jEstEm taKa sUpEr nAjLepSzA 1
Tu akurat niedawno czytałam taką fantastyke jak "Oksa Pollock" i mi sie spodobało więc faza odgapiania zaczęła startować zero oryginalności i tyle mój talent mnie powalił a imie rozwinięte to nie powiem co loll
Bohaterka bedzie taka super op aż do trzeciego rozdziału bo nie chciało mi sie go pisać i został niedokończony B)
Oczywiście jest pienkna i najleprza i wogule to ma pieńć tysiency obs na tigtogu a jest taka pokszyfcona pszes szycie i no nie morze sie jakoź z tego wygżebać siedzi w tym jakaś zmutna a tu nagle okazuje sie rze no co rze jest tag bardzo OP że wszyscy wymiękają i koniecpapa
niepolecamdawnotobyłolol
Czas pracy: Wrzesień 2020r.
ROZDZIAŁ 1Janet siedziała na progu domu wujostwa intensywnie rozmyślając o wydarzeniach minionego tygodnia. Jej młodsze rodzeństwo, 10 letni Leon i ośmiolatka Agnes biegało po podwórku, drąc się w niebogłosy. Westchnęła. Najgorszą rzeczą pod słońcem jest właśnie Leo i Agnes - pomyślała. Zachowywali się jak idioci, goniąc się i krzycząc. Dziewczyna oparła się wygodnie o framugę drzwi. Jeszcze tydzień temu spokojnie wracała ze szkoły, nie podejrzewając tego, co się wydarzy... Teraz, jako sierota, zamieszkała u ciotki Anny, w Madagaskarze, w Afryce. Kto by pomyślał. Rodzice umarli, babcia i dziadek nie żyją od dawna... Po policzku pociekła jej łza. Zostawiła wszystko wiele tysięcy kilometrów stąd... Była w połowie Angielką, w połowie Polką, mieszkała we Francji, a mówiła po hiszpańsku i nie tylko.Trzynaście lat to chyba najtrudniejszy wiek. Rodzice zachowują się tak, jakby mówili do przedszkolaków, tymczasem poszkodowani chcą być traktowani jak dorośli. Bracia czy siostry ciągle przeszkadzają i denerwują, a poza tym masa innych nieprzyjemnych aspektów wieku młodzieńczego: trądzik, kompleksy, zakazy. - Widziałaś gdzieś Agnes i Leona? - ciotka wyrwała dziewczynkę z zamyślenia. Była wysoką, młodą kobietą o ciemnych oczach i ujmującym uśmiechu. Jako żona młodszego brata mamy, nie była bardzo bliską krewną, ale dzieci ją lubiły. Nie miała więcej niż 30 lat i nie udawała lepszej, niż była w rzeczywistości. Janet rozejrzała się dookoła, mrużąc oczy przed słońcem. Rodzeństwo magicznie zniknęło.- Nie - powiedziała - Przed chwilą gdzieś się tu kręcili, nie mam bladego pojęcia, gdzie poszli. - dodała po chwili, stukając nogami w kamienie pod stopami.- Okej.. - odezwała się Anna po chwili milczenia - Jakbyś ich zobaczyła, daj znać. - lekkim krokiem skierowała się w stronę ścieżki biegnącej do małego zagajnika pełnego malin.Posiadłość wujostwa otaczał las, a po jednej stronie był widok na morze. Wzdłuż brzegów biegła droga, nie asfaltowa, ani też nie kamienista, tylko polna. W dużym ogrodzie stała szopa na narzędzia, rozmiarów domu, parę drzewek owocowych, dwie altanki i koliste skupiska roślin takich jak maliny czy porzeczki. W niektórych miejscach stały klomby pełne kwiatów i wanienki dla ptaków. Za domem, tuż przy lesie, mała fontanna wytryskała z niewielkich rozmiarów stawu. Nie był on płytki, sięgał mniej - więcej głowy dorosłemu człowiekowi w najgłębszym miejscu. Nieco w głębi ogrodu stał dom, wysoki budynek pełen tajemniczych zakamarków i korytarzy, mający dwie kuchnie, trzy łazienki, co najmniej 15 pokoi i tak zwaną graciarnię. Trzynastolatka przeszedła ścieżką w stronę lasu i usiadła na ławeczce obok marmurowej kolumny. Spojrzała na dom. Zwiedziła go już razem z ciotką, wiedziała jak dostać się do łazienki czy kuchni, ale nagle przyszła jej ochota na zajrzenie w jedno miejsce. Na strych.Idąc głównym korytarzem na parterze, od strony wejścia po prawej stronie znajdowała się kuchnia, łazienka i salon, a po lewej - garaż. Gdy wchodziło się na piętro, uwage przykuwało okno wykuszowe, oraz pusta przestrzeń nad salonem. Przy balustradzie stała duża roślina donicowa i dwa fotele, które pani Anna zwała "kawowe". Miały ładny, seledynowy kolor, i były bardzo wygodne. Z tego pomieszczenia szły trzy korytarze w trzy różne strony. Na końcu każdego znajdował się balkon, a pomiędzy były trzy duże pokoje: sypialnie. Jedną z nich dzieliła ciotka i wujek Andre, drugą młodsze rodzeństwo Janet. Ona sama wolała mniejszy pokój na drugim piętrze, niż duży tuż obok hałaśliwej bandy. Było tam miło i przytulnie, ściany miały w większości biały kolor, oprócz jednej, która była w srebrno-czarne paski. Tuż obok drzwi mieściła się szafa, a po przeciwnej stronie łóżko i okno. Poza tym mały stół, służący jako biurko, regał po sam szczyt zapełniony książkami oraz gitara, dawno nie używana. Na tym samym piętrze znajdowała się jeszcze jedna łazienka i kuchnia, oraz parę pokoi niemalże identycznych jak ten zajmowany przez Janet. Przeważnie zalegał w nich kurz.Dziewczyna dotarła w końcu na trzecie, ostatnie piętro. Nie mieściło się tu praktycznie nic, oprócz zejścia na dół. jednego całkowicie pustego pomieszczenia i drugiego, mniej więcej takich samych rozmiarów, zawalonego różnego rodzaju przedmiotami: szafkami, magnetofonami, pudełkami z grami planszowy,i i mnóstwem tego rodzaju niepotrzebnych rzeczy. Podobno znajdowała się tu nawet przedwojenna kanapa, ale Janet uważała, że gdyby tak było w rzeczywistości to dawno by ją sprzedano. Taka rzecz ma przecież dosyć dużą wartość, jeśli jest w dobrym stanie, i da się sporo na niej zarobić. W próżnych poszukiwaniach dziewczyna uważnie oglądnęła sufit i ściany, nie znalazszy żadnego ukrytego przejścia. Była jednak pewna, że strych istniał, i na pewno dało się tam znaleźć dużo rzeczy. Po dobrej godzinie przetrząsania szparagałów w graciarni Janet dała za wygraną i zeszła na dół. Cała była oblepiona kurzem, więc weszła do łazienki aby się umyć. Zastała tam niecodzienny widok - dwójkę dzieci usiłujących utopić coś zawiniętego w płótno w sedesie.Chociaż po pewnym zastanowieniu, zwróciwszy uwagę na to, że głównymi bohaterami wydarzenia byli Leon i Agnes, nie jest to aż tak niecodzienna sytuacja. Ta hołota pewnego dnia zniszczyła tynk za szafą w salonie, w przekonaniu że jest tam przejście do tajemnego królestwa Wróżki Zębuszki. Niewiele się mylili, gdyż rodzina mieszkała w bloku, a sąsiednie lokum zajmowała emerytowana dentystka. Po tym wyczynie Janet uznała, że nie powinna pokazywać się z rodzeństwem w towarzystwie, gdyż- kto wie? może zrobią coś wstydliwego, a wtedy, niestety, kto poniesie konsekwencje? "Od ciebie się nauczyli!"Toaleta nie mieściła tej rzeczy, czymkolwiek ona była. Trzynastolatka rzuciła się w stronę Agnes, wyrywając jej dziwny przedmiot z rąk.- Co wy tu robicie? - zapytała oskarżycielskim tonem. - Jak wujek was przyłapie to.. Nie wiem, co zrobi. OPAMIĘTAJCIE SIĘ! - wrzasnęła. - Ale co? - Leo przyjął taktykę "udawania głupka". - Co? - spytał po chwili. W międzyczasie jego młodsza siostra wyrwała Rzecz z rąk Janet i uciekła na dół. Dziewczyna przybrała pozycję tamy, stając z rozłożonymi szeroko rękami i nogami.- Jak nie powiesz, co robiliście, to nie przejdziesz - zagroziła chłopcu. - I tylko spróbuj się wy...- Ona nie daje mi przejść! I mnie bijeee! - rozległ się gwałtowny krzyk Leona,- Wydzierać. - dokończyła zrezygnowana trzynastolatka.Wypchnęła brata za drzwi i zamknęła je na klucz. W odpowiedzi usłyszała jakże irytujący śmiech.- Zamknij się! - warknęła. Po chwili ciszy odważyła się otworzyć drzwi. Ani drgnęły. Naparła na nie całym ciałem, gdy ciężar przytrzymujący je w stałej pozycji odskoczył i Janet runęła na ziemię. Obtarła sobie lekko dłoń i kolano, ale nie zamierzała się poddawać. Poderwała się i zbiegła po schodach na parter, do drugiej łazienki, krzycząc:- Leo, ty skończony ośle! Wracaj mi tu!!Młodsze rodzeństwo nigdy nie jest zbyt nieprzewidywalne, toteż Janet zgodnie ze swoją intuicją znalazła je w drugiej łazience. Wparowała tam jak burza (co za ulga, że na dole nie było zamka) i rzuciła się na płótno. Chwyciła je obiema rękami i uniosła nad głowę.- No i co mi teraz zrobicie? Ha - zaśmiała się gwałtownie.- Oddawaj! - zawołała Agnes. - Oddawaj, bo powiem ma-mu-siii... - rozpłakała się. Janet poczuła wilgotność w oczach, ale otrząsnęła się i krzyknęła:- Najpierw powiedz, co to jest!Ośmiolatka wytarła oczy rękawem przydługiej bluzy po czym zakaszlała i w końcu wykrztusiła z siebie:- T-to zjadło Berta! Jego już tu nie ma, słyszysz? NIE MA!!! - wybuchła jeszcze mocniejszym płaczem. - Jak to zjadło? - N-n-normalnie! Był, a potem go nie było!- Ups, to niemożliwe. - Janet udała, że odwija płótno. Leon i Agnes patrzyli na to szeroko otwartymi oczami. Odważna ósmoklasistka uznała, że nic jej nie grozi i zrzuciła materiał na ziemię. Oczom zebranych ukazał się widok obrazku, przedstawiającego smoka o metalicznym kolorze, z czarnymi oczami. Na jednym ze skrzydeł znajdowała się czarna gwiazda. Z paszczy wypływały smugi ognia, liżące... Janet przymrużyła wzrok. Rzeczą, którą spalały płomienie smoka był misiek Bert. Dziewczyna dotknęła delikatnie łusek smoka, które w dotyku okazały się bardzo przyjemne. No cóż, był to zwykły obraz, ale bardzo realistyczny i może nawet przerażający. Tymczasem rodzeństwo wstrzymywało oddech.- Widzisz, nic mi się nie dzieje - przesunęła ręką po ogniu, a potem po nieszczęsnym Bercie. - Nie ma się czego bać.- A wcale że jest!- Pluszak spadł z łóżka, czy coś. Nie szukałaś, znam cię.- Szukała, ja też! I nie było - wtrącił swoje trzy grosze Leo.- Aha! - przytaknęła Agnes.- Ja już nie mam do was głowy - zakończyła rozmowę Janet. - Idę się przejść, nie szukajcie mnie. - odwróciła się, odłozyła Płótno i ruszyła w stronę wyjścia z domu.Przy drzwiach chwyciła klucze z wieszaka.Nie było widać słońca z leśnej ścieżki, tak jak nie było widać go znad jeziora. Janet usiadła nad brzegiem, i wpatrzona w swoje odbicie pogrążyła się we wspomnieniach,Pięcioletnia dziewczynka przy brzuchu swojej mamy.- A co tam jest?Te pytania. Jak to naiwnie brzmiało...- Twoja mała siostrzyczka, JanettieMama zawsze lubiła zdrobnienia. Byłam dla niej córeczką, kochaniem, Janit, Janettie, Jani, Jan, Jane...- A co ona tam robi? Czemu tam jest? I skąd wiadomo że to moja siostra, a nie Luizy?Luiza. Była moją przyjaciółką aż do drugiej klasy. Do czasów wrednej Grylli. Nowa, zabłąkana owieczka w stadzie - tak mówiły o niej nauczycielki. Ja - Nowa, wredna kura która udaje miłą.- Mieszka, kochanie. Bo jest w brzuszku moim, a nie mamy Luizy,Po tym następowało przeciągłe "Ahaaa", zsuwałam się ze stołka i biegłam do szafki po czekoladę. Przynosiłam dwie kostki, jedną dla siebie, drugą dla mamy. Ona z kolei oddawała mi swoją porcję, mówiąc:- Nie, nie, ja nie mogę. Daj tatusiowi.Wtedy biegłam do taty, siedzącego na kanapie. Po odmowie brałam słodką czekoladkę do ust i czekałam, aż się rozpuści. To był mój ulubiony moment dnia.- O jeny, jak późno! - nagle krzyknęła Janet, podrywając się z ziemi. Rozejrzała się naokoło, drzewa rzucały cień na ziemię. Zadrżała. Po chwili oprzytomniała i ponownie powiodła wzrokiem po wszystkim dookoła. Znalazła właściwą ścieżkę i pobiegła w kierunku domu. W tej wędrówce doceniła to, że ciocia Anna nie mieszka w północnej części Madagaskaru, tylko południowej. Na pewno nie było tam aż tak gorąco. Po jakichś 20 minutach w oddali zamajaczyła sylwetka domu. Dziewczyna przyspieszyła kroku. Widziała już swiatła w oknach i sylwetki ludzi za nimi, gdy nagle wszystko pogrążyło się w ciemności.- C-co... jak...? - drżącym głosem wyszeptała zagubiona. - G-gdzie...?Osunęła się na ziemię pod jakimś drzewem i zamknęła oczy. Zasnęła. Wysoka góra. Wchodziłam na nią, razem z rodziną. To było sześć lat temu. Nagle potknęłam się i rozbiłam sobie kolano. Pociekła krew. Ja odwróciłam wzrok i zawołałam:- Mamo!Ona nie odpowiedziała; myślała, widać, że chcę ją po raz kolejny spytać "ile jeszcze" .- MAMO! Wydarłam się na nią strasznie. - CZEMU MNIE NIE SŁYSZYSZ? CZ-CZEMU MI NIE ODPOWIADASZ?Obróciła się wtedy i spojrzała na mnie. Jej wzrok przybrał zakoczony i smutny wyraz, podbiegła do mnie i przytuliła.- Przepraszam, córeczko.- M-mamo...Wtedy straciłam przytomność. Z bólu? strachu? Obudziła się, gdy słońce musnęło jej policzki. Zamrugała, zdezorientowana.- C-co? - wymamrotała, rozkojarzona. Wyraz twarzy Janet nagle się zmienił. - T-tak... - wszystko sobie przypomniała. To że się zgubiła... Fatamorgana... czy to w ogóle możliwe w lesie? Czego się tak przestraszyła? czemu nagle zasnęła? Nie potrafiła na to znaleźć odpowiedzi. Wstała, i poszła dalej ścieżką. Już po chwili na tle drzew zarysowały się kontury szopy-stajni i domu. Uradowana podbiegła do stawku i umyła twarz. Potem cichcem weszła fdo domu, błogosławiąc pomysł wzięcia ze sobą kluczy. Było jeszcze wcześnie, nikt raczej się już nie obudził. Cicho przekradła się do swojego pokoju i po przebraniu położyła do łóżka. Ponownie obudziła się dopiero około godziny dziesiątej. Przeciągnęła się i wstała. Zeszła po schodach do dolnej kuchni, i zrobiła śniadanie dla siebie i rodzeństwa. Zawołała ich na dół dopiero po chwili wahania.- Śniadanie na stole!Zeszli, jeszcze zaspani, i usiedli na krzesłach. Wygladali, jakby nie spali pół nocy. Co dziwne, młodsze z nich miało na rękach poparzenia. - Agnes, co ci się stało w rękę? - zapytała nieco zaniepokojona Janet. - P-p-piekłam - urwała - ciaste-e-czka - powiedziała, jąkając się. - I-i się sparzyłam - Jak niby? - No bo dot-t-tknęłam blaszki! i wtedy zapiekło! aj! I został ślaad - wszystko na ziemi i na niebie wskazywało, że zaraz polecą strumienie łez. - Eh, te dzieci... Kto ci kazał piec?- N-no l- - zaczęła- Ciocia Ania, powiedziała żeby Agnes upiekła dla niej ciasteczka bo ją boli brzuch! - pospieszył z odpowiedzią Leon.- Czyżby? - Janet zmarszczyła brwi. - Nie ty przypadkiem?- A- Ja- Nie, skądże! - gorąco zaprzeczył chłopiec.- Oj, coś mi się wydaje, że to ty.- Niee! Mogę... mogę nawet przysięgnąć, że to nie ja! - Oduczysz ty się kiedyś kłamać? - prychnęła dziewczyna, po czym potarła czoło ręką.Po skończonym śniadaniu Janet znowu wybrała się do lasu. Wzięła tylko okulary do pływania.Stanęła nad jeziorem i popatrzyła w ciemną toń. Niewiele myśląc, ściągnęła buty i skarpety, i wskoczyła do środka. Woda nie była zimna, i przyjemnie się w niej pływało. Zanurkowała w głębię. Umiała dobrze pływać, a okulary zapewniały dobrą widoczność. Jezioro było bardzo przejrzyste. Gdy zaczynało jej brakować powietrza i powoli się wynurzała, zauważyła tunel pod wodą. Zaczerpnęła ożywczego tlenu, po czym znowu poszła w dół. Podwodna jaskinia była niewysoka i ciągnęła się daleko w głąb. Janet wpłynęła do niej, a gdy miała już zawracać, zauważyła nad sobą pustą przestrzeń wypełnioną powietrzem. Wzięła go trochę, i popłynęła dalej. Oprócz kolejnych baniek powietrznych na porośniętych glonami ścianach znajdowały się niewiadomego pochodzenia rysunki, przedstawiające ludzi zabijających smoki, wróżki, elfy, jednorożce, wiedźmy, ludzi z uszami i ogonem zwierząt, syreny, i wiele więcej. Płynąc, przesuwała po nich ręką. Jej szczególną uwagę zwrócił piękny obraz ze złoto-białą smoczycