∞Rozdział 37|| Tom I∞
Od śmierci Tobiego minął tydzień. Czas ten upływał mozolnie. W stołówce siedziałam z przyjaciółmi, którzy próbowali podnieść mnie na duchu. Posiłków prawie w ogóle nie jadłam, tylko z zawziętością kułam to co znajdowało się na talerzu. Kiedy nie czyściłam broni w magazynie, snułam się bez celu po zamku. Mijałam ludzi i czułam się jak duch, tak jak bym to ja umarła. W pewnym sensie coś we mnie zginęło razem ze zmiennym. Czułam, że byłam inną osobą, nie wiem czy na korzyść, czy być może na odwrót. To miało się dopiero okazać.
Stałam w pozycji bojowej przed manekinem do ćwiczenia walki. Odkąd wyrosły mi skrzydła, Theo zarządził że mam ćwiczyć z wysuniętymi, abym przyzwyczaiła się do nich. Szczerze powiedziawszy zamiast pomagać tylko i wyłącznie przeszkadzały. Uderzyłam parę razy kukłę, owiniętą taśmą ręką, po czym odskoczyłam na pewną odległość, wykonując serię uników. Pot ściekał po moim ciele, a adrenalina krążyła w żyłach. Przed oczami znowu stanął mi widok jak wampir przebija mojego przyjaciela. Z krzykiem rozpaczy skoczyłam. Wykonałam w powietrzu obrót i kopnęłam manekina. Stałam ciężko dysząc i wpatrywałam się w kolebiącą się kukłę.
- Co ci zrobiła ta biedna rzecz, że tak się na niej wyżywasz? - Podniosłam głowę i zobaczyłam kroczącego w moją stronę Ninora.
Podbiegłam do elfa i mocno go przytuliłam. Chłopak po chwili również objął mnie, choć to było trudne przez skrzydła. Po chwili poczułam lekkie szczypanie w jednym z nich. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak błękitnowłosy trzyma między palcami białe pióro.
- Ej... - Uderzyłam przyjaciela w ramię.
- Urosły.
Ninor załaskotał mnie piórkiem w nos, tak że kichnęłam. Elf roześmiał się, a ja zmierzyłam go zabójczym spojrzeniem.
- No nie patrz na mnie takim wzrokiem - powiedział Ninor, kiedy przestał się śmiać. - Umiesz nimi poruszać?
- Jeszcze nie, ale Theo twierdzi, że mam ćwiczyć walkę z wysuniętymi skrzydłami, aby przyzwyczaić się do nich.
Błękitnowłosy pokiwał głową, na znak że zgadza się z dowódcą.
- Też przyszedłeś poćwiczyć?
- Nie, przyszedłem po ciebie.
- Po mnie?
- Tak.
- Dlaczego?
- Ponieważ Theo mnie przysłał. Podobno Trybunał cię wzywa razem z nim.
Elf plątał się w swoich wyjaśnieniach coraz bardziej. Uniosłam brew i przypatrywałam się przyjacielowi, który nienaturalnie, dziwnie uśmiechał się.
- Coś mi tu śmierdzi - powiedziałam, uważnie przyglądając się przyjacielowi.
Ninor przytknął rękę do nosa.
- Nie dziwię się skoro cały dzień trenowałaś i jesteś zlana potem.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie mówię o sobie. - Powąchałam się i lekko skrzywiłam. - Chociaż przyznam ci rację, że potrzebuję kąpieli.
- To teraz pójdziemy do twojego pokoju, odświeżysz się i zaprowadzę cię tam.
Na zakończenie zrobił nieokreślony ruch ręką. Zmarszczyłam brwi.
- Co ty kombinujesz?
- Ja? Ależ nic. - Uśmiechnął się uroczo.
Pokręciłam głową, schowałam skrzydła i razem ruszyliśmy do mojego pokoju. Po drodze przyjaciel próbował mnie rozweselić, opowiadając różnego typu dowcipy jednak nie było mi do śmiechu. Kiedy weszliśmy do mojej sypialni, elf bezceremonialnie rzucił się na moje łóżko. Nie zwracając na niego większej uwagi, chwyciłam pierwsze, lepsze ubrania z brzegu i skierowałam się do łazienki. Jęknęłam z przyjemności, kiedy ciepłe krople wody zaczęły spływać po moim ciele, spłukując brud całego dnia. Moje mokre włosy stały się cięższe, a spływająca z nich ciecz obmywała moją twarz. Czasem brakowało mi wanny, w której mogłabym zanurzyć się w gorącej wodzie z pachnącą brzoskwiniami pianą. Rozmarzona wyszłam spod prysznica, ubrałam się i wróciłam do mojego pokoju, gdzie Ninor bawił się magią.
