93


Siedziałam na kanapie dopóki nie zadzwonił dzwonek do drzwi.

Spojrzałam przez okno w kuchni kto to i z niechęcią stwierdziłam że to Wood. Znowu....

Otworzyłam szeroko drzwi a chłopak sam wszedł do środka.

- Po co tu znowu jesteś?-spytałam

- Chce ci coś wyjaśnić- przetarł twarz dłonią po czym spojrzałam na mnie

- Słucham- powiedziałam poważnie

- Wtedy...gdy, no wiesz gdy....- nie mógł się wysłowić

- No tak, wtedy...Coś jeszcze chcesz dodać?

- Chce byś wiedziała że to nie byłem ja. To nie moje słowa...

- Chyba sie naćpałeś

- Wtedy tak, byłem naćpany- spuścił głowę

Otworzyłam szeroko oczy i z niedowierzaniem gapiłam się w chłopaka.

- W co ty grasz?-spytałam go

- W nic. Siłą sie zmusiłem by tu wrócić i ci wytłumaczyć że wtedy mówiłem same debilizmy, byłem naćpany, wcale nie chciałem nas skreślić i tak cie obrażać

- Wiesz co? Siłą to ja sie zmuszam by ci nie wyjebać- powiedziałam z zaciśniętymi zębamy

- Jutro jest zebranie gangu. Bądź na nim kochanie- powiedział i wyszedł

- Nie jestem twoim kochaniem!!- krzyknęłam za nim



       
                             ****



Następnego dnia poszłam na te zebranie ale tylko po to by zobaczyć co może chcieć Wood.

Siedziałam przy stole gdzie zwykle zbierali się wszyscy i czekałam na nich. Nagle drzwi się otworzyły a przez nie wszedli najważniejsi z gangu.

Mój brat przybrał uśmiech na usta ale mi wcale nie uśmiechało się być tutaj.

Ludzie mnie witali a ja tylko kiwałam głową.

- Witam wszystkich- na środku stanął James ubrany w czarny garnitur.

Włosy może i były w tym nieziemskim nieładzie ale to właśnie było niesamowite. On wyglądał w tym momencie jak grecki bóg.

- Wszyscy chyba wiemy po co tutaj się znaleźliśmy- wtedy spojrzał na mnie- Chce opuścić gang- powiedział.

Wszyscy się oburzyli i zaczęli wykłócać.  Miałam dosyć więc z całej siły przypierdoliłam dłońmi o stół

- Zamknąć te pierdolone ryje!- wydarłam się tak mocno jak tylko potrafiłam-Od razu lepiej-uśmiechnęłam się sztucznie

- Stary, myślisz że odejście z gangu będzie rozwiązaniem?-spytał Brad

- Nie, ale będzie bardziej bezpiecznie dla Lily- powiedział


- Czekaj, czekaj... O czym ty teraz pierdolisz kochanie?-spytałam ironiczno-sarkastycznym  tonem


- Pracujesz w twoim domu. Każdy bandyta kojarzy cie ze mną. Mam wrogów,oni chcą cie zabić. Odchodząc moge cie pilnować dzień i noc- gapiłam sie na niego a potem zaczęłam sie śmiać


- Bo sory chuje ale że chronić mnie?- napad śmiechu- To ja spierdoliłam z więzienia, to ja zabijałam ludzi, czasem nieświadomie chroniłam wam dupska a teraz wy chcecie dać mi ochronę?- prychnęłam i wyminęłam wszystkich idąc do wyjścia


Za plecami usłyszałam tylko ,,ide za nią,,...przyśpieszyłam kroku ale James złapał mnie za łokieć.


- Lily, mimo wszystko jesteś dla mnie wciąż najważniejszą osobą w życiu, zabiłbym wszystkich gdyby tobie stała się krzywda. Nie pozwole nawet by ci włos z głowy spadł. Jesteś moim całym światem, całą pieprzoną galaktyką. Moim ciałem,moją duszą, rządzisz mną jak nikt inny. Jesteś wyjątkową kobietą- przez cały czas patrzył mi w oczy


Nie wiem co we mnie wstąpiło ale wpiłam się w jego usta mocno przyciagając go do siebie ciągnąc za marynarkę. James przejechał językiem po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp, którego udzieliłam od razu. Nagle otworzyłam oczy i spotkałam się w jego szarymi tęczówkami

Oderwał się ode mnie wciąż stykając nasze czoła i nosy

- Kocham cie na zabój- szepnął

- Nawzajem- uśmiechnął się i wrócił do całowania mnie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top