∞Rozdział 65|| Tom I∞

Stałam na środku sali tronowej w ruinach pałacu na Hearf. Po moim ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze, a wszystkie bodźce odbierałam tak, jakby odbijały się echem i dopiero do mnie docierały. Miałam nadzieję, że to wszystko okaże się snem. Jedną, wielką, pieprzoną marą. Zamknęłam oczy, czekając, aż się wybudzę, aż coś mnie uratuje, lecz upragnione uczucie nie nadchodziło.

Spuściłam głowę, unosząc powieki i wpatrując się w odbicie na popękanej, ubrudzonej i zmatowiałej podłodze. Zobaczyłam siebie i skrzywiłam się, a do oczu napłynęły łzy, które rozmazały obraz. Nie były to łzy smutku, czy bezradności, a wściekłości i furii. Potargane włosy okalały znajomą, ale zarazem obcą twarz. Czarne tatuaże, pokrywające skórę, tworzyły upiorną czaszkę. Długa linia, przebiegająca przez usta poprzecinana w paru miejscach, przypominała szew, upiornie wykrzywiony w uśmiechu. Zupełnie, jakby miał symbolizować szyderczą ciszę. Anioł... zacisnęłam pięści. Już nie. Teraz demon niemowa.

Uderzyłam pięścią w podłogę, tłumiąc szloch, a bolesny impuls przeszedł po całej ręce. Całe moje życie było kłamstwem! Ułudą! Cholernym oszustwem, które wciągało mnie coraz bardziej niczym bagno i zaciskało na mnie swoje lepkie łapy. Niewolnica prawdy! Oszukana! Wszystko kotłowało się w mojej głowie, utrudniając oddychanie. Czy można umrzeć z rozpaczy?

Karmiono mnie pięknym słowami, aby zachować przy sobie. Trzymano mnie pod kloszem. Pilnowano, abym nie wyrządziła szkody, która byłaby dla nich niekorzystna.

Wypuściłam powoli powietrze, trzęsąc się ze wściekłości. Czarne plamy wokół oczu wyglądały niczym puste oczodoły, w których tliło się niebieskie światło. Zamknęłam ponownie oczy, licząc do dziesięciu. Byłam przy stu i to nadal nie pomagało. Najbardziej bolała zdrada bliskich mi osób. Tych, których kochałam – rodzice, Theo, Mirage... Ufałam im, a oni wszyscy mnie wystawili. Wbili nóż w plecy. Rozejrzałam się wokół. Pałac przypominał moją duszę. Rozbitą, roztrzaskaną, zniszczoną. Teraz dopiero rozumiałam, dlaczego nałożono na mnie blokadę. Przewidzieli, że będę problemem, przeszkodą, demonem. Będę potworem. Nawet nie dali mi szansy, aby pokazać im, że jestem inna. Zaszufladkowali mnie z powodu, że taka się urodziłam. Teraz wiedziałam, że to nie czyny nas dzieliły na grupy, a nasze urodzenie. Ktoś był zły z natury, a nie bo coś na niego wpłynęło.

Podniosłam się z gniewem i szybkim krokiem opuściłam grobowiec moich rodziców. Po ostatnich wydarzeniach to słowo wypowiadałam z jadem, tak samo jak przyjaciel, mentor, ukochany. Zatrzymałam się dopiero przed ocalałym portretem moich rodzicieli. Odchyliłam opadające płótno i moim oczom ukazała się moja młodsza podobizna. Przyglądałam się arcydziełu z rosnącą wściekłością, nad którą ledwo panowałam.

— Jak mogliście mi to zrobić?! — krzyknęłam, przerywając ciszę. Mój głos odbijał się jeszcze przez jakiś czas echem, aż zmienił się w niezrozumiały szept. — Char, Tobi i Ninor zginęli, wierząc, że oddają życie za ostatniego anioła! A kim jestem?! Cadoii! Demonem!

Chwyciłam za naszyjnik, a wokół mnie pojawiło się tornado, które wzrastało z każdą chwilą. Leżące na podłodze odłamki, kamienie, gruzy, kości zaczęły wirować i razem krążyły wokół mnie. Poruszyłam skrzydłami i odchyliłam głowę.

— Dlaczego ja?! Dlaczego jestem Cadoii?! — krzyczałam w przestrzeń.

