∞Rozdział 68|| Tom I∞

Nie mógł w to uwierzyć. To nie mogła być prawda. Wpatrywał się w stojącą do niego tyłem dziewczynę, chcąc, aby to, co przed chwilą usłyszeli, okazało się kłamstwem demona próbującego ich skłócić.

- Kayli... - Zamierzał powiedzieć, że dla niego nie ma znaczenia, czy jest aniołem, czy demonem. Kochał ją, a nie rasę, do której przynależała. Pokochał ją, swoją Kayli.

Jednak gdy usłyszała jego głos, rozłożyła ze zgrzytem skrzydła i wzbiła się w powietrze, pozostawiając po sobie tumany pyłu, piachu i wirujących liści.

Utrzymywana przez Kaylę bariera zniknęła, a demony zamruczały gardłowo, wyczuwając nadchodzący rozlew krwi. Theo wiedział, że nie mają szans, było ich za mało. Powybijany oddział elfów oraz oni. Dali się złapać w pułapkę jak jacyś amatorzy.

Dowódca zerknął kątem oka na Miragea i Lię, którzy utrzymywali Ninora przy życiu, po czym zwrócił się do stojącego obok Minora.

- Wynoście się stąd - syknął, idealnie maskując szok i niedowierzanie. Zacisnął drżące ręce, aby nikt tego nie zauważył. Wiedział, co nadchodzi i nie chciał zrobić nikomu krzywdy, a przynajmniej tym, na których mu zależało, bo o demony to się nie martwił. Nawet pragnął się na nich wyładować, a chęć ta rosła, gdy tylko zatrzymywał wzrok na ironicznie uśmiechającym się Nefalemie.

- Ale... - zaczął granatowowłosy.

- Jeśli Ninor nie otrzyma natychmiastowej pomocy od reszty driad, umrze - przerwał elfowi Theo i chwycił go za ramiona. - Lećcie, ja się nimi zajmę i zabierzcie ze sobą niedobitków.

Granatowowłosy nie oponował już dłużej i martwiąc się o brata podbiegł do Mirage'a przekazując mu wiadomość, a kiedy zniknęli razem z Lią i rannym skierował się do niedobitków i ciała ojca.

Gdy tylko elf odbiegł od Theo, hybrydy zaatakowały, na co brunet wytworzył płonące półkole, które miało ochronić uciekających. Krwistymi oczami przyglądał się stworom, które zmieniały się pył, gdy tylko dotknęły jego zapory, a ogień ich życia podsycał barierę. Dowódca uniósł dłoń, wysysając z kolejnych oddziałów życiodajny żywioł. Czekał, aż będzie mógł pójść na całość, gdyż czas go gonił i kiedy tylko usłyszał charakterystyczny dźwięk teleportacji, uśmiechnął się drapieżnie, zaciskając pięści i rozkładając ramiona na możliwą szerokość, po czym z impetem uderzył nimi o siebie. Wypuszczona fala płomieni połączyła się z barierą i popędziła w stronę licznych oddziałów demonów, które zmieniła w pył. Zostało już niewiele napastników do pokonania. Ponownie rozejrzał się po polu bitwy i zauważył, że Nefalem ulotnił się gdzieś, pozostawiając swoje wojska na pastwę Pierwszego Dowódcy Zakonu.

Czas uciekał, a on musiał znaleźć Kaylę, zanim zrobi coś głupiego. Czuł, jak ogień w jego krwi, zaczyna przejmować nad nim kontrolę. Padł na kolana, na co usłyszał zwycięskie pocharkiwania od strony demonów. Wpił palce w trawę, raniąc się jej ostrymi krawędziami i wygiął ciało w łuk, gdy przeszedł po nim bolesny impuls. Stęknął, zaczynając się zmieniać. Z rąk wyrosły pazury, które zaorały ziemię, z głowy wyrosły rogi, które zakręciły się, z pleców błoniaste skrzydła, a z końca kręgosłupa masywny ogon. Na całej długości pleców skórę przebiły ostre kolce, a całe ciało pokryło się łuskami. Hybrydy próbowały wbić się w boki, przebić kręgosłup, skręcić mu kark, lecz nim dotknęły go, on już powalał je i odrzucał martwe truchła. Przemiana wstąpiła w ostatnią fazę, na co odrzucił głowę do tyłu, krzycząc, co po chwili zmieniło się w donośny ryk. Nie wiedział, co się dalej działo. Ogarnęła go furia i potok krwi.


