∞Rozdział 3|| Tom I∞

Gdy dotarłam do starej, zapuszczonej kamienicy, w której wynajmowałam mieszkanie, byłam już przemoczona do suchej nitki, a kiszki grały marsza żałobnego. Przez wypadek w autobusie, musiałam odmówić sobie przyjemności podróżowania pojazdem i przejść się kilka ulic. Weszłam na śmierdzące podwórko, na którym małe dzieci, ubrane w przeciwdeszczowe płaszcze i wielkie gumowe kalosze, ze śmiechem wskakiwały do powstałych kałuż i chlapały wszystko dookoła. Szybko przeszłam obok nich, unikając kropel brudnej wody. Mamrocząc przekleństwa pod nosem, weszłam na najwyższe piętro budynku i zaczęłam szukać kluczy w torbie. Oczywiście nie mogłam ich znaleźć. Zaczęłam wszystko wysypywać ze środka, tracąc cierpliwość. 

— Dlatego nie cierpię damskich torebek — zaczęłam mruczeć wściekła do siebie. — Najchętniej wszystko powtykałabym w ... O Dzień dobry Pani Collins! - przywitałam się z sąsiadką, która właśnie wychodziła z mieszkania naprzeciwko i przyglądała mi się badawczym wzrokiem.

Pani Collins była starszą kobietą, z siwymi włosami i twarzą pokrytą zmarszczkami. Mogła mieć około sześćdziesiątki i to właśnie od niej wynajmowałam mieszkanie. Z tego, co wiedziałam, mieszkała sama, gdyż jej jedyny syn wraz z rodziną lata temu wyprowadził się i rzadko ją odwiedzał. Staruszka musiała się czuć bardzo samotnie. Uśmiechnęłam się do niej, cały czas grzebiąc w torbie ręką w poszukiwaniu metalowego kółka lub breloczka z frędzelkami.  

— Piękna pogoda nieprawdaż? No gdzie są te klucze?

Starsza kobieta spojrzała się uważnie na moje przemoczone ubrania, a później na mój skromny dobytek, który leżał u moich stóp i się skrzywiła.  

— Tak, chociaż mogłoby przestać padać — odparła, po czym kiwnięciem głowy pożegnała się, zakluczyła drzwi i zaczęła schodzić ze schodów, mamrocząc pod nosem:  

— A jak ja mówię do siebie, to gadają, że dziwaczeję i się starzeję.  

Przestałam szukać w torbie i spojrzałam się na znikającego siwego koka. Gdybyś ty kobieto wiedziała, jaka jestem stara, to włosy stanęłyby ci dęba. Pokręciłam głową i wróciłam do poszukiwań. 

— Ha, ha. Mam! — wykrzyknęłam triumfalnie, podnosząc rękę ze zgubą. Otworzyłam szybko drzwi i powrzucałam do mieszkania zawartość mojej torebki, po czym weszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stanęłam w miejscu oniemiała i spojrzałam z niedowierzaniem na promienie słońca wpadające przez okno.  

— Serio? — Podniosłam ręce w pretensjonalnym geście, wzdychając ciężko i przekręciłam klucz w zamku. Szybkim krokiem skierowałam się do łazienki, gdzie napełniłam wielką wannę gorącą wodą i wlałam do niej płynu do kąpieli o brzoskwiniowym zapachu. Ze wstrętem zrzuciłam mokre ubrania i zanurzyłam się, relaksując.

Po półgodzinie wyszłam z łazienki owinięta w biały, puszysty ręcznik i cicho nucąc, wsadziłam resztki wczorajszej pizzy do mikrofali. Przeszłam do sypialni, gdzie szybko się ubrałam i słysząc pikanie urządzenia, które sygnalizowało, że posiłek jest gotowy, wróciłam do kuchni, wciągając piękny zapach nosem.

Po skończonym posiłku poklepałam się po pełnym brzuchu z uśmiechem. Spojrzałam na zegar, wskazywał wpół do trzeciej.

— Czas się zbierać. 

Nie mogłam tu zostać po dzisiejszych wydarzeniach. Po tylu latach łatwo się przyzwyczaić do koczowniczego trybu życia. Jestem odludkiem, jestem inna. Rozmyślając intensywnie, wstałam i wyrzuciłam karton do odpowiedniego pojemnika. Przechodząc obok szafy, na której stały świeczki zapachowe, spojrzałam na nie i postanowiłam je zapalić. Od zawsze uwielbiałam ich zapachy. Oczywiście, żadna zapałka nie chciała się zapalić.

