∞Rozdział 20|| Tom I∞

Spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę płonącymi cały czas na niebiesko oczami. Wyczuwałam jej niepokój zmieszany ze smutkiem i stratą. Szczerze mówiąc, ciekawość zżerała mnie od środka, więc zapytałam:

- O co chcesz mnie poprosić?

Lia chwyciła się jedną ręką za łokieć i stanęła, przygryzając wargę. Wyglądała w tym momencie na taką bezbronną i delikatną, choć wiedziałam, jak bardzo się mylę. Jak to się mówi: Nie oceniaj książki po okładce.

- Chodzi o Theo, od tygodnia nie wychodzi z pokoju. Bliźniacy próbowali z nim rozmawiać, ale nie wpuszcza ich, a mnie spławia, mówiąc, że wszystko jest w porządku.

- A co ja mam z tym faktem zrobić? - spytałam podejrzliwie.

Dziewczyna spojrzała w bok, jakby niepewna, czy ma kontynuować, czy na pewno chce mnie o to poprosić.

- No wyduś to z siebie, bo zaraz się tym udławisz - ponagliłam, uśmiechając się do driady.

- Wpadłam na pomysł, że może z tobą będzie chciał porozmawiać.

Gdy skończyła mówić, wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się śmiać. Przyjaciółka spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Na serio myślisz, że on będzie chciał ze mną rozmawiać? - powiedziałam, kiedy już się uspokoiłam w miarę, wycierając łzę rozbawienia, która spłynęła mi po policzku.

- Nie śmiej się! Jesteś ostatnią osobą, która nie próbowała. Ktoś musi postawić go znowu na nogi.

- Tylko że on nie chce nikogo widzieć. Tym bardziej mnie.

Driada złożyła ręce i zrobiła wielkie oczy szczeniaczka.

- Nie ma mowy - odparłam, krzyżując dłonie na piersiach.
Żadna z nas nie zmieniła pozycji, ale wyczułam, jak emocje Lii ulegają zmianie. Przeklęłam w duchu tę umiejętność i przewróciłam oczami.

- No dobra, ale i tak nic z tego nie będzie.

- Juhu! - Zielonowłosa wyrzuciła ręce do góry. - To chodźmy tam od razu.

Przyjaciółka chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w stronę schodów, nie zważając na moje protesty.

- Czekaj, czekaj, że ja mam iść do niego teraz?

- Nie jutro! - Rzuciła mi wymowne spojrzenie zza ramienia. - Oczywiście, że teraz!

Przebiegłyśmy z Lią całą drogę z wieży do pokoju naszego dowódcy. Gdy byłyśmy na miejscu, driada zapukała do czarnych mahoniowych drzwi z motywami płomieni i pobiegła dalej, mrugając do mnie, aby mnie wesprzeć. Rzuciłam jej posępne spojrzenie, ale nie widziała już tego, gdyż zniknęła za zakrętem. Jak ja chciałam się znaleźć teraz w innym miejscu. Im dłużej czekałam na korytarzu, tym moja niepewność i strach rosły. Zapukałam jeszcze raz i już miałam odejść, kiedy drzwi stanęły otworem.

- Minor, mówiłem wam... - Theo urwał, kiedy zobaczył, że to nie bliźniacy.

Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się do bruneta przodem. Szykowałam jakąś kąśliwą uwagę, ale kiedy go zobaczyłam, wytrzeszczyłam oczy, przełykając wredną uwagę. Theo nie przypominał chłopaka, którego poznałam na Ziemi. Przystojnego, aroganckiego, pewnego siebie, zadbanego mężczyzny. Przede mną stał załamany chłopak z poczochranymi włosami, tygodniowym zarostem, podkrążonymi oczami i do tego w samych spodniach. Stałam tak, nie mogąc wydusić z siebie słowa i w mgnieniu oka zrozumiałam o, co chodziło Lii.

- A, to ty - powiedział ponurym głosem. - Czego chcesz?

- Musimy pogadać - wydukałam.

- Tak się składa, że nie mam nastroju na pogaduszki. - Spróbował zamknąć mi drzwi przed nosem, ale w porę wsadziłam stopę w szparę i przypłaciłam to wielkim bólem. Cicho stęknęłam, kiedy udało mi się zablokować drzwi, a chłopak obrzucił mnie ponurym spojrzeniem.

