli, harfie, flecie i na oboju...
— Na jakim naboju? — spytała dziewczyna, unosząc brwi.
— Na oboju, to taki dęty instrument. — Parsknął śmiechem.
— Aha, a ty go przypadkiem... — anielica zacięła się i zawstydziła — nie spalisz?
Theo zrobił naburmuszoną minę.
— Ja nie wydalam wyziewów — powiedział grobowym głosem, na co Kayla zaśmiała się, a po chwili Theo do niej dołączył.
— To jak, gramy?
— Tylko że jest jedna gitara...
— To nie problem. — Theo usiadł obok anielicy i przełożył rękę nad ramieniem dziewczyny, aby przesunąć palcami po strunach.
— Mamy grać razem, na jednej gitarze? — Kala odwróciła głowę w stronę chłopaka i zarumieniła się, kiedy zdała sobie sprawę, jak blisko siebie są.
— Zaufaj mi — wymruczał brunet. — Zacznę, a ty do mnie dołączysz.
Mrugnął do niej i zaczął przesuwać palcami po gryfie, układając je sprawnie w różne chwyty. Po paru minutach ośmielona anielica dołączyła i obydwoje zostali pochłonięci przez dźwięki muzyki. Ich palce i ruchy ze sobą współgrały, tworząc melodię pełną łagodności, ale zarazem drapieżności, wyrażającej zarazem gniew, jak i miłość, czy namiętność. Obydwoje potupywali nogą. Kiedy muzyka osiągnęła apogeum, spojrzeli się na siebie z tajemniczymi uśmiechami, nie przestając grać. Patrzyli sobie w oczy, przez dłuższy moment, aż skończył się utwór, a ich palce splotły się ze sobą.
— Chciałem połączyć się z Enderem, aby porozmawiać z Miragem — Theo przerwał ciszę. — Chciałabyś pójść ze mną?
Kayla zadrżała, kiedy jego oddech owionął ją i przytaknęła ochoczo. Trzymając się za ręce, odłożyli instrument i podążyli do Centrum Łączności, rozmawiając i śmiejąc się, aż doszli do pomieszczenia.
Do środka prowadziły dwuskrzydłowe drzwi, wykonane z jasnoczerwonego drewna. Jedynymi zdobnymi fragmentami była złota klamka, którą nacisnął brunet, wprowadzając ich do pokoju. Sala łączności wyglądała jak zwykły pokój z monitorami i wieloma panelami z jeszcze większą liczbą przycisków i wskaźników. Dracon podszedł do jednego z paneli i podał kod łączności z Enderem, po czym pokazał się na wyświetlaczu napis: Łączenie. Po paru minutach oczekiwania główny wyświetlacz rozbłysł i pojawił się na nim wizerunek młodego mężczyzny w mundurze Zakonu Anioła.
— Witaj! Połączyłeś się z neutralną planetą Ender. Czym możemy służyć?
— Pierwszy dowódca prosi o połączenie z Mirage'm. — Z twarzy Theo zniknął uśmiech i założył maskę, która nie wyrażała żadnych uczuć.
— Niestety jest to niemożliwe. — Głos mężczyzny przez hologram brzmiał, tak jakby to robot rozmawiał z Niepełnym.
— Niby dlaczego?— warknął Theo, a dziewczyna ścisnęła mocniej jego dłoń.
— Mirage razem z pierwszą drużyną udał się na planetę Sakij — odparł posłusznie chłopak.
Kayla wymieniła z brunetem zaniepokojone spojrzenie. Theo wiedział, że Mirage bardzo rzadko opuszcza Ender, więc co było na tyle ważne, że mentor postanowił wychynąć ze swojej nory?
— Połącz mnie z nimi natychmiast — zażądał dracon.
— Tak jest, dowódco!
Hologram chłopaka zniknął i znowu pojawił się napis informujący o łączeniu. Kayla przestąpiła z nogi na nogę i zerknęła na bruneta.
