∞Rozdział 29|| Tom I∞


Siedziałam na jednym z łóżek w Izbie Chorych i przyglądałam się krzątającym wokół mnie driadom. Dzwoniąca w uszach cisza, zaczynała działać mi na nerwy. Chciałam znowu słyszeć. Zrezygnowana przytknęłam dłonie do twarzy i rzuciłam się do tyłu, zapadając się w szorstką pościel. Patrzyłam w sufit z rosnącą frustracją. Niespodziewanie w uszach zaczęło mi piszczeć, ból rozlał się po całej głowie. Jęknęłam i zawinęłam się w kłębek, gotowa na kolejne fale cierpienia, ale nie nastąpiło nic takiego. Zdziwiona spojrzałam na fioletowowłosą driadę, a w następnej chwili zaczęłam słyszeć. Dosłownie jakby ktoś włączył głos w telewizorze. Usłyszałam zrzędliwy głos Theo, który skarżył się Mirage'owi, że nie posłuchałam ich rozkazów, śmiech bliźniaków i ciche westchnienie Lii. Wszystko to rejestrowałam i chłonęłam nieświadoma, że fioletowowłosa coś do mnie mówi. Wszyscy zwrócili się w moją stronę, a ja powoli uniosłam się do pozycji siedzącej i powiodłam powoli wzrokiem po moich przyjaciołach i łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

- Nie udało się? - zapytał z troską Theo i spojrzał na mnie ze smutkiem.
Zaśmiałam się, na co wszyscy zamarli.
- Miło słyszeć, że martwisz się o mnie. - Przetarłam twarz i spojrzałam się na Theo, który osłupiał.
- Co? To wcale nie tak! Jesteś w mojej drużynie i dlatego się martwię! - zaczął się plątać brunet, a wszyscy na około wybuchnęli śmiechem.
- Cieszę się, że wyszłaś z tego bez szwanku... - Mirage patrzył na mnie z nieprzeniknioną twarzą.
- Ale? - Wiedziałam co mnie czeka, zdawałam sobie z tego sprawę, kiedy opuszczałam Ender.
- Zignorowałaś nie dość, że polecenie swojego dowódcy, to także moje. Przeciwstawiłaś się wszystkim zakazom i postanowiłaś je złamać, dla własnego widzi mi się! Mogliście tam wszyscy zginąć! Co ja bym wtedy powiedział Trybunałowi? Zaświeciłbym oczami i powiedział, że ostatni anioł nie żyje?!

Spuściłam głowę, ukazując skruchę i podniosłam wzrok na nauczyciela, aby trochę go udobruchać. W sali panowała cisza, nikt nie śmiał się odezwać. Pierwszy raz widziałam zdenerwowanego Mirage'a. Wygłaszając tyradę chodził wzdłuż łóżka gestykulując żywo, a Theo który uciekał z toru nauczyciela kiwał głową na znak, że zgadza się.
- Masz coś do powiedzenia, moja panno?

Nauczyciel stanął przede mną z założonymi rękom na piersi i patrzył na mnie z nie ukrywaną złością. Zastosowałam tę samą technikę co wcześniej i spojrzałam niewinnym wzrokiem na starszego mężczyznę. Jego twarz zaczęła łagodnieć.
- Nie umiem się na ciebie gniewać. - Uśmiechnęłam się szeroko, a Theo spojrzał zdziwiony na swojego mentora.

- Ty chyba żartujesz? Obejdzie się bez kary?

- Tego nie powiedziałem. - Nauczyciel pokręcił głową, a mi zrzedła mina. - Rozumiem, że rwiesz się do walki, a strata słuchu na jakiś czas nie będzie dla ciebie odpowiednią karą. Dlatego wyczyścisz cały magazyn broni i sprawdzisz czy wszystkie są sprawne. Lia zaprowadź ją i dopilnuj!
Szczęka mi opadła i myślałam, że się przesłyszałam.

***

Theo odprowadził wzrokiem oddalające się dziewczyny, po czym wrócił nim do nauczyciela.

- Oho! Magazyn z bronią poszedł w ruch. Sroga kara. Przyda jej się.