Nie wiedział ile czasu, minęło od walki, do odzyskania przez niego świadomości. Stęknął, podnosząc się do półsiadu i oparł się o drzewo. Wiedział jedno - nie znalazł jej, a jego mroczna strona przejęła nad nim kontrolę. Przetarł twarz, bojąc się zastanawiać nad tym, co mógł zrobić. Miał tylko nadzieję, że nic, czego będzie później żałować.

Chropowata kora drażniła jego nagą skórę i utrzymywała w przekonaniu, że ma nad wszystkim kontrolę. Westchnął, powoli wstając i rozejrzał się, wypowiadając wiązankę przekleństw. Nie miał pojęcia, gdzie jest, wszędzie otaczał go zniszczony las, poza tym Flora cały czas była nierozpoznawalna dla obcych, a on taki pozostawał. Mógł tylko liczyć na to, że znajdzie go jakiś patrol. Przez chwilę zastanawiał się, czy zostać na miejscu, czy ruszyć. O lataniu na razie nie było mowy. Był zbyt wycieńczony i zmęczony. Spojrzał w górę, gdzie dostrzegł księżyc w pełni. Aradielu, nawet po śmierci natura ci sprzyja. Odpoczywaj, zasłużyłeś. Z takimi myślami zaczął iść przed siebie.

Wystające ze ściółki leśnej igły i ogonki opadłych liści kłuły go w bose stopy, a odgarniane gałęzie drapały nagie ciało, lecz nie zważał na to. Myślami był gdzie indziej. Był przy Kayli, gdziekolwiek była. Musiał ją odnaleźć, zanim zrobi to Zakon, zanim ją zabiją. Nie pozwoli na to. Uciekną razem, może Lii i elfy pójdą z nimi. Chociaż, nie chciał ich narażać. Może Mirage, jakoś wpłynie na Trybunał, może ubłaga mumie, aby nie wydawały na nią wyroku, w końcu nam pomogła tyle razy, poza tym sami poddali ją testu, który nie wykazał, że jest Cadoii.Rozmyślając brunet, nie zauważył w ciemności przepaści, a kiedy noga mu się omsknęła, było już za późno. Runął w dół. Spadał w ciemność.

Ocknął się, słysząc czyjeś głosy.

- Żyje? - Be zwątpienia należał do elfa. Ulga, jaką poczuł Theo, nie była z niczym porównywalna.

- Ślepy? Przecież oddycha - odpowiedział kolejny głos.

- Wo... - wyjąkał brunet, nie otwierając oczu. Wypuścił powietrze, czego od razu pożałował, gdyż popiół i pył uniosły się, drażniąc jego suche gardło.

- Cicho! Mówi coś - ryknął jeszcze inny - zapewne dowódca.

- Wody... Kayli...

Znowu zapadła ciemność.


Cisza dzwoniła mu w uszach. Przewrócił się na drugi bok, czując pod policzkiem miękką pościel i skrzywił się, kiedy otarł się o ramię. Będzie musiał się ogolić. Wyciągnął rękę, aby przyciągnąć do siebie swojego aniołka, lecz natrafił na pustkę. Zmarszczył brwi i nagle sobie wszystko przypomniał. Poderwał się, co przypłacił bólem mięśni.

- Spokojnie. - Usłyszał znajomy głos i spojrzał w stronę drzwi, które zamknęły się cicho.

Z radością, ale i niepokojem spojrzał na swoją zastępczynię, która trzymała w dłoniach jakieś słoiki, zapewne z jej cuchnącymi maściami.

Lia, podeszła do nocnego stolika odstawiając naczynia i usiadła na brzegu łóżka.

- Jak się czujesz? - spytała z troską. Brunet zauważył, że ma pod oczami cienie i ledwo trzyma się na nogach.

- Dobrze, a ty? I co z Ninorem? - Chciał wstać, ale powstrzymała go ruchem ręki.

- Jestem trochę zmęczona, a Ninor żyje i odpoczywa. Zaleciłam mu leżenie w łóżku do pogrzebu - odpowiedziała, takim tonem, że można było wywnioskować jej stosunek do tematu dostosowywania się elfów do jej porad lekarskich.