— Myślisz, że nas szukają? — spytała z nadzieją dziewczyna.
Theo pokręcił głową.
— Jakby nas szukali, to zaczęliby od Ziemi, a biorąc jeszcze pod uwagę, że wampiry ostatnio zbuntowały się i przyłączyły do demonów, to myślę, że coś musiało się stać. Mam tylko nadzieję, że... — przerwało mu światło formujące się w postać Mirage'a.
— Theo! Kayla! Jak dobrze was widzieć! Nie dawaliście znaku życia od miesiąca. Wysłaliśmy za wami pięć grup poszukiwawczych.
— Żadna nie trafiła na Fireball? — zdziwił się chłopak.
Tropiciele z Zakonu Anioła byli najlepsi w swoim fachu, więc czemu ich nie znaleźli?
— Zacznijmy od tego, że żadna z nich nie wróciła do tej pory. Przepadli zupełnie jak kamień w wodę.
— Szczurołaki, postarały się o zatarcie śladów — szepnęła Kayla.
— Szczurołaki? — Zdziwił się Mirage i spojrzał najpierw na dziewczynę, a później na swojego wychowanka.
— Później wyjaśnię — uciął The, machając ręką. — Co robicie u pijawek?
— Poprosili o pokój, a wiesz, że tylko ja mogę go podpisać w imieniu Trybunału — wyjaśnił starszy mężczyzna.
— O pokój? Ostatnio, jak się widzieliśmy, chcieli nas wszystkich pozabijać, więc co się zmieniło?
— Theo, potrzebujemy każdej rasy w walce z demonami, doskonale o tym wiesz, a ja nie zamierzam na razie robić dochodzenia. Ale zostawmy ten temat. Wspomniałeś, że jesteście na Fireball, co tam robicie?
— Przyjechaliśmy na wakacje, gdyż stęskniłem się za rodzinką — prychnął rozdrażniony brunet.
— Oho, czyżby brat zalazł mu za skórę? — Mirage, zwrócił się do Kayli, która przytaknęła z cichym śmiechem.
— Nieważne — uciął chłopak, groźnie patrząc na uśmiechniętą dziewczynę. — Czy możecie po nas przylecieć? Nie mamy swoich bransoletek i nie wrócimy na Ender bez pomocy.
Mirage popatrzył na chłopaka, a później na Kaylę z tajemniczym uśmiechem.
— Przylecimy po Was, jak już sprawa tutaj przycichnie, a to może trochę potrwać.
— Wspaniale — sapnął Theo.
— Spójrz na to z innej strony, wypoczniecie trochę od ciągłej bitwy.
— Oczywiście — syknął chłopak. — Asper na pewno zrobi mi masaż i poda drinka z parasolką.
Mirage spojrzał się gdzieś w dal, po czym powiedział:
— Wołają mnie na uzgadnianie warunków, zobaczymy się niedługo.
Po tych słowach ekran pociemniał.
***
Skrzywiłam się, kiedy na moją twarz padły promienie słońca. Nie rozumiałam, jakim cudem było to możliwe, ponieważ zanim położyłam się spać, zasłoniłam okno, ciężkimi zasłonami i Słońce nie miało wręcz prawa, aby mnie budzić. Wyciągnęłam rękę, zasłaniając się i przez palce zauważyłam uśmiechającego się do mnie bruneta. Sapnęłam rozzłoszczona i przewróciłam się na drugi bok, zakrywając się kołdrą. Po chwili poczułam, jak brutalnie zostaje zerwane ze mnie nakrycie. Spojrzałam się na winnego grobowym wzrokiem.
— Nie cierpię cię — Rzuciłam w chłopaka poduszką, która nie trafiła w niego, gdyż się w ostatnim momencie uchylił.
