Rozdział 3




Rano gdy ten pijak jeszcze spał pojechałam do sklepu i kupiłam mu bułki czosnkowe po czym pojechałam to mojej firmy. Znaczy tak jakby mojej bo prawnym właścicielem jej jest mój brat, ale on zajmuje się gangiem a ja firmą

- Dzień dobry Lilly- powiedziała moja sekretarka

Kiwnęłam głową i weszłam do mojego biura.

Najpierw zajęłam się papierami związanymi z projektem nowej sieci hoteli dla jednego z klientów, a potem przeszłam do spraw z gangu

- Ktoś tutaj się nie wypłaci- powiedziałam cicho patrząc na kwotę długu i życiorys pewnego mężczyzny- Ocho! Pijak, to nie pomagam- uśmiechnęłam się lekko

Nagle ktoś zaczął pukać w szklaną powłokę moich drzwi. Spojrzałam na sekretarkę i machnęłam dłonią by weszła

- Jakaś kobieta mówi że cię zna i chcę się widzieć z tobą

- Przyprowadź ją do mnie- powiedziałam

Gdy tylko wyszła ze spokojem wyrównałam papiery gangu i włożyłam do teczki.

Po chwili zobaczyłam jak sekretarka przyprowadza do mnie dłużniczkę,która miała zacząć prace w kawiarni

- Zostaw nas same- powiedziałam patrząc na kobietę- Proszę siadać


- Dziękuje


- No więc spełniła pani mój warunek? Pani Isabello?

- Tak jak pani chciała

- Świetnie, no to możemy przejść do kwestii formalnych a potem zacznie pani pracę

- Cieszę się

- Tutaj jest umowa, może się pani teraz z nią zapoznać i powiedzieć mi czy coś pani nie pasuje lub niepokoi

- Nie potrzebuje, ufam pani- powiedziała i bez namysłu podpisała papiery

- To nierozsądne z pani strony ufać komuś takiemu jak ja, ale to nie moja sprawa komu pani ufa a komu nie- powiedziałam spokojnie- Od kiedy może pani zacząć?- spytałam


- Nawet od dzisiaj, od razu- powiedziała zakłopotana

- Świetnie no to od jutra- spojrzałam w jej oczy.- Od 9 do 18, kawiarnia znajduje się na skrzyżowaniu ulic nr.19 i 20- powiedziałam- Przyjadę po Panią i odwiozę.- powiedziałam z lekkim uśmiechem

Wcale nie chodziło mi o jej bezpieczną podróż do pracy i spowrotem, chciałam się upewnić czy aby napewno wyrzuciła swojego męża.

- D'dobrze

Przybrałam uśmiech i odprowadziłam ją do wyjścia z wieżowca


- Kylie- zwróciłam się do dziewczyny na recepcji- Wrócę za godzinę, jeśli ktoś będzie coś ode mnie potrzebował umów go na jakikolwiek wolny termin okej?


- Dobrze

Kiwnęłam głową i pojechałam sprawdzić czy mój pijak się już obudził czy jednak mu zafundować te pobudkę



Otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni gdzie już bułek z rana nie było.

Czyli wstał


- James!- krzyknęłam- Gdzie jesteś?


- Ryj Lilly- jęknął żałośnie

- Główka napierdala? Jaka szkoda- powiedziałam


- Tak,tak.. masz jakieś tabletki na ból głowy czy nie?

- Zaraz- powiedziałam i wyciągnęłam z szafki proszek na ból głowy oraz dałam mu szklankę wody

- Dzięki


- Do usług. Wracasz dzisiaj do siebie czy zostajesz?


- Jak pozwolisz to zostanę jak nie to pojadę- powiedział


- James.. jeśli chcesz to może..- zagryzłam wargę bo może mój pomysł mu się nie spodoba

- Zamieszkamy razem?- wypalił przede mną

- Jezuu wyjąłeś mi to z ust- powiedziałam z ulgą


- Praktycznie to mieszkamy razem ale to nie to samo co kupienie wspólnego domu- rzucił


- Jeśli wspólny to musi podobać się nam obu- powiedziałam- Żadnych czarnych ścian!


- Ani różowych dywanów i zasłon- pogroził mi palcem

Uśmiechnęłam się półgębkiem

- Lepiej?-spytałam

- Jakbyś mi tak dała buzii byłoby lepiej

- Pocałuj się z lustrem, też ci pomoże- prychnęłam ale ostatecznie cmoknęłam go w polik

- Zerwałaś się w firmy?

- Tak, a ty do kwatery gangu nie poszedłeś wcale

- Mam wolne do 17 potem jadę z Marie do jednego z dłużników

- Oglądałam dzisiaj papiery o kilku z nich.

- Powinnaś przestać. Dobrze wiesz że mamy od tego ludzi. Dodajesz sobie tylko pracy- powiedział lekko zdenerwowany

- To ty wracasz po nocach a nie ja więc z czym ty masz problem imbecylu?

- Ugh wychodzę- powiedział i serio wyszedł

- Bachor- westchnęłam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top