Rozdział 12
Następnego dnia już od samego świtu w podziemiach panowała napięta atmosfera. Wszyscy szeptali pomiędzy sobą, roznosząc coraz to nowsze plotki.
Gdy Natalie weszła na stołówkę, wszystkie głosy momentalnie ucichły. Speszona taką reakcją, przemknęła odebrać swoją porcję obiadu i usiadła przy pustym stoliku. W żółwim tempie zaczęła spożywać swój posiłek. Ale ciężko jej było wytrzymać spojrzenia niektórych osób. Całkowicie nie wiedziała co było tego przyczyną. Przez to wszystko straciła apetyt i gdy już chciała odejść od stolika, usłyszała dźwięk szurającego krzesła zaraz obok niej.
- Hej, a ty dokąd się wybierasz, prawie nic nie zjadłaś.- uśmiechnięty Sean przysiadł się do stolika przy którym siedziała.
- Ja...- wydukała. Zaskoczył ją swoim nagłym pojawieniem się. Przeważnie szefowie siedzieli przy specjalnym stole im przeznaczonym.- Jakoś straciłam apetyt.- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Nie przejmuj się tymi plotkami. Jeszcze nie wiemy kto je rozpowiada, ale zajmujemy się tym.- obejrzał się wokół i posłał wrogie spojrzenie wszystkim, którzy im się przyglądali, na co odwrócili wzrok i wrócili do swoich poprzednich rozmów.
- Jakie plotki?- zaciekawiła się.
Jednak Sean'owi to pytanie przeleciało obok ucha, a jego wzrok utkwiony był w nowo przybyłej osobie, która weszła do pomieszczenia. Był nią William. Chłopak wstał i energicznie przywołał go ruchem dłoni. Ku jego zaskoczeniu mężczyzna ochoczo skierował się w ich kierunku. Uważnie obserwując dziewczynę.
Po chwili usiadł nie witając się i założył ręce na piersi wpatrując się w Natalie.
- Więc?- zapytał, a zdezorientowana księżniczką zmarszczyła brwi.
- Więc co?
- Co masz na swoją obronę?- jego ciemne czekoladowe oczy utkwione były w piwnych tęczówkach Natalie.
- Chyba nie rozumiem?- przerwała kontakt wzrokowy. Czuła, że gdyby utrzymała go trochę dłużej, jego przeszywający wzrok odkryłby wszystkie jej sekrety.
- Myślałem, że słyszałaś te plotki.- zmarszczył brwi Sean.
- Nie miałam okazji.- Natalie wczesnego wybrała się na salę treningową. Chciała pokazać Will'owi, że mylił się co do niej. Czuła wewnętrzną potrzebę udowodnienia mu tego.
- Zapewne słyszałaś, że ostatnio wokół naszej siedziby zaczęła krążyć straż. I zwiększyły się ich ataki. Jakby wiedzieli gdzie i kiedy akurat uderzymy. Podejrzewamy, że mamy kreta. Nie wiemy kto to jeszcze jest, ale ktoś rozpowiada...- urwał niepewny.
- Krążą plotki, że masz coś wspólnego z tymi atakami.- odparł chłodno Will.
- Co?- odparła lekko piskliwym ze zdziwienia głosem. Serce bijące w jej klatce piersiowej przyspieszyło. Zastanawiała się skąd w ogóle taki pomysł.
- To jeszcze nie koniec, sądzą że nie tylko z nimi współpracujesz, ale sama jesteś wampirem.
Wpatrywała się w Sean'a szeroko otwartymi oczami.
Nie, nie, nie, to nie może się dziać.- kotłował się jej myśli.
- Ale przecież ja... przecież to niemożliwe.- starała się wybrnąć z tej sytuacji.
- Na razie nie mamy podstaw żeby cię osądzać, ale na wszelki wypadek przeprowadzimy test by odkryć czy plotki są prawdziwe.- ton głosu William'a był szorstki, ale oczy z łagodną ciekawością skanowały twarz księżniczki.
- Kiedy odbędzie się ten t-test?- starała się sprawiać wrażenie wyluzowanej, by nie dać poznać po sobie zdenerwowania przez sytuację w jakiej się znalazła, lecz głos zadrżał jej pod koniec.
- Najlepiej jak najszybciej, myślę że za dwie godziny powinniśmy mieć wszystko gotowe.- Sean zerknął na Will'a by potwierdzić swoją odpowiedź. Ten skinął jedynie głową.
