∞Rozdział 40|| Tom I∞

Szłam opuszczonym zaułkiem. Miasto nocą było niebezpieczne, a już szczególnie opuszczone, śmierdzące i zaśmiecone przejścia między kamienicami.
- Francja, elegancja – mruknęłam pod nosem rozglądając się za poszukiwaną osobą. Nagle pod nogami przebiegło małe, piszczące stworzonko, a za nim wielki chudy, zaniedbany kocur z nadgryzionym uchem. Uniosłam brew i już miałam ruszać dalej, kiedy usłyszałam za sobą szuranie i brzdęk szkła o chodnik. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się niski mężczyzna w podartym płaszczu, szukający czegoś w śmietniku. Zmarszczyłam brwi i zwątpiłam czy to jest ta osoba, której szukam.
- Victor Montt? - spytałam.
Francuz podniósł wyłysiałą głowę znad kontenera i zmierzył mnie nieufnym spojrzeniem, które po chwili zastąpił obleśny uśmiech, ukazujący braki w uzębieniu.
- Dla ciebie skarbie, mogę być nawet prezydentem Francji.
- Nie ma takiej potrzeby – ucięłam. - Szukam Victora Montt, gdzie go znajdę?
- Stoisz przed nim.
Jeszcze raz zmierzyłam mężczyznę wzrokiem.
- Czym mogę służyć?
- Doszły mnie słuchy, że masz wejściówki do klubu La Rose Noire, czy to prawda?
Szczerze w to wątpiłam. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, no ale bez przesady. Skąd włóczęga miałby mieć wejściówki do najlepszego klubu we Francji?
- Być może mam, a być może nie mam.
Francuz ponownie uśmiechnął się i podszedł do mnie. Był mojego wzrostu i cuchnął alkoholem.
- Zależy co dasz mi w zamian.
Jego ręka dotknęła mojego uda, złapałam ją i wykręciłam.
- Myślę, że grzecznie poproszę i dasz mi dwie wejściówki.
Śmiech mężczyzny odbił się od ścian kamienic.
- Nic z tego kotku, musisz się bardziej wysilić.
Jego wygłodniały wzrok wodził po moim ciele. Pogratulowałam sobie wybrania czarnych rurek, obcisłej białej tuniki i czarnej skórzanej kurtki. Uniosłam prowokacyjnie głowę.
- Chciałam po dobroci, ale sam nas do tego zmusiłeś.
Kiedy wypowiedziałam to zdanie, mężczyzna nagle przeleciał przez całą długość zaułka. Jęcząc Monte spojrzał na mnie i stojącego obok Theo, który przekrzywił teraz głowę i wpatrywał się we francuza sowimi szaro-czarnymi oczami.
- Pani, grzecznie spytała, czy przypadkiem nie masz wejściówek do klubu.
Mężczyzna splunął w bok i spojrzał się wyzywająco na bruneta. Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Ludzie zawsze nie słuchają jak się do nich mówi? - spytał mnie z błyskiem w oku.
- Zawsze – odpowiedziałam. - Po jakimś czasie przyzwyczajasz się.
Theo podszedł do leżącego francuza, chwycił za przód starego, poplamionego płaszcza i podciągnął mężczyznę na poziom własnych oczu, tak że nogi Montte' a wisiały w powietrzu.
- To jak? Masz te wejściówki, czy muszę postarać się bardziej, aby je dostać? - warknął Theo.
- Mam je, mam! Tylko mnie postaw!
- Chyba śnisz! Ja cię puszczę, a ty zwiejesz. Gdzie je masz?
- W prawej kieszeni, w płaszczu.
- Kayla zrewiduj naszego uprzejmego monsieur Montte.
Pokręciłam z uśmiechem głową i włożyłam rękę do wspomnianego schowka. Moje palce natknęły się na parę kartoników, które po chwili przeglądałam. Wybrałam dwie wejściówki, a resztę schowałam z powrotem do kieszeni francuza.
- Robienie interesów z tobą, to prawdziwa przyjemność – powiedział Theo i bezceremonialnie puścił mężczyznę, który wylądował na tyłku.
Szybkim krokiem wyszliśmy z zaułka i wmieszaliśmy się w tłum.
- No nie powiem, umiesz zjednywać sobie ludzi – powiedziałam z uśmiechem do chłopaka i podałam mu kartoniki z wypisaną nazwą klubu i godziną wstępu.
- Taki już mój urok – odwzajemnił uśmiech i schował wejściówki do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki.
Pierwszy raz widziałam Theo w normalnych ubraniach, a nie w stroju do ćwiczeń, czy też zbroi. Miał jasne, podarte jeansy, biały T-shirt i wspomnianą kurtkę. Zdałam sobie sprawę, że za długo przyglądam się brunetowi i skierowałam wzrok na wieżę Eiffla.
- To co teraz? - zagadnęłam.
- Wrócimy do hotelu, przyszykujemy się i pójdziemy załatwić naszą sprawę. Tylko nadal nie jestem przekonany. Skąd ta pewność, że właściciel ma twój naszyjnik.
- Nie wiem Theo, nie rozumiem jeszcze wszystkich wizji.
Szliśmy przez chwilę w ciszy, lecz po chwili parsknęłam śmiechem. Zaskoczony chłopak spojrzał się na mnie z uniesioną brwią.
- Co ci tak wesoło?
- Nie nic, tylko zdałam sobie sprawę, że pięć miesięcy temu nie miałam pojęcia o tym kim jestem, a Ziemia była moim domem.
- To rozbawię cię jeszcze bardziej. Dla nas minęło pięć miesięcy, tutaj... - Przekrzywił głowę i przymrużył oczy. - Około dziesięciu, piętnastu lat.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Że co proszę?
Tym razem to Theo wybuchnął śmiechem.
- Akurat ciebie nie powinno to dziwić, przecież spędziłaś tu tysiąc sześćset lat, a tak naprawdę minęło szesnaście. Dla ciebie to nie powinno być, zaskoczeniem.
Zmroziłam go wzrokiem.
- Bardzo śmieszne.
Resztę drogi do pokoju w hotelu, który wynajęliśmy przebyliśmy żartując i śmiejąc się. Wyglądaliśmy na typowych młodych ludzi, którzy cieszą się życiem i swoim towarzystwem.

Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się na widok Theo.
- Gdzie byłeś?
Chłopak przeczesał swoje czarne, gęste włosy i spojrzał w odbicie moich oczu.
- Musiałem coś załatwić.
- Yhy, to teraz się przyszykuj. Pamiętasz, że za godzinę musimy być w klubie?
Brunet pokiwał głową i zniknął za drzwiami prowadzącymi do sypialni. Chwyciłam suszarkę i zaczęłam suszyć umyte włosy, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej puszyste. Przeczesałam i potargałam trochę blond loki, aby nadać im artystycznego nieładu i zabrałam się za makijaż. Z drugiego pokoju usłyszałam łomot, a następnie przekleństwa Theo. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i dokończyłam upiększanie się. Spojrzałam krytycznym wzrokiem i uśmiechnęłam się. Moje szare oczy były otoczone czarnym i złotym cieniem do powiek, a całość dopełniała czarna kreska i wydłużone rzęsy. Zdjęłam z wieszaka czarną sukienkę bez ramiączek i ubrałam ją. Okręciłam się parę razy sprawdzając, czy dobrze leży po czym wyszłam z pomieszczenia. Theo, gotowy już do wyjścia, leżał na kanapie i czytał wejściówki.
- Może być? - spytałam.
Brunet spojrzał na mnie znad kartoników i jego oczy zabłysły. Przejechał parę razy wzrokiem po moim ciele.
- Ekhm...- odchrząknął. - Oczywiście, że może być. Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję.
Dygnęłam, a Theo poderwał się, wyprzedził mnie i wziął moje buty. Uniosłam brew i spojrzałam na niego zastanawiając się co on kombinuje. Nie powiem zabawnie wyglądał trzymając białe botki.
- Mogę?
Zapytał klękając i wskazując na moje stopy. Poczułam jak na twarzy robi mi się gorąco i podziękowałam w duchu, że mam tyle makijażu, dzięki czemu brunet tego nie widzi. Pokiwałam głową i usiadłam na pufie. Brunet powoli i delikatnie wsunął buty na moje nogi i pomógł mi wstać. Dzięki obcasowi, byłam od niego tylko trochę niższa. Nie musiałam przynajmniej zadzierać głowy, aby spojrzeć mu w oczy.
- To co, idziemy?
Uśmiechnął się i podał mi ramię. Pokiwałam głową i przyjęłam pomoc.
Szliśmy szybkim krokiem i stanęliśmy w kolejce, która ciągnęła się od wejścia do klubu. Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, kiedy poczułam jak Theo kładzie dłoń na mojej tali i przyciąga mnie do siebie. Odwróciłam się zdziwiona i obrzuciłam go niepewnym spojrzeniem.
- Rozejrzyj się – szepnął mi do ucha, a jego oddech załaskotał mnie w szyję.
Zrobiłam jak mi kazał i jęknęłam w duchu.
- To klub dla zakochanych?
- Yhy.
- Cudownie – sapnęłam.
- Pamiętasz plan? - Cały czas szeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się zalotnie.
- Pamiętam, tylko czy ty dasz radę.
Teraz to on wygiął usta w cwaniackim uśmiechu.
- Kochana, ja nie dam rady?
Spojrzałam na niego ze znaczącym uśmiechem i po chwili znaleźliśmy się w środku klubu. Powstrzymałam odgłos zniesmaczenia. Czemu w Paryżu musi być wszystko wystrojone w serduszka? No może nie wszystko, ale większość. Dlaczego nie mógł być to klub dla młodzieży? Bo ja mam takiego pecha. Spojrzałam w bok, na mojego towarzysza i uśmiechnęłam się pod nosem, no może nie do końca mam pecha.
- Umiesz tańczyć, prawda?