Skierowałam rękę na pobliskie okno i w tamtą stronę pomknęły wszystkie zebrane rzeczy z trąby powietrznej. Czy to stało się przez przeszłość? Teleportację na Ziemię? Przebywanie na wygnanej planecie? Gruz z kamieniami i odłamkami wybił pozostałości ze szkła, które tkwiło w ramach. Spojrzałam, jak przeźroczysta tafla opada niczym gilotyna, pod którą leżało moje dawne życie. W gładkiej powierzchni zauważyłam moje odbicie. Demona pełnego furii. Tym byłam i przeze mnie wszyscy ginęli. Nim szyba się roztrzaskała, zauważyłam postać stojącą przy wiszącym skrzydle wrót prowadzących na plac przed pałacem. Odwróciłam się gwałtownie gotowa do ataku.

O ścianę obok wyważonych drzwi opierał się brunet i przyglądał kpiącym uśmiechem. Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się i chcąc, aby to nie były zwidy. Na ramiona miał narzuconą czarną, skórzaną kurtkę, a ze spodni o tej samej barwie zwisały łańcuchy. Widząc, jak mu się przyglądam, uśmiechnął się pewnie i pstryknął palcami.

— Napatrzyłaś się już? Wiem, że jestem przystojny, ale za wgapianie się płaci.

Obraz uśmiechniętego Theo zastąpiła nieznana postać z czarnymi włosami sterczącymi na wszystkie strony oraz z ironicznym uśmiechem wykrzywiającym przystojne oblicze. Poczułam ból rozczarowania w sercu i poruszyłam skrzydłami, wydając przy tym dziwny dźwięk, jakby ocierających się o siebie kamieni lub zgrzytającego metalu.

— Tylko kurwy i żigolaki każą sobie płacić za podziwianie swojego ciała — odpowiedziałam, marszcząc nos. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Nawet nie zastanowiłam się, kim jest nieznajomy, nie obchodziło mnie to. W moim stanie coraz mniej miało dla mnie znaczenie.

— Kurwy i żigolaki każą sobie płacić za przyjemności, czyżbyś mi coś oferowała? — Błysnął zębami w uśmiechu.

— Obecnie nie mam najmniejszej chęci na jakiekolwiek relacje z drugą osobą, nawet jeśli miałby być to sam Zbawiciel — wysyczałam.

— Nie interesuję cię, kim jestem i jak się tu dostałem? — zagadnął, odpychając się od ściany i wolnym, prowokacyjnym krokiem zaczął się zbliżać.

— Szczerze? Mam to w dupie. — Mój ton był wyprany z emocji, martwy, zupełnie jak ja w środku.

— Czyli jednak wracamy do przyjemności cielesnych? — Stanął naprzeciwko mnie, dzięki czemu mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Dwudniowy zarost zdobił jego twarz, a czarne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, wywołując niepokój i chęć obrony. Czułam, jak dosłownie rozbiera mnie wzrokiem. Był nieco niższy od Theo. Myśl o nim zabolała, więc szybko utworzyłam wokół siebie mur, odsuwając od wspomnień i myśli na temat chłopaka.

— Może innym razem — skwitowałam, lecz nie dał się zwieść. — Skoro, tak bardzo chcesz wyjawić mi swój rodowód, to proszę bardzo. Mam nadzieję, że nie zajmie to całego dnia i zdążę na herbatę o piątej.

— Będę się streszczał — zaśmiał się, a jego postać zaczęła się zmieniać. Urósł, a jego ciało pokrył czarny płaszcz z kapturem. Z pleców wyrosła para kościanych skrzydeł, a z ciemności wpatrywały się we mnie dwa różnokolorowe ogniki – czerwony i niebieski.

Widząc przed sobą demona, który zdradził mi prawdę na Florze, odskoczyłam do tyłu, a moje skrzydła znów wydały ten dziwny dźwięk. Trzymając w jednej ręce wisior, wystawiłam drugą i uniosłam kawałki szkła po rozbitej szybie. Zaczęły się za mną unosić, zwrócone ostrymi końcami w stronę demona, który zaczął się śmiać. Zaskoczona jego reakcją nie poruszyłam się, czekając na jego ruch. Jeśli postąpi choćby krok, zmienię go w konfetti.

— Rozumiem, że to nawyk, ale naprawdę nie musisz mi grozić świecidełkami — śmiał się. — Nie jestem sroką.

— Czego chcesz? — syknęłam.

— W tej chwili? Piwa i wieczoru z piękną kobietą. Ogólnie? Władzy nad Kosmosem jak każdy demon. — Wzruszył ramionami.

Zamrugałam zdziwiona. Udawał głupiego, czy bawił się ze mną w kotka i myszkę. Jeśli to drugie, to wybrał naprawdę kiepski moment. Wystarczył ruch nadgarstka, a odłamki pofrunęły do niego i zatrzymały się przy szyi, tworząc obrożę, która zaczęła kręcić się powoli.

— Drugi raz nie powtórzę, więc lepiej się zastanów, jeśli nie chcesz kolczatki.

