∞Rozdział 36|| Tom I∞
Czułam się lekko, aż nazbyt. Nie mogłam otworzyć oczu, a odgłosy z otoczenia dobiegały do mnie zagłuszone. Chciałam zobaczyć co się dzieje, gdzie jestem. Nie mogłam. Czułam tylko z jednej strony bijące ciepło.
- Co ty kombinujesz? - Nagle rozległ się stłumiony głos Theo. - Tobi, nie!
Poruszyłam się niespokojnie i znowu straciłam przytomność.
Świadomość znowu powróciła, tym razem rozchyliłam lekko powieki. Do moich uszu z opóźnieniem docierały odgłosy walki. Dopiero po kilku chwilach zdałam sobie sprawę, że odgłosy bitwy docierają do mnie z daleka. Otworzyłam szerzej oczy i podniosłam wzrok. Zobaczyłam skupioną twarz Theo. Chłopak miał zaciśniętą szczękę, która pokryta byłą kilkudniowym zarostem, a jego czerwone oczy groźnie błyszczały. Spojrzałam ponad ramieniem bruneta i zamarłam. Na krawędzi czarnego budynku, który był siedzibą wampirów toczyła się walka. Wampiry atakowały osamotnioną postać. Atakowały mnie.
- Theo? - szepnęłam.
Chłopak spojrzał na mnie kątem oka.
- Ciii...
- Czy to sen?
- Nie, ciii...
Zagryzłam wargę i poszukałam wzrokiem towarzyszy. Ninor osłaniał nas i niósł moją i Lii broń. Wykręciłam głowę w drugą stronę i spostrzegłam biegnącego przed nami Minora z driadą na rękach. W głowie kołatało mi się tysiące myśli. Nagle otworzyłam szeroko oczy, kiedy zrozumiałam, że jeszcze kogoś brakuje. Wyplątałam się z ramion Theo i pobiegłam slalomem mijając zdziwionego błękitnowłosego. Moje nogi przemierzyły tylko kawałek drogi w stronę zamku, a później ugięły się pode mną i upadłam na kolana. Poderwałam głowę i wpatrywałam się w walkę z rosnącym strachem. Widziałam siebie wirującą między krwiopijcami. Usłyszałam, jak ktoś podchodzi do mnie, a następnie klęka obok mnie. Rozpoznałam głos Theo, który coś do mnie mówił, ale nie zwracałam na to uwagi, jego słowa, jakby odbijały się od niewidzialnej bariery. Dla mnie w tej chwili najbardziej liczyła się walka, która rozgrywała się na dachu siedziby krwiopijców. Obserwowałam każdy najmniejszy ruch walczących, kiedy nagle uderzyła we mnie fala emocji. Zamknęłam oczy, kiedy wybuchły we mnie gniew, złość, chęć mordu, ale jednocześnie smutek i chęć ochrony bliskich. Podniosłam powieki w momencie, kiedy jedna z włóczni wampirów przeszyła mojego przyjaciela. Wytrzeszczyłam oczy.
- Tobi! - Wiatr poniósł mój krzyk.
Chciałam się zerwać do biegu, aby pomóc zmiennemu, ale przeszkodziły mi w tym brak sił i silne ramiona, które nagle oplotły się wokół mojej tali. Mogłam wpatrywać się tylko w nieruchome ciało przyjaciela. Tobi powoli odwrócił się do mnie przodem. Zobaczyłam swoją twarz, zamiast oblicza chłopaka. Czułam jak po policzkach ciekną mi łzy. Wpatrywałam się w oczy Tobiego, które przybrały brązowy odcień, a twarz pokryła się paskami, co dało mu, tak dla niego charakterystyczny wygląd tygrysa. Łzy zamazywały mi obraz coraz bardziej.
- Nie! - Wyrwałam się z uścisku Theo i ostatkiem sił, które zebrałam w sobie pobiegłam w stronę budynku. Patrzyłam cały czas na Tobiego, który uśmiechnął się tylko i zamknął oczy. Ciało przyjaciela upadło. On odszedł. Łapałam spazmatycznie oddech, a przychdziło mi to z co raz większą trudnością. W końcu i mnie pochłonęła ciemność.
