20

Weszłam do pokoju i pierwsze co zobaczyłam to porozrzucane kartki na biurku i moje ciuchy porozwalane na ziemi. A w środku zamieszania na łóżku siedział mega wielki labrador który zajmował większą połowe łóżka.

Wesoło merdał ogonkiem ten brązowy zwierz. Tak właśnie, zawsze chciałam czekoladowego labradora a nie tego z jasną sierścią...

Z piskiem przytuliłam zwierzaka po czym zbiegłam na dół. Mocno przytuliłam  Marie. Moje oczy były jak szklanki a łzy zaplamiły jej ramię.

- Ejj a my też go kupywaliśmy- oburzył się tchórz

- No i co??- spytałam śmiertelnie poważnie- Nie podziękuję ci- burknęłam- Wood też?- spytałam

- Też- szepnęła Marie

Podbiegłam do Wood'a i lekko przytuliłam bo mam obrzydzenie. Jednak chłopak z szatańskim uśmiechem przyciągnął mnie bliżej i mocno zatrzasnął w ramionach

- Puszczaj mnie ty chuju- warknęłam

Zdziwiony chłopak odsunął się ode mnie i skanował moją twarz

- Chora jesteś??

- Nie

- Nigdy nie przeklinasz. To jakim cudem teraz??- spytał

- Aa o to ci chodzi. No nie wiem, tak jakoś- wytłumaczenie do dupy

Chłopak zmrużył oczy i zacisnął wąsko usta patrząc na mnie podejrzliwie. Po chwili chyba wpadł na genialny pomysł bo znowu otworzył normalnie oczy i wyciągnął telefon

- Do kogo dzwonisz??- spytałam gdy zobaczyłam jak przykłada telefon do ucha

- Hej Mad- tylko nie to- Może chcesz dzisiaj wpaść do nas i razem byśmy poświętowali urodziny Lily?- spytał a z drugiej strony było słychać wyraźne zainteresowanie

- James nie- ostrzegł mój brat ale chłopak go nie słuchał

- O 19- podał jej godzine i rozłączył się

W oczach miałam łzy, a moja twarz wyrażała wściekłość

- Nienawidzę cię- syknęłam i uciekłam na góre do mojego pieska.

Mocno go przytuliłam i zaczęłam szlochać. Pies wyczuł że coś jest nie tak i polizał mnie po policzkach.

- Lily- do pokoju weszła Marie- Co się stało? Czemu tak powiedziałaś?- spytała ciepło

- Siadaj opowiem ci coś

****

Gdy skończyłam dziewczyna miała szeroko otwarte usta a jej mina wyrażała istny szok.

- Czyli byłabyś idealną partią dla Wood'a- pisnęła gdy oprzytomniała

- Ani mi sie śni- warknęłam

- Spokojnie. Musisz to powiedzieć reszcie- powiedziała

- Nie musi- nagle do pokoju wszedł Wood a za nim reszta chłopaków

- Podsłuchiwaliście!???- wydarłam się

- A co ty nigdy tego nie robiłaś?- spytał chamsko

- Odejdź sobie Wood.- szepnęłam patrząc na swoje ręce

- Wszyscy wyjść- rozkazał po czym pchnął mnie na ściane gdy wyszli- To co masz mi teraz do powiedzenia co?- warknął wkurzony- Okłamywałaś wszystkich. Udawałaś kogoś kim nie jesteś!!- krzyknął

- Zajmij się czymś innym niż ocenianiem mnie!!!!- krzyknęłam

- Nigdy nie chciałem cie oceniać, ale teraz to zrobie. Jesteś zwykłym nic nie wartym ścierwem. Szkoda że cie nie zgwałcili- warknął- Nawet przeze mnie nikt sie nie zabił!- krzyknął

Zmarszczyłam brwi. Bo przeze mnie nikt nie popełnił samobójstwa. To przez Madison to robili to ona niszczyła ich do końca

- Kto ci nagadał takich bzdur??!!- krzyknęłam- Nikt przeze mnie sie nie zabił. To przez Madison to robili!!!- krzyknęłam- na skraju wytrzymałości

Nagle zrobiło mi się słabo a przed oczami migały mi czarne plamki. W końcu nie było już niczego oprócz zagłuszonych krzyków.

"**********"

Zaczęłam słyszeć jakieś głosy a na mojej ręce było coś mokrego. Chciałam otworzyć powieki ale to było na nic.

- Musimy zawieźć ją do szpitala- znam ten głos. Głos osoby której nienawidzę

- Zaraz powinna się obudzić nie panikuj tak- to był chyba Reece

Poczułam jak ktoś łapie mnie za ręke i lekko głaszcze. Starałam się znowu otworzyć oczy i tym razem mi się udało.

Omiotłam wzrokiem mój pokój aż zatrzymałam się na Wood'zie który trzymał moją dłoń

- Idź stąd- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy- Nie chce cie znać

- Lily ja...- chciał coś powiedzieć dalej ale ja powoli wstałam i z mocnym zamachem sprzedałam mu liścia.

Koniec miłej Lily do poniżania

Teraz będzie tylko gorzej

Stara i nowa ja to wcielenie diabła bez sumienia

Nic mnie nie zmieni

- Lily- Powiedział mój brat- Nie bądź tamtą zimną suką. Miałaś się tu zmienić. Miałaś być lepsza.- westchnął zawiedziony

- Chciałam- mruknęłam i spojrzałam na James'a- Ale ktoś to zniszczył- zaczęłam się śmiać jak szatan- On to kurwa zniszczył- nagle mój śmiech przerodził się w warczenie

- Nie!- krzyknął Bradley- Lily Wszystko miało się zacząć od nowa. Nie psuj tego tym co zrobiłaś kiedyś!-krzyczał dalej

Uśmiechnęłam się słabo i wyminęłam ich.

- Gdzie ty idziesz??- krzyknął za mną

- Wracam do Fill'a musze trenować- na twarzy mojego brata pojawiło się przerażenie i szok

- Nie- szepnął- Nie zrobisz tego- w jego oczach dostrzegłam malutkie łzy

- Nie chce być zginął- odpowiedziałam zgodnie z prawdą bo wiem że to właśnie on byłby kolejną ofiarą

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top