- Może nie masz nastroju, ale musimy to zrobić. - Postawiłam na swoim i wślizgnęłam się do pokoju Theo, który próbował zaprotestować, ale zaniechał to, wiedząc, że to nic nie da.

Od razu uderzył mnie zapach alkoholu unoszący się w pokoju i ciemności panujące w pomieszczeniu. Ledwo widziałam czubek własnego nosa. Podskoczyłam od nagłego huku, kiedy wściekły brunet zatrzasnął drzwi, a następnie skierowałam się za nim do jego sypialni. Przynajmniej tutaj okno było odsłonięte i wpuszczało trochę światła. Theo usiadł ciężko na łóżku i intensywnie wpatrywał się we mnie. Podeszłam do okna i oparłam się o parapet. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się nawzajem w siebie.

- Powiesz w końcu, po co przyszłaś? Jak widzisz, nie jestem w humorze i chcę być sam - nie wytrzymał brunet.

- Czemu odtrącasz pomoc? - Nie owijałam w bawełnę, potrzebował zimnego prysznicu, aby znowu mógł stanąć na nogi.

- W tej sytuacji nikt z was nie może mi pomóc, a nawet jeśli, to nie mam ochoty rozmawiać z wami, a już najmniej z tobą.

Zapadła cisza, podczas której spojrzałam na swoje złączone ręce, czując lekkie ukłucie bólu i rozczarowania. Jednak nie zamierzałam się poddawać.

- Czemu taki jesteś?

- Jaki? - warknął.

- Odtrącasz mnie, kiedy przyszłam ci pomóc, od naszego pierwszego spotkania wyżywasz się na mnie, pomimo że nic ci nie zrobiłam, więc dlaczego?

Objęłam się ramionami i czekałam na odpowiedź. Chłopak wpatrywał się w dal i milczał. Zawrzał we mnie gniew i odepchnęłam się od parapetu, zamierzając wyjść, kiedy usłyszałam jego głos.

- Czemu tak cię traktuję? Jesteś błękitnokrwista, a wy wszyscy jesteście tacy sami.

- Skąd to wiesz, przecież mnie tak dobrze nie znasz - odparłam, odwracając się do niego przodem i zlustrowałam go wzrokiem.
Theo podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Miał piękne oczy, szare z czarnymi skazami. Poklepał miejsce obok siebie, nakazując mi usiąść, a później zaczął mówić.

***

Mały czarnowłosy chłopczyk stał ze spuszczoną głową przed mężczyzną, którego się bał od zawsze.

- Czemu to zrobiłeś? - zapytał donośnym głosem.

Jego szare oczka, w których kręciły się łzy, skierowały się, najpierw na ojczyma, a później na starszego brata.

- Ja... ja ... - zaczął się jąkać.

Znów przed oczami stanął mu widok, pięciu chłopaków, którzy zaczęli się nad nim pastwić. Jednym z nich był jego brat.
- Co powiesz drugi? - zaczął.

- Zostaw mnie! - krzyknął czarnowłosy chłopczyk, wstając na równe nogi.

- Patrzcie jaki waleczny, ledwo od ziemi odrosło, a już podskakuje - zakpił jeden z chłopaków.

- Hej, a może nauczymy go, jak ma się zachowywać względem dziedzica i szlachetnie urodzonych synów - powiedział inny do brata.

- Hmmm... lekcja dla smarkacza? - Uśmiechnął się złowieszczo, kasztanowłosy.

Później wszystko potoczyło się szybko. Starsi, silniejsi chłopcy zaczęli znęcać się nad młodszym, co przyniosło efekt, zbicia wiekowej wazy rodowej i płaczem czarnowłosego chłopczyka.

- Nie patrz się na brata! - huknął ojczym, a z oczu dziecka poleciały łzy. - Powinieneś brać z niego przykład, a tylko wstyd przynosisz!

Starszy syn uśmiechnął się wrednie, wiedząc, że znowu mu się upiekło.

- Ale, to nie ja - wydukał chłopczyk, podciągając nosem. - To on!

Czarnowłosy pokazał na chłopaka, który stał obok ojczyma.

- Cóż za wredny, nieodpowiedzialny, młody człowiek. - Złośliwy uśmiech ponownie pojawił się na twarzy starszego brata.

