Rozdział 24

Ważne!
Proszę o przeczytanie informacji na końcu rozdziału.
Może wam się spodobać 😌😉

Ich podróż trwała już od kilkudziesięciu minut. Nieprzespana poprzednia noc dawały się we znaki Will'owi. Natalie wcale nie czuła się lepiej.

- Poznaje to miejsce, za chwilę powinniśmy dotrzeć do mojego schronu.- zwróciła uwagę chłopaka, który przystanął słysząc głos dziewczyny.- Moglibyśmy tam przeczekać do rana i odpocząć.-

Na jej propozycje Will zmarszczył brwi zastanawiając się chwilę po czym skinął twierdząco głową, jednak nie poruszył się z miejsca.

Natalie uznając, że ma iść pierwsza, zaprowadziła go do niewielkiej jaskini. Wszystko wyglądało tak jak to zostawiła przed jej złapaniem. Białe prześcieradło leżało na ziemi służąc za jej łóżko. Obok niego stało metalowe wiadro wypełnione wodą i zardzewiały nóż.

Księżniczka podeszła do wiadra i sięgnęła ręką by nabrać trochę wody, lecz zastyga w bezruchu widząc żarzące się czerwienią własne tęczówki. Wstała i unikając spojrzenia Will'a, co było bezsensowne ponieważ zdążył je już zobaczyć podczas ich drogi, podeszła do wyjścia z jaskini.

- Co ty robisz?- złapał ją za nadgarstek uniemożliwiając jej dalszą drogę.- Nie po to wyciągnąłem cię z tej klatki byś znowu do niej trafiła.

- Nie jadłam od kilku dni. Wrócę za niedługo.- spuściła głowę nie chcąc by zobaczył jej oczy.- Jakby coś się stało zostawiam ci Koro. W pobliżu lubią kręcić się wilki.- przyłożyła dłoń do klatki piersiowej i przywołał swojego chowańca.- Pilnuj go, dobrze?- oparła swoje czoło o dziób ptaka. Ten nieufnie spojrzał na mężczyznę, ale zeskoczył na ziemię i położył się na jej posłaniu.

William niechętnie zgodził się na jej wyjście. Wiedział, że gdyby tego nie zrobiła mogłoby to się dla nich źle skończyć.

Natalie wyszła z jaskini i wciągając głęboki powietrze szukała swojej ofiary. Do jej nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi, a w oddali zdołała usłyszeć szybki rytm serca zwierzyny. Bezszelestnie biegła przez las, a wiatr rozwiewa jej włosy. Zatrzymała się dopiero gdy zdołała z bliska zobaczyć swoją kolację. Niczego nieświadomy rudy lis czaił się na małe myszopodobne stworzenie. Oczy dziewczyny zaszły dobrze znaną jej czerwoną mgiełką, jak zawsze podczas polowania. Skoczyła w stronę lisa i natychmiast zatopiła swoje kły w jego delikatnej skórze. Metaliczny posmak rozpłynął się po jej podniebieniu przez co miała ochotę oderwać się od picia, ale zdołała powstrzymać ten odruch.

Oderwała się dopiero gdy w jego żyłach nie zostało już ani kropli krwi. Otarła wierzchem dłoni brodę z której spływała czerwona ciecz. Wiedziała, że nie może długo zostać na zewnątrz, ale jej pragnienie nie zostało jeszcze zaspokojone. Dlatego biegiem ruszyła przez las w poszukiwaniu kolejnej ofiary.

<~♡~>

Niespełna godzinę później wróciła do miejsca gdzie zostawiła William'a. Mężczyzna siedział plecami oparty o skałę nie spuszczając wzroku z feniksa,  który odwdzięczał mu się tym samym.

- Dlaczego?- odezwał się nie odwracając wzroku.

- Dlaczego co?- zdezorientowana dziwnym pytaniem zmarszczyła brwi.

- Dlaczego się tak gapi. Robi to odkąd wyszłaś.- nareszcie spojrzał na dziewczynę, zauważając świeże ślady krwi na jej dłoniach.

- Kazałam mu cię pilnować. Poza tym, ocenia cię.

- Mnie?- zapytał niedowierzając.- Niby dlaczego miałby mnie oceniać. To zwykłe zwierzę. One nie potrafią uznać czy ktoś jest dobry czy zły.

- Myślisz się. Feniksy to lojalne i mądra stworzenia. Pomimo swojego drapieżnego wyglądu są łagodne.- podeszła i pogłaskała ptaka po skrzydłach.

- I kto to mówi.- zadrwił.- Smakowała kolacja. Ilu ludzi osuszyłaś?

- Przecież słyszałeś że nie pije ludzkiej krwi.- pomimo że starała się tego nie okazywać jego słowa zakuły ją w klatce piersiowej.

- Przecież księżniczka nie może pozwolić sobie na hańbę i wypić zwierzęcą krew.- odparł zaczepnie.

Liczył na odpowiedź, dzięki której mógłby dowiedzieć się trochę o jej poglądach. Nie umiał sobie wyobrazić jej siedzącej na tronie w pięknej długiej sukni. Szczególnie teraz gdy była cała brudna, a jej ubrania nie były najlepszej jakości.

- Tak samo jak nie może pozwolić sobie na zabicie niewinnych ludzi.- umyła dłonie w wiadrze, rozlewając ja przy tym na ziemię.

Między nimi zapadła głucha cisza dzięki której dało się usłyszeć szum wody obijającej się o kamienie w strumyku nieopodal.

- Jednego nie rozumiem. Przecież w zamku musiałaś pić ludzką krew. Dlaczego teraz nie chcesz?- po chwili odezwał się przerywając ciszę.

- Była to krew ludzi którzy zgodzili się ją dla nas oddać. A tak przynajmniej słyszałam.- dodała szeptem.

Coraz częściej słyszała o swoim ojcu rzeczy, które nigdy nie przyszłyby jej na myśl. Uważała go za uczciwego i sprawiedliwego króla. I chociaż karciła się za to w myślach, czasami zaczynała w to wątpić. Odkąd została zmuszona do ucieczki dowiedziała się jakie jest życie poza murami zamku i stolicy.

- Nawet nie wiesz jak ciężko jest mi odmawiać sobie tego słodkiego smaku. Krew zwierzęca owszem zaspokaja głód, ale ma okropny metaliczny smak.- skrzywiła się na jego wspomnienie, nadal czując go na swoim języku.- A wątpię by ktoś teraz chciał oddać krew wampirowi.

- Od kiedy wampiry obchodzi czy ktoś chce im oddać krew.

- O co ci chodzi co?- oburzyła się na jego drwiący ton.

- A myślisz że jak to wygląda. Żyłaś sobie beztrosko w zamku, nie wiesz jak wyglądało życie ludzi.

- Masz rację, nie wiedziałam. Nie chciałam wiedzieć.- zaczęła krzyczeć.- Nie prosiłam się o to wszystko. Nie chciałam widzieć pustych martwych oczu swoich rodziców. Nie chciałam wiedzieć, że zabił ich człowiek który jest członkiem mojej rodziny. I nie chciałam bać się codziennie, że ktoś może mnie zabić bo jestem wampirem.

Koro podszedł do Natalie i szturchnął ją dziobem. Dziewczyna przyłożyła dłoń do znaku i wyszeptała kilka niewyraźnych słów. Zwierzę spojrzało na nią smutnym oczami po czym stanęło w ogniu, aby czekać na ponowne wezwanie.

- Mam ci współczuć czy coś w tym rodzaju?- prychnął.- Może dla Ciebie jest to koszmar, ale my to nazywamy życiem. Radzę się przyzwyczaić.

Położyła się na ziemi plecami do niego. Może było to dziecinne zachowanie, ale potrzebowała przemyśleć jego słowa. Wiedziała, że nie wszystkim odpowiadało by to wampir był królem. Ale przecież istniały również państwa pod rządami ludzkiego króla. I skoro ludzie mieszkali także tutaj to nie mogło być tak tragicznie. Prawda?