- No dobrze, to ja jeszcze skoczę do Kate, zobaczę czy nie ma dla mnie jakiejś roboty.- wstała chcąc odejść, ale zatrzymał ją stanowczy głos Will'a.
- Czekaj,- niepewnie zwróciła w jego kierunku wzrok.- jeszcze sporo pracy przed tobą, a twoje umiejętności pozostawiają sporo do życzenia, lecz ze względu na sytuację, wybierzesz się ze mną po swoją broń.- miał obojętny ton głosu, ale kącik ust drgnął mu ku górze na widok szerokiego uśmiechu, który pojawił się na twarzy Natalie.
- Ale taką, moją własną broń?- niedowierzała, a wewnątrz skakała z radości z nadzieją, że się nie przesłyszała.
- Za dziesięć minut przy głównym wyjściu.
- Dobrze.- udało jej się powiedzieć to słowo ze spokojem, chodź całkowicie nie pasowało to do tego co wtedy czuła.- Pójdę jeszcze tylko po kurtkę.- odniosła jeszcze tace z niedokończonym obiadem i niemal wybiegła ze stołówki.
Długo zwlekał, aby podarować jej własne ostrza. Nie przez podejrzenia, których zresztą wobec niej nie miał. Lecz przez obawę. Radziła sobie coraz lepiej, jednak nie potrafił stworzyć warunków takich jak w prawdziwej walce z wampirem. Oni są szybcy, silni i zwinni. Gdy dostanie broń, będzie musiał zacząć wysyłać ją na misje. A bał się, że może z niej już nie wrócić.
William przez cały ten czas obserwował ją z delikatnym uśmiechem na twarzy. A gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami, jego uwagę zwrócił siedzący naprzeciwko niego Sean, który z szerokim uśmiechem patrzył w jego kierunku.
- No co?- odparł ponownie przybierając maskę.
- Uśmiechnąłeś się.
- I co? Chyba mam do tego prawo.
- Oczywiście że masz, tylko nigdy nie robisz tego w czyimś towarzystwie.- William przewrócił oczami i wstał z krzesła.
- Nie próbuj znowu tego robić. Nie wiem co sobie myślisz, ale się mylisz. I nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.- warknął w jego stronę.- Chyba masz dość po ostatnim razie.
Po tych słowach wyszedł nie oglądając się za siebie.
<~♡~>
Natalie w dużo lepszym nastroju zamierzała korytarzem w ustalone miejsce. Nie zwracała nawet uwagi na oglądających się za nią ludzi.
Gdy już była prawie na miejscu z daleka ujrzała Will'a. Mężczyzna spoglądał do swojego notesu mrużąc oczy.
- Już jestem.- oświadczyła radośnie dziewczyna.
- Świetnie, chodźmy.- odpowiedział jak zwykle beznamiętny głosem.
Nie ociągając się, wyszli wąskimi schodami na zewnątrz.
- To, gdzie idziemy?- wyczekiwała odpowiedzi z iskierkami w oczach.
Choć z początku przerażała ją myśl o ostrzu, które trzymałaby w dłoni podczas walki, teraz nie mogła się tego doczekać. Nie była pewna czy zdobędzie się na odwagę by zranić wampira, ale nie chciała już być tą która zawsze trzeba było bronić. Teraz to ona chciała być drapieżnikiem. W końcu została do tego stworzona, a do tej pory opierała się temu z całych sił.
- W las.- odparł krótko.
- Wiesz że nie o taką odpowiedź mi chodziło.- jej entuzjazm zmalał odrobine i zmarszczyła nos zdenerwowana.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- drażnił się z nią.
- Tak tak, gadanie. Idziemy?- niecierpliwiła się.
- Chodź.- pokręcił niedowierzając głową, a delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy gdy tylko odwrócił się plecami do dziewczyny.
Niemałym zaskoczeniem okazało się dla Natalie, że mierzyli oni do małego domku z własnym gospodarstwem.
- To tutaj?- zapytała chcąc się upewnić.
- Nie, ale tutaj zdobędziemy dalszy transport.- odpowiedział tajemniczo się uśmiechając.
Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się temu. Pierwszy raz widziała by tyle się uśmiechał. Ciekawa była co jest tego przyczyną, na ogół był raczej szorstki i oziębły. A uśmiech można było zobaczyć u niego tylko, gdy rozmawiał ze swoją siostrą Camillą. Wtedy stawał się innym człowiekiem biła od niego opiekuńczość i ciepło. Już nie wiedziała który Will jest ten prawdziwy. Przybierał coraz to inną maskę, zależnie od sytuacji w której się znalazł. Do tej pory widziała tylko kilka z nich i choć bardzo się starała, nie mogła ustalić kim tak naprawdę jest Will. Był dla niej jedna wielka zagadką. A ona postanowiła ją odkryć.