Brunet uniósł brew i uśmiechnął się tajemniczo. Chłopak zaciągnął mnie na parkiet, gdzie dzięki Bogu nie leciała wolna muzyka, a wręcz przeciwnie. Zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Theo radził sobie doskonale, obracając mną i prowadząc w tańcu. Piosenki mijały i dopiero po godzinie zeszliśmy z parkietu i skierowaliśmy się do stolika w kącie. Usiadłam na sofie obok bruneta, który objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Nie bądź taka spięta, bo nasz plan pójdzie się bujać.
Spojrzałam na uśmiechniętą twarz bruneta.
- Ja jestem spięta? - zamruczałam kładąc dłoń na jego torsie. - Widziałeś go?
Theo nachylił się udając, że całuje mnie w szyje.
- Siedzi w strefie dla VIPów – szepnął – śledzi nas wzrokiem od trzeciej piosenki.
Teraz to ja przekrzywiłam głowę, tak że z innej perspektywy wyglądało to tak jakbyśmy się całowali. Brunet jedną ręką objął mnie w tali, a drugą wplótł w moje włosy.
- Czas wcielić nasz plan w życie – szepnęłam.
- Mhm.
Kiedy nic się nie stało spojrzałam na bruneta.
- Theo – szaro-czarne oczy spotkały się z moimi – musisz zacząć.
Chłopak skrzywił się.
- Może jednak znajdziemy inny sposób? To nie leży w mojej naturze.
Przewróciłam oczami, wiedziałam że muszę go sprowokować.
- Wiedziałam, że wymiękniesz – westchnęłam.
W oczach chłopaka zamigotały czerwone iskierki, a po chwili poczułam klepnięcie w pośladek. Poderwałam się gwałtownie i spoliczkowałam bruneta. Przywołałam na twarz wyraz złości i ruszyłam do baru. Dałam znać mężczyźnie, który stał za kontuarem, aby przygotował mi drinka.
Kiedy barman postawił przede mną trunek pociągnęłam łyk. Po chwili, zgodnie z panem, obok mnie stanął Theo i zamówił piwo. Barman ponownie wypełnił zamówienie i wyczuwając napiętą sytuację, dyskretnie wycofał się. Podparłam się łokciem ignorując bruneta. Nie miałam mu za złe, że mnie klepnął, bo w końcu to ja wymyśliłam plan, a poza tym właściciel klubu musiał myśleć, że na serio się pokłóciliśmy. Kiedy skończyła się następna piosenka, podczas której zamówiłam jeszcze jednego drinka, poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Chwyciłam szklankę i chlusnęłam trunkiem prosto w twarz Theo.
- Nie upij się – syknęłam.
Na mojej twarzy cały czas gościł wyraz złości, ale oczy śmiały się do bruneta.
- Powodzenia i uważaj na siebie – warknął i skinął głową, abym tylko ja to dostrzegła.
Odstawiłam z trzaskiem naczynie i pomknęłam w kierunku najbardziej zacienionego stolika. Nie musiałam długo czekać. Przez tłum tańczących przesuwał się młody mężczyzna o brązowych włosach i opalonej skórze. Usiadł naprzeciwko mnie i postawił szklanki z whisky. Cały czas udając złość, spojrzałam na przybysza.
- Piękna kobieta nie powinna siedzieć sama.
- Nie przyszłam sama – bąknęłam.
- Wiem. - Mężczyzna wziął łyka ze swojej szklanki.
Widziałam jak jego usta rozciągają się w szelmowskim uśmiechu, a na jego policzkach pokrytym kilkudniowym zarostem pojawiają się dołeczki. Między nami zapadła cisza, podczas której nie spuszczałam wzroku z mojego towarzysza.
- On cię kocha. - Przerwał ciszę właściciel klubu.
Moja brew powędrowała do góry.
- Mógł to inaczej okazać – syknęłam.
Mój rozmówca zaśmiał się i znowu upił trunek.
- Okazuje to całym sobą, przez cały czas nawet teraz, kiedy oblałaś go na oczach wszystkich, wpatruję się w ciebie jak w obrazek.
Skierowałam wzrok w kierunku kontuaru i faktycznie napotkałam badawczy wzrok bruneta.
- Teraz jest już za późno – powiedziałam i pociągnęłam łyk whisky