- Też tak uważam, nie może robić co jej się żywnie podoba.
Brunet pokiwał głową patrząc w dal.
- Dobrze przejdźmy do kwestii formalnej. Raport!
- Dwóch braci prawie się pozabijało dla władzy. Kiedy poszliśmy do króla porozmawiać, zaatakowały nas demony. Zaczęły Kaylę topić, a Ninor zawisł nad przepaścią. Uratowałem ją, a nasz książę poleciał w dół. Miałem nadzieję, że w czasie się przeteleportuje. Później moja stara znajoma zaczęła torturować Kaylę. Na koniec nasza wesoła gromadka uwolniła nas z lochu i stoczyliśmy bitwę.
Mirage spojrzał się na Ninora.
- Twoja kolej.
- Kiedy przeteleportowałem się do Minora, Lii i Tobiego, byli w trakcie rozmowy z bratem Kirgora. Krasnolud, kiedy mnie zobaczył zaczął dziwnie falować i zmienił się w demona. Wtedy zrozumieliśmy, że młodszy z braci nie żyje, i że wcale nie jest to wojna domowa. Po pokonaniu demona, ruszyliśmy z odsieczą.

Po zdaniu relacji zapadła cisza. Nauczyciel zamyślił się nad czymś głęboko, a jego dawni uczniowie nie zamierzali mu przeszkadzać. Minuty mijały, a mężczyźni zaczęli przestępować z nogi na nogę. Theo nie wiedząc co dalej robić, spojrzał na łóżko, na którym wcześniej leżała Kayla i zmarszczył brwi. Nagle Mirage klasnął w dłonie.
- No dobrze idę zdać relację Trybunałowi. Możecie odejść.
Wszyscy trzej przyłożyli pięści do serca i ukłonili się wyrażając szacunek. Kiedy nauczyciel wyszedł z Izby Chorych, a elfy podążyły za starszym mężczyzną, Theo spojrzał ponownie na łóżko, aby przekonać się, że nie przewidziało mu się. Następnie podniósł z kołdry białe, lekko zakrwawione pióro.

***

Wychodziłam właśnie z magazynu zła, jak diabli. Zatrzasnęłam z hukiem drzwi i podreptałam korytarzem, modląc się, aby nikt się na mnie nie natknął. Przez pięć godzin przekładałam wszystkie możliwe rodzaje broni i sprawdzałam czy można ich używać. Byłam głodna i zmęczona. Do tego przeklęte rany na plecach znowu żyć mi nie dawały. Kiedy skręcałam w korytarz prowadzący do mojego pokoju wpadłam na postać, która nagle wyrosła, nie zdążyłam wyhamować i z impetem wpadłam na umięśnioną klatkę. W ostatnim momencie ktoś złapał mnie w pasie, chroniąc przed upadkiem.
- Widzisz już na mnie lecisz – szepnął , a jego oddech załaskotał mnie w ucho.
- Postaw mnie – warknęłam, kiedy napotkałam złote oczy.

- Nie bądź taka zimna aniołku – Gordon przybliżył swoją twarz o parę centymetrów do mojej, tak że nasze usta dzieliła zbyt mała odległość. Oddech uwiązł mi w piersi, a jego oczy wodziły po mojej twarzy szukając pozwolenia. Zmarszczyłam groźnie brwi i zmieniłam oczy na niebieskie.
- Dobrze, już dobrze.

Kiedy mnie wypuścił, odskoczyłam jak najdalej niego, po czym poprawiłam ubranie i spiorunowałam go wzrokiem.
- Dlaczego jesteś taki?

- Taki? To znaczy przystojny? Romantyczny? Uroczy?

Mówiąc to przyparł mnie do drzwi.

- I skromny...

Posłał mi uwodzicielki uśmiech, a moje spojrzenie złagodniało.
- No przecież takie dziewczyny jak ty uwielbiają to!

- Takie znaczy jakie? - zamruczałam zalotnie.
Gordon widząc zmianę w moim zachowaniu, uśmiechnął się jeszcze szerzej i przejechał mi jedną dłonią po udzie, kierując się cały czas w górę. Zadrżałam, a złotooki wiedział już, że wpadłam w jego sidła.
- Dziewczyna o miękkim sercu, zawsze zakocha się w złym, przystojnym mężczyźnie.

Tym razem to ja naparłam na niego, tak że przyciskałam go do ściany. Zalotnie oparłam się o jego klatkę piersiową.

- Uważasz mnie za dziewczynę o miękkim sercu?
Zatrzepotałam długimi rzęsami i uśmiechnęłam się uroczo, sunąc dłonią po jego umięśnionym brzuchu. Przyłożył dłoń do mojego policzka.
- Oczywiście skarbie.
Pochyliłam głowę w dół udając zawstydzenie, a kiedy blondyn zrobił to samo, ale z zamiarem pocałowania mnie, wyprowadziłam cios. Złotooki padł na podłogę rozmasowując szczękę, a ja spojrzałam na niego nenonowoniebieskimi oczyma.
- Może dziewczyna z miękkim sercem poleciałaby na takiego fagasa, ale ja nie jestem taka i powtórzę radę Theo: Trzymaj się ode mnie z daleka.