- Za kłamstwo dostaniesz dziesięć razów! - Spojrzał się na starszego syna i kiwnął głową. Chłopak podszedł do czarnowłosego, któremu łzy zaczęły cieknąć strumieniami.

- Wymyśl coś lepszego, gnojku - dodał szeptem tak, aby tylko dziecko go usłyszało.

Dla chłopczyka było tego za dużo. Spojrzał z nienawiścią na ojczyma, a jego oczy zaczęły się świecić na czerwono.

- To niesprawiedliwe! Nienawidzę was! Nienawidzę! - czarnowłosy skierował dłoń na brata, z której wystrzeliły płomienie.

Chłopczyk poderwał się i wybiegł z sali, kierując się do wyjścia z zamku. Biegł długi czas, aż znalazł się pośród drzew, sam w ciemności. Upadł na kolana i zaczął płakać. Bolały go plecy, zapewne od ran zadanych batem. Nagle poczuł ból tak ogromny, że mógł tylko krzyczeć. Łzy kapały i wsiąkały w ziemię, kiedy upadł na nią, nie mając już siły. Czarnowłosy nic później nie pamiętał, zapewne zemdlał.

***

Siedziałam obok Theo, powoli przyswajając to, co mi powiedział i co zobaczyłam. Znowu to się, stało. Znowu widziałam jego przeszłość.

- Zresztą i tak nie zrozumiesz, nie wiem, czemu ci to w ogóle opowiadam. - Theo wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.

- Nie masz racji - szepnęłam.
Czarnowłosy zatrzymał się i spojrzał ze złością na mnie.

- Nie broń ich! - Pokręcił głową. - Wiedziałem...

- Theo, ja nie mówię o tym. - Spojrzenie chłopaka zmieniło się na zdziwione. - Mylisz się, że nie zrozumiem, bo doskonale cię rozumiem. Ja... - Zaczerpnęłam powietrza. - Ja to widziałam.

- O czym ty mówisz?

- Jak opowiadałeś mi, to widziałam to twoimi oczami.

- Masz zdolność widzenia wspomnień? Czekaj to by nawet się zgadzało. Wyrocznie mówiły, że jakimś sposobem władasz nad czasem, ale nie wiedzą co, to może być.

- Czy możemy zostawić na razie mój temat i skupić się na tobie? - przerwałam mu, a jego zdziwienie się pogłębiło.

- Może faktycznie nie jesteś taka jak mój brat. - Pokręcił głową. - Błękitnokrwista, która nie chce mówić o sobie, coś nieprawdopodobnego - powiedział, siadając z powrotem obok mnie.
Nie wytrzymałam i trzepnęłam go w ramię, na co on się zaśmiał. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Teraz rozumiesz, dlaczego jestem taki?

Pokiwałam głową. Było mi go strasznie żal. Ojczym, który się znęcał nad nim od małego, wredny brat, jednak musiałam spróbować dotrzeć jeszcze dalej, gdyż przełamaliśmy pierwsze lody i szczerze powiedziawszy, nie szło najgorzej, a nawet lepiej niż myślałam.

- Ale ja nie jestem ani twoim ojczymem, ani bratem, może daj mi szansę?

Spojrzeliśmy sobie ponownie w oczy, po czym wzruszył ramionami.

- Nic nie mam do stracenia.

- Wspaniale, więc może zacznijmy od nowa. Kayla. - Wyciągnęłam do niego rękę, uśmiechając się szeroko, na co spojrzał dziwnie, po czym odwzajemnił gest.

- Theo.

Kiedy wyszłam z pokoju Theo, było już dobrze po północy. Na korytarzach paliły się pochodnie, dając nikłe światło. Po paru minutach kluczenia po pustych pomieszczeniach zamku dotarłam do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i ogarnął mnie niepokój, podobne uczucie do tego, kiedy coś ważnego zapomnisz zabrać i przypominasz sobie o tym zbyt późno. Stłumiłam uczucie, wchodząc do ciemnego pomieszczenia i odczekałam chwilę, aż oczy zmienią się na niebieskie, dzięki czemu trochę lepiej widziałam w po ciemku. Odruchowo skierowałam się do sypialni.