Kiedy dotarli do domku drzwi otworzyła im starsza kobieta.
- William'ie jak ja cię dawno nie widziałam.- objęła go rękami staruszka.- I przyprowadziłeś ze sobą jakąś młodą damę.- Natalie chciała uścisnąć kobiecie dłoń, lecz ta objęła ją ramionami.
- Będziemy potrzebowali transportu do miasta.
- Cały Will, nawet się nie przywita i już czegoś chce.- machnęła ręką, założyła kurtkę i ruszyła w kierunku stodoły.- Jak wy tam z nim wytrzymujecie.- szepnęła przez ramię do Natalie.
Dziewczyna zaśmiałam się rozbawiona czym zwróciła uwagę mężczyzny, który bez skrępowania zaczął się jej przyglądać.
- Jest ciężko, ale nie mamy innego wyboru.- również szepnęła zasłaniają usta przed wzrokiem bruneta. Ten zmarszczył brwi odwracając wzrok.
Po chwili dotarli do wielkiej stodoły. W środku czuć było niemały odór zwierzęcych odchodów, jednak nikomu zdawało się to nie przeszkadzać. Przechodząc obok sterty siana Natalie zbliżyła się do niej zaciekawiona ruszającą się słomą. Kiedy była od niej o krok z suchej trawy wyleciały dwa małe, brązowe ptaki. Nie spodziewając się tego pisnęła odskakując.
- Te małe rozrabiaki lubią płatać takie figle.- zaśmiałam się kobieta i machnęła zachęcająco ręką.
Kobiety podeszły do jednego z boksów dla koni. Koń był cały czarny z białymi "skarpetkami" i plamką na pysku.
- To jest Prima. Cudowna klacz,- Natalie dotknęła pyska konia dłonią.- a zaraz obok niej jest jej syn i ulubieniec Willa, Parys.- skierowała wzrok na bok i ujrzała mężczyznę stojącego w środku boksu, głaskającego pysk ogiera.- To na nim uczył się jeździć kilka lat temu i spadał z niego na każdej jeździe.- zaśmiałam się staruszka.
- Bo ktoś nawet nie raczył mi wytłumaczyć co mam robić.- przewrócił zirytowany oczami.- Nie wiem jak wy, ale ja pójdę już go przyszykować.
Natalie kiwnęła głową i ruszyła za nim.
- A Ty dokąd?- zmrużył oczy. Często to robił gdy był czegoś ciekaw.
- No po siodło.- teraz to ona nie spodziewała się takiego pytania.- Przecież nie przyniesiesz dwóch zestawów na raz.
- A po co mi dwa? Ty chyba nie zamierzasz wsiadać sama na konia.- prychnął rozbawiony.
- Zamierzam i to zrobię.- zrobiła krok w przód wyprzedzając mężczyznę, ale zdając sobie sprawę że nie wie gdzie iść, cofnęła się.
- Ja nie zamierzam zbierać cię połamanej z ziemi.- zagrodził jej drogę stając przed nią.
- Dla twojej wiadomości umiem jeździć konno.- uniosła dumnie głowę. William przyglądał jej się szukając oznak kłamstwa.
- Dobra, ale najpierw zobaczę jak sobie radzisz tutaj na placu.
Po dokładnym wyczyszczeniu konia i przygotowaniu go do jazdy wyszli razem na plac.
- Dobra może coś tam wiesz skoro poradziła sobie z siodłem.- dziewczyna przewróciła oczami i wsiadła na Primę.
Nie czekając na reakcje bruneta dała znak łydką i ruszyła do przodu.
Po małym pokazie umiejętności zatrzymała się tuż obok Will'a.
- No dobra coś tam umiesz, ale za bardzo siedzisz jej na szyi.- Prychnęła na jego zaczepkę.
- Szło jej bardzo dobrze- kobieta stanęła w jej obronie.- Nie słuchaj go, jak zwykle szuka dziury w całym.- uśmiechnęła się ciepło.
- Za niedługo będzie się ściemniać, a my musimy jeszcze wrócić.- ruszył w kierunku żwirowej drogi.
- Do widzenia.- pożegnała się życzliwie.
- Do widzenia. Uważajcie tam.- staruszka z niepokojem doprowadziła ich wzrokiem.
□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□
Nasi bohaterowie jadą w stronę miasta. Czy dotrą do niego bezpiecznie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top