Z krzykiem poderwałam się z łóżka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w Izbie Chorych, naprzeciwko mnie, na około posłania stali chłopaki, którzy patrzyli na mnie teraz z niepokojem. Może powinnam zamieszkać w szpitalu, skoro budzę się w nim średnio raz na dwa tygodnie. Bolała mnie głowa, w gardle czułam pieczenie, a każdy mięsień palił niemiłosiernie. Skrzywiłam się, kiedy fala bólu rozeszła się po ciele. Obecni w pomieszczeniu podeszli do mojego łóżka.
- Hej! Jak się czujesz? - Ninor usiadł obok mnie na posłaniu.
- Bywało lepiej – odparłam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam. - Dlaczego wszystko mnie boli?
- Twoim ciałem zawładnął beratros, demon, hybryda wyroczni i wampira. - Theo oparł się o nogi łóżka.- Z niezrozumiałych przyczyn udało ci się pokonać stwora i wygnać go z siebie, ale... - Zawiesił głos.
Miałam złe przeczucia, czegoś mi brakowało. Kiwnęłam zniecierpliwiona, co przypłaciłam kolejną falą bólu. Syknęłam cicho, na co brunet zmarszczył brwi.
- Ale co? - sapnęłam opadając na poduszkę.
Dowódca już miał odpowiedzieć, kiedy do pomieszczenia wszedł Mirage z fioletowowłosą driadą. Nauczyciel skierował na mnie wzrok i uśmiechnął się smutno. Poczułam rosnącą gulę w gardle.
- Nareszcie obudziłaś się. - Kobieta podeszła do mojego łóżka i zmierzyła Ninora surowym spojrzeniem. Elf jak oparzony zerwał się z miejsca i stanął obok Thea.
- Muszę cię zbadać, słońce.- Kiwnęłam głową, że rozumiem i poddałam się jej zabiegom. Po paru minutach lekarka odwróciła się do stojących przy łóżku.
- Przeżyje – stwierdziła – jednak nie mogę uleczyć Lii.
Theo drgnął.
- Jak to nie możesz? Przecież...
- Nie uleczę jej, gdyż rany nie są na ciele tylko na duszy, a driady nie mają takich umiejętności leczniczych – przerwała brunetowi driada.
- To kto posiada takie zdolności? - Minor zadał pytanie, które wszyscy pomyśleli.
Nauczyciel i driada jednocześnie spojrzeli na mnie. Zamrugałam parę razy i nic nie rozumiejąc, zlustrowałam wszystkich.
- Dlaczego tak na mnie patrzycie?
- Kayla, tylko ty możesz uleczyć Lię. - Mirage usiadł, tam gdzie jeszcze przed chwilą siedział błękitnowłosy, a driada syknęła cicho.
Nauczyciel nie zwracając uwagi na kobietę kontynuował:
- Tylko ty masz taką moc.
Patrzyłam się na mężczyznę z rosnącą niepewnością i strachem.
- Mirage, ja...- zawiesiłam głos. - Ja nie potrafię.
- Potrafisz. Wygnałaś demon z siebie, więc dasz radę pomóc i jej.
- Ja nie wiem jak to zrobiłam! Dlaczego właśnie ja ?
- Dlatego, że tylko anioły potrafią nawiązać kontakt z duchem, w tym uleczyć go.
Przełknęłam głośno i kiwnęłam tylko głową. Mirage wstał i podał mi dłoń, którą przyjęłam. Kiedy stanęłam, nogi ugięły się pode mną. Nauczyciel przytrzymał mnie, abym nie upadła, a po chwili poczułam, jak ktoś mnie unosi. Spojrzałam kto to i napotkałam zmartwione spojrzenie szczaro-czarnych oczu.
- Dziękuję – powiedziałam, a Theo kiwnął tylko głową.
Chwilę później siedziałam już na łóżku przyjaciółki i zlustrowałam ją wzrokiem. Jej pierś unosiła się przy każdym wdechu, a na twarzy malował się spokój. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić, więc zamknęłam oczy i spróbowałam nawiązać kontakt z duchem przyjaciółki. Po paru minutach, kiedy nic się nie wydarzyło, sapnęłam zniecierpliwiona otwierając oczy. Nie potrafiłam jej pomóc.
- Nie umiem, przepraszam. - Zwiesiłam głowę, a po chwili poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Podniosłam wzrok i napotkałam opiekuńczy wzrok Mirage'a.