— Sprawdzałem, czy przestałaś się nad sobą użalać i wylewać cały zbiornik łez. — Uśmiechnął się paskudnie.

— Nie wylewałam łez. Nie miałam po kim. — Poczułam ból w miejscu, gdzie nie powinno już bić serce, a jednak zabolało mnie ono na wspomnienie Ninora, Tobiego... i Theo.

— A myślałem, że był dla ciebie bliski, pomimo tych kłamstw — zachichotał niczym dziecko, które dowiedziało się, że może później się położyć.

Zmarszczyłam brwi, hybryda pstryknął palcami, po czym w powietrzu pojawił się obraz, który uformował się w dwie postacie. Jedna była wysokim mężczyzną z błoniastymi skrzydłami, druga kobietą z łuskami wystającymi z nóg. Przełknęłam głośno, rozpoznając Theo i Celene, spojrzałam na Nefalema pobłażliwie.

— Już dawno nie są razem. — Jednak coś w moim umyśle podpowiadało, że mogłam się mylić, ale dlaczego? Kochał mnie, a ja jego... Ale ostatnio mnie okłamał. Stale kłamał. To dlaczego nie mógł i w tej kwestii odgrywać roli?

Spuściłam głowę, nie mogąc znieść myśli, że mógł tak grać na moich uczuciach. Zupełnie jak Asper. Pomimo tych stwierdzeń, wiedziałam, że nadal go kocham. Jakby z oddali usłyszałam, jak kawałki szkła opadają z donośnym brzdękiem na podłogę. Hałas jeszcze przez chwilę odbijał się echem.

— Chodź, zaprowadzę cię do domu. Prawdziwego domu — zaproponował demon.

Skinęłam głową, nie mogąc nic wydukać. Idąc za nim, przywołałam jeszcze Pożogę i odpięłam karwasz z komputerem, który rozdeptałam, kiedy tylko upadł na podłogę. Czas zostawić życie pełne kłamstw i zacząć od nowa. Z czystym kontem.

Zanim wyszliśmy, mężczyzna odwrócił się do mnie i uśmiechnął prowokacyjnie.

— Tak przy okazji, jestem Paedon.

Przez całą drogę milczeliśmy. Paedon nie odzywał się, nie pouczał ani nie recytował nakazów i zakazów. Nie zamierzałam pierwsza przerywać ciszy, więc szłam za nim ze spuszczoną głową.

Odkąd opuściliśmy zrujnowany pałac, poczułam się, jakbym naprawdę zostawiła wszystko za sobą i rozpoczęła nowy rozdział swojego życia. Mroczna część mnie, która była uśpiona przez tyle czasu, pragnęła zemsty na tych wszystkich, którzy mnie skrzywdzili. Nasunęła mi się też myśl, że to demony były poszkodowane w tej wojnie. Były rasą, tak jak anioły, czy driady lub kotołaki, a inne odtrąciły ich. Głównym powodem była inność hybryd. A czego można najbardziej się bać? Tego, co inne, nieznane. Widziałam to przez lata na Ziemi. Ludzie odtrącali i tępili to, czego nie znali. Tak samo było tutaj, tak gardzili człowiekiem, mimo że zachowywali się dokładnie tak samo.

Pochłonięta rozmyślaniami nie zauważyłam, kiedy Nefalem się zatrzymał i wpadłam na jego plecy. Syknęłam, odsuwając się i masując nos, a mężczyzna odwrócił się z kpiącym uśmiechem.

— Widzisz, już na mnie lecisz — jego głos zawibrował dziwnie.

— Gdyby nie ta sytuacja, to kazałabym ci się pieprzyć — fuknęłam, odsuwając się od niego.

— Czyli jednak cały czas krążymy przy temacie cielesnych rozkoszy? — Przysięgam, jeszcze chwila, a zrobię mu krzywdę. — Bo jeśli to propozy...

Zacisnęłam rękę na naszyjniku i zobaczyłam odbicie w jego oczach, jak moje zabłyszczały na neonowoniebiesko. Demon zachłysnął się, jakby zabrakło mu powietrza, a źrenice rozszerzyły mu się ze strachu. Chyba po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że mogłabym go naprawdę zabić.

— Jeszcze jedna taka propozycja czy uwaga, a nakarmię cię twoim rozbrykanym konikiem — wysyczałam i puściłam zawieszkę. 

