Rozdział 1
Młoda dziewczyna stała na balkonie swojej komnaty. Jedną ręką opartą o barierkę podpierała swoją głowę. W drugiej natomiast trzymała prezent urodzinowy, którym był wisiorek. Przepiękny purpurowy kryształ, wokół którego oplecione były cienkie niteczki złota. Dostała go od rodziców na dziewiętnaste urodziny, za którymi nie przepadała. Przez swój tytułu księżniczki wampirów, dostawała mnóstwo kosztownych podarunków. Ona za to wolała małą rzecz, przypominająca jej osobę od której dostała owy prezent.
Oglądała z podziwem piękny zachód słońca. Niebo mieniło się pomarańczowo-czerwonymi brawami. Podniosła dłoń z prezentem i przysłoniła nim słońce. Kryształ rozproszył promienie tworząc z nich gwiazdę wewnątrz niego. Uśmiechnęła się na ten widok, po czym zapięła go na szyi. Cieszyła się, że już kończył się ten dzień pełen sztucznych uśmiechów i wymuszonej grzeczności. Nie chodziło tu o służbę, czy mieszkańców zamku, nawet nie o ludzi w pobliskich wsiach. Była miłą i życzliwą dziewczyną o wielkim sercu i uwielbiała spędzać czas z ludźmi.
W przyszłości miała zająć tron po swoim ojcu wraz ze swoim przyszłym mężem, co cieszyło większość poddanych. Wiedzieli, że gdy zostanie królową, nie będzie trzeba obawiać się wojny z ludźmi. Lecz niektórym wizja pokoju nie przypadła do gustu. Uważali, że to wampiry powinny rządzić światem. Dawniej wszczynali bunty napadając na wioski, lecz ojciec dziewczyny rządził żelazna ręką swoimi podanymi. I już po kilku miesiącach zakończyły się dywersje. Czasami zdarzył się jeszcze jakiś głupiec śmiący złamać zakaz atakowania ludzi, jednak szybko zostawał złapany i wtrącony do lochu.
Nienawidziła przemocy, ale wiedziała że jest to nieuniknione pomiędzy tymi dwoma rasami. Wampiry to łowcy, ludzie to ich ofiary. Jednak istniała grupa, która w razie potrzeby interweniowała i łapała wampiry, które postanowiły zaatakować ludzi. Byli to tak zwani łowcy.
Niedawno dowiedziała się, że wampiry również zbierały swoje siły, chcąc przejąć władzę i wywołać wojnę. Podsłuchała kiedyś rozmowę swojego ojca z jego doradcą. I chociaż ciekawa była informacji na ich temat, wolała pozostać w niewiedzy i żyć nie muszą martwić się o ich ewentualny atak. Przerażała ją myśl, że kiedyś będzie musiała zarządzać całą swoją rasą. Ale przecież całe życie poświęciła przygotowaniami właśnie do tego.
- Panienko Natalie, już pora kolacji.- dziewczyna odwróciła się słysząc głos swojej gosposi. Doris była kobietą w podeszłym wieku. Swoje jasno brązowe włosy miała spięte w wysokiego kucyka. Na jej twarzy zaczęły pojawiać się zmarszczki, a z szarych oczu biło ciepło.
- Już idę.- uśmiechnęła się przyjaźnie.
Była bardzo zżyta z kobietą. Kiedy była małą dziewczynką, to ona opiekowała się nią podczas nieobecności matki. Natalie traktowała ją jak swoją babcię.
Wampiry starzały się trzy razy wolniej od ludzi. Do dwudziestego trzeciego roku życia nie dało się rozróżnić człowieka od wampira po samym wyglądzie, jeżeli wampir schował kły i nie miał czerwonych oczu. Natomiast później, gdy normalny człowiek zmieniał się z upływem lat, wampiry pozostawały takie same.
- O czym tak myślałaś kochana?- zapytała opiekunka Natalie. Dziewczyna zawsze rozmawiała z nią gdy coś ja gryzło. Wiedziała, że kobieta umie dochować tajemnicy, oraz doradzić w ciężkiej sytuacji.
- O niczym szczególnym, po prostu cieszę się, że to już koniec tych wszystkich odwiedzin.- powiedziała łagodnie.- Dobrze wiesz że tego nie lubię.- dodała widząc rozbawioną twarz towarzyszki.
- Pamiętam jak kiedyś zamknęłaś się w garderobie żeby nie iść na swoje urodziny.- roześmiała się kobieta.- Narobiłaś nam wtedy sporo problemów, musieliśmy wyważyć drzwi.
- Miałyśmy do tego nie wracać.- zawstydzona zakryła twarz dłońmi.
- Już dobrze dobrze.- Doris uspokoiła ją, ale szeroki uśmiech dalej pozostał na jej twarzy.
