∞Rozdział 50|| Tom I∞


Nie wiedziałam, ile czasu minęło, aż w końcu się uspokoiłam. Otarłam wierzchem dłoni łzy i pociągnęłam nosem, wstając i poczłapałam na łóżko. Myśląc o tym, co się stało, położyłam się, tak że głowa zwisała mi z łóżka i obserwowałam komnatę do góry nogami. Myśli usilnie biegły w kierunku Theo. Już myślałam.

Sądziłam, że zwariuję z nudów, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi i po chwili do pokoju wszedł brunet. Zlustrował mnie skruszonym spojrzeniem, a ja bez słowa patrzyłam się na niego, nie zmieniając pozycji. Chłopak przeszedł przez pokój i usiadł obok mnie. Nie zamierzałam się pierwsza odezwać. Czekałam na pierwszy ruch Theo.

- Słuchaj... - zaczął niepewnie - ja... Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie skrzywdziłbym cię. Nie mógłbym. Dzisiaj czułem się, jakby mną ktoś sterował. Przepełniała mnie złość. - Pokręcił głową i spojrzał mi w oczy. - Przepraszam, nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło.

Zapadła cisza. Z jednej strony cieszyłam się, że przyszedł, ale z drugiej się bałam. Podciągnęłam się, tak że nasze twarze były na tym samym poziomie.

- Powiedz coś - poprosił chłopak, wpatrując się we mnie błagalnym wzrokiem.

- Co mam powiedzieć? Theo ja się boję. - Zadrżałam, obejmując się ramionami i nie spuszczając wzroku z Niepełnego.

Brunet skrzywił się i spuścił głowę. Ostrożnie położyłam mu dłoń na ramieniu.

- Boję się, że cię stracę - dodałam, a chłopak, poderwał głowę i spojrzał na mnie zaskoczony, po czym się uśmiechnął.

- Nie stracisz mnie, nigdy. Obiecuję - szepnął, chwytając moją dłoń i zaczął gładzić jej wierzch kciukiem.
Z zakłopotanym uśmiechem patrzyłam na nasze złączone ręce i odchrząknęłam.

- Przyznaj się, jak ty tu przetrwałeś tyle czasu? Można tu z nudów umrzeć - spytałam, zmieniając szybko temat.

Theo uśmiechnął się zawadiacko i się nachylił. Poczułam, jak robi mi się gorąco.

- Pokażę ci - szepnął mi do ucha.

Zadrżałam, kiedy jego oddech połaskotał mnie po skórze, a wszystkie wnętrzności związały się w supeł.

Wstał i pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. Chwilę kluczyliśmy po korytarzach, aż w końcu stanęliśmy przed pojedynczymi, piaskowymi drzwiami. Brunet rzucił mi tajemniczy uśmiech, po czym wprowadził do środka. Stanęłam oniemiała. Znajdowaliśmy się w ogromnej bawialni. Przejechałam wzrokiem po nowoczesnych skórzanych fotelach i sofach, które stały wokół średniego, czarnego, drewnianego stołu. Następnie zlustrowałam stół do bilarda, tarczę z rzutkami i piłkarzyki. Na końcu zatrzymałam wzrok na małej salce kinowej. Zauważyłam, że naprzeciwko nas są kolejne drzwi.

- Co tam jest? - Wskazałam na tajemnicze pomieszczenie, a chłopak z uśmiechem podszedł i otworzył drzwi.

Znaleźliśmy się w największym magazynie z alkoholami, jaki w życiu widziałam. Były tu wszystkie rodzaje trunków, które znałam oraz nieznane, które widziałam po raz pierwszy na oczy.

- Łoł... - szepnęłam oniemiała.

- Whisky czy wino? - spytał chłopak, pokazując butelki z alkoholem.

- Nie cierpię wina - skrzywiłam się i zabrałam draconowi whisky.

Wróciłam do bawialni i spojrzałam na lotki. Theo widząc, to podszedł do tarczy i wyciągnął rzutki. Kiwnął głową, dając znak, abym podeszła.