***

Od godziny Kayla rozmawiała z właścicielem klubu, a Theo stał i wpatrywał się w blondwłosą. Ile wypił? Sam dokładnie nie wiedział, ale nie był jeszcze pijany. Przypatrywał się rozmawiającym, mechanicznie kołysząc szklankę z bursztynowym płynem. Ludzie wokół niego albo tańczyli, albo pili, albo całowali się w zacienionych kątach. Brunet postanowił, że po zakończeniu zadania przeprosi Kaylę za to co zrobił, nawet jeżeli było to ustalone i wyzna jej swoje uczucie. Z rozmyślań wyrwał go śmiech anielicy. Chłopak w środku poczuł złość, szklanka którą trzymał zaczęła się nagrzewać, a trunek bulgotać. Theo zdał sobie sprawę, że zbyt mocno go poniosło i odwrócił się tyłem do Kayli i jej rozmówcy. Wziął parę oczyszczających wdechów i wydechów, po czym dokończył drinka. Kiedy już w pełni panował nad sobą, zerknął w kierunku miejsca, które jeszcze przed chwilą zajmowali obserwowani. Theo rozejrzał się niespokojnie po klubie i zobaczył oddalającą się anielicę z właścicielem klubu. Kierowali się w stronę wyjścia, na tyły pubu. Mężczyzna otworzył drzwi przed Kaylą i uśmiechnął się szarmancko. W tym momencie Theo stwierdził, że nie polubi się z tym mężczyzną. Chłopak nie spuścił z brązowowłosego z oka, dzięki czemu zobaczył jak ten kiwa głową. Dowódca odwrócił się i zobaczył rozstawionych na sali czterech ochroniarzy. Chłopak zmarszczył brwi i wbił wzrok w dno szklanki. Jednak po chwili skoczył na równe nogi i poszukał wzrokiem czterech wykidajłów, ale ich nie dostrzegł co go tylko utwierdziło w podejrzeniach. Zaczął przepychać się między ludźmi, kierując się w stronę drzwi za którymi zniknęła anielica. Spojrzał jeszcze czy nikt go nie obserwuje i wślizgnął się do ciemnego korytarza. Poczuł jak jego oczy zmieniają barwę i dostosowują się do mroku. Nie marnując już więcej czasu ruszył wąskim przejściem, szukając blondwłosej. Na końcu pomieszczenia znajdował się kolejne drzwi z napisem: „WSTĘP WZBRONIONY". Theo pchnął je i znalazł się w bogato wystrojonym pokoju. Czerwone kanapy otaczały szklany stół, na którym były rozrzucone zapisane kartki. Na bordowych ścianach wisiały wielkie obrazy, które zawsze przedstawiały dwie istoty, podczas walki z jakimś stworem lub grupą przeciwników. Oczy Thea rozszerzyły się, kiedy zrozumiał w co się wpakowali. Ruszył biegiem w kierunku kolejnych drzwi i otworzył je z rozmachem.
- Kayla to pułapka! – krzyknął, kiedy zobaczył, że znalazł poszukiwanych.
Anielica odwróciła się do niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, po której po chwili przemknął dziwny cień i dziewczyna runęła do przodu jak rażona gromem. Theo w ostatnim momencie złapał uśpioną blondwłosą.
- Myślę, że ona już o tym wie. - Brunet usłyszał kpiący głos.
Położył delikatnie nieprzytomną Kaylę na podłodze i już chciał zaatakować mężczyznę, kiedy poczuł rozchodzący się ból z tyłu głowy, a świat spowiła ciemność.

Witajcie :D 

Kolejny rozdzialik :D 

Francja, Paryż, Klub i pułapka ;) 

Nasi bohaterowie myśleli, że są cwani, a tu proszę... klapa XDD

Co tu się dalej podzieje... hmhmhm... Zobaczycie już niedługo ;D 

P.S Za niedługo zacznę poprawiać napisane rozdziały, nareszcie widzę co jest na ekranie (Tak byłam aż tak ślepa ;p ) i niektóre błędy wynikały właśnie z mojej ślepoty ;p Jak czytałam na komórce, to aż chwytałam się za głowę ;p

Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki, za które ślicznie dziękuję ^^ ( wiecie, że "Zaginiona" ma już ponad 50k wyświetleń?? DZIĘKUJĘ <3 <3 <3 ) 

Trzymajcie się ;) 

Do następnego :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top