Mijały godziny i za niedługo powinno zacząć świtać. Jedyny dźwięk jaki zagłuszał ciszę i nie pozwolił Natalie zatopić się w swoich myślach był uspokajający szum wody i równomierny oddech Will'a. Mężczyzna zasnął krótko po ich nieprzyjemne wymianie zdań.

Delikatny lecz zimny wiatr zawiał wprost do środka jaskini. Westchnęła uświadamiając sobie, że pomimo jej chęci nie zrobiła nic, by przybliżyć się do pokonania swojego wuja.

Przewróciła się na plecy, lecz szybko wstała słysząc długie, głośne wycie wilków. Nie spodziewała się ich o tej porze. W końcu nadchodził już ranek. Coś musiało ich wystraszyć. Zaniepokojona postanowiła znudzić William'a. Lepiej by chłopak nie spał gdy będą zmuszeni do nagłej obrony.

Podeszła do niego. Siedział na ziemi z głową pomiędzy nogami, a ręce założone miał nad nią.

- Will.- szepnęła jednak nic to nie dało.- Will.- powtórzyła nieco głośniej jednak z marnym efektem.

Westchnęła ciężko i złapała go za ramie. Chwilę później okazało się to złym posunięciem, gdyż mężczyzna nagle wybudzony powalił zdezorientowaną dziewczynę na ziemię przykładając paralizator obok jej głowy.

- To tylko ja.- wysapała z szybko bijącym sercem.

Przez iskierki które przeskakiwały między metalowymi prętami paralizatora, oraz swój wzrok widziała doskonale twarz chłopaka. Miał twardy wyraz twarzy A jego źrenice zwężyły się niebezpiecznie patrząc wprost w jej oczy.

- Mógłbyś mnie puścić?- zapytała bojąc się jego dalszych czynów.

Will zamknął oczy wstając ociężale.

- Nie rób tak więcej.- odwrócił się i rozmasował sobie bolący kark.

- W pobliżu słyszałam wilki. O tej godzinie nie powinny już chodzić po lesie. Coś musiało je spłoszyć.- zignorowała jego uwagę.- Chciałam cię tylko obudzić.- mężczyzna zaczął jej się uważnie przyglądać.- Coś się stało?

- Nie.- odwrócił się i poszedł w stronę wiadra leżącego obok prześcieradła.- Jeżeli masz rację, powinniśmy jak najszybciej dołączyć do Sean'a i Camilli.- przemył twarz wodą.

- My?- odparła zdziwiona. Ale jej wątpliwości zostały szybko rozwiane gdy William cicho potwierdził swoje zdanie.- Dlaczego to robisz?

- Nie możesz po prostu zaakceptować tego i nie zadawać pytań?

- Wiesz, nie jest to normalne byś to ty proponował mi schronienie.- założyła ręce na piersi potwierdzając swoją upartość, czego nie mógł zobaczyć więc z powrotem luźno je opuściła.

- Ty wcześniej pomogłaś mi, teraz ja pomogę tobie, nic więcej.- podszedł do księżniczki.- Może ci się przydać.- wręczył jej srebrne ostrza i bez słowa ruszył w stronę wyjścia.

Dziewczyna z tęsknotą przyjechała dłonią po połyskującym światłem księżyca metalu. Cieszyła się, że może ponownie mieć go w ręku.

Widząc jednak znikającą sylwetkę William'a, ruszyła jego śladami.

□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□

Cóż to się dzieje 😆
Czy Will na pewno chce tylko odwdzięczyć się za jej pomóc?

Informacja!
Mam do was prośbę i propozycję.
Otóż myślałam żeby wstawić jeszcze jeden rozdział w poniedziałek, tak na zakończenie wakacji 😢
Chcecie?

I teraz przechodzę do prośby by każdy z was zostawił po sobie jakiś znak. Chce dowiedzieć się ile osób tak naprawdę czyta tę książkę. A jak wiecie wattpada lubi dodawać kilkoro czytelników 😅
Może być to komentarz bądź gwiazdka.
Koniec ogłoszeń 😁
Dziękuję 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top