Rozdział 9
- Jedź najpierw po Isabelle- mruknęłam zwiazując włosy w koński ogon.
- Hę? Po co?
- Żeby ją zawieść do kawiarni. I muszę sprawdzić czy faktyko wyrzuciła męża z domu- przetarłam oczy bo w dalszym ciągu byłam śpiąca
- Właściwie to dlaczego zatrudniłaś kogoś z tej dzielnicy u siebie w kawiarni?
- Jest waszą dłużniczką. Ma dzieci, dobrze wiesz, że czasem pomagam tym którym chce i wybrałam ją.
- Bradley ci coś mówił o tej pomocy prawda?- warknął
- A Brad tam mało rozumie i mało wie o dłużnikach. Myśli, że jeśli wziął to tak samo będzie umiał spłacić. To tak nie działa, ona nawet nie pracowała. Ma męża alkoholika i którego miała wyrzucić dwa dni temu z domu a jednak po pracy on tam był.
- Pójdę tam z Tobą
- Po jakiego garfilda chcesz tam iść?
- Skoro to alkoholik i mężczyzna to niewadomo co może się stać. To nie iest bezpieczne dla ciebie
- Dam sobie radę- wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku kamienicy
Brr..ochydne to miejsce. Chyba zaoferuje jej przeprowadzkę, te dziciaki też by się lepiej czuły
Weszłam na pierwsze piętro i zapukałam do jej drzwi. Otworzyła mi gotowa już do wyjścia Isabelle.
- Mogę wejść?
- Em..dzieci śpią to nie jest najlepszy moment
- Dzieci czy mąż?- zakpiłam i weszłam do środka- Wiedziałam to- mruknęłam gdy zobaczyłam śpiącego mężczyzne na kanapie
- To nie tak jak pani myśli
- Isabelle.. nie wiesz co myślę w tym momencie, ale zawsze mogę ci to powiedzieć. Myślę, że on tu wraca a ty go wpuszczasz i pozwalasz zostać
- Żyłam z tym mężczyzną dwadzieścia lat, nie mam serca by go wyrzucać
- Zastanów się czy jakiś alkoholik który się znęcał nad wami jest wart utraty pracy i lepszego życia
- Masz racje...
- Nie przeszłyśmy na ,,ty,,- przerwałam jej
- Wyrzucę go tym razem, raz i na zawszę
- Pamiętaj.. jeszcze raz go tu spotkam albo ktoś z moich ludzi. Zwolnie cię a ciebie niedługo potem ktoś od dłużników zabije. Osierocisz dzieci, które będą zdane na łaskę alkoholika- powiedziałam surowo- Wychodzimy, po pracy widzę jak go wywalasz stąd na zbity pysk- spojrzałam na nią
- Dobrze- jej głos wydał się załamany a oczy lekko zaszklone
Gadka o dzieciach...wiedziałam, że zadziała na nią..
Wyszłyśmy z kamienicy i skierowałyśmy się do auta. James opierał sie o maskę Mercedesa i gapił sie w telefon. Na jego widok Isabelle się wyprostowała i poprawiła beżową spódnicę.
- James- powiedziałam a ten jakby maska Mercedesa stała się ogniem wstał przestraszony i spojrzał gniewnie na mnie- Jedźmy, musimy zawieść Isabelle a potem mnie do firmy.
- Okej
Isabelle usiadła z tyłu i zapięła pas.. całą drogę patrzyła w stronę James'a a ja w moje lusterko i ją obserwowałam. Co jakiś czas odwracała wzrok, ale potem szybko wracała do mojego Shrek'a
- Jesteśmy pod kawiarnią- poinformował i sie zatrzymał
- Odprowadzę Isabelle i będziemy mogli jechać- powiedziałam i wysiadłam razem z kobietą
- Dziekuje za jeszcze jedną szansę
- Isabelle, mam małą prośbę..-powiedziałam a ta zmarszczyła brwi- Nie zawieszaj oczu na moim facecie bo nie lubie czegoś takiego.- szepnęłam dosadnie do jej ucha po czym z uśmiechem się odsunęłam
- Dobrze- opuściła głowę na dół- Dowidzenia pani- powiedziała i poszła do środka kawiarnii
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top