Rozdział 6

Po odkryciu prawdy o Severusie już nikt nie chciał się z nim znać. Chwilowo został zawieszony, a ministerstwo badało jego przypadek by stwierdzić, czy nie jest pedofilem.

Przez ostatnie dni czułam się nie za dobrze. Draco cały czas namawiał mnie do pójścia do Skrzydła Szpitalnego, ale nie chciałam tam utknąć, jeśli działo się coś naprawdę poważnego.

Kiedy bóle brzucha zaczęły się nasilać i wspomniałam o tym przyjacielowi, on przeraził się i zaczął mówić coraz ciszej.

— Jesteś pewna że... No wiesz... — wyjąkał.

— Hm?

— Nie jesteś w ciąży, co nie?

Spojrzałam na niego z przerażeniem. Nie pomyślałam o tym... Wraz z moimi przyjaciółmi pobiegliśmy do Pani Pomfrey.

Po krótkich badaniach uśmiechnęła się do mnie smutno. Stało się.

— Kto jest ojcem? — zapytał smok, kiedy ja wybuchnęłam płaczem. — Jest możliwość, żeby się dowiedzieć?

— Jedynie ze zgodą Sky. Kochana, masz jakiś pomysł, kto to może być? —  powiedziała szybko Lily.

Przełknęłam głośno ślinę. Jedyną możliwością był Snape, bądź... Trutter. Nie miałam pojęcia, jakim cudem skończyłam z gryfonem, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. A szczególnie przy Draco, który od paru miesięcy jest jego chłopakiem.

— Nie wiem... Ale chciałabym się dowiedzieć. I to bardzo.

Wtedy ktoś z prędkością światła podbiegł do nas. Trutter.

— Draco! Zapomniałeś o naszej randce?

Smok wskazał jedynie na kartkę papieru z zapisanymi wynikami. Twarz Gary'ego od razu stała się purpurowa.

— To nie moje, prawda?

Wszyscy, z wyjątkiem mnie, spojrzeli na niego z przerażeniem.

— DLACZEGO NIBY MIAŁOBY BYĆ TWOJE? — krzyknął smok.

— Wiesz... Niezbyt pamiętam co działo się, kiedy podałeś nam ognistą whisky w twoim domu a następnie poszedłeś do sklepu na parę godzin.

Draco zaczął płakać, a Lily natychmiast go przytuliła. Ja z kolei patrzyłam na Truttera z przerażeniem. To dziecko nie mogło być jego. Ani Snape'a. Nie chciałam mieć z nikim z tej dwójki dziecka.

— No dobra. Czyli opcją numer jeden jesteś ty, Harry? — zapytała Collins, a on spojrzał na nią smutno. Wiedziałam, że kochał Draco, ale nawet gdyby dziecko było jego, to był tylko przypadek.

— Kto jeszcze... — westchnęła Lily.

Nikt  nie zwracał uwagi na szlochającego Draco, oraz mnie. Wszyscy dyskutowali o ojcu dziecka, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.

Kiedy wróciliśmy do pokoju wspólnego, przywitał mnie Blaise.

— I jak? To nic poważnego? — zapytał, patrząc na resztę z przerażeniem.

— Sky jest w ciąży — wyjąkał Drejko, przytulając mnie. Odepchnęłam go szybko i pobiegłam do dormitorium.

— Wiecie kogo to dziecko? — kontynuował Blaise, jednak oni rozeszli się, pozostawiając go bez odpowiedzi.

Powiedzmy sobie szczerze; niestety, ale oprócz Severusa i Gary'ego, ojcem mógł być każdy chłopak ze Slytherinu. Prawie każdy. Tylko ci ładni. 

Schowałam się pod kołdrą powstrzymując się od płaczu. Jeśli ojcem naprawdę jest któryś z nich... w przypadku Snape'a, jak najszybciej chcę się go pozbyć. A jeśli to Gary... będę powodem rozpadu związku Draco! Wszystkie dziewczyny są w dormitorium, ale na mnie nie reagują. Cieszę się z tego powodu, nie chcę wyjść na jakąś histeryczkę. Chociaż, jestem w ciąży, nie wiadomo z kim. Mam prawo płakać. 


Następny dzień zaczęłam pójściem na spotkanie z Trutterem, by przedyskutować, co zrobimy, jeśli to jego dziecko.

— Będę chciał nazwać go Amadeusz. — powiedział Gary z kamiennym wyrazem twarzy. — To bardzo klasyczne, ale gustowne imię. 

— Myślałam o Sarze, to w końcu dziewczynka. Sara Blue, to brzmi tak ślicznie!

— Amadeusz Potter brzmi lepiej.

— POTTER? Przepraszam, ale to moje dziecko. Będzie miało moje nazwisko, nie jesteśmy małżeństwem.

— Jak wolisz. Ale w każdy piątek dziecko będzie chodzić ze mną grać w krykieta, w soboty będziemy odwiedzać filharmonię a niedziele spędzi w szkółce niedzielnej. — oświadczył, podając mi kartkę z wymyślonym przez niego planem.

— Przepraszam, ale ja zaplanowałam inne aktywności dla dziecka. W piątki będziemy oglądać komedie romantyczne, w sobotę będziemy chodzić na zakupy do Primarka a w niedziele odwiedzimy jakieś nawiedzone hotele.

— Phi! To brzmi jak plan dla jakiegoś biednego dziecka kasjera z Burger Kinga, a nie przyszłego wirtuoza!

Kłóciliśmy się następne dwie godziny. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top