— No co jest?! — warknęłam.

Po dziesiątej próbie płomienie wesoło tańczyły na knotach różnokolorowych woskowych figur. Z uśmiechem skierowałam się do sypialni i spod dwuosobowego łóżka wyciągnęłam czarną podróżną walizkę i zaczęłam do niej wrzucać mój skromny dobytek. Zastanawiałam się, dokąd tym razem się udam. Francja? Rosja, a może Chiny?

Gdy już wszystko znalazło się w walizce, usiadłam przy stoliku nocnym i napisałam notkę do właścicielki mieszkania, że muszę wyjechać w pilnej sprawie i znajdzie pieniądze oraz klucze w umówionym miejscu. Skończywszy pisać, odłożyłam długopis, wypuszczając ze świstem powietrze.  

— Czemu wszystko musi być takie skomplikowane?

Pukanie do drzwi sprowadziło mnie na ziemię. Z mocno bijącym sercem podeszłam i wyjrzałam przez wizjer. Pukanie rozległo się drugi raz, przez co odskoczyłam od drzwi. Poczułam dziwne łaskotanie z tyłu pleców, którego nigdy wcześniej nie odczuwałam. Coś mi mówiło, żebym nie otwierała tych drzwi, ale ciekawość zwyciężyła. Stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem w wieku około dwudziestu pięciu lat, był ode mnie o głowę wyższy. Miał czarne włosy i ubrany był w biały T-shirt i narzuconą na ramiona skórzaną, czarną kurtkę oraz w podartych jeansach. Nieproszony gość miał uniesioną rękę do zapukania po raz trzeci. Zaskoczona spojrzałam w jego oczy, szare z czarnymi skazami. Zdezorientowany nieznajomy przesunął po mnie wzrokiem niezdolny do wypowiedzenia najmniejszej sylaby. Zdałam sobie sprawę, że ja również gapiłam się na niego z otwartą buzią, więc ją szybko zamknęłam.  

— Słucham? Mogę w czymś pomóc? — spytałam.

— Yyy... Tak! Dobry Wieczór! Przeprowadzam ankietę do mojej yyy...no, na moje zajęcia, na studia. Czy zgodziłabyś się... Czy zgodziłaby się pani na odpowiedzenie na parę pytań? — zaczął brunet.

Uniosłam jedną brew i oparłam się zalotnie o framugę.

— Na jaki temat?

— Życia codziennego.

Spojrzałam na niego, nie miał przy sobie żadnych kartek, ani torby.

— I zapamięta pan to wszystko? Bez notatek? — spytałam podejrzliwie.

—Ależ nie, będę nagrywać odpowiedź na telefonie— odparł z uśmiechem, od którego zaparło mi dech.

— Proszę tu chwilę zaczekać — odpowiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zamknęłam sypialnię, aby nie zobaczył walizki leżącej na łóżku i wróciłam do bruneta. Gestem zaprosiłam go do środka.

— W takim razie, niech pan wejdzie. — Uśmiechnęłam się na zachętę.

— Dziękuję bardzo! — Wchodząc, znów się uśmiechnął, a łaskotanie we mnie nasiliło się. Zamknęłam drzwi i zaprowadziłam studenta do kuchni. Usiadł na jednym z dwóch drewnianych krzeseł.

— Coś do picia?— zapytałam, idąc w kierunku lodówki.

— Poproszę — odparł lakonicznie.

Otworzyłam lodówkę i zaczęłam się przeklinać w duchu, że zapomniałam o tym, że świeci pustkami. Szczęśliwie nie wypiłam do końca soku wieloowocowego. Podeszłam do blatu i zaczęłam nalewać do szklanek napój. Z zamiarem schowania soku odwróciłam się, spodziewając się ujrzeć chłopaka tam, gdzie go zostawiłam, lecz on stał tuż przede mną. Na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości i patrzył na mnie czerwonymi oczami. CZERWONYMI?

— Gdzie ON jest? — warknął.

Zagotowało się we mnie. Za kogo on się uważał? Co za burak?!

— To jest pytanie z ankiety? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

Chłopak przybliżył się, tak że prawie stykaliśmy się ciałami. Kątem oka zobaczyłam, że ogień świeczek urósł i biło od nich ciepło większe niż zazwyczaj.