- Umiesz. Przypomnij sobie nasze ćwiczenia. Oczyść umysł, wycisz emocje, znajdź siebie i otwórz oczy.
Może to dziwne, ale od razu zrozumiałam, co nauczyciel miał na myśli. Odwróciłam się do Lii, wyciągnęłam dłoń nad jej ciało i opuściłam powieki. Uspokoiłam oddech, wyciszyłam tysiące myśli i poczułam jakby przeskoczył przełącznik. Przez moje ciało popłynęła nowa energia. Pobudzona otworzyłam oczy i wiedziałam, że stały się całe neonowoniebieskie. Widziałam, jak z mojej dłoni wystrzeliła niebieska poświata, która spłynęła na driadę i została wchłonięta przez jej ciało. Po chwili Lia zaczęła promieniować na błękitno, a ja co raz silniej odczuwałam zmniejszanie się mojej energii. Ręka zaczęła mi drżeć, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Nie dam rady. Przemknęło mi przez głowę. Nagle poczułam jak z boku owiewa mnie zimne powietrze. Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam. Obok łóżka stali Charlotte i Tobi, ale ich postacie były przeźroczyste i lekko falowały. Między nami wytworzyło się połączenie. Skierowałam swój wzrok najpierw na kotołaczkę, która uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a następnie spojrzałam na zmiennego, który uśmiechnął się do mnie z charakterystycznym błyskiem w oczach.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że misja u wampirów, wcale nie była snem. Mój organizm ponownie dostał zastrzyk nowej energii i zapewne dalej wpatrywałabym się w niematerialne istoty, które były moimi przyjaciółmi, gdyby nie cichy głos Lii.
- Kayla? - Odwróciłam głowę z powrotem do przyjaciółki. - Dlaczego płaczesz?
Nie odpowiedziałam, dzięki nowej energii krążącej po moim ciele, poderwałam się na równe nogi i podeszłam do Theo. Uniosłam głowę i spojrzałam wyzywająco na bruneta. Chłopak patrzył na mnie z troską, ale też podziwem.
- Gdzie on jest? - Łzy cały czas płynęły mi po policzkach. Dowódca zmarszczył brwi, a w jego smutnych oczach widziałam odbicie swoich, cały czas były całe niebieskie, tak jak wtedy, kiedy ćwiczyłam z Mirage'm.
- Gdzie jest Tobi? - szepnęłam ,ale mimo to wszyscy obecni w Izbie mnie usłyszeli. Panowała grobowa cisza.
- Kayla, tak strasznie mi przykro. - Theo postąpił krok w moją stronę.
Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Patrzyłam się na chłopaka wzrokiem pełnym rozpaczy, bólu, niedowierzania.
- On chciał...
Nie wytrzymałam. Wymierzyłam brunetowi siarczystego policzka. Zaskoczony chłopak zatoczył się do tyłu. Nie czekając na jego reakcję, czy jakąkolwiek odpowiedź, odwróciłam się i wybiegłam z Izby Chorych. Słyszałam jak przyjaciele wołają mnie, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Pragnęłam uciec od tego wszystkiego, od bólu, śmierci, żalu. Przepychałam się między mieszkańcami Endera, którzy reagowali krzykiem, czy też przekleństwami. Czułam coraz większe duszności, tak jakby jakaś żelazna pięść zaciskała się na mojej klatce piersiowej. Przez cieknące łzy widziałam rozmazany obraz, nie wiedziałam dokąd biegnę. Jednego byłam pewna, chciałam być jak najdalej od Theo. Zatrzymałam się dopiero przed schodami prowadzącymi do wieży. Spojrzałam w górę i przypomniałam sobie kiedy ostatnio tu byłam. Szloch ponownie wstrząsnął moim ciałem. Powoli zaczęłam wchodzić do swojej samotni, własnego świata, w którym cierpiałam. Otuliłam się ramionami, kiedy już dotarłam na szczyt i podeszłam do parapetu, na którym usiadłam. Podciągnęłam nogi, oparłam na nie ręce i schowałam głowę łkając. Czemu on to zrobił?
Wiedziałam, że czas upływa, tylko dlatego, że na około zaczęło się ściemniać, mimo to łzy nie przestawały cieknąć. Patrzyłam w dal, kiedy usłyszałam ciche kroki na schodach, a później odgłos chrząknięcia. Nie interesowało mnie, kogo przygnało, chciałam być sama.