— Oczywiście —skwitował Theo, siadając na łóżku obok mnie. — Mieliśmy trenować latanie, a i walkę ostatnio zaniedbaliśmy... Gwiazdeczko.
— Jak ja ci zaraz pokażę walkę, to wtedy zobaczysz gwiazdeczki — bąknęłam, maszerując do łazienki z rzeczami pod pachą.
Kiedy już się odświeżyłam, Theo ciągnął mnie korytarzami zamku, w tylko sobie znanym kierunku. Co jakiś czas ziewałam i potykałam się, co było wynikiem niedobudzenie się jeszcze. Słyszałam, jak chłopak co, jakiś czas śmieje się z mojej nieporadności.
— Śmiej się, dopóki możesz. Obiecuję, że się zemszczę — wytknęłam chłopakowi grobowym tonem.
— Już się doczekać nie mogę. — Uśmiechnął się uroczo, a mi zrobiło się gorąco.
Stanęliśmy przed wielkimi, dwuskrzydłowymi, złotymi drzwiami z wyrzeźbionymi paszczami smoczymi i z klamkami w kształcie mieczy.
— Chyba mnie już nic nie zaskoczy — wydukałam.
— Zobaczymy — zaśmiał się i przekroczył próg sali, z której wydobywały się dźwięki zderzającego się metalu i krzyków.
Poszłam w jego ślady i stanęłam oniemiała. Przede mną rozciągał się długi plac ćwiczeń, na którym trenowali draconi. Jedni siłowali się, inni walczyli wręcz, a jeszcze inni wymieniali ciosy mieczami i zasłaniali się tarczami. Jednak nie to najbardziej mnie zszokowało, lecz ogromne latające, walczące smoki. Wielkie bestie wymachiwały potężnymi skrzydłami, zadawały ciosy potężnymi ogonami, czy łapami z ostrymi pazurami. Odgłos warczenia i ryków niósł się przez cały plac, a błysk ostrych niczym brzytwa kłów oślepiał obserwujących.
— Co... Co — zaczęłam się jąkać, lecz nie dokończyłam, gdyż jedna z bestii wylądowała przede mną i Theo szczerząc kły. Z cichym piskiem schowałam się za brunetem, przed czerwonym gadem.
— Gwiazdeczko, nie musisz się mnie bać — rozległ się głos Aspera, a ja wychyliłam się zza Theo, nie dowierzając.
W miejscu, gdzie przed chwilą był gad, stał uśmiechnięty, kasztanowłosy książę, w czerwonej zbroi, a na napierśniku miał wygrawerowanego smoka.
— Czekaj, chwilunia — wyszłam zza dracona. — To ty byłeś tą jaszczurką?
Usłyszałam, jak Theo za mną maskuje śmiech, kaszlem, a na twarzy Aspera pojawił się na chwilę grymas złości, lecz gdy mrugnęłam, książę już się uśmiechał.
— Smokiem, nie jaszczurką i tak. — Wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się zawadiacko.
— Też tak potrafisz? — Zwróciłam się do Theo, na co brunetowi zrzedła mina.
— Nie, nie potrafię. — Pokręcił głową, a ja miałam ochotę się walnąć w czoło za taką głupotę.
— Jako Niepełny, nie potrafi przybrać smoczej formy, a jego oczy zmieniają tylko barwę, a nie wygląd. — Złośliwy głos Aspera dobiegł do moich uszu.
Przypomniałam sobie wygląd oczy Theo sprzed paru dni i poczułam silny niepokój. Jego źrenice były wydłużone.
— Chodź, Kayla idziemy, potrenować z dala od gadów. — Brunet złapał mnie za rękę.
— Ależ przecież może trenować pod okiem specjalistów. — Po bokach księcia stanęło pięciu mężczyzn w podobnym wieku, co kasztanowłosy.
Zlustrowałam każdego z osobna i zjeżyły mi się włosy. Ich emocje nie były dobre, mogłam bez problemu porównać je do śmierdzącej kanalizacji.
