'ziemia'

Zafascynowana opkami o szkole żywiołów czy coś takiego postanowiłam stworzyć coś podobnego bez zupełnie sensownego powodu, ale znając mnie to nie wyszło dobrze. Cringe, więc jak ktoś chce to analizować, to proszę, ale jest nieajtualne
dziwne.
Było to stosunkowo niedawno (czerwiec 2021? wiosna, lato, te okolice.)

26 sierpnia
A więc, nazywam się Tasha i mam piętnaście lat. Trochę mało, jak na osobę która chce być już dorosła i samodzielna, ale trochę za dużo na uczennicę podstawówki. Nie chciałam iść do żadnej szkoły w Polsce. Nie chodzę, aktualnie, do szkoły, chociaż obowiązuje mnie nakaz uczenia sie aż do 18. roku życia. Niestety, moje zdolności są zbyt niebezpieczne.
Czy cokolwiek jest bezpieczne w pobliżu osoby która włada jednym z żywiołów dwadzieścia cztery godziny na dobę?... I na dodatek go nie kontroluje?
No raczej nie.
Na pewno nie.
Gorzko przekonała się o tym moja przyjaciółka, kiedy pogrzebałam jej nogę pod ziemią i miała potem z tym spore problemy.
Muszę nauczyć się kontrolować swoją moc.

Dziewczyna zamknęła pamiętnik i westchnęła. Nic nie układało się dobrze, odkąd dwa miesiące temu zaczęła poruszać ziemią. Niekontrolowane trzęsienia zdarzały się w  chwilach gorszego humoru i przewróciły życie Tashy do góry nogami. Nawet najlepsi przyjaciele i chłopak ktoremu się podobała, zaczęli jej unikać.
Nikt nie oskarżył jej o magię, ale wszyscy wiedzieli. Wiedzieli, że lepiej trzymać się z daleka od tej ciemnowłosej wiedźmy.

- Tasha, skarbie! Czy możesz przyjść tu do nas na chwilę? - dziewczyna usłyszała wołanie mamy i westchnęła zrezygnowana. Pewnie kolejna nowa, idealna szkoła czekająca tylko na takich uczniów jak ja - pomyślała, niechętnie odkładając mały zeszyciki pod łóżko i wlokąc się do salonu.
- Taak, co się stało? - przeciągle ziewnęła, w końcu była dopiero godzina ósma.
- Ta pani zawiezie cie za trzy dni do twojej nowej szkoły z internatem! - radośnie wykrzyknęła mama, wskazując na niewyraźna postać w ciemnym rogu pokoju - nie wiedziała z jakich powodów ale zawsze panował tam półmrok.
- Witaj, Tasho - przywitała się nieznajoma, postąpiwszy krok w przód, wyłaniając się z cienia. Podała jej rękę, życzliwie się uśmiechając. Sprawiała całkiem mile wrażenie...
Kobieta była typowa blondynką, niebieskie oczy i jasna cera. Ubrana była na czarno i sprawiała wrażenie wyjętej z innego miejsca i epoki.
Włosy, uczesane w kok, były gęste ale dość krótkie. Tasha mogła zauważyć delikatne, skrzętnie ukrywane znaki starzenia. Ledwo dostrzegalne siwe włoski zaczęły pojawiać się już pare miesięcy temu.
- Lambre, i mam nadzieję, że... - kobieta coś mówiła. Na twarzy Tashy pojawił się rumieniec, zagapiła się.
- Przepraszam, zamyśliłam się! Czy mogłaby pani powtórzyć? - spytała, uśmiechając się z zakłopotaniem. Często zdarzały się jej chwilę nieprzytomności przy ludziach, a gdy się z nich wybudzała, było za późno na przeprosiny. Na szczęście, jeszcze ani razu nie zdarzyło się to przy nauczycielce fizyki z podstawówki - poza tym, że była surowa i "jakaś taka dziwna" nic ciekawego nie było w niej do rozważania. Zero pola dla wyobraźni.
- Nazywam się Saya Lambre i żywię wielką nadzieję na to, że dołączysz do mojej szkoły! - powtórzyła uprzejmie nieznajoma. - Razem z twoimi rodzicami uzgodniliśmy, że posiadasz odpowiednie zdolności do tego celu! W tym liceum uczymy osoby wybitnie wykształcone, odstające od rówieśników.
Na chwilę Tasha wstrzymała oddech. Czyżby wiedzieli o jej tajemnicy i żywiole? Nie mówiła rodzicom, znając ich od razu napisaliby do piętnastu sąsiadek na facebooku.
- Czy to... - zaczęła, ale Saya nie dała jej dokończyć.
- Zostałaś wybrana że względu na uzdolnienia plastyczne i sportowe.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Kątem oka zauważyła jednak błysk w oku kobiety. Ponownie się spięła, wyraz twarzy Sayi mówił: "Tajemnica".
- Taak... bardzo dzięku-ję... za... zaszczyt- ale myślę że...
- Nie ma tu nic do myślenia - objął ją ramieniem ojciec. Już zapisaliśmy cię to tej szkoły.
- KIEDY? - z zaskoczeniem wypisanym w ruchach wbiła ostre spojrzenie w rodziców, przesuwając z ojca na matkę.
- No cóż, tydzień temu.
- I NIC MI NIE POWIEDZIELIŚCIE? - wydarła sie na nich.
- Tak jakoś wyszło - próbowali się usprawiedliwić, ale tracili grunt pod nogami.
- Spokojnie, spokojnie! - wtrąciła się Saya. - Czy mogłabym porozmawiać z Tashą na osobności?
- Ależ tak, proszę bardzo! - wykrzyknęli zadowoleni rodzice, nie musząc dłużej odpowiadać na pytania córki.
- Proszę za mną - mruknęła dziewczyna i udałam się na taras.