- Kayla. - Ciszę przerwał zachrypnięty głos Theo.
Czy on ma zawsze taki głos? Czemu zauważyłam to dopiero teraz?
Nie odezwałam się, tylko dalej wpatrywałam się się w przestrzeń. Widziałam kątem oka, jak brunet podszedł do parapetu i oparł się o niego tyłem.
- O czym myślisz?
Odwróciłam głowę i przeszyłam go spojrzeniem.
- O tym, że chciałabym cofnąć czas.
- I co wtedy?
- Wtedy nie poznałbyś nawet mojego imienia – warknęłam, zeskakując z parapetu. Zanim odeszłam chłopak złapał mnie za nadgarstek. Wolną ręką zamachnęłam się, ale Theo tym razem był przygotowany na to i złapał moją rękę. Mordowałam go wzrokiem.
- Czy możesz mnie w końcu wysłuchać?1 - krzyknął.
- Jak mogłeś mu na to pozwolić ?! Jak?! To było jeszcze dziecko! - Szarpnęłam uwięzionymi rękoma.
- Bo on tego chciał! - ryknął Theo, a ja momentalnie zamarłam.
- Jak to chciał? - wyjąkałam nic nie rozumiejąc.
- Kiedy uciekaliśmy przed wampirami, on zatrzymał się i przybrał twoją postać. - Theo zawiesił głos. - Później powiedział, że mam ci przekazać, że jesteście kwita. Nie wiedziałem o co chodzi, ale on odpowiedział, że zrozumiesz.
Brunet puścił moje ręce,a ja stałam próbując przyswoić to co przed chwilą usłyszałam. Przypomniałam sobie o pierwszym spotkaniu z Tobim, jak uratowałam mu życie, a on obiecał się odwdzięczyć. Tylko, że ja nie oddałam za niego życia, a on tak. Łzy znowu popłynęły falą i przytuliłam się do Theo. Zaczęłam łkać, mocząc mu czarną koszulkę, która opinała jego umięśniony tors. Po chwili poczułam, jak obejmuje mnie i cicho szepcze słowa ukojenia.
- Dlaczego to tak boli? - wyszlochałam.
- Dlatego, że go kochasz.
- Był dla mnie jak młodszy brat. Dlaczego wszyscy mi umierają?
- Nie wszyscy. Masz jeszcze Lię, Ninora i Minora – odpowiedział głaszcząc mnie po włosach.
- I ciebie – dodałam.
Poczułam, jak jego klatka piersiowa się trzęsie od cichego śmiechu.
- Czy też, tak bolało, jak straciłeś Char?
- Nie. - Zdziwiona uniosłam wzrok. - To nadal boli, jednak już nie tak bardzo. Czas leczy rany i bliscy, dla których masz żyć.
Znowu zaczęłam płakać i oparłam głowę o jego tors. Po chwili uniósł mnie i usiadł na parapecie, a mnie posadził sobie na kolanach. Nie mogłam przestać płakać.
***
Theo siedział w wieży, na parapecie z Kaylą na kolanach. Po godzinie dziewczyna przestała płakać i wtulona w bruneta zasnęła ze zmęczenia i smutku. Dowódca oparł brodę o czubek głowy anielicy i wpatrywał się w dal. Nagle powietrze wypełnił odgłos dzwonu, który obwieszczał mieszkańcom, że minęła północ i rozpoczyna się nowy dzień. Po paru sekundach pod wieżą rozbłysła około setka lampionów, które zostały puszczone w powietrze. Chłopak obserwował, jak zmienni z Zakonu Anioła oddają hołd Tobiemu.
(Wysuwa się niepewnie ze schronu)
Czeeeśććć!!!
Oto nowy, cieplutki, smutny rozdział :<
Jak go pisałam to łzy mi ciekły, tak jak Kayli...
Pożegnaliśmy kolejną postać ;<
Chciałam jeszcze raz podziękować, za to że czytacie moje opowiadanie, głosujecie i komentujecie ;)
Dzięki Wam "Zaginiona" zajęła złote, pierwsze miejsce w rankingu Fantasy ^^ Cieszę się, że aż tak polubiliście przygody Kayli :D
To teraz weselsza rzecz, przyznać się kto jest:
#Team Thyla a kto #Team Niyla???
Do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top