- Umiesz grać?

Spojrzałam na chłopaka urażonym spojrzeniem.

- Czy umiem? Kochany zaraz zbierzesz baty od dziewczyny. - Podałam mu butelkę, zabierając lotki i odeszłam na odpowiednią odległość.

Wszystkie trzy wbiły się iw środek tarczy. Chłopak nalał trunek do szklanek i spojrzał się na tarczę z uznaniem.

- Nie tak źle.

Pociągnął łyka, wyciągnął rzutki i odwrócił się do mnie z uśmiechem.

- Odsuń się i podziwiaj mistrza.

Rzuciłam mu odpowiednie spojrzenie, po czym przyglądałam się, jak oddaje celne rzuty. Jego twarz przy każdym ruchu była skupiona, a wzrok skierowany na tarczę.

- Ha, ha! - Uniósł ręce, kiedy ostatnia lotka się wbiła.

Z miną znawcy podeszłam do tarczy.

- Ty, mistrzu, wzrok ci siada - wskazałam na lotkę, która wbiła się nie tak jak jej poprzedniczki w potrójną dwudziestkę, lecz w pojedynczą.

- Nie siada, tylko dałem ci wygrać. - Mrugnął do mnie, podchodząc i wyciągając rzutki.

Spiorunowałam go wzrokiem i wyrwałam mu lotki.

- Ach tak? To teraz gramy na poważnie.

Pomaszerowałam z pewnym siebie uśmiechem na miejsce, aby oddać rzut, a Theo włączył muzykę i dokończył swojego drinka.

Po dwóch godzinach gry opróżniliśmy połowę butelki i byliśmy lekko wstawieni. Skupiony Theo oddał ostatni rzut i zamknął grę.

- Jest! Znowu wygrałem! - Zaczął tańczyć w rytm muzyki, a ja zaczęłam się śmiać.

Brunet wskoczył na stół, rozpiął swoją czarną koszulę, ukazując swój umięśniony brzuch i ponownie zaczął tańczyć. Parsknęłam śmiechem, a chłopak kiwnął na mnie palcem.

- O nie, nie ma mowy - spróbowałam przekrzyczeć muzykę i pokazałam mu, że ma nierówno pod sufitem.

Theo ponowił gest, ja przewróciłam oczami i podeszłam do stołu. Chłopak wykorzystał to i wciągnął mnie na mebel. Z cichym piskiem, który przeszedł w chichot, oparłam się o jego tors. Dracon chwycił mnie z talię i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.

- Cieszę się, że jesteś tu ze mną - szepnął, patrząc mi w oczy. - Nie czuję się taki samotny.

Przemknęłam wzrokiem po jego twarzy i się uśmiechnęłam.

- Też się cieszę.
Stanęliśmy w miejscu, patrząc sobie w oczy. Wewnątrz mnie szalała burza emocjonalna skutecznie tłumiona przez alkohol. Z każdą sekundą nasze twarze były bliżej siebie. Czułam oddech chłopaka na swoich policzkach.

- Wyruszyłem, zwyciężyłem i wróciłem. Kto da mi buzi w nagrodę? - Do sali wszedł Asper i wypiął dumnie pierś.

Spojrzałam się w bok na przybysza, czując ciepło na policzkach.

- W ogóle nie przeszkadzasz, nic a nic - warknął Theo.

- Też tak uważam. - Kasztanowłosy podszedł do nas i ściągnął mnie ze stołu. - Całus dla zwycięzcy, moja gwiazdeczko?

- Nie jestem twoją gwiazdeczką - fuknęłam, odpychając mężczyznę.

Podeszłam do barku, gdzie zostawiliśmy z Theo swoje drinki i dopiłam trunek.

- Świętujecie mój powrót?

- Raczej twój wyjazd - wtrącił brunet, zeskakując ze stołu i nieporadnie zaczął zapinać koszulę.

- To, teraz - Asper podszedł do barku, chwycił butelkę oraz mnie w talii - świętujemy poskromienie buntu.