Odwróciłam się na pięcie i zatrzasnęłam drzwi do mojego pokoju z hukiem. Cała się trzęsłam z wściekłości. Oparłam się o drewno i zacisnęłam dłonie w pięść.

Widzę, że nie jesteś w sosie.

Podniosłam moje świecące oczy na przyjaciela, który był w postaci niebieskiego psa i trochę się uspokoiłam. Zmęczenie w jednej chwili ulotniło się z mojego organizmu.
- Można tak powiedzieć, nie masz ochoty potrenować? Muszę się wyżyć, bo inaczej przywalę w coś, albo prędzej w kogoś.
A ten ktoś właśnie podnosi się z podłogi i warczy przekleństwa?

Posłałam Tobiemu figlarny uśmiech, po czym poszłam do sypialni i przebrałam się w strój treningowy. Spojrzałam w lustro, po czym stwierdziłam, że będzie mi za gorąco w długim rękawie. Rozpięłam górę kombinezonu i zawiązałam go wokół pasa. Włożyłam czarny bezrękawnik i zadowolona wyszłam do pokoju gościnnego, gdzie Tobi tarzał się na dywanie. Stanęłam totalnie osłupiała. Przyjaciel po chwili dopiero zauważył, że przyglądam mu się dziwnym wzrokiem i usiadł dysząc.
Co?
- Serio?

Ale co?
Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju. Tobi zmienił się w chłopaka i pobiegł za mną.
- Powiesz o co ci chodziło? - naburmuszył się zmienny.
- O nic, zupełnie. - Uśmiechnęłam się i potargałam mu włosy.
Tobi rzucił mi mordercze spojrzenie, a ja roześmiałam się i stuknęłam go w ramię. Zaczęłam uciekać, krzycząc przez ramię „berek".
Zadyszani dobiegliśmy do Sali Treningowej i z jazgotem wpadłam do środka prosto w ramiona Theo. Brunet spojrzał na mnie zaskoczony, a po chwili na mnie wpadł Tobi. Brew dowódcy powędrowała do góry w niemym pytaniu. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Widzę, że tryskasz energią. Co jest dość dziwne, bo magazyn zazwyczaj jej pozbawia, ale dobrze, że wpadłaś, bo zamierzałem po ciebie iść.
- Tak? Dlaczego? - wydukałam.
- Chciałem sprawdzić, jak książątka cię wytrenowały, w końcu minęło już półtora miesiąca odkąd tu jesteś i czas sprawdzić co się nauczyłaś.

Chwilę po tym staliśmy naprzeciwko siebie w pozycjach bojowych. Pamiętałam, jak ostatnio zakończył się pojedynek z brunetem, więc postanowiłam zastosować inną taktykę. Przeturlałam się przez dzielącą nas odległość i podcięłam dowódcę, który wylądował na materacach z głośnym hukiem. Zdziwiony zamrugał parę razy i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Poderwał się i znowu staliśmy naprzeciwko siebie krążąc po okręgu.
- Powiedz mi, wiedziałeś, że Ninor żyje?

Wyprowadziłam cios w szczękę, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i wykręcił go. Wygięłam się w łuk z cichym stęknięciem, a szare oczy z czarnymi skazami spojrzały na mnie badawczo.
- Nie byłem pewny, ale podejrzewałem, że nic mu nie jest.
Wyszarpnęłam się z uścisku Theo i spojrzałam na niego z gniewem.
- To dlaczego nie powiedziałeś?
- Nie byłem pewny, a poza tym lepiej mieć nadzieję, niż obwiniać się. A ty przyjęłabyś winę na siebie za jego śmierć.
Zmarszczyłam brwi i ruszyłam z krzykiem na bruneta. Zaskoczony przyjął postawę obronną. Prześlizgnęłam się pomiędzy jego nogami i ponownie go podcięłam. Brunet znowu wylądował na plecach. Tym razem nie pozwoliłam mu wstać i położyłam nogę na jego klatce piersiowej.
- Wygrałam. - Pochyliłam się nad nim ze znaczącym uśmiechem.
- Dałem ci fory. – Odwzajemnił uśmiech.
- Taa. Akurat – prychnęłam i pomogłam mu wstać.
Podszedł do ławki, gdzie siedział naburmuszony Tobi. Brunet rzucił mi butelkę wody, po czym spojrzał badawczym wzrokiem na mnie.
- Jak plecy?
Wzruszyłam ramionami.
- Przeżyję, co prawda cały czas nie chcą się zabliźnić, ale już nie bolą. A jak noga i ręką?
- Dzięki Lii, nie ma śladu po tym. - Uśmiechnął się zadziornie. - Pokazać Ci pewien trik ?
Pomachałam głową, odrzuciłam butelkę i podążyłam za brunetem.
- Stań tutaj. - Zrobiłam tak jak nakazał.
Po chwili zobaczyłam jak bierze rozpęd, odbija się od ściany, a następnie patrzyłam w sufit. Zamrugałam nieświadoma tego, kiedy zdążył powalić mnie na materace. Podniosłam się do pozycji siedzącej i potrząsnęłam głową.
- Co się przed chwilą stało?
Theo podszedł do mnie i pomógł wstać z ziemi ze śmiechem.
- Bardzo śmieszne. - Uderzyłam go otwartą dłonią w ramię. - Gadaj co zrobiłeś?
- Nazywa się to Trzy Kroki – odparł uśmiechając się tajemniczo.
- Czyli?

