17

Wróciłam do pokoju gdzie znowu położyłam się na łóżku. Mimo że Wood' owi udało się mnie rozśmieszyć dalej płakałam.

Straciłam dwie osoby które były prawie najważniejsze w moim życiu. Prawie bo najważniejsza zawsze była i jest moja babcia no i ten tchórz.

Mimo że moi rodzice nie byli zawsze ideałami, często wychodzili, obchodziły ich tylko pieniądze ale my nas nie traktowali jak balast. Chcieli nam pokazać jak nas kochają.

A ja?  Ja to wszystko zniszczyłam moim idiotycznym zachowaniem. Gdybym nie była taka głupia. Gdybym nie chciała wtedy tych pieprzonych narkotyków to teraz byśmy pewnie siedzieli w domu i oglądali telewizor z  gorącą czekoladą a ja wpatrywałam by się szczęśliwa w płomien który rozbłyskałby się w kominku.

Ale  tak nie jest. Bo wszystko spieprzyłam. To ja powinnam być na ich miejscu. Nawet nie wiem jak umarli. Nie wiem co im się stało. Kiedy?Jak? Gdzie?

Teraz sobie uświadomiłam że nic nie wiem o ich śmierci.

Zbiegłam na dół zmywając łzy z policzków. Wparowałam do salonu a znowu cała dziesiątka spojrzała na mnie jak wtedy w parku gdy uderzyłam brata.

- Lily?!-spytał niepewnie mój brat

- Jak oni umarli??- spytałam bez zbędnego tłumaczenia. Widziałam jak spuścił głowę i pokiwał na boki dając mi do zrozumienia że nie powie mi- Jak??!!!- krzyknęłam na cały dom

Zaniepokojony Brad podniósł głowę i spojrzał na mnie dziwnie.

- Postrzelili ich- wynaśnił krótko- Lily..- chciał powiedzieć coś ale mu przerwałam

- Wiesz kto czy nie?- syknęłam

- Nie, nie wiem.

- Zostawili coś po sobie.- spojrzał na mnie pytająco- Zabójcy- westchnęłam ze wściekłym wzrokiem

- Nie- powiedział szybko po czym się zamyślił- Zostawili- westchnął gdy se coś przypomniał- Na ścianie czerwoną farbą był namalowany wielki iks w nawiasie- gdy to wydusił zachłysnęłam się powietrzem a Wood podbiegł do mnie i mi pomógł się ogarnąć

- Wiesz kto to- stwierdził trochę za głośno niż miał bo każdy automatycznie spojrzał na mnie

- Nie wiem- skłamałam

- Kłamiesz- syknął

- Nie mam siły- załkałam- Nie chce tu być. Wszystko mi przypomina ich!- jęknęłam rozpłaczliwie.

- Wyprowadzimy sie- wtrącił Bradley

- Skąd weźmiesz pieniądze? Zabiorą mnie tobie- szarpnęłam się w strone brata i już po chwili byłam w jego silnych i ciepłych ramionach......

- Będzie dobrze. Ty nie musisz się o nic martwić. Będe cię chronił bardziej niż żołnierze Królową Elżbietę.- zaśmiał się cicho

- Nie mam jeszcze tylu lat- wydęłam usta

- Masz- cmoknął mnie w policzek

- A cicho bądź- westchnęłam

Oderwałam się od niego i zostałam porwana na góre przez Camerona, ale widziałam jak Wood też wstał z kanapy ale nie szedł za nami

Cam posadził mnie na moim łóżku po czym mocno przytulił. Zdziwiona oddałam czułość i mocno wczepiłam się w niego.

- Pójdziemy kiedyś na kawe czy coś?- spytał lekko zawstydzony

- Czy coś?!- uśmiechnęłam się lekko co chłopak odwzajemnił

- Czy coś- powtórzył z uśmiechem i niespodziewanie mnie pocałował.

Nie mogłam nic zrobić. Siedziałam tam jak słup soli. To co zrobił zszokowało mnie i to bardzo ale w końcu oprzytomniałam oraz oddałam pocałunek.

Nagle wszystko się skończyło za sprawą Wood'a który odciągnął Cama ode mnie. Wściekły strzelił chłopakowi w twarz a gdy chciałam podejść do Camerona to Wood pokazał mi ręką że nie mam się wtrącać

- O co ci chodzi!??- spytał Cameron bruneta

- Kurwa!! Dobrze wiesz o co!! Zrezygnuj z tego inaczej będziesz miał  problem.- warknął i wyszedł rzucając mi ostatnie i chłodne spojrzenie.

- Nic ci nie jest??- podeszłam do chłopaka

- Wszystko okej- uśmiechnął się

- O czym on mówił??- chłopak się  spiął i powiedział że musk coś najpierw załatwić

I takim oto sposobem zostałam kolejny raz z moimi własnymi myślami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top