Epilog

Trzęsąc się na całym ciele, z osłupieniem patrzyłam na zwęglone ciało mentora, osobie, której zaufałam, która była dla mnie, jak ojciec. Tymczasem on spiskował, cały czas! Odkąd się pojawiłam nie byłam dla niego niczym innym jak środkiem do celu.

Nie zwracałam na zamieszanie, które zostało spowodowane, śmiercią Mirage'a. Odgłosy kwiczących, uciekających w popłochu demonów, opadające z hukiem okowy, walka. Wszystko docierało to do mnie przytłumione, jakbym stała pod kloszem. Nie mogłam w to uwierzyć. Tyle śmierci, przez zachciankę dwóch ludzi, którzy zaangażowali w to cały Wszechświat.

Zacisnęłam dłonie, a niebieskie płomienie zgasły. Po chwili poczułam, jak silne ramiona obejmują moje roztrzęsione ciało. Theo odwrócił mnie do siebie i pogłaskał po policzku.

- Wracajmy na Ender. - Zauważyłam, że w czasie mojej zadumy, demony, które zostały, zginęły, a teraz uwolnieni stanęli wokół nas, czekając, aż Theo zarządzi co dalej.

Po krótkich wymianach zdań wykorzystaliśmy portal stworzony przez Mirage'a, przez który demony przedostawały się na Ender i atakowały siedzibę Zakonu.

Miałam złe przeczucia, kiedy przekraczałam przejście. Trybunał uznał mnie za demona, tymczasem Cadoii okazało się zapomnianym legendarnym Aniołem Zemsty. Czekała mnie długa rozmowa z tymi staruchami i wyperswadowanie im, że jestem hybrydą. Z jednej strony byłam, lecz nie taką, jak oni myśleli. Byłam aniołem, w którym skumulowały się moce dwóch rodów. Moce, które miały mi pomóc zemścić się za moich pobratymców.

- Kayla! - Z zamyślenia wyrwało mnie, nagłe zderzenie. - Myślałam... Przepraszam.

- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się do Lii, która miała w oczach łzy radości.

- Wiedziałam, że Trybunał się myli. - Nadal mnie ściskała, więc pogłaskałam ją po plecach, dając do zrozumienia, że nie jestem zła i cieszę się, że ją widzę.

- Dziękuję ci za to. Powiedz - odsunęłam ją na długość ramienia. - Czy ktoś jest ranny?

- Niewielkie obrażenia, głównie zadrapania i rany cięte. Nic poważnego. - Uniosłam głowę, gdy usłyszałam głos Minora i uśmiechnęłam się do niego i Ninora.

- Dobrze was widzieć i to nie przez pręty. - Szturchnęłam Ninora, który mocno mnie przytulił.

- I wzajemnie, aniołku z rogami. - Mrugnął do mnie granatowowłosy.

- Te rogi, to do podtrzymania aureoli - odpowiedziałam i zaśmialiśmy się razem.

Byliśmy szczęśliwi, że wszyscy są cali i żyjemy, jednak radość w oczach elfa zgasła i spojrzał na mnie, kiwając głową w stronę wyjścia do ogrodów. Odwróciłam się w tamtą stronę i zauważyłam Theo, który stał oparty o filar i przyglądał się nam z lekkim uśmiechem.

- Zaraz wrócę - powiedziałam do przyjaciół i pospieszyłam w kierunku bruneta.

Przeciskałam się między członkami Zakonu, którzy gratulowali mi i poklepywali po plecach, na co odpowiadałam z uśmiechem. Gdy dotarłam pod łuk, Theo zdążył się ulotnić i spanikowana rozejrzałam się, zauważając, jak znika wśród drzew. Wiedziałam doskonale, dokąd idzie.

Znalazłam go po paru minutach, nachylonego nad fontanną. Gdybym go nie znała i tradycji panujących na Enderze, pomyślałabym, że się modli.

- Czemu nie zostałeś w Głównej Sali? - spytałam, podchodząc do niego, na co się wyprostował i zerknął na mnie.

- Bo nie zamierzam świętować. - W jego oczach dostrzegłam smutek i jakby tęsknotę.

- Wiem, co czujesz. Mirage...

- Nie chodzi o niego - przerwał mi, nie patrząc już na mnie. - Chodzi o mnie.

- Nie rozumiem. - Zmarszczyłam brwi. - Chodzi o to, że twój ojczym cię dopełnił?

Pokiwał powoli głową, a ja spróbowałam domyślić się, co chodziło mu po głowie.

- Jestem potworem, Kayli. Nie mogę tu zostać. Muszę odejść i spróbować nad tym zapanować, zanim to zapanuje nade mną. - Motał się, jego głos się łamał.

Zamrugałam parę razy zszokowana, widziałam go w takim stanie pierwszy raz.

- Nie możesz odejść. Potrzebujemy cię! Ja cię potrzebuję. - Wiedziałam, że to samolubne, ale taka była prawda. Nie byłam święta. - Nie jesteś potworem. Nie boję się ciebie.

- Ale ja się boję. - Zobaczyłam w jego oczach, jak moje się rozszerzają, a on ujął moją twarz w dłonie. - Boję się, że zrobię ci krzywdę, że nie zapanuję nad sobą i będziemy oboje cierpieć.

- Nie zrobisz. - Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego dłoń. - Kocham cię i ci ufam. Razem będziemy się uczyć. Ja swoich nowych umiejętności, a ty swoich.

Theo patrzył na mnie nie przekonany, a ja go pocałowałam, wykorzystując okazję. Dopiero po chwili odwzajemnił pieszczotę.

- A jak odejdziesz, to pójdę za tobą - dotknęłam jego znamienia w kształcie znaku nieskończoności.

- Uwielbiam cię, malutka, ale czasami przeginasz - westchnął, poddając się i splatając swoje palce z moimi.

- Ty w tej chwili przeginasz, nie jestem taka mała - szturchnęłam go, na co się zaśmiał.

- Jak coś pójdzie nie tak, to będzie na ciebie. - Pogroził palcem.

- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się, wtulając się.

- Ja mówię poważnie. - Połaskotał mnie palcem po nosie, a niedaleko nas rozbrzmiało szczekanie Quena. Cerber spojrzał na nas trzema parami czerwonych ślepi i zamerdał ogonem.

- Wiem - szepnęłam, sięgając po patyki.





Delikatny wiatr rozwiewał popiół ze stosu pogrzebowego Mirage'a. Może i był zdrajcą, ale dla każdego z nas również ojcem. Trybunał zakazał pochowania go, więc w tajemnicy przenieśliśmy go na Ziemię na Madagaskar i ułożyliśmy stos, który zapłonął o północy. Pełniliśmy razem straż przy ogniu, dopóki nie zgasł, a później rozsypaliśmy prochy na plaży.

- To, co teraz? - Lia wypowiedziała myśli wszystkich.

- Mirage nie żyje, ale to nie koniec. Wygraliśmy bitwę, ale wojna nadal trwa - odpowiedziałam, patrząc na leniwe fale, które obmywały brzeg.

- Nadal będą ścigać Kayli - pokiwał głową, Theo - dlatego będziemy dalej walczyć. Zakon nadal istnieje, pomimo że stracił mistrza.

- Nie może mnie w tym zabraknąć. -Uśmiechnął się do mnie Ninor. - Lii, wchodzisz w to?

- Oczywiście, a ty Minor? - Wszyscy spojrzeliśmy na granatowowłosego, który wpatrywał się w dal.

- Na mnie spadł inny ciężar. - Zwrócił na mnie swoje ciemne oczy i uśmiechnął się lekko. - Zawsze znajdziesz we mnie przyjaciela, aniołku, ale teraz muszę zaopiekować się poddanymi.

- Wiem, Minor. - Przytuliłam go, czując, jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. Bałam się tego pożegnania, bo był dla mnie jak brat. - Będziesz dobrym władcą.

- Zawsze możesz prosić mnie o pomoc. - Pogłaskał mnie po policzku.

Pożegnał się z bratem, a później z Lii i Theo. Nawet z brunetem wymienili męski uścisk, a później zniknął, rozmywając się i teleportując na Florę.

Zerknęłam na wschodzące słońce, a wewnątrz czułam nieprzyjemne łaskotanie. Wiedziałam, że to, co nas czeka w przyszłości, nie będzie niczym przyjemnym.

***

Odgłos spadających kropli rozbijających się o kamienie. Szum przemykającego, leniwie wiatru.

Skrzywiłem się.

To nie tego szukałem. Spróbowałem jeszcze raz, gdy poczułem, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Już czas... - Głęboki głos przerwał moją zadumę.

Uniosłem głowę i otworzyłem jarzące się oczy.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

Już dostępny na moim profilu Tom 2:

"- Zadaj dobre pytanie, a dostaniesz dobrą odpowiedź. - Cień uśmiechnął się ohydnie, ukazując rząd ostrych, powykrzywianych zębów, a jego towarzysze zachichotali. Echo poniosło ich śmiechy, a mnie kończyła się cierpliwość.

- Losy ci nie sprzyjają... - zaszeleścił inny, chichocząc i głaszcząc dymną mackę, jakby była jego pupilką."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top