- Jak ty to robisz, że cię to nie męczy?
- Lata praktyki, skarbie. - Mrugnął do mnie.
- No tak, może ja po stu pięćdziesięciu latach też będę tak umiała - odparłam przedrzeźniając go.
Elf momentalnie przestał popisywać się swoimi zdolnościami, spojrzał na mnie i uniósł brew.
- Sugerujesz coś?
- Ależ skąd, dziadku. - Wytknęłam mu język.
Ninor nagle zniknął z łóżka, a ja rozejrzałam się wokół. Poczułam jego silne ręce na mojej tali, kiedy niespodziewanie odwrócił mnie do siebie przodem. Po chwili uklęknął, chwycił za moje nogi i wstał przerzucając mnie, sobie przez ramię.
- Mówiłaś coś, dziecinko?
- Puść mnie ty wariacie! - pisnęłam uderzając go w plecy.
- Dopiero jak dojdziemy, aniołku - odpowiedział śmiejąc się i wyszedł z pomieszczenia.
Mijani mieszkańcy zamku obracali się i dziwnie na nas patrzyli. Podparłam się łokciem, wiedząc, że wbijam mu się w łopatkę.
- Ninor, postaw mnie, umiem chodzić! - Wierzgnęłam,ale przyjaciel mocno mnie trzymał, więc nic nie osiągnęłam.
Przemierzaliśmy dalej korytarze, aż zauważyłam, że kierujemy się w przeciwnym kierunku niż do Sali Trybunału.
- Ninor, Sala Podziemna jest w drugą stronę.
Elf nie odpowiedział i przekroczył próg jadalni.
- Ninor, do cholery! Nie jestem w nastroju na dowcipy! - Nareszcie udało mi się wyplątać z uścisku błękitnowłosego i teraz mierzyłam go morderczym wzrokiem.
- O co ci chodzi? Po co mnie tu przyniosłeś?
- Wejdź do kuchni i przekonaj się sama.
- Ninor, ja mówię poważnie.
- Ja też.
Uśmiechnął się szeroko, a ja stałam zdezorientowana. W końcu po paru sekundach ciekawość zwyciężyła. Przewróciłam oczami i pchnęłam drzwi. To co tam zobaczyłam rozbawiło i zdziwiło mnie jednocześnie. Z otwartą buzią patrzyłam jak Minor w białym fartuszku, z wielką białą czapą krząta się między Lią, która zawzięcie coś ubijała, a zdezorientowanym Theo. Zagubiony brunet stał z rozłożonymi rękoma, a jego włosy stały się szare przez mąkę, która w niewiadomy sposób dostała się tam.
- To co ja mam robić? - Theo skierował wzrok na swoje stanowisko. Usłyszałam ciche sapnięcie, a po chwili granatowłoy znalazł się przy dowódcy.
- Rozsypujesz mąkę, wykładasz ciasto z miski i ugniatasz je! - Minor zademonstrował.
Za moimi plecami rozległo się chrząknięcie i trzy pary oczy skierowały się na nas.
- Kayla! - elf zaklaskał w dłonie, co wyglądało komicznie. Uśmiechnęłam się lekko. - Dobrze, że jesteś! Zajmiesz się kremem.
Nie zdążyłam zaprotestować, bo Minor chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Kiedy mijałam Theo poruszyłam ustami : „Co się dzieje?", a on odpowiedział: „Zobaczysz". Przyjaciel zostawił mnie naprzeciwko Lii, na stanowisku z jakimś proszkiem i kartonem mleka. Patrzyłam na to w osłupieniu, nie wiedząc co mam robić. Nie umiem gotować, jestem prawdziwym kulinarnym beztalenciem. Serio, przypaliłam kiedyś wodę. Na Ziemi jadłam głównie w restauracjach lub brałam jedzenie na wynos. Rozmyślania przerwał mi Ninor, który stanął obok. Wsypał proszek do miski i zalał do mlekiem. Spojrzałam na przyjaciela, który podawał mi mikser. Uśmiechnęłam się i podziękowałam skinieniem głowy. Włożyłam mieszadła do miski i włączyłam.
