Rozdział 11
- Wszystko dobrze?- spytałam patrząc na zsapaną kobietę
- Tak, jak najbardziej. Możemy już jechać?
- Tak- mruknęłam i poszłam w stronę wyjścia a ona za mną
James czekał w samochodzie z uśmieszkiem istnego diabła. Zmarszczyłam brwi i wsiadłam do auta.
Po chwili drogi odezwał się kierując wzrok na Isabelle
- Isabelle może chciałabyś coś zjeść? Poszlibyśmy na obiad- uśmiechnął się- Oczywiście z tobą- spojrzał na mnie
- To nie jest dobry pomysł- powiedziałam
- Wolę wrócić do dzieci- mruknęła Isa
Uśmiechnęłam się kpiąco po czym spojrzałam na James'a i pokazałam mu dyskretnie że poderżnę mu gardło jak tylko wrócimy
- Szkoda- burknął i wysadził ją pod dzielnicą
- Co tym sposobem chciałeś pokazać? Jaki to z ciebie gentelmen czy to że jestem zazdrosna?
- Raczej chciałem zaoferować dość pięknej kobiecie obiad w naszym towarzystwie- zaśmiał się
- Mi ich nie oferujesz.. to znak że jestem brzydka jak kura i powinnam nosić maskę na twarzy?
- Nie, oczywiście że nie- powiedział szybko
- Taa, nieważne
- Oschła jak zwykle- mruknął do siebie
- Oj przepraszam bardzo- powiedziałam iście przejęta
- Przyjmuje przeprosiny- ogłosił oficialnym tonem. Strzeliłam sobie z otwartej ręki dłonią i spojrzałam na niego z czystym politowaniem
Gdy dostrzegłam że jesteśmy pod moim domem szybko wysiadłam i otworzyłam drzwi od niego. Rzuciłam torbę na komodę buty byle gdzie, uwolniłam włosy z kitki i poszłam prosto do kuchni. Wyciągnęłam łososia z lodówki, makaron, szpinak,pieczarki i paprykę zieloną.
Zaczęłam przygotowywać obiad. Łososia upiekłam a szpinak, pieczarki i paprykę przydusiłam na patelni łącząc z ugotowanym wcześniej makaronem.
Wyłożyłam wszystko na dwa talerze i zaniosłam do jadalni gdzie siedział już James. Podstawiłam mu jedzenie pod nos i zmęczona usiadłam obok
- Najlepsze co kiedykolwiek ugotowałaś- pokazał widelcem na talerz
- Tsa
- Będe więcej razy się wkurzał to będziesz gotowała jeszcze lepsze obiady
- Nie jestem twoją kurą domową ani kucharką a wkurzać mnie nie radzę Ci.
- Spokojnie- pocałował mnie w policzek
- Jedz i nie gadaj już
- Martw się o siebie
- Znalazłem dom na przedmieściach, przeszklony z basenem i dużym ogrodem. Jak chcesz to mogę ci go pokazać jeszcze jutro
- Szklany sufit?
- Jest w sypialni. W łazience jest ta twoja wymarzona wanna ze światłełkami i wbudowany głośnik do muzyki.
- Serio?- zdziwiłam się
- Naprawdę
- O której możesz mi pokazać ten dom jutro?- spytałam
- O 13:30 pasuje agentowi
- Nam też- powiedziałam i zabrałam nasze puste talerze do zmywarki
- Pojadę do sklepu..chcesz coś?-spytał wchodząc do kuchni
- Żelki
- Okej- uśmiechnął się podejrzanie i wyszedł z domu
******
No gdzie ten kasanowa jest?
Pojechał godzinę temu i jeszcze nie wrócił. Mam nadzieję, że będzie miał wymówkę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top