Uniósł naczynie i wypił z gwinta, przyciskając mnie do siebie.

Czułam, jakby po mojej głowie maszerowała defilada wojskowa. Jęknęłam i otworzyłam jedno oko. Od razu tego pożałowałam. Słoneczne światło oślepiło mnie, wywołując potężną falę bólu. Z syknięciem zakryłam się ręką i przekręciłam na drugi bok. Nigdy więcej...

- Dzień dobry! - Usłyszałam męski głos.

- Dobry - odparłam mechanicznie.

Znieruchomiałam. Powoli uniosłam głowę i otworzyłam oczy. Z cichym piskiem zsunęłam się z Aspera i wylądowałam na czymś miękkim.

- Agh... Mój brzuch! - jęknął Theo. - Chyba zaraz się porzygam.

Przepraszając bruneta, szybko z niego zeszłam, opierając się o sofę, na której przed chwilą leżałam z kasztanowłosym.

- A mówiłem ci, żebyś nie mieszał! - Złośliwy głos Aspera wwiercał się w moją głowę.

- Nie krzycz tak, bo zaraz czaszka mi pęknie - Chwyciłam się za nią i się skuliłam.

- Oho, kac na sto dwa. - Kasztanowłosy podszedł do mnie. - Chodź, gwiazdeczko. Zaniosę cię do komnaty.

Zanim zdążyłam zaprotestować, dracon uniósł mnie i wyniósł z bawialni.


Theo leżał jeszcze przez chwilę bez ruchu, próbując opanować mdłości. Wszystko pogarszała suchość w gardle. Chłopak jęknął w duchu i najwolniej, jak potrafił, uniósł się do siadu. Nie doznawszy żadnych dolegliwości, po chwili stał na nogach. Zmrużył oczy. Słoneczne światło wpadające przez okna drażniło go, do tego cały pokój zdawał się wirować, pogarszając tylko jego samopoczucie.

- Wody! Ja chcę wody! - wychrypiał i zaczął iść w kierunku kuchni.

Dziękując w myślach wszystkim bóstwom, jakie znał, że nie natknął się na korytarzu na żadnego ze sługusów ojczyma. Gdy dotarł do chłodni, na miejscu wypił butelkę wody. Zamknął oczy i delektował się chłodnym napojem, łagodzącym jego podrażnione gardło. Postanowił wziąć jeszcze dwie do pokoju i już miał odejść, kiedy usłyszał przyciszone głosy.

- Jakieś postępy?

Brunet zmarszczył brwi, rozpoznając w jednym z rozmówców ojczyma. Chłopak przylgnął do ściany i zaczął nasłuchiwać.

- Twarda jest. Cały czas spławia mnie - odpowiedział pierwszemu Asper.

- Jak sobie nie radzisz to czas na radykalne środki.

Głosy rozmówców powoli zanikały. Theo ostrożnie wychylił się zza rogu i zobaczył oddalające się sylwetki ojczyma i brata. Nie czekając dłużej, ruszył do swojego pokoju.

- Oni coś knują, zajmę się tym, jak tylko pozbędę się kaca.

Delikatnie zamknął drzwi, odstawił butelki na nocny stolik i się położył. Zasnął z obrazem uśmiechniętej blondwłosej przed oczami.


Obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Było mu strasznie gorąco. Chciał sięgnąć po wodę, ale ręka natrafiła na pustkę. Zdezorientowany podniósł się i rozejrzał dookoła.

- Co jest do cholery?

Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu, w którym było tylko jego łóżko. Brunet zmarszczył brwi, wstając. Odwrócił się i zamarł, gdy spostrzegł, że posłanie zniknęło.

- Co tu się dzieje?

Jego wzrok błądził po ciemnościach, aż zauważył jarzące się czerwone oczy z wydłużonymi źrenicami. Niepokój mężczyzny z każdą chwilą rósł, a z gardła wydobyło się ciche warknięcie:

- Asper.