- Długo to planowaliście? - spytałam elfa.
- Odkąd stałaś się cieniem siebie.
Już otwierałam buzię, aby odpowiedzieć, jednak błękitnowłosy był szybszy.
- Nie teraz Kayla. W tym momencie masz odreagować i się uśmiechnąć choć na chwilę.- Mrugnął, kładąc dłoń na mojej, która trzymała mikser. Kiedy proszek zmienił się w żółtą, jednorodną ciecz, Minor podszedł i zabrał nam miskę, podając ją Lii, która miała pogrzać jej zawartość, aby powstał puszysty krem. Granatowłosy wrócił do nas po chwili i podał nam kolejne miski, tym razem z nieubitą śmietaną.
- Widzę, że twój brat czuję się tu, jak ryba w wodzie.
- Odkąd skończył dziesięć lat to wolnej chwili siedzi w kuchni i gotuje lub piecze, a ja muszę to wszystko zjadać - odpowiedział zawzięcie ubijając.
- Nie udawaj, że ci to nie pasuje, pasibrzuchu. - Klepnęłam go.
- Nie jestem gruby, to mięśnie.
Zachichotałam, a przyjaciel udał obrażonego.
- Wmawiaj sobie, wmawiaj.
Błekitnowłosy wytknął do mnie język, po czym wsadził palec do miski. Z wymalowanym szczęściem na twarzy już miał skosztować śmietany, kiedy niespodziewanie nadleciał cios.
- Ała! - syknął elf, masując uderzoną rękę.
- Nie wyżeraj! - Minor wykonał łyżką parę kółek przed twarzą brata, a na końcu wymierzył w niego swoim berłem. Nie mogłam powstrzymać śmiechu i parsknęłam. Obydwaj spojrzeli się na mnie.
- Bardzo śmieszne - rzucił Ninor, biorąc się ponownie za ubijanie, a Minor poszedł do Theo, który teraz już był cały w mące. Tylko twarz dziwnym trafem nie była biała od składnika. Uniosłam brwi i wróciłam do pracy.
Po godzinie wszystko było gotowe i Lia z Minorem, poszli do drugiego pomieszczenia, po formę do ciasta. Ninor obserwując drzwi podszedł do garnka z kremem i zanurzył w nim palec. Cicho podeszłam do przyjaciela i kiedy podnosił palec z budyniem, obserwując cały czas czy brat nie wraca, nachyliłam się i zlizałam żółtą, słodką breję. Elf odwrócił się gwałtownie, a na jego twarzy zagościło niedowierzanie.
- Pycha! - Uśmiechnęłam się szeroko.
- Fuuuuj... - jęknął błękitnowłosy i zaczął szukać chusteczki.
Zaczęłam się śmiać, a Theo pokręcił głową . W tej chwili wrócili nasi przyjaciele.
- Co tu się dzieje? - spytał Minor?
- Nic! - odpowiedzieliśmy chórem z Ninorem.
Granatowłosy i driada spojrzeli się najpierw na siebie, a później zlustrowali nas badawczym wzrokiem, a Theo przytknął dłoń, która byłą cała w mące, do twarzy. Wokół bruneta pojawiła się biała chmurka i dowódca zaczął kaszleć. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- No dosłownie padam ze śmiechu - burknął przerywając od czasu do czasu kichaniem. - Czy ktoś może mi pomóc? Przez tą mąkę nic nie widzę.
Elfy i driada nadal pokładali się ze śmiechu, więc ulitowałam się i chichocząc chwyciłam szmatkę, którą zwilżyłam wodą i podeszłam do bruneta. Przetarłam delikatnie jego czoło, a następnie zaczęłam pozbywać się białego proszku z jego brwi i oczu. Zmoczyłam ponownie ściereczkę i wróciłam do oczyszczania twarzy chłopaka. Jego szare oczy obserwowały moją twarz. Udawałam, że tego nie zauważam, ale było to bardzo trudne. W kuchni panowała cisza jak makiem zasiał, wiedziałam, że przyjaciele obserwują każdy nasz ruch. Kiedy skończyłam uniosłam wzroki i nasze oczy się spotkały. Zamarłam w połowie ruchu, a w brzuchu czułam gorąco.