— Kogóż tu, mamy... — zakpił jeden z osiłków.
Cofnęłam się do Theo i złapałam go za rękę. Ten, który się odezwał, górował nade mną, a z brązowych oczu nie patrzyło mu dobrze. Czarne długie włosy związał w luźną kitkę, a na twarzy gościł obleśny uśmiech.
— Młody, jak żeśmy się dawno nie widzieli — odezwał się najniższy z całej grupy, z szarymi oczami.
— Tęskniliśmy.
— Patrz, a ja w ogóle — warknął Theo, mierząc każdego morderczym spojrzeniem.
— Nadal nie nauczyłeś się szacunku do synów czystej krwi?
— Darzę szacunkiem tych, którzy na niego zasługują. — Odgłos warczenia dochodził ze strony mężczyzn, a Theo nie pozostawał im dłużny.
— Panowie, nie przy damie — odezwał się Asper. — Możesz już iść zająć się własnymi sprawami — zwrócił się do Theo — zajmiemy się naszą słodką gwiazdeczką.
Asper podszedł do mnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Już wiedziałam, co oznacza uśmiech od ucha do ucha.
— Nie jestem gwiazdeczką! — warknęłam, na co pachołkowie księcia się zaśmiali.
— Co braciszku zgubiłeś język?
— Liczę do dziesięciu, jestem przy dziewięciu i wiesz co? To nie pomaga — wycedził brunet, a jego oczy się zmieniły. Źrenice wydłużył się, a szkarłat zalał tęczówki.
Śmiechy momentalnie ucichły i mężczyźni stali zaskoczeni. Wyczuwałam ich niepokój, który mieszał się z moim. Tylko Asper zdawał się nie przejmować stanem swojego brata. Wyrwałam się z uścisku kasztanowłosego i podeszłam do Theo, chwytając go za rękę.
— Chodź, mieliśmy trenować — szepnęłam, a on spojrzał na mnie i zamrugał parę razy, dzięki czemu jego oczy na powrót stały się normalne.
— Mhm... Ale najpierw pokażę ci coś. — Uśmiechnął się do mnie ignorując draconów i pobiegliśmy w kierunku kolejnych drzwi, na których zdążyłam zauważyć tylko, jakieś dziwne zwierzę.
— Co to jest? Kolejna sala do ćwiczeń? — spytałam.
— Zobaczysz — odparł tajemniczo i uchyli drzwi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia.
Panował tu półmrok, a ciężkim, stęchłym powietrzem nie dało się prawie oddychać. Po obu stronach ciągnęły się boksy i rozbrzmiewały pomruki i ryki.
— Gdzie jesteśmy? — szepnęłam.
— W stajni Lokorentów. — Theo stanął przed jednym z nich.
— Gdzie?
Krzyknęłam, kiedy nad nami pojawiła się wielka gadzia głowa, z trzema rzędami zębów, rozdwojonym językiem i bez oczu.
— Nie krzycz. Mają bardzo wyczulony słuch— powiedział spokojnym głosem i pogłaskał czule stwora.
— Co to jest?— spytałam cicho, nie chcąc spłoszyć zwierzęcia.
— Mówiłem już. Lokorent. Są używane przez nas tak, jak przez ludzi konie. — Głaskał stwora.
— Jest twój?
— To ona i tak. — Uśmiechnął się. — Dalia zajmuje się nią, kiedy mnie nie ma, a teraz pomóż mi ją przyszykować.
— Zabierasz mnie na przejażdżkę? Nie mięliśmy trenować? — spytałam, obserwując, jak chłopak wszedł do boksu.
— Tak i będziemy trenować. — Zaczął oczyszczać zwierzę.
