Rozdział 26

Chłodna woda zmywała z niej zaschnięte ślady krwi. Niska temperatura pozwoliła jej poukładać wszystko w głowie. Zdawała się znaleźć miejsce gdzie może być sobą i w spokoju odpocząć. Mogłaby zostać w tym miejscu już na zawsze. W środku lasu, schowana przed widokiem innych. Ale byłoby to kolejne życie w ukryciu. A widok rodziców, który pojawiał się w jej umyśle za każdą przypływająca taką myślą, nie pozwalał na ich kontynuowanie. Wierzyli, że będzie godną następczynią tronu. Poświęcili wiele trudu żeby była tym kim jest teraz. Nie mogła zawieść ich zaufania i by ich starania poszły na marne.

Wyszła z pod prysznica i przejrzała się w lustrze. Jej długie czarne włosy przyklejały się jej do ramion. Chwyciła je jedną ręka i uniosła sprawiając wrażenie, że były o wiele krótsze. Obejrzała się, lecz po chwili z powrotem luźno je opuściła. Zjechała niżej wzrokiem na swój brzuch gdzie ciągnęło się kilka blizn. Przyjechała po nich palcami. Poczuła złość. To przez Arthura je miała. Zacisnęła dłonie w pięść.

Z zamyślenia wyrwały ją kroki na korytarzu. Szybko chwyciła ubrania z półki i włożyła je na siebie. Po chwili usłyszała delikatne płukanie do drzwi.

- Już wychodzę.- odpowiedziała i nacisnęła na klamkę stając przed niezadowoloną Camillą.

- Chłopaki kazali ci przekazać że list jest już gotowy.- nie czekając na jej odpowiedź odwróciła się i zniknęła jej z oczu.

Natalie z cichym westchnięciem zeszła do salonu, gdzie William składał kartkę papieru, a Sean siedział na sofie z założonymi rękami na głowie.

- Najlepiej żeby jak najszybciej trafił do łowców.- podszedł do niej i podał list.

- Postaram się jak najszybciej go znaleźć.- odpowiedziała i chowając papier do kieszeni spodni sięgnęła jeszcze po swoją broń.

- Jaką masz pewność że nie wyrzuci po prostu tego listu gdy tylko wyjdzie z domu?- Camilla zwróciła uwagę wszystkich, wchodząc do pomieszczenia.- Już raz nas oszukała.- William westchnął ciężko.

- Dobrze, pójdę z nią.

- Naprawdę nie musisz, obiecuje że jeszcze dziś będzie on dostarczony.- wytłumaczyła zdenerwowana Natalie. Samej byłoby o wiele łatwiej przekonać Kade'a o przysługę. Przez Will'a sprawy mogłyby się skomplikować.

- Sean może ty pójdziesz?- Camilla nie ustępowała.

- Dlaczego ja?- chłopak posłał jej zdziwione spojrzenie unosząc brew.- Przecież to jego podopieczna.

- Już nie jesteśmy w podziemiu.- przypomniała zakładając ręce na biodrach.

- I dlatego dowództwo przejmują osoby najwyżej postawione, czyli on.- rozjuszona dziewczyna zwróciła cała swoją uwagę na chłopaku.

- Przecież ty ten masz takie samo prawo jak on. Równie dobrze ty możesz z nią iść.- była tak zajęta swoją kłótnią, że nawet nie zauważyła jak pozostała dwójka wymknęłam się cicho z domu.

- Trochę jej zajmie zanim zauważy że nas nie ma.- Natalie zerknęła na twarz Will'a na której pojawił się delikatny uśmiech.

- Tak, chyba masz rację, tylko szkoda mi trochę Sean'a.- uśmiechnęła się również szczerze.

- Oni często się kłócą. Powinniśmy szybko wracać jeżeli chcemy żeby było jeszcze do czego.- wampirka zgodziła się z nim i w lepszych nastrojach skierowali się w głąb lasu.

<~♡~>


Mijali już kolejne gęste skupiska młodych drzew.

- Gdzie tak w ogóle mamy się dostać. Mam nadzieję że nie jest to jakieś twoje leśne zwierzątko.- spojrzała na niego marszcząc brwi.- W końcu jesteś księżniczką. Wiesz śpiewasz i z lasu przylatuje masa dzikich zwierząt.

- Przecież to bujda.- zaśmiała się perliście.- Nigdy nawet nie trzymałam gołębia pocztowego w rękach.

- Nigdy nie dostawiłaś listów miłosnych od wielbicieli?- zażartował. Atmosfera panująca między nimi zdawała się o wiele lżejsza niż do tej pory.

- Byłam raczej mało przebojową osobą.- pierwszy raz wstydził się tego jak mało towarzysko żyła.

- Żadnego wymykania się nocami z koleżankami na imprezy?- pokręciła przecząco głową.- Zakupy na mieście?- ponownie zaprzeczyła.- Żadnej ucieczki z zamku?

- Cóż, zdarzyło się kilka razy, gdy chciałam pójść do szpitala pomagać szykować leki.- odparła nieśmiało.

- Tylko tyle?- zapytał niedowierzając.

- No i jeszcze nocą wychodziłam na dach wierzy, lubiłam oglądać gwiazdozbiory.- przypomniała sobie jak po raz pierwszy wyszła nocą na dach gdy męczyły ją koszmary. Widok milionów świecących światełka pozwolił jej odgonić swoje leki.

Rozbawiony odwrócił wzrok, skupiając się na drodze przed nimi.

- Czy ty się że mnie śmiejesz?- zmarszczyła brwi niezadowolona.

- Ależ jakbym śmiał.- niekontrolowanie zachichotał.

- Hej.- powiedziała zakładają ręce na piersi z nietęgą miną.

- Przepraszam,- starał się opanować śmiech.- po prostu nie tak sobie ciebie wyobrażałem. Z tego co pamiętam nie byłaś grzeczną dziewczynką.

- Co?- zaciekawiona odwróciła głowę w jego stronę.

- Zawsze uciekałaś z zamku kiedy mieli przyjechać gościa w odwiedziny. Przychodziłaś wtedy ukryć się w naszym rodzinnym sadzie. Nie raz oberwało mi się, że zamiast powiadomić straże, sam cię ukrywałem.- wzrok miał nieobecny, a mały uśmiech zawitał na jego twarzy.- Jednak później przestałaś tam przychodzić. A kiedy przyszedłem do ciebie mimo zakazów ojca, nie chciałaś się ze mną widzieć. Dlaczego?- przez moment w jego oczach zagościł smutek, lecz szybko zastąpiła go obojętność.

- O czym ty mówisz?- na jej twarzy malowało się zdziwienie jak i lekki strach.- Zawsze uczestniczyłam w spotkaniach moich rodziców. Nigdy nie opuściłam żadnego.- zamyślił się na moment.- Raz. Był tylko raz kiedy po ataku przeciwników mojego ojca zostałam w swojej komnacie. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz widziałam żeby mój ojciec był tak przerażony. Rozmawiał wtedy z lekarzem. Nie powiedział co się stało, ale wiem, że długo wtedy ścigał jakiś ludzi.

- Nie wiedziałem że był jakiś atak na ciebie.- był zdezorientowany. Nic nie pasowało do tego co pamiętał. Wiedział że dawniej spotykali się prawie codziennie. Jednak ona wszystkiemu zaprzeczała.

Wreszcie znaleźli się w miejscu gdzie kilka dni temu Natalie została porwana, co skutecznie zakończyło poprzedni temat.

Przy jednym z drzew siedział rudowłosy wątły chłopak. William na jego widok złapał za rewolwer szykują się do strzału.

- Czekaj.- Natalie zatrzymała go chwytają za jego ramie.

Ostrożnie podeszła do chłopaka, który ze spokojem strugał w drewnie swoim małym nożykiem.

- Kade?- zapytała uważnie mu się przypatrując.

- Hm...?- mruknął nie podnosząc wzroku.

- Wyświadczysz mi przysługę?- zaciekawiony podniósł wzrok zachęcając ją do dalszego mówienia.- Chcę żebyś zniósł to do łowców. Dasz radę?- wyciągnęła kartkę papieru w jego stronę.

- Natalie...- odezwał się William, lecz został uciszony gestem ręki rudowłosego.

- Co dostanę w zamian?- wyrzucił kawałek drewna podchodząc do dziewczyny na bliską odległość. Miała ochotę się cofnąć jednak stała twardo w miejscu. William natomiast nerwowo ściskał w dłoni broń. Nie pałał do niego zaufaniem po poprzedniej jego wizycie.- Na przykład tą słodką blondyneczkę.- Wyszeptał tuż przy jej twarzy.

- Tylko kurwa spróbuj się do niej zbliżyć.- warknął Will ruszając w ich stronę.

- Dobrze dostaniesz ją, ale najpierw list.- przerwała mu Natalie z kamienną twarzą i wepchnęła jednookiemu papier w ręce.

- Jakoś straciłem na nią apetyt.- Kade mlasnął niezadowolony. Następnie schował kartkę w kieszeń spodni i nucąc tylko jemu znaną melodię odszedł znikająca za drzewami.

- Co to miało być?- warknął wściekły brunet.

- Kade jest szaleńcem, podnieca go polowanie na swoją ofiarę i zabawa z nią. Swoją chęcią obrony Camilli tylko pogorszyłbyś sprawę. Kiedy zgodziłam się na jego żądania, zrezygnował uważając to po prostu za nudne.- wyjaśniła patrząc w jego ciemne tęczówki, które zaczynały łagodnieć.

- Przepraszam że tak na ciebie naskoczyłem.- westchnął przeczesując dłonią swoje włosy, które zaczęły opadać mu na czoło.- Powinienem się domyślić że wiesz co robisz.

- Powinieneś.- odparła z zaczepnym uśmieszkiem.- Jednak nie masz aż tak dobrego opanowania.

- A ty refleksu.

- Co?- zanim zdążył się zorientować zimna woda bolała jej twarz.

Will zadowolony z siebie wytarł mokre dłonie w swoje spodnie chowając je do kieszeni.

- Will!- krzyknęła Natalie patrząc na oddalające się plecy chłopaka.

□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□

Czy posłaniec Natalie wykona swoją robotę?
I co kryje się za dwoma sprzecznymi ze sobą wspomnieniami naszych bohaterów?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top