- Jesteśmy cały czas na Florze? - zdziwił się dowódca.

- My tak. Minor, Ninor i Mirage zostali na Enderze, przybędą dopiero wieczorem na ceremonię ze względu na stan zdrowia Ninora.

- Nie postawiłyście go na nogi?

- Postawiłyśmy, ale naczynia i organy muszą nabrać swojej odporności, a krew musi się zregenerować. Dużo jej stracił. - Mężczyzna pokiwał głową, a po chwili drzwi uchyliły się i było słychać uderzenie pazurów o drewnianą podłogę.

- Zabrałaś go? - spytał z niedowierzaniem, odganiając się od trzech wilgotnych jęzorów, na co dopowiedział mu śmiech dziewczyny.

Cerber radośnie merdał ogonem, witając się ze swoim panem, na co brunet niezbyt był zachwycony. Zwierzak przekrzywił łby i zaskomlał, domagając się pieszczoty od właściciela.

- Queen, przestań! - Theo wytarł oślinioną twarz, a szczeniak usiadł na nim.

- Miałeś go podarować Kay? - spytała Lia, drapiąc malucha za uchem.

- Miałem - przytaknął.

Queen przewrócił się na plecy, pokazując brzuch, na co dziewczyna zaczęła go tam drapać. Zwierzak wyrzucił z paszcz jęzory i dyszał zadowolony.

- Co zamierzasz w sprawie Kayli? - spytała, patrząc badawczo.

- Znaleźć ją i nie dopuścić, aby Zakon coś jej zrobił - odpowiedział stanowczym głosem, a do drzwi ktoś zapukał. - Wejść!

- Dowódco! - Elf w pełnej zbroi stanął przy drzwiach na baczność i zaczął wykrzykiwać poselstwo: - Uroczystość odbędzie się po zachodzie słońca! Po czym...

- Czyś ty zgłupiał?! - Uniosła się Lia, a Queen zawtórował jej szczeknięciem, na co Theo się skrzywił i pomasował skroń. - Dowódca jeszcze nie doszedł do siebie, a włazi, tupie i krzyczy wniebogłosy! - Wstała, wyganiając wojaka, który nie wiedział co ze sobą zrobić. - Idź i sprawdź, czy nie ma ciebie gdzie indziej!

Brunet przez chwilę patrzył zaskoczony na swoją zastępczynię, która wychyliła się jeszcze do niego.

- Zbroję masz w łazience, a ceremonia jest za godzinę, więc się ruszaj. - Zacmokała, a cerber podbiegł do niej i razem wyszli.

Theo wypuścił głośno powietrze i zjechał po poduszkach. Współczuł jej przyszłemu partnerowi. Nawet Kayla nie była aż taka wybuchowa, choć miała swoje humorki.

Po pół godziny był już gotowy i udał się na miejsce ceremonii, gdzie czekali już na niego Lia z elfami. Ninor był jeszcze blady, lecz po ranach już nie było śladu, dzięki interwencji driad. Złożył im kondolencje i podszedł do podwyższenia na łące, gdzie leżał Aradiel. Nawet po śmierci wyglądał jak wykuty w marmurze. Powaga na jego twarzy pozostała. Spojrzał na nowe szaty, które zasłaniały rany, a jego srebrne włosy zostały umyte. Przyłożył dłoń do serca i skłonił głowę, żegnając władcę, po czym odszedł, aby zrobić miejsce dla innych.

Dowódca wypatrzył na wzgórzu Miraga i podszedł do niego.

- Umierają ci, co mogliby zmienić bieg historii - zaczął nauczyciel - ale mamy jedną do zatrzymania.

- Co Trybunał orzekł? - spytał głosem pozbawionym emocji.

- Nie musisz udawać, że cię nie rusza ich decyzja...

- Bo nie rusza. - Spojrzał na mentora. - Jeżeli mi się nie spodoba, to jej po prostu nie wypełnię. Nie zamierzam jej zabijać, Mirage. Ona jest sobą cały czas.

Starszy mężczyzna westchnął, kręcąc głową, a po dolinie przetoczył się odgłos rogu. Obydwaj spojrzeli po raz ostatni na Aradiela, po czym rośliny zaczęły porastać jego ciało, aż powstał kopiec, który porósł białymi kwiatami, a z kopca obok, gdzie kwitły niezapominajki, wyrósł krzew, który połączył oba groby.