- Kayla! - Usłyszałam krzyk Lii.
Oderwałam wzrok od szaroczarnych tęczówek o skierowałam go na przyjaciółkę.
- Refleks!
Wytrzeszczyłam oczy, kiedy zobaczyłam lecący w moim kierunku żółty budyń. Odruchowo odskoczyłam i krem trafił Theo prosto w twarz.
- No nie! Znowu?! - Theo nie dowierzał.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, kiedy chłopak pozbywał się budyniu.
- A tobie co tak wesoło? - spytał, po czym pacnął mnie budyniem prosto w buzie. Starłam słodką maź z twarzy i teraz ja rzuciłam chłopaka, ale chybiłam. Wsadziłam rękę do miski ze śmietaną i skierowałam się w stronę dowódcy. Theo zaczął uciekać, a ja pomknęłam za nim. W tym momencie dostałam drugim pociskiem. Odwróciłam się i zauważyłam Minora, który właśnie chował się za jedną z szafek. Szybko poszłam w jego ślady i zobaczyłam jak nade mną przelatuje budyń i ciasto, a po chwili zatrzymują się na ścianie. Miałam się już wychylić, kiedy do mojej kryjówki wtargnęła Lia. Obydwie zamachnęłyśmy się na siebie, a po chwili ze śmiechem wycierałyśmy twarze. Zawarłyśmy sojusz i wzięłyśmy kolejne pociski.
- Ej nie jest za cicho?
- Jest.
W tym momencie, z dwóch stron pojawili się bliźniacy i rzucili w nas budyniem, po czym zniknęli.
- Wiecie, że to oznacza wojnę! - krzyknęłam.
- Oczywiście, aniołku - odkrzyknął Minor z końca kuchni.
Wojna na jedzenie trwała jeszcze z piętnaście dobrych minut, kiedy byliśmy już wszyscy oblepieni budyniem, ciastem i śmietaną, postanowiłyśmy poprosić o pokój. Kiedy się wychyliłyśmy nasi przeciwnicy to wykorzystali rzucając pociski. Padłyśmy z przyjaciółką z powrotem do naszego schronu i zobaczyłyśmy z naszego miejsca, jak do kuchni wchodzi Mirage z jakąś pulchną niską kobietą. Budyń roztrzaskał się o drzwi i pobrudził mężczyznę, na co zlustrował kuchnię wzrokiem i wytrzeszczył oczy. Reakcja kobiety była nie co inna.
- Moja kuchnia ! - krzyknęła, na co wszyscy skoczyliśmy na równe nogi.
Przejechała po nas swoim morderczym wzrokiem ,zatrzymując się na Theo.
- Ups. - Brunet uniósł ręce, a my ledwo hamowaliśmy śmiech. Widziałam jak usta nauczyciela drgnęły, najwidoczniej jego też bawiła ta sytuacja.
- Ups? UPS?! Ja ci dam zaraz ups! - Kucharka chwyciła pierwszą, lepszą chochlę i zaczęła gonić Theo po kuchni. Teraz to płakałam ze śmiechu. Widok małej pulchnej kobiety, wymachującej swoją bronią i goniącą wysokiego, umięśnionego dowódcę, który na co dzień zabija demony, był wprost nieziemski.
- Auć, auć, tylko nie chochla! Auć!
Theo schował się za śmiejącym się Miragem i teraz nauczyciel stał się celem kucharki.
- A ty nie masz nic do powiedzenia, tylko się śmiejesz? - wymierzyła do nauczyciela z chochli.
- Ekhm... Macie to posprzątać i nie ma żadnego marudzenia! - Zarządził nauczyciel, kiedy się opanował.
- No! I to jak najszybciej! - Niska kobieta wyszła z kuchni.
Mirage spojrzał się na swoich podopiecznych.
- Widać kto rządzi w tym zamku. - Wypiął dumnie pierś.
- Żołądek? - podsunął Ninor, a Mirage zgromił go wzrokiem.
- Macie to posprzątać! Ma wszystko lśnić aż będzie się można przejrzeć.
Mężczyzna już chciał iść, kiedy złapałam go za rękaw.
- Możemy porozmawiać?
- Teraz macie to posprzątać.
- To jest ważne. Bardzo ważne.
- Co jest ważniejszego od posprzątania?
- Miałam wizję. Wiem gdzie jest naszyjnik.
Mirage stanął i przypatrywał mi się ze zdziwioną miną.
Wieczorem po rozmowie z Mirage'm i wykąpaniu się zeszłam do Podziemnej Sali. Skierowałam się do krypty, która była przeznaczona dla naszej drużyny i stanęłam przed grobem Charlotte.
- Szkoda, że nie ma cię z nami. W tedy wszystko byłoby prostsze.
Cisza wręcz wwiercała się w uszy. Spuściłam głowę.
- Opiekuj się nim.
Będę.
Poderwałam głowę, kiedy usłyszałam głos kotołaczki. Przed grobem stała Charlotte. Wytrzeszczyłam oczy i po chwili je przetarłam, ale ona cały czas tam była. Jej postać była taka sama jak tą, którą widziałam w Izbie Chorych. Prawie przeźroczysta i falowała. Kotołaczka uśmiechnęła się do mnie, a ja z przerażoną miną zaczęłam się cofać.
Kayla, nie bój się. Ja...
Nie wiem co chciała dalej powiedzieć. Zaczęłam krzyczeć i uciekać. Gnałam przed siebie, odwracając się co jakiś czas, dopadłam do windy i przyciskając nerwowo guzik oglądałam się dookoła, czy zmora podąża za mną. To na pewno ten demon, nie pozbyłam się go i teraz chce doprowadzić mnie do szaleństwa. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk dzwoneczka od windy i drzwi się jeszcze do końca nie otworzyły, a ja już byłam w windzie i przyciskałam guzik z moim piętrem. Potupywałam zdenerwowana, nie mogąc się doczekać, kiedy nareszcie znajdę się w swoim pokoju. Kiedy brakowało już tylko dwóch pięter w lustrze, obok swojego odbicia zobaczyłam ducha Char. Przełknęłam głośno i spojrzałam w bok.
Wysłuchasz mnie, czy...
Dzyń. Winda dojechała, wypadłam z krzykiem i popędziłam do swojego pokoju. Istoty przemierzające korytarz, patrzyły się na mnie dziwnie i pukały się w głowę. Kiedy wpadłam do swojego azylu chwyciłam pierwszą, lepszą rzecz, którą był świecznik i wymierzyłam nim w drzwi.
Skończyłaś?
Zaczęłam wymachiwać swoją bronią na wszystkie strony, a kiedy zobaczyłam, że nic to dziewczynie nie robi, przestałam.
- Czego chcesz?
Jak żyłam, to byłaś milsza.
- To naprawdę ty? Ale jakim cudem?
Masz dar, Kayla. To jest ta moc nad czasem. Razem z wizjami. Możesz rozmawiać z duszami zmarłych osób.
Spojrzałam na nią badawczym wzrokiem.
- Trzeba było nie jeść tego budyniu. Ten kolor powinien mnie ostrzec, ale nie ja musiałam zjeść i teraz mam zwidy.
Kayla, skup się! Ja tu jestem naprawdę, ale nie mam czasu cię przekonywać. Przekażę tobie to co muszę i zniknę.
Poderwałam głowę co raz bardziej zdziwiona.
- Co masz mi przekazać?
Theo jest w niebezpieczeństwie, musisz go ratować.
- Przecież to twój chłopak?
Ja nie żyję i on musi się z tym pogodzić. Musi zacząć żyć przyszłością, a nie przeszłością.
- Dlaczego ja?
Bo to ty teraz się nim zajmiesz.
Osłupiałam. Co to miało znaczyć? Chciałam już coś powiedzieć, ale kotołaczka kontynuowała:
Kiedy rozmawiasz ze mną czas płynie szybciej, więc nie mam już go za dużo. Posłuchaj mnie jeżeli nic nie zrobisz Theo zginie...