— Gdzie on jest? Nie udawaj głupiej Ziemianko, wiem, że ukrywasz tutaj anioła. — Chłopak prawie krzyczał, a ja nie wytrzymałam i roześmiałam mu się prosto w twarz. Bruneta rozwścieczyło to jeszcze bardziej. Chwycił mnie za gardło, przygniótł do ściany, podnosząc tak, że nogi nie dotykały podłogi. Chwyciłam rękoma za jego nadgarstek, patrzyłam na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, łaskotanie cały czas narastało. Zaczęłam z trudem łapać powietrze. Bijąca od nieznajomego złość tylko pogarszała sytuację.  

— Wiem, że gdzieś tu jest, wyczuwam to — syknął chłopak, a jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, o ile to było możliwe. Wiedziałam, że moje tęczówki, zaczynają płonąć, próbowałam to powstrzymać, zamknęłam nawet oczy, ale to nie pomogło. Zaparłam się nogami na ścianie i wykręciłam mu nadgarstek z całej siły. Puścił mnie, klnąc, a ja odskoczyłam od niego jak najdalej. Jednak brunet był szybszy, złapał mnie jedną ręką za oba nadgarstki. Nie wytrzymałam, otworzyłam oczy w momencie, kiedy się zmieniły z szarych na neonowoniebieskie. Chłopak na mnie spojrzał ze zdziwieniem.  

— To ty jesteś aniołem. — stwierdził zaskoczony brunet.

Po chwili łaskotanie zniknęło. Nadepnęłam mu z całej siły na palce u stóp. Zaatakowany brunet wrzasnął z bólu, puszczając moje nadgarstki. Odskoczyłam od niego na drugi koniec kuchni, cały czas obserwując go. Kiedy się wyprostował, usłyszałam dźwięk dartej tkaniny, a z tyłu chłopaka pojawiły się czarne, wielkie, błoniaste skrzydła. Otworzyłam buzię ze zdziwienia.

— Kim ty do diabła jesteś? — spytałam lodowatym głosem.

— Mam cię zaprowadzić do Mirage'a.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i się roześmiałam.

— Zapomnij, że gdziekolwiek z tobą pójdę! — Prawie wyplułam te słowa.

— Pójdziesz — stwierdził — po dobroci albo pod przymusem.

Swoją wypowiedź zakończył wzruszeniem ramion, dając mi do zrozumienia, że mało go to obchodziło, którą opcję wybiorę.

— Goń się!

Ruszyłam biegiem w jego stronę z zamiarem zaatakowania. To był błąd, chłopak przygotowany na to, odwrócił się zwinnie i złapał mnie w pasie. Silną ręką przycisnął mnie do siebie, tak że plecami dotykałam jego twardego brzucha i nie mogłam się poruszyć. Wściekła spróbowałam się wyrwać, lecz było to bezsensowne. Po chwili poczułam, jak coś zimnego wbija mi się w szyję. Kiedy mnie puścił, obróciłam się do chłopaka przodem i zobaczyłam, że trzyma pustą strzykawkę. Rzuciłam mu nienawistne spojrzenie.  

Nie zdążyłam nic zrobić, kiedy niespodziewanie nogi ugięły się pode mną. Brunet zdążył mnie złapać, zanim zderzyłam się z podłogą. W tamtej chwili nienawidziłam go. Ostatnią rzeczą, jaką widziałam, były jego czerwone oczy, a później już tylko ciemność.

***

Stał tak, trzymając nieprzytomną anielicę, po tym, jak wstrzyknął jej środek usypiający. Złapał dziewczynę, aby nie upadła. Gdy spojrzała na niego, widział w jej niebieskich oczach tylko nienawiść. Po czym oparła głowę na jego piersi, tylko dlatego, że zemdlała. Nie wiedząc, co ma począć, postanowił położyć nieprzytomną do łóżka, z którego wcześniej zdjął walizkę, a sam usiadł w kuchni i wypił sok, który mu nalała. Theo siedział tam przez długi czas, rozmyślając, o tym, co się wydarzyło. Mirage posłał go po anioła... Nie, po anielicę. Mężczyzna nagle wstał, kiedy przypomniał sobie o legendzie, która dała początek wszystkiemu. Stał tak, roztrząsając wszystkie za i przeciw aż zegar zaczął wybijać północ. Drgnął, kiedy przerwano mu rozmyślania i z szybko bijącym sercem poszedł po śpiącą dziewczynę. Czas ruszać w drogę powrotną, do domu...  

Główna bohaterka miała trochę inne plany, ale ktoś je pozmieniał, no cóż, tak w życiu bywa.

Czego Mirage, może chcieć od naszej anielicy? Theo znalazł zgubę, ale to nie koniec, przecież to dopiero początek ;) 

Zaciekawieni? Już niedługo się dowiecie :D 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top