- Połączyli się - mruknął Mirage, a dało się słyszeć zazdrość w jego głosie.

- Są szczęśliwi, chociaż po śmierci. - Theo, pragnął mieć teraz przy sobie Kaylę.

- Zostawmy umarłych, czas porozmawiać o żywych. Mówisz, że jej nie zabijesz i dobrze, bo i ja nie chcę jej śmierci, ale zaatakowali syreny. - Mirage odwrócił się do bruneta, który spojrzał zszokowany.

- Co? Nie. Nie Kayla. - Pokręcił głową, nie dowierzając.

- Nie wiem, czy jest tam, ale jedno jest pewne, przeprowadzając desant. To może oznaczać tylko jedno...

- Chcą zniszczyć pozostałe rasy z Wielkiej Czwórki. Najpierw elfy teraz syreny. - Spojrzał na nauczyciela. - Wyruszamy natychmiast. Queen zostań z Miragem.

Cerber, leżąc pod drzewem, spojrzał leniwie na starszego mężczyznę i położył po sobie uszy, lecz odchodzący Theo już tego nie zauważył.

Pojawili się w środku rzezi i zaczęli od razu, odpierać ataki, ratując ocalałe syreny oraz stając do walki u boku trytonów. Lia uniosła nad siebie Taler i końcami ścinała nadbiegające demony, a Minor osłaniał osłabionego jeszcze Ninora, pomimo że tamten zapewniał, że czuje się dobrze. Theo posłał płonące dyski, powalając hybrydy, a kiedy chwycił wracające do siebie ostrza zauważył stojącą na wzniesieniu Kaylę. Dziewczyna utworzyła barierę, która utrzymywała wodę zatoki w bezpiecznej odległości od demonów.

Theo zawołał do swojej drużyny, przekrzykując wiatr i grzmoty, po czym wskazał na wzgórze, a oni pojęli od razu. Dowódca przekazał pozostałym kapitanom rozkazy, a później razem z Lią i elfami się przeteleportował. Gdy zobaczył stojącą do siebie tyłem Kaylę, zapragnął ją przytulić, pocałować w szyję, w polik i na końcu usta.

- Kayla, aniołku opamiętaj się... - Postąpił krok w stronę swojej ukochanej, lecz zatrzymał się, gdy usłyszał jej chłodny głos.

- Opamiętać się? - prychnęła, cały czas stojąc do nich tyłem i podziwiając trąby powietrzne i na błyskawice rozświetlające niebo co jakiś czas.

Brunet poczuł, jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu, na co spojrzał w bok i zobaczył skupioną twarz Ninora. Elf spojrzał na Kaylę, a później z powrotem na bruneta, który skinął głową przyzwalająco.

Jeśli dziewczyna obwiniała się o śmierć swojego przyjaciela, nie mogła wiedzieć, że on żyje, co dawało im przewagę.

- Kayla... - powiedział cicho Ninor, na co dziewczyna zesztywniała i gwałtownie się odwróciła. Na jej twarzy gościł szok i niedowierzanie wymieszane z ulgą i szczęściem.

Theo poczuł ukłucie zazdrości, że nie na niego tak zareagowała, ale cieszył się, że jakoś skupili jej uwagę na sobie. Gdy tylko odwróciła się woda, jakby przerwała tamę i na nowo zalała zatokę. Dowódca z ulgą stwierdził, że członkowie Zakonu się przeteleportowali, a syreny i trytony pokonają najeźdźcę pod wodą. Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem, kiedy poczuł ból, a z jego brzucha wystawało ostrze.

- Zawsze chciałam to zrobić - Usłyszał tuż przy swoim uchu.

- Tan...ganeres - wycharczał i spojrzał w oczy przerażonej Kayli, po czym uśmiechnął się po raz ostatni.

Mam smutną wiadomość do przekazania, wiem już ile rozdziałów jest do końca i powiem tylko tyle, że mało, ale hej! Będzie drugi tom :)

Jak myślicie, jak zakończy się pierwszy? :D Piszcie jestem ciekawa waszych domyślań i teorii spiskowych ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top