86







Zaraz po krzyku brata zostałam przez niego przyszpilona do oparcia kanapy.

Jego oczy były jak węgiel a twarz cała czerwona, kości policzkowe bardziej się wyostrzyły a nozdrza pracowały o wiele szybciej niż normalnie. Ciężki i szybki oddech brata odbijał się od mojej twarzy

Lekko już przestraszona złapałam jego ręce ale on mi je wykręcił z nie małą siłą.

Krzyknęłam z bólu i zagryzłam język.

Bradley'a odciągnął James który chciał mnie po tym przytulić ale się odsunęłam i spuściłam głowę w dół

- Bolą Cię?- spytał i zaczął rozmasowywać bolące miejsca

- Czemu nie jestem wystarczająco dobra dla ciebie?-spojrzałam mu w oczy z żalem

- Jesteś! Kto ci nagadał takich pierdolników?-spytał zły

- Widziałam twoje wiadomości. Wtedy gdy byliśmy u twojego kumpla przyszła wiadomości- spuścił głowe

- To było przed tobą. Jesteś teraz moim światem, jesteś jak odskocznia od tego popierdolonego życia, mam kogo chronić i za kogo podkładać swoje życie. Jesteś jak raj w którym można zostać na zawsze. Jesteś moja.- powiedział patrząc mi głęboko w oczy

Albo ja miałam takie wrażenie bo aż mnie głowa zabolała na chwilę

- Czyli...- zaczęłam kręcić palcami

- Jesteś moja a ja nie zdradzam ciebie. Wiem że wtedy byłbym trupem- zaśmiał sie

- Właściwie to tak. Nie wiem czy to ja bym cie osobiście zabiła czy bym wynajęła jakiegoś pojebańca który by odcinał ci kawałek po kawałeczku części ciała. Być może sama bym się w to pobawiła- zamyśliłam się

- Pomocy!!!- zaczął biegać ala przerażony po willi i krzyczeć

Siedziałam tak i go obserwowałam dopóki nie  pierdolnął w ściane.

Minęłam brata z pchnięciem ramieniem i pomogłam James'owi wstać z ziemi

Z nosa zaczęła mu lecieć krew dlatego od razu zaprowadziłam go do Miko

Chłopak gdy zobaczył mojego chłopaka strzelił sobie z otwartej ręki w czoło i pomasował je

- Siadaj ty ofiaro losu- kiwnął z politowaniem i wyciagnął waciki oraz wode utlenioną

Przemył rane i wsadził dwa kawałki wacików do nosa James'a po czym mogliśmy wyjść

-  choć się położyć ofiaro losu- zaśmiałam sie i poszłam z nim do jego pokoju

- Skąd mam mieć pewność że się nie obudzie przywiązany do jakiegoś stołu a ty nie bedziesz chciała mnie pociąć?

- Nigdy nie masz pewności- powiedziałam i rzuciłam sie na jego łóżko

-  W pocieszeniach to marna z ciebie dziewczyna

- Nie gadaj tylko sie połóż obok mnie i śpij- poklepałam miejsce obok mnie a chłopak ściągnął koszulke ukazyjac swój umięśniony tors po czym spojrzał na mnie ale ja jakoś byłam zainteresowana tylko mięśniami

- Oczy mam wyżej skarbie- zaśmiał się

- Co mnie oczy! Ja mam tu lepsze widoki!- krzyknęłam


















































Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top