Nie słuchałam jej już dalej. Wybiegłam z pokoju i z galopującym sercem pędziłam opustoszałymi korytarzami. Ile czasu minęło nie wiedziałam. Dobiegłam do pokoju bruneta i załomotałam z całej siły w czarne drzwi. Modliłam się w duchu, aby nic mu się nie stało. Jakbym straciła i jego to umarłabym z żalu. Moje serce pękłoby. Załomotałam jeszcze raz i w tej chwili drzwi stanęły otworem, a w nich zaspany Theo z potarganymi włosami, przecierający dłonią zaspaną twarz.
- Kayla? Co ty tu robisz? Jest po jedenastej...
Przepchnęłam się obok bruneta, wbiegłam do sypialni i zaczęłam zaglądać w każdy kąt. Theo w końcu złapał mnie i odwrócił do siebie przodem.
- Co się stało? - spytał trochę rozdrażniony.
Rzuciłam mu się na szyje ciesząc się, że żyje. Zdziwiony dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
- Kayla co się stało? - powtórzył pytanie szeptem.
Pokręciłam głową czując, napływające łzy szczęści, podniosłam głowę, aby mu wszystko opowiedzieć i ponad ramieniem w oknie zobaczyłam zakapturzoną postać, która zamachiwała się. Postąpiłam impulsywnie, kiedy szyba w oknie została wybita i przeleciał przez nią nóż przeznaczony dla bruneta, odepchnęłam chłopaka i w locie złapałam za rękojeść pocisku, dziękując w duchu bliźniakom, za tak wymagający trening. Następnie rzuciłam w napastnika, celując w rękę. Nóż trafi w cel, przechodząc na wylot przez kończynę. Nie czekając na reakcję szpiega, zaczęłam biec w jego kierunku. Poczułam jak skrzydła przebijają najpierw skórę, a później rozrywają materiał bluzki. W kawałkach szkła, które pozostały w oknie widziałam, jakie ogromnie już były. Nie zdawałam sobie sprawy z rozpędu i nie wyrobiłam zakrętu. Zaczęłam spadać. Spostrzegłam jak zakapturzona postać przykuca pewną odległość od okna bruneta. Spojrzałam w dół, nie było tam nic, oprócz kosmosu. Czy tak miałam zginąć? Czy tak miał umrzeć ostatni anioł? Znowu skierowałam wzrok w górę i zobaczyłam lecącego Theo w moją stronę. Ogromne skrzydła miał złożone na plecach, w przeciwieństwie do moich, które zdawały się żyć własnym życiem. Kiedy chłopak złapał mnie w pasie rozłożył skrzydła zmniejszając nasz pęd spadania. Jednak podczas tego manewru dostał parę razy moim śnieżno białymi.
- Przestań machać skrzydłami! -krzyknął, znowu otrzymując cios.
- Kiedy nie potrafię!
- Rozłóż ręce i się odpręż.
Rozejrzałam się naokoło, cały czas spadaliśmy.
- Łatwo ci mówić!
- Rób co mówię!
Nie mogłam się z nim teraz kłócić, więc zrobiłam szybko to o co prosił. Rozłożyłam ręce i wzięłam parę wdechów i wydechów. Poczułam jak skrzydła układają się równolegle z rękoma. Otworzyłam oczy i widziałam jak potężne skrzydła bruneta, powoli nas unoszą. Zerknęłam w bok i ze zdziwieniem stwierdziłam, że moje skrzydła są tylko trochę mniejsze od tych Theo. Kiedy zwróciłam swój wzrok z powrotem na chłopaka, zauważyłam, że szpieg jeszcze nie skończył z nami. Wychylał się teraz ponad krawędź parapetu i celował do nas z czegoś co przypominało kuszę. Nie zdążyłam krzyknąć, kiedy pocisk przebił skrzydło Theo. Chłopak stęknął, stracił równowagę i znowu runęliśmy w dół. Krew bruneta skapywała na moje skrzydło.
Witajcie :D
Ostatnio smutaliśmy, a dzisiaj mam nadzieję, że chociaż trochę rozśmieszyłam ;)
Mamy kolejną wizję, ale jej szczegóły poznacie, kiedy indziej ;)
Szpieg powraca ^^
No i skrzydła Kayli osiągnęły właściwą wielkość :D
Jak widać powyżej, Char "przekazała" Theo pod skrzydła naszego aniołka ^^
Do następnego :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top