Paedon upadł na kolana i kaszląc, zaczął łapać oddech. Wyminęłam go i spojrzałam na panoramę. Skalisty teren ciągnął się i zdawałoby się, że wygląda tak samo, jednak ja zauważałam różnicę. Szczeliny i pęknięcia różniły się od siebie, tak jak członkowie rodziny – niby podobni, ale zawsze mieli jakąś charakterystyczną cechę, czy to orli nos albo odstające uszy. W tym przypadku było podobnie. Szczeliny miały główne korytarze, od których odbiegały inne mniejsze i to te mniejsze były cechami charakterystycznymi. Jedne się wiły, inne prowadziły prosto, jedne odbijały w lewo, drugie w prawo. Oprócz tego na horyzoncie widać było wyrastające od czasu do czasu wzgórza, które przywodziły na myśl drzewa.

— Dokąd zmierzamy? — spytałam chłodno, nawet nie patrząc na mężczyznę.

— Widzisz skałę na zachodzie? — Przytaknęłam ruchem głowy. — To właśnie tam.

— Jesteśmy po drugiej stronie Hearf?

— Nie, w połowie drogi między jednym pałacem a drugim — sprostował, stając obok mnie.

— Są dwa pałace? — Spojrzałam na niego zaskoczona, a on przytaknął.

— Kiedyś Hearf było podzielone na dwie części, planetą władały dwa rody... czy jakoś tak. — Wzruszył ramionami. — Mało to istotne, bo teraz to wszystko jest nasze.

I martwe... tak, jak ja.

Po jakieś godzinie marszu weszliśmy między dwa wzniesienia. Wgłębienie prowadziło do jaskini, przy której stało dwóch demonów, z tego, co zauważyłam, hybrydy dracona i elfa. Zobaczywszy, że zbliżamy się, zaczęli do siebie powarkiwać niespokojnie, lecz przepuścili nas bez problemów, co zaskoczyło mnie.

— Co się dziwisz? Jesteś jedną z nas — wyjaśnił.

— Spodziewałam się przesłuchań, wymagania ode mnie zapewnienia, że jestem z wami...

— To nie Zakon — przerwał mi, a w jego głosie pobrzmiewała, jakby złość.

Nie zamierzałam dalej ciągnąć tego tematu. Nie ufałam mu. Podążając za nim, przyglądałam się mijanym demonom oraz pomieszczeniom. Nie były tak pięknie urządzone, jak na Enderze, bo jak można porównywać jaskinię do zamku. Hybrydy żyły skromnie, ale widać było, że to im wystarczyło. Doszliśmy do okrągłej jamy, w której wykłócały się dobrze mi znane postacie. Sklaver pomimo swojego wzrostu i postury zdawał się kulić przed wściekłą demonicą, co nie powiem, przyniosło mi trochę radości, natomiast na widok Tanganeres na nowo zapłonęła we mnie furia i chęć mordu. Nie zapomniałam, co mi ta zdzira zrobiła.

— Na chwilę spuścić was z oczu i już skaczecie sobie do gardeł? Może wam obrożę założę? — Nefalem przerwał ich ostrą wymianę zdań.

Demonica odwróciła się gwałtownie w naszą stronę i uśmiechnęła na mój widok. Aż mnie zaskoczyło, jak ten gest może być jadowity.

— Jak tam uszka? Aniołeczku? — zignorowała Paedona.

— Znacznie lepiej od twojej godności. — Uśmiechnęłam się złośliwie, na co hybryda spojrzała na mnie spod byka.

— Done ułóż swoją podopieczną...

— Nie jestem niczyją podopieczną, to po pierwsze, po drugie chcę się widzieć z waszym szefem, dowódcą, a nawet bogiem. Kimś, kto tym cyrkiem zarządza.

Pan nie będzie chciał widzieć takiej płotki, jak ty — Sklaver zwrócił się do mnie, a jego głos odbijał się w mojej głowie, jeszcze przez chwilę.

Przesunęłam wzrokiem po obu stworach i zapragnęłam zmieść te ich pewne siebie uśmieszki z ich gęb. Odruchowo zacisnęłam rękę na naszyjniku, a w grocie wezbrał wiatr, który z minuty na minutę stawał się coraz silniejszy. Nefalem widząc, co się święci, szybko skoczył w szczelinę i złapał się wystającego stalaktytu. Pozostała dwójka nie miała tyle szczęścia i dwa tornada rzuciły nimi o najbliższą ścianę. Uśmiechnięta i dumna z siebie stanęłam nad pojękującymi demonami.

— Myślę, że taką płotkę, jak ja wysłucha, widząc wasz poziom. — Odwróciłam się do Paedona. — Zaprowadź mnie do niego.

Kolejny rozdział za nami, Kayla dołącza do demonów i co dalej? Co z drużyną? Co z tego wyniknie? :O Czy dowiemy się, kto dowodzi demonami? To wszystko już za tydzień ;D

Korzystając z okazji chciałam podziękować wszystkim obecnym we wczorajszym wieczorku :D Było bajecznie :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się coś podobnego zorganizować :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top