— Mhm... Zazwyczaj chłopaki popisują się samochodami, a nie pupilami. — Zaśmiałam się i weszłam do środka, pomóc chłopakowi.
https://youtu.be/tKJkgawDfEk
Theo prowadził Lokoernta, który wabił się Iskra, a ja siedziałam za nim w siodle. Mijaliśmy różne, wijące się ku górze drzewa z kolorowymi liśćmi. Przypomniałam sobie ostatnią przygodę w tym egzotycznym lesie i zadrżałam, ale teraz on będzie ze mną. Zatrzymał wierzchowca w środku lasu i pomógł mi zsiąść, ale nie pozwolił zadać pytania, kładąc palec na moich ustach i zniknął w gąszczu. Uśmiechnęłam się i wkroczyłam do zielonego królestwa. Znaleźliśmy się na polanie, z której rozlegał się widok na całą dolinę. Theo opierał się o pień drzewa, przypatrując się mnie z tajemniczym blaskiem w oczach. Kiedy podeszłam do niego, uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
— Co teraz? — spytałam.
— Teraz...
Usłyszałam darcie materiału, a po chwili poczułam jego silne ramiona wokół mojej tali. Nie zauważyłam, kiedy wzbiliśmy się w powietrze. Z cichym piskiem oplotłam ręce wokół szyi chłopaka i ze strachem patrzyłam na oddalającą się ziemię.
— Theo? — zapytałam niepewnie, ale chłopak nie odpowiedział, tylko leciał wyżej i wyżej.
Znaleźliśmy się wśród chmur, a ja pragnęłam polecieć sama. Czułam się, jakbym nareszcie była w domu. Wysunęłam dłoń i gładziłam lekko puszyste chmury.
— Kayla. — Jego zachrypnięty głos, zakłócił ciszę.
— Hmm...
— Ufasz mi?
Szybko spojrzałam się w jego oczy, które wyrażały nadzieję i troskę. Kiwnęłam głową.
— To dobrze.
Złożył skrzydła i zaczęliśmy spadać.
— Theo! — wrzasnęłam i odruchowo wysunęłam swoje skrzydła. — Ja nie dam rady.
Chłopak się tylko uśmiechnął, a ja próbowałam poruszyć swoimi kończynami, które były sztywne od nieużywania.
— Nie myśl Kayli, tylko leć.
Oplotłam się wokół jego ciała, a po chwili świst powietrza zelżał i zanikł kompletnie. Nie otwierałam oczu, ale wiedziałam, że chłopak się opamiętał.
— Kayli, otwórz oczy – szepnął brunet, dotykając mojego policzka.
Pokręciłam głową jak pięcioletnia dziewczynka.
— Zawaliłam, znowu. Ja nie... Nie nauczę się tego nigdy.
— Kayla otwórz oczy.
Wykonałam polecenie i osłupiałam. Theo miał cały czas złożone skrzydła, a mimo to cały czas się unosiliśmy. Chłopak cały czas się do mnie uśmiechał, a ja z niedowierzaniem odwróciłam się i zobaczyłam, jak moje skrzydła uderzają rytmicznie o powietrze. Chłopak puścił mnie i zaczął sam poruszać kończynami.
— Ale jak?— wydukałam.
— Wiara jest silna, a ty masz to we krwi — zaśmiał się odlatując ode mnie. — Spróbuj podlecieć do mnie.
— A jak spadnę?
Gdy tylko to powiedziałam, moje skrzydła stanęły, a ja z krzykiem zaczęłam pikować.
— To cię złapię. — Silne ramiona Theo oplotły mnie w mgnieniu oka, a krzyk przerodził się w śmiech. — Spróbuj jeszcze raz.
Z zawziętą miną wyskoczyłam z ramion chłopaka i rozłożyłam skrzydła, unosząc się w powietrzu. Theo znowu oddalił się ode mnie, a ja spróbowałam podlecieć do niego.