- Pierwszy krok, to rozbieg. Drugi to idealne odbicie od ściany, a trzeci to niespodziewane powalenie przeciwnika.
Moje oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
- Naucz mnie tego!
- No... dobrze. Patrz i się ucz.
Theo ponownie wziął rozbieg, a później zręcznie odbił się od ściany wykonując salto w powietrzu. Na końcu wylądował w pozycji gotowej do ataku. Przyglądałam się temu z rozdziawioną buzią. Kiedy do mnie podszedł, zaczęłam podskakiwać jak piłka.
- I to ja się dziwnie zachowuję? - Rozległ się głos obrażonego Tobiego.
Odwróciłam się do przyjaciela i wytknęłam mu język, na co on odpowiedział tym samym.
- To jak spróbujesz? - zwrócił się do mnie mój trener odrywając mnie od dziecinnego przekomarzania się ze zmiennym.
- No pewnie, że tak – odwróciłam się i rozpędziłam się. Kiedy miałam się odbić od ściany coś poszło nie tak i grzmotnęłam w nią. Padłam jak długa i znowu podziwiałam sufit. Po sali niósł się śmiech Tobiego.
- Ja się rozgrzewam, to było wszystko zaplanowane – bełkotałam podnosząc się z materaca.
Zmienny tak się śmiał, że zleciał z ławki i tarzał się teraz po podłodze, a Theo przyglądał się temu z uniesioną brwią.
Po dziesiątej próbie zdenerwowana spróbowałam odbić się od ściany z miejsca, a na końcu kopnęłam z całej siły w nią. Głośno przeklęłam, kiedy ból rozszedł się po nodze.
- Jeśli będziesz to traktować jak zabawę to nie nauczysz się tego nigdy – warknął również zdenerwowany Theo. - Jesteś zbyt dziecinna.
Odwróciłam się do niego gwałtownie. Moje oczy zmieniły kolor na niebieskie. Razem z brunetem zaczęliśmy iść w swoją stronę.
- Tak? Wolę być zbyt dziecinna niż cały czas zachowywać się tak jakbym połknęła kij!
Oczy chłopaka również zmieniły kolor na czerwone, a Tobi momentalnie przestał się śmiać.
- Sugerujesz, że jestem sztywny? Ja przynajmniej nie bujam cały czas w obłokach!
Zatrzymaliśmy się parę centymetrów od siebie, także nasze ciała stykały się ze sobą. Zadarłam głowę do góry, kipiąc w środku ze złości.
- Jestem aniołem i mam prawo bujać w obłokach! W przeciwieństwie do jednego dowódcy, który jest aroganckim, napuszonym, zapatrzonym w siebie bufonem i dupkiem.
Mój krzyk poniósł się echem przez salę. W momencie kiedy nabierałam powietrza, aby kontynuować tyradę, Theo pochylił się i nasze usta złączyły się w pocałunku. 

Witajcie!!! 

Gordon dostał kosza, a Theo... hmmm... ;) Szczęście za 3... 2... 1... XDDD

No i piórko, czyżby już nie długo miało się coś pokazać ^^  (uwielbiam trzymać Was w niepewności ;p)

Jak zawsze dziękuję za przybywające gwiazdki, komentarze i wyświetlenia <3 

Uzależniłam się od nich *,* (więc czekam na więcej ^^)

Dzięki Wam "Zaginiona" wspięła się na 3 miejsce w rankingu *,* DZIĘKUJĘ <3 

* Jak zauważyliście, pododawałam ilustracje do rozdziałów ;) 

A więc do następnego ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top