Śmiech przeszył powietrze, a źrenice bruneta się rozszerzyły. Doskonale znał ten śmiech. Nie należał on do jego brata, lecz...

- Kim jesteś? - spytał Theo.

Nagle ciemności zostały rozproszone przez ogniki, które zabłysły wokół chłopaka i tajemniczej postaci. Na twarzy nieznajomego pojawił się charakterystyczny ironiczny uśmieszek.

- Tobą, tylko że lepszym tobą - uśmiech pogłębił się, ukazując zaostrzone kły.

Theo pokiwał głową, zaprzeczając. Wpatrywał się w swojego klona z rosnącym niepokojem. Oczy postaci były inne niż jego. Czerwone tęczówki zakrywały całe białko, a źrenice były nienaturalnie wydłużone. Skóra na powiekach przypominała czarne łuski. Z czoła klona wyrastały potężne rogi, zagięte do tyłu. Z jego pleców wyrastały czarne błoniaste skrzydła, a na ziemi przy stopach postaci zwijał się masywny ogon zakończony kolcami.

- Nie! Kłamiesz! Ja... - zaciął się i jeszcze raz zlustrował rozmówcę.

- Theo! - Rozległ się przeraźliwy krzyk Kayli.

Chłopak szybko odwrócił się w jej kierunku, a jego serce zamarło. Dziewczyna byłą związana, a z jej licznych ran kapała świecąca krew.

- Myślisz, że wybierze ciebie? Kiedy ma do wyboru mnie? - zaczął klon. - Myślisz, że będzie chciała słabszego? Który nie będzie potrafił jej ochronić? Ocalić?

W chłopaku się zagotowało.

- Potrafię ją ochronić - krzyknął, podchodząc do dracona, a jego oczy zmieniły się na czerwone.

Postać się uśmiechnęła się.

- Theo! - Krzyk bólu Kayli znowu odwrócił uwagę chłopaka, co wykorzystał klon.

Obracając się, podciął ogonem bruneta, a kiedy Theo upadł, przygniótł go do podłoża, wbijając ostre pazury w tors chłopaka.

- Nie uratujesz jej, nie będąc mną - wysyczał dracon, po czym wniknął w chłopaka.

Theo krzyknął, czując rozrywający ból w mięśniach.


Brunet poderwał się z imieniem anielicy na ustach. Od razu pożałował, tak gwałtownego ruchu, łapiąc się na głowę. Na skórze wystąpił zimny pot, a po ciele przeszedł dreszcz. Chłopak skulił się, chwytając za brzuch i próbował stłumić mdłości. Nagle wykonał gwałtowny ruch, jakby to nie on miał władzę nad swoim ciałem i stoczył się z łóżka. Podniósł się na czworaka i wygiął się w łuk, wymiotując śliną. Kiedy skończył, był cały mokry i rozdygotany. Odczołgał się pod szafkę, gdzie postawił wcześniej wodę i opróżnił jedną z dwóch butelek. Spróbował uspokoić się, wziął parę oczyszczających wdechów i przeczesał palcami sklejone od potu włosy.

- Co się ze mną dzieje? - szepnął pomiędzy łykami.

Ręce tak mu się trzęsły, że przez przypadek polał sobie ubrania. Woda po zetknięciu z jego skórą zasyczała i zmieniła się w parę wodną, na co zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc i wpatrywał się w to miejsce przez dłuższy czas.

- Pora się stąd wynosić, bo powoli wariuję. - Pokręcił głową i poszedł się odświeżyć.

No dobra nie będę taka ;p Ze względu na wczorajsze nowiny, postanowiłam wcześniej wstawić rozdział :D w którym jest coraz więcej pytań, a mniej odpowiedzi ^^

Co się dzieje z Theo? Co oznaczał sen chłopaka? Co knuje Asper i jak poradzi sobie Kayla?

No i przede wszystkim czy wrócą do przyjaciół na Ender? Tego wszystkiego dowiecie się w dalszych rozdziałach :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top