Była późna wiosna, ale pogoda istnie letnia. Róże, które parę lat temu sadziłam naokoło tarasu z mamą rozrosły się, nie zostawiając miejsca astrom ani lwim paszczkom.
Wskazała ręką gościowi plecione z wikliny krzesło, opadającą na drugie.
- O czym chciała pani porozmawiać? - zapytała uprzejmie, wpatrując się w bezchmurne niebo.
- Czy mogłabyś pokazać mi swoje ramię? Prawe ramię... - podniosła wzrok. - Nie, nie to ramię, drugie...
Tasha podwinęła rękaw. Jej ręka nie wyróżniała się niczym szczególnym, poza znaczkiem w kształcie koła.
Kobieta mruknęła coś do siebie, słychać było tylko
"ziem... to ona... Może być..."
- Zapewnie w ciągu ostatnich kilku tygodni zdarzały ci się... ekhm, dziwne wypadki. - zaczęła temat.
- Owszem. - krótko odparła dziewczyna.
- Prawdopodobnie rodzice nie powiedzieli ci, że jesteś adoptowana.
- Niestety, nie powstrzymali się przed zdradzeniem tego mi gdy miałam sześć lat - prychnęłam. Tata zachorował wówczas na coś dziwnego i majaczył, przywołując osoby i wydarzenia z przeszłości, w tym moja adopcję. Przepłakałam po tym cały dzień, ale wiem że rodzice, chociaż nie są prawdziwi, nadal mnie kochają.
- Tak... Właściwie to tyle chciałam wiedzieć, pójdę ustalić potrzebne szczegóły z panią Ritą Hing i za trzy dni ponownie przyjadę po ciebie aby zawieźć cię do internatu.
Nieco zbita z tropu krótką rozmową Tasha przytaknęła.
- Do zobaczenia... - szepnęła, kiedy Saya stała w drzwiach. - Kryje się za tym coś dziwnego...

Trzy dni później
29 sierpnia
Przylazła, polazła. Może to był tylko żart? Powinna przyjechać dzisiaj i mnie zabrać. Tymczasem dochodzi siedemnasta i nic. Będzie trzeba przywyknąć że to oszustwo.
Czy ona coś wie na mój temat? I co interesowało ją moje ramię? Mam nadzieję że mama i tata nie popełnili żadnego głupiego błędu...
Muszę przejrzeć jeszcze raz wszystkie bagaże. Lepiej żeby wziąć pare dodatkowych rzeczy niż zapomnieć o szczotecce do zębów...

- Dzień dobry, już jestem! - nie czekając na zaproszenie, Saya wcisnęła się do domu pomiędzy liczne przygotowane walizki.
- Jestem dzisiaj sama w domu, reszta pojechała do pracy - powiedziała Tasha, wliczając w to także starszego brata, który w domu przebywał chyba tylko po to żeby spać za darmo.
- Twoje bagaże muszą zmieścić się na tym wózku - kobieta otworzyła szerzej drzwi, ukazując rozklekotany pojazd wielkości taczek.
Bagaże nie sprawiały wrażenia dostatecznie małych, aby móc wszystkie sie zmieścić, dziewczyna opróżniła jedną z torb i, choć z trudem, udało sie wszystko upchnąć.
- Musimy teraz dojść na stację pociągów. Nie pamiętam drogi, czy mogłabyś mnie zaprowadzić? - spytała Saya, idąc w nieokreślonym kierunku.
- To w drugą stronę  trzeba zawrócić.
- Ach, tak.
Przez jakiś czas szły w milczeniu. Tasha obserwowała otaczający ja krajobraz, zastanawiając się, kiedy znowu tu wróci. W końcu nie będzie mogła przyjeżdżać codziennie po szkole, ale raz w tygodbiu... Kobieta jakby zgadując jej myśli, pokręciła głową.
- Fatris jest o jakąś dobę drogi stąd.
- Szkoda.
Ponownie zapadła cisza.

Droga przemknęła spokojnie, nie licząc małego szoku, gdy Tasha nie mogła znaleźć szczoteczki do zębów.
- Więc jednak ją wyjęłam - westchnęła ponuro. - Trudno.
Na szczęście można było spać w wagonie, dlatego gdy około 15:00 pociąg stanął na miejscu obie czuły się wypoczęte i mogły normalnie funkcjonować.
- Dobrze, przypuszczam, że wzięłaś ze sobą telefon. Musisz przejść tą trasą - Saya pokazała mapę trzymaną w ręce - i zrobić sobie zdjęcie przy każdym z tych budynków, abyśmy wiedzieli ze orientujesz się w mieście i wszędzie dotarłaś. W ostatnim miejscu czeka na ciebie wskazówka - jak dotrzeć do szkoły.
Tasha położyła mapę na chodniku przy dworcu kolejowym i przyjrzała się jej.
Miasto zbudowane było w dawnym stylu, roiło się tu od kolorowych kamienic, ale nie brakło także drewnianych domów i restauracji. W oddali widać było mury - wysokie na 4-5 metrów szare ściany na tle nieba. Obecnie znajdowała się w samym centrum, a trasa wiodła nieco na obrzeża i potem naokoło.
- Tylko nie próbuj oszukiwać - przestrzegła Saya. - Mamy własne sposoby, żeby to wykryć.
- System kamer? - podejrzliwie spytała Tasha. Oby nie w łazience...
- Coś w tym stylu. Dodatkowo musisz mieć 7 zdjęć i kartkę z wskazówką, aby wpuszczono cię do szkoły. Weź ze sobą jeszcze tę zawieszkę - podała jej dość duży gwizdek, któryś można było przyczepić do kluczy.
Takiego systemu egzaminowania dziewczyna jeszcze nie widziała. Podniosła mapę, pożegnała się i ruszyła umówioną drogą. Pierwszym miejscem był gigantyczny pomnik człowieka robiącego mostek, opisany na mapie jako 'Wielka Brama'. System nazywania miejsc także był tu inny. Podniosła telefon i zrobiła jedno zdjęcie. Nie. Kolejne. Na każdym wyglądała, jakby połknęła żabę. W końcu zdecydowała się na jedno - z częściowo zasłoniętą twarzą.
Kolejne - także pomnik. Wysoka elfka trzymała jedną ręką miecz, a drugą wyciągała, w geście podania dłoni. Tasha nie mogła się powstrzymać i zrobiła zdjęcie siebie, trzymającej za rękę postaci, nazwanej Kalia.
Pozostałe 5 było już inne. Jedno z nich, to kolumny przypominające dawną świątynię, obrośnięte bluszczem i winigronem. Pomiędzy nimi leżały kawałki szkła i sreberka, jakim owija się kanapki do szkoły.
Znalazło się tu także wielkie drzewo, muzeum ołówków, wystawa złożona z luster i ostatnie miejsce - drzwi w murze.
Po prostu zwykłe drzwi.
Zrobione z ciemnego, olchowego drewna, wyglądały dość topornie. Czy to za nimi miałaby kryć się szkoła? Niedorzeczne.
Spróbowała je otworzyć. Oczywiście, zamknięte na klucz. Dodatkowo, warstwy roślin zwisających porastające gesto ziemię zebraną w szczelinach pomiędzy kamiennymi blokami, z których zrobiona była ściana, oplotły klamkę i wyglądały jakby próbowały wślizgnąć się do środka. Drzwi sprawy wrażenie nieużywanych od wieku lat.
Dziewczyna przeszukała teren naokoło, ale nic tam nie było. Obejrzała dziurkę od klucza, sprawiała wrażenie dość prostej. Może, gdybym wsadziła tu coś twardego, to drzwi otwarłyby się? - pomyślała z nadzieją. Szarpnęła mocniej. Ale  co byłoby dostatecznie mocne? - rozejrzała się. Nic nie widziała.
Zawsze istniała jednak druga opcja - spróbować wykorzystać zawieszkę od Sayi.
Była dość ładna. Gwizdek w egzotycznych, różowo - pomarańczowych kolorach pobłyskiwał w słońcu. Chyba dało się go otworzyć.
A w środku...
Nic.
Nic przydatnego.
Tylko jakiś pusty kawałek papieru.
Pusty?
Może tylko bardzo zakurzony.
Tasha dmuchnęła. Nic się nie stało. Ale - Przecież to oczywiste! Obróciła kartkę na drugą stronę. Także nic. A w środku chyba nie ma nic więcej...
Myliła się. Słabo widoczny napis na dnie.
"Myślałaś, że to będzie aż tak proste?" - cóż, myślałam, przyznaję się, ups
Spojrzała znowu na gwizdek. Coś nagle zabłysło.
A jednak to będzie takie proste  - pomyślała z uśmiechem. Włożyła gwizdek do drzwi, w dziurkę klucza. Pasował idealnie. Przekręciła go. Słychać było mocne zgrzyty. Chociaż klucz był, nadal otworzenie drzwi nie było możliwe. Dziewczyna niemalże w panice patrzyła na wszystkie strony, szukając brakującego elementu zagadki.
Może trzeba mocniej?  nie, to nie zadziała. Wyważyć drzwi? nie. Nie przejdę tej próby! Chyba jestem za...
- AAAAA!
Trzęsienie ziemi wstrząsnęło drzwiami. Już po chwili odsłoniły niewielkie wgłębienie w murze, okryte czarnym kocem. A na samym środku kolejna zagadka:

Gdy wybije północ, stań na środku i idź w kierunku zachodnim aż zobaczysz gwiazdy.

Myśli Tashy wyglądały mniej-więcej tak:
A-le jakim środku! kiedy, która północ, a jak nie będzie gwiazd? w którą stronę zachód, nigdy nie mogę spamiętać kierunków, a ta wiadomość jest niemożliwie niedokładna, ściemnia się, dzisiaj powinnam zobaczyć gwiazdy, i powinna też być północ, ale co jak nie będzie księżyca, i w końcu dlaczego mam nie widzieć gwiazd stojąc na środku to bez sensu...

Przy okazji bawiła się gwizdkiem, którego wyciągnęła ze szpary w drzwiach.
Nagle pacnęła się otwartą dłonią w czoło.
- Ależ to znowu proste! Chodzi o to, żebym o północy zagwizdała, idąc na zachód i stojąc na środkowym palcu u nogi aż się wywrócę... nie, chyba nie.
Usiadła przygnębiona. Początek koncepcji wydawał się jeszcze całkiem w porządku.
Ale reszta...
Wstała i, powłócząc nogami, wróciła na dworzec kolejowy, czekać na kolejny pociąg. Całą noc. Do 7:00, gdy odjeżdżał kolejny - było już po dwudziestej. Nie chciało jej się spać, ale rano będzie zmęczona. Położyła się na ławce ✨𝒋𝒂𝒌 𝒑𝒊𝒋𝒂𝒌 𝒔𝒑𝒐𝒅 𝒔𝒌𝒍𝒆𝒑u✨ i zasnęła.
Nie trwało to długo. Spanie jest niemożliwe przy braku zmęczenia, nieustannym hałasie ze strony ludzi, pojazdów, ciągłego zapachu dymu.
Było ciemno. Może warto jeszcze spróbować sztuczki z gwizdkiem? Zegarek na ręce Tashy wskazywał kilka minut przed północą. A dworzec jest na środku miasta. Może to by się zgadzało? Gwiazd także nie widać.
Tak...
Stań na środku. Dodatkowo lepiej zagwizdam.
Gdy wybije północ... Czyli tylko jedna próba..
Kierunek zachodni... spytam kogoś.
- Dzień dobry, w którą stronę byłoby na zachód? Dobrze, dziękuję.
Jest.
Aż zobaczę gwiazdy. Czyli do wyjścia.
Wszystko gotowe. Teraz tylko czekać.

Gdy wszystko zostało wykonane zgodnie z instrukcją,nadszedł czas na ostatni krok.
"aż zobaczysz gwiazdy".
Spojrzała w górę.
Potem przed siebie.
I znowu w górę.
Nic się nie stało. Szkoda. Ale nic nie stracone.
Zaraz...
Jeszcze raz popatrzyła na gwiazdy.
Chociaż miała nadzieję że to już koniec.
- A niech to...

Gwiazdy na niebie wyraźnie układały się w strzałkę.
A strzała pokazywała kierunek.

- No to idziemy na wycieczkę - mruknęła Tasha zdegustowana. - To powinno już się skończyć...
Po kwadransie dotarła na miejsce. Na wzgórzu, przylegając do miasta, wznosiła się budowla przypominająca trochę pałac, z wysokimi i strzelistymi wieżami, ale zbudowana z tego samego kamienia co mury miasta.

- Witaj w naszej szkole, Tasho - usłyszała i odwróciła się gwałtownie jak oparzona. Stało za nią kilku nauczycieli, uśmiechając się do siebie.
- Możesz iść do dyrektora, wziąć kluczyk i przespać się w normalnym pokoju.

Odetchnęła z ulgą.

---DOPISEK PO NAPISANIU
2114 słówka więc całkiem całkiem
nie wiem czy uda mi sie z tego zrobić książkę czy zostanie po prostu 2 rozdziałowe coś
jestem leń więc prawdopodobnie na drugim rozdziale się skończy 💅🏽✨😩🤚😳👁️👄👁️☕👏🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top