Przez dwie godziny bez przerwy trenowaliśmy różne manewry, które z każdym krokiem rosły. Pod koniec umiałam już przemieszczać się w powietrzu oraz wykonywać salto. Chłopak był doskonałym nauczycielem, ale oczywiście nie chciał się do tego przyznać. Byłam padnięta, ale Theo zarządził jeszcze trening walki ze skrzydłami. Chwycił mnie za rękę i polecieliśmy na wzniesienie, które wyłaniało się z lasu, dając widok na całą dolinę. Kiedy wylądowaliśmy, Słońce pomału chyliło się do zachodu. Westchnęłam zachwycona widokiem.
— Poczekaj, aż będzie zachód — powiedział Theo — a teraz zaatakuj mnie.
Obydwoje stanęliśmy w pozycjach bojowych z wysuniętymi skrzydłami i zaczęliśmy krążyć po okręgu, aż w końcu zdecydowałam się zaatakować. Wyprowadziłam ciosy, ale brunet złapał mnie za ręce ze znaczącym uśmiechem. Odbiłam się z ziemi, wykonując salto i kopiąc chłopaka w tors. Theo cofnął się parę kroków zaskoczony, a ja wykorzystałam okazję i podbiegłam do niego, ponownie odbijając się i oplatając jego szyję, aby nie mógł się ruszyć. Jednak on wykorzystał dźwignię i po chwili obydwoje leżeliśmy i się śmialiśmy. Podnieśliśmy się i chciałam wznowić walkę, wyprowadzając cios, ale Theo chwycił mnie jedną ręką za oba nadgarstki i przechylił się do tyłu, powodując nasz upadek.
— Wygrałam — powiedziałam ze śmiechem, kiedy wylądowałam na jego torsie.
— Oczywiście... — Chłopak przeturlał się, tak że teraz to on znajdował się u góry, a ja leżałam na rozłożonych skrzydłach. — Że nie.
Zaśmialiśmy się oboje, a ja trzepnęłam go w ramię. Momentalnie przestałam się śmiać, kiedy poczułam znajomy ból.
— Theo... — szepnęłam i zwinęłam się z piskiem.
— Kayli, co się dzieje? — Jego głos był zaniepokojony.
Pamiętając, co się ostatnim razem wydarzyło przy ataku, krzyknęłam:
— Uciekaj...
Po czym znowu się zwinęłam. Każdy mój mięsień bolał, a skrzydła zaczęły uderzać o ziemię z niewyobrażalną siłą. Wiatr wokół nas coraz bardziej się wzmagał. Krzyknęłam, kiedy fala bólu przeszła przez moje ciało.
— Kayla, wszystko będzie dobrze.
Wyplątałam się z jego uścisku i odbiegłam na oślep. Chciałam, żeby był bezpieczny. Nie chciałam zrobić mu krzywdy, bo go kocham. To była ostatnia myśl, przed tym, jak świat pociemniał.
Stałam w ciemnym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, gdzie jestem, a moje przerażenie i niepokój rosły z każdą sekundą. Nagle usłyszałam śmiech.
— Jest tu ktoś?
Obróciłam się parę razy, ale niczego nie zauważyłam. Zaczęłam iść przed siebie, aż znowu usłyszałam znajomy śmiech.
— Theo?
W powietrzu rozbłysły płomienie, a przede mną stał Theo. Tylko że był jakiś inny. Jego oczy był całe czerwone, a źrenice wydłużone. Skóra naokoło nich była czarna i chropowata, zupełnie jakby pokryły ją łuski. Z czoła wyrastały potężne rogi, zawinięte do tyłu.
— Nie jestem nim. Jestem o wiele lepszy.
Rozłożył potężne błoniaste skrzydła i machnął ogonem.
— Jak masz na imię?
Nie wiedziałam, skąd brała się we mnie taka odwaga.
— Dużo chcesz wiedzieć Córko Świetlistych.
— Jesteś demonem?
Nieznajomy wybuch śmiechem.
— Jestem nim, ale nie do końca. Nazywam się Kwad i jeszcze się spotkamy, aniele.
Obudził mnie świergot ptaków i szum wiatru. Uniosłam ociężałe powieki. Leżałam na czymś miękkim. Zacisnęłam dłoń na materiale i poczułam zapach Theo. Zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć, co się stało. Pobudka, smoki, Asper i spółka, lekcja latania, walka i ...
Przerażona uniosłam się i zaczęłam szybko szukać Theo, po chwili pożałowałam tego gwałtownego ruchu i szybko położyłam się z powrotem. Jeżeli coś mu się stało, to będzie moja wina i znowu stracę kogoś bliskiego. Nie to nie może się tak skończyć. Ponowiłam próbę wstania, ale tym razem znacznie wolniej. Zadrżałam, kiedy zimne powietrze przeszyło moje ciało, więc postanowiłam okryć się bluzą chłopaka. Rozejrzałam się po polanie i zauważyłam, że brunet stoi tyłem do mnie na skraju skarpy. Ręce założył do tyłu i zdawał się nad czymś rozmyślać. Chciałam do niego podejść, kiedy przez polanę przeszedł szum, a roślinność zaczęła zmieniać barwę. Uniosłam wzrok na słońce, które zachodziło za horyzontem. Złocista tarcza rzucała coraz mniej światła oraz dawała mniej ciepła, na co flora zareagowała natychmiast. Odwróciłam się, aby podziwiać egzotyczny las. Kora, która pokrywała drzewa, stała się złocista i zdawała się świecić własnym blaskiem, który nagromadziła przez cały dzień. Korony zaś stawały się krwisto czerwone. Podmuch wiatru sprawił, że parę liści oderwało się od gałęzi i sfrunęło na trawę, która stała się pomarańczowo-złota. Podeszłam i chwyciłam liść za ogonek. Spojrzałam na niego, obracając go w ręce. Delikatne unerwienie koloru miedzi nadawało mu niepowtarzalnego wyrazu. Zwróciłam się przodem do chłopaka i szepnęłam:
— Piękne.
Theo usłyszawszy, że się obudziłam, odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie z troską, ale jednocześnie z nieznanym mi błyskiem. Patrzeliśmy sobie w oczy przez chwilę, po czym podszedł do mnie, tak że nasze ciała się stykały.
— Ty jesteś piękna.
Poczułam, jak się rumienię i spojrzałam się na jego usta. Chłopak zaczął się pochylać, zamknęłam oczy, a jego oddech omiótł mnie. „Zrób to!"krzyczało moje ciało, moja dusza, mój umysł. Kiedy po chwili nic się nie stało, podniosłam lekko powieki rozczarowana i napotkałam jego figlarne spojrzenie.
— Mogę? — Zadrżałam z wyczekiwania.
— Teraz tak. — Uśmiechnęłam się i złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku.
Objął dłońmi moją twarz, a ja wplotłam palce w jego czarne, miękkie włosy, zapominając o całym wszechświecie, o demonach, o śmierci. W tej chwili istniał tylko on. Nareszcie tylko on. Jego dłonie oderwały się od mojej twarzy i objęły najpierw moją talię, a później zaczął przesuwać je w górę moich pleców, zataczając palcami maleńkie kółka. Poczułam, jak nasze ciała owiewa ciepły wietrzyk.
A teraz uwaga, będzie pisk za 3...2...1... :D
Kto się spodziewał takiego obrotu spraw? (Ja wiem, że wszyscy, a przynajmniej większość z Was była murem za Theylą :p )
Nie wiadomo co się dzieję z Theo. Ekipa po nich leci, ale to troszku potrwa, spokojnie jeszcze nie opuszczają naszych kochanych draconów, no i à propos Asper zmienia się w smoka, a Theo nie :<.
A co się wydarzy dalej? Tego już nikt nie wie... oprócz mnie ^^
Do następnego ;D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top