Natalie nigdy nie miała bliskiej przyjaciółki, ale nie odczuwała, że kogoś takiego jej brakuje, ponieważ zawsze była obok niej Doris. Dzięki temu, kiedy jej rówieśniczki uganiały się za chłopakami i chodziły na imprezy, Natalie wolała pomagać ludziom z wiosek, lub uczyć się medycyny. W przyszłości jako królowa chciała pomagać innym.
- Smacznego.- powiedziała gosposia, kiedy dotarły do drzwi jadalni. Służącym nie wolno było wchodzić podczas posiłku rodziny królewskiej. Pomimo tego, że rodzice dziewczyny nie mieli nic przeciwko temu, z szacunku dla tradycji trzymali się zasad.
- Dziękuję.- księżniczka kiwnęła głową i weszła do ogromnej sali, na środku której stał wielki drewniany stół.
Wystrój każdego z pomieszczeń w zamku znała na pamięć, ale zawsze wiszące kwiaty nad nimi wywoływały u dziewczyny zachwyt. W zależności od pory roku kwiaty zmieniały swoją barwę. I chociaż z historii, które usłyszała w dzieciństwie o wróżkach które zmieniają im kolor płatków, wiedziała, że to ogrodnicy wymieniali kwiaty dalej starając się by tego nie odkryła, co było dla dziewczyny dosyć zabawne.
Przy stole siedzieli już jej rodzice wyczekująco patrząc w jej stronę. Jednak zanim przystąpiła do kolacji, podeszła do legowiska znajdującego się po jej lewej stronie. Wyciągnęła rękę w stronę dwóch przepięknych feniksów. Zwierzęta te skłoniły się i otarły o jej rękę. Natalie uśmiechnęła się na ten gest ufności. Każdy z członków rodziny królewskiej podczas wkraczania w dorosłe życie zostawał wybrany przez tą cudowną istotę. A przywołać je można było dzięki pieczęci pojawiającej się w dniu urodzin na ciele. Wyjątkiem było, gdy zwykły wampir poślubił członka rodziny królewskiej, wtedy on również otrzymywał ten zaszczyt.
Natalie nie mogła się doczekać, aż w końcu otrzyma swojego kompana. Podziwiała te zwierzęta za ich lojalność i oddanie. Ostatni raz spojrzała na przytulające się do siebie ptaki, przykładając dłoń w okolice serca w miejscu gdzie znajdowała się jej pieczęć, po czym ruszyła w stronę rodziców.
- I jak, podobał ci się prezent?- matka Natalie, Victoria, z zachwytem patrzyła na wisiorek, według niej dodający uroku księżniczce, czemu nie dało się zaprzeczyć.
- Jest piękny mamo, dziękuję wam.- uśmiechnęła się ciepło.
Chwyciła kieliszek i podniosła go do góry. Po chwili obok niej pojawił się młody chłopak z dzbankiem wypełnionym krwią. Wlał połowę kieliszka czerwonej cieczy i odszedł kilka kroków w tył.
- A jak się czujesz po szczepionce, lepiej już?- Victoria była bardzo opiekuńcza wobec swojej córki, co czasami ją drażniło, ale nie zamieniłaby jej na nikogo innego.
- Już dobrze, głowa przestała mnie boleć i nie szumi mi już tak w uszach.- oznajmiła nakładając sobie sałatki warzywnej z białym serem.
- To dobrze, już się bałam że będzie tak jak ostatnim razem.- zmartwiła się.- Może powinnaś zrobić sobie dłuższą przerwę, na pewno dobrze ci to zrobi.
- Victorio, dobrze wiesz że szczepionki musi brać do dwudziestego trzeciego roku życia.- odezwał się do tej pory milczący ojciec Natalie, Gregor.- Wiem że się martwisz, ja również.- król złapał swoją żonę za rękę, zataczając kółka kciukiem na jej nadgarstku.
Szczepionka o której była mowa, miała zapobiec ewentualnym otruciu członków rodziny królewskiej werbeną. Po ukończeniu siódmego roku życia, raz na dwa miesiące Natalie musiała przyjąć małą dawkę tej rośliny. Pierwsze szczepionki są bardzo wykańczające dla organizmu. Ale z biegiem lat, stają się coraz mniej odczuwalne. Natalie miewała bóle głowy lub wymioty. Jednak ostatnio zaczęły się one nasilać, co martwiło parę królewską.
- Porozmawiajmy z Arthur'em, może niech zmniejszy dawkę?- zapytała z nadzieją Victoria.
Arthur był bratem Gregor'a oraz wujem Natalie. Dziewczyna nigdy nie pałała sympatią do mężczyzny. A stało się to od momentu, kiedy zabrał ją na wycieczkę do lasu. Wtedy miała pięć lat. Było to krótko po koronacji jej ojca. Rodzice byli zbyt zajęci natłokiem pracy, by zaopiekować się dziewczynką. Doris wyjechała na ślub swojej córki, a Arthur zgodził się zaopiekować bratanicą. Kiedy byli już głęboko w lesie, mężczyzna zaproponował zabawę w chowanego, tłumaczył to chęcią nauczenia dziewczynki tropienia po zapachu. Jednak po godzinie, gdy nie umiała go odnaleźć, przerażona Natalie usiadła pod drzewem płacząc. Nie znała lasu i nie wiedziała gdzie ma pójść. Tego wieczoru przechodziła tamtędy grupa odpowiedzialna za łapanie groźnych wampirów. Znaleźli dziewczynkę i rozpoznając w niej księżniczkę, odwieźli ją do zamku. Wtedy przerażony Arthur tłumaczył, że szukał dziewczynki godzinami, ale nie umiał jej nigdzie znaleźć. Jednak niechęć Natalie pozostała do ich wspólnych wypadów.
- Nie musisz się martwić mamo, wytrzymam. Każdy z was to przechodził.- wzruszyła ramionami i nabiła na widelec ostatni kawałek ogórka, po czym włożyła go do ust.
- No dobrze, ale jakby coś się działo, masz od razu do nas przyjść.- król wytarł kącik ust serwetką i wstał od stołu.
Natalie przewróciła z irytacją oczami.
- Jesteś moją jedyną córeczką.- podszedł do niej łapiąc ją w opiekuńczym uścisku.
- Dobrze, przyjdę.- dodała uścisk.- dobranoc.- rzuciła wychodząc z jadalni, chociaż wiedziała, że tej nocy położy się późno spać.
Weszła do swojej komnaty gdzie czekała na nią Doris. Kobieta stała obok łóżka dziewczyny, a w ręce trzymała jeden z podręczników szkolnych do biologii.
- Kolejna część?- spojrzała na księżniczkę unosząc brew.
- Wiesz że to moje jedyne zajęcie, przy którym mogłabym siedzieć godzinami.- burknęła pod nosem dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze.- odłożyła książkę na stolik.- Kąpiel już gotowa, więc ruchy bo woda ci ostygnie.- popędziła ją kobieta.
- Miałabym jeszcze prośbę, mogłabyś mi przynieść nowy zestaw ołówków. Tamte wszystkie się połamały.- skrzywiła się niezadowolona.
Kobieta skinęła głową, a Natalie weszła do zaparowanej łazienki. Gorąco buchnęło z wewnątrz kiedy tylko otworzyła drzwi. Pośpiesznie ściągnęła z siebie ubrania i zanurzyła się w wodzie z olejkiem różanym. Zamknęła oczy relaksując się, bo tego najbardziej potrzebowała w tamtym momencie.
Do głowy przyszedł jej pomysł, aby następnego dnia pójść pomóc Alice, miejscowej lekarce, przy chorych. Ojciec dziewczyny początkowo był sceptycznie nastawiony co do tego pomysłu by Natalie chodziła jej pomagać, ale zmienił zdanie, gdy doszły go słuchy, że ludzie są zadowoleni z jej pomocy, a dziewczyna zbiera coraz więcej pozytywnych opinii na swój temat.
Słysząc dwukrotne pukanie do drzwi wiedziała, że powinna wyjść już z kąpieli. Szybko umyła całe ciało oraz włosy i wyszła wycierając się dokładnie ręcznikiem. Założyła na siebie długą przewiewną nocną koszulę, oraz czystą bieliznę. Wyszczotkowała jeszcze zęby i przetarła włosy bawełnianą ścierką.
Kiedy wyszła, zauważyła na łóżku siedzącą Doris, która czekała na nią z szczotką do włosów w ręce. Kobieta zawsze czesała jej włosy po kąpieli. Teraz było tak samo, służka z ogromną delikatnością rozczesywała pojedyncze pasma jej kasztanowych włosów, by na koniec zapleść je w luźny warkocz.
- Dziękuję.- Natalie uśmiechnęła się życzliwie i zabierając nową paczkę ołówków oraz zeszyt, weszła pod kołdrę.
- Miłej nocy.- Doris uśmiechnęła się ciepło i słysząc te same słowa z ust dziewczyny, wyszła z komnaty cicho zamykając drzwi.
Księżniczka nie czekając, zagłębiła się w świat nauki, który ją tak fascynował.
□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□●□
Jest pierwszy rozdział 😀🎉
Pierwszy raz pisze z perspektywy trzecioosobowej, więc jeżeli macie jakieś rady to chętnie takie przyjmę.
I jak wasze zdrowie?
Mam nadzieję że chociaż trochę umilę wam czas podczas siedzenia w domu 😜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top