Rozdział 1
Usiadłam przy stole Slytherinu. Obok mnie siedziała moja przyjaciółka, Lily Collins, jedząca tosta i owsianke. Popatrzyłam w stronę stołu nauczycieli, przy którym siedział profesor Snape, nauczyciel Eliksirów. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, po czym się zarumieniłam. Nauczyciel przygryzł wargę i mrugnął do mnie. Poczułam jeszcze większe palenie na policzkach. Odwróciłam wzrok na mój pusty talerz.
- Słuchasz mnie? - zapytala Lily, odkładając niedokończoną owsianke.
- Nie. - odpowiedzialam. Jestem typem badgirl. Zawsze maluje sobie mugolskim dlugopisem tatuaze, farbuje wlosy... Jedyne, co mam a nie jest czarne, to moje buty.
Kocham buty, nie wazne jak wygladaja, jaki maja kolor, czy sa wygodne czy nie. Milosci do butow nauczyla mnie prababcia Sue Shoe. Niestety, kobieta zmarla szukajac dzikich swiezakow w lesie.
- Musisz nauczyc sie sluchac innych, chodzac do szkoly. - powiedziala Lily, po czym wypila cala szklanke mleka.
Zasmialam sie, a po chwili ktos kolo mnie usiadł. Najpopularniejszy chlopak z naszego rocznika, Draco Malfoy. No, przynajmniej ze Slytherinu, bo najbardziej popularny byl Garry Trutter, czy jakos tak.
- Chcesz byc moja dziewczyna? - zapytal blondyn, a Pansy Parkinson w tle zaszlochala.
- Nie.
- I dobrze. Jestem gejem.
Legenda glosi, ze tego dnia Pansy Parkinson podciela sobie zyly.
Draco ukradl kolejna szklanke mleka Lily, po czym wypil ja jednym lykiem. Cholera, co wszyscy tak szybko tu pija?
- Co was tak ciagnie do picia substancji wytwarzanej przez krowe z potomstwem by je karmic? - zachichotałam, a Draco kazal mi sie uciszyc. Terry Brotter, czy jakos tak, wlasnie podszedl do naszego stolu.
- Elo Draco.
- Siema ziom.
- Ladnie wygladasz.
- Dzieki.
- No homo.
- Haha... No... - Motter odszedl od stolu, zostawiajac Draco z niezrecznym usmiechem na twarzy.
- Jak ja mam wyznac milosc Potterowi? - zapytal, spogladajac na chlopaka ktory coraz bardziej oddalal sie od nas.
- Masz na mysli Garry'ego Truttera? - zapytala Lily, jedzac kolejnego tosta.
Draco sie zarumienil.
- Nie, kuzwa, Blaise'a. - warknal, a Lily uderzyla go w czolo.
- Co to za slownictwo? Jestes na szostym roku a juz znasz takie slowa?!
Platynowlosy chlopaczyna spojrzal na nia z wyrzutem.
- Nie jestes moja matka, bicz. - po jego slowach, do stolika podszedl Snape.
- Te, Malfoy. Nogi ze stolu. A wy, Collins, Blue, ze mna. - warknal, zostawiajac zdezorientowanego Malfoya samego.
Kiedy przemieszczalismy ciemne korytarze, oswietlane pojedynczymi latarenkami, Lily zatrzymala swoj wzrok na wielkich drzwiach, ktorych na pewno wczesniej tu nie bylo.
- Profesorze Snape, o co chodzi? - zapytala Collins, a ten uciszyl ja.
- Zamknij ryj.
Lilly nie zamknela tylko ryja, a rowniez mozg, bo po chwili lezala na ziemi, z rozkrwawionym kolanem.
- Lekarza! LEKARZA! - wolala, wijac sie z bolu.
Snape zaczal sie smiac, po czym wycelowal w nia swoja rozdzka.
- Sectusempra!
Po chwili, cale cialo Lily zaczelo krwawic, a biedna dziewczyna plakala.
- Panie profesorze! Niech pan jej nie rani! - probowalam go zatrzymac.
- E tam, i tak glupia byla.
Lily zmienila sie w krwawa plame na podlodze, jednak bylam pewna, ze powroci do swiata zywych, zeby zemscic sie na nauczycielu.
Ruszylismy dalej, az dotarlismy do gigantycznych drzwi. Snape uzyl Alohomory, i weszliśmy do srodka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top