Kiedy byłam w połowie drogi, kątem oka dostrzegłam ruch. Intuicyjnie padłam na ziemię i usłyszałam po chwili cichy stukot wbijanego się ostrza w ścianę. Szpieg! Zdrajca! Przykucnęłam w pozycji bojowej i nasłuchiwałam. Chodź tu, gnojku, zapłacisz za Char! Nagle z boku nadleciał cios. Przeturlałam się i szybko wstałam. Tam gdzie przed chwilą byłam, stała zakapturzona postać. Z furią rzuciłam się na niego. W biegu wykonałam zwód i skok nad przeciwnikiem, kończąc ciosem w bok. Szpieg zgiął się w pół i z jękiem opadł na kolana. Uśmiechnęłam się pod nosem, podchodząc do niego, chcąc ogłuszyć go, gdy niespodziewanie tajemnicza postać podcięła mnie. Z łomotem wylądowałam na plecach, a po chwili szpieg na mnie z rękoma na mojej szyi. Zaczęło mi ciemnieć przed oczyma, wyciągnęłam rękę, szukając jakiegoś przedmiotu. Zacisnęłam palce na porzuconym przeze mnie bucie treningowym z twardą podeszwą i zamachnęłam się na przeciwnika. Zakapturzona postać podniosła się z cichym jękiem, a ja zaczęłam łapać ukochane powietrze. Ma mocny łeb, ale nie dorówna mi! Zabiję go! Wstałam i ponownie zaatakowałam przeciwnika, tym razem uniknął mojego ciosu. Obejrzałam się z furią w oczach na przeciwnika, ale po chwili po ciemniało mi przed oczami i poczułam, jak coś cieknie mi po skroni. Syknęłam cicho i potrząsnęłam głową, aby wrócił wzrok. Nagle poczułam ból w plecach i odwróciłam się w stronę zakapturzonego wojownika. W ręku trzymał nóż bojowy, z krzykiem podbiegłam i zaatakowałam go. Uczepiłam się boku przeciwnika i kolanem uderzyłam w jego brzuch. Parę razy powtórzyłam cios do momentu, aż szpieg zablokował moją nogę i odrzucił na ścianę. W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i zatopił nóż w lewej piersi. Ból przeszył cały mój organizm, krzyknęłam zaskoczona i ostatkiem sił kopnęłam przeciwnika w kolano. Czułam, jak z ran wycieka mi krew, a wraz z nią siła. Szpieg podniósł się z ziemi i skierował się szybko do drzwi. O nie nie zwiejesz mi! Chwyciłam za nóż i z krzykiem wyszarpnęłam go z mojego ciała, a następnie rzuciłam w kierunku zdrajcy. Nóż wbił się we framugę drzwi, dokładnie tam, gdzie przed sekundą była głowa mojego przeciwnika.

Opadłam z cichym jękiem na podłogę i zobaczyłam, że obraz przed oczyma zaczyna mi się rozmazywać. Trzasnęłam sobie z liścia i popędziłam za szpiegiem. Zawsze widziałam tylko znikającą na końcu korytarza jego czarną pelerynę. Nie czułam już prawie nic, gdy dobiegłam do Głównej Sali, w której nikogo nie było. Przeklęłam siarczyście i wtedy nogi pode mną ugięły się, a ból w lewej piersi zaczął promieniować. Muszę poszukać pomocy! Theo? Nie za daleko. Bliźniacy? Jeszcze dalej! Lia!

Z trudem podciągnęłam się na nogi, chwyciłam za ranę i chwiejnym krokiem zaczęłam iść w kierunku pokoju przyjaciółki. Obraz przed oczyma słabnął, coraz bardziej się rozmazywał. Nie pamiętam, jak ani kiedy dotarłam do pokoju Lii. Wiem, że bez pukania otworzyłam drzwi i zobaczyłam driadę pół siedzącą, pół leżącą na sofie. Zaskoczona podniosła wzrok znad książki i jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia i paniki.

- Kayla! Co się stało? - Zaczęła wstawać z mebla.

- Szpieg... - szepnęłam tylko, a po chwili ból ustąpił, a świat pogrążył się w ciemności.

Witajcie!!!

Ja wiem, że mnie zabijecie, że przerywam w takim momencie ;)

No, ale uwielbiam tak kończyć XD

Co się wydarzy dalej? Złapią szpiega? Czy wyratują Kaylę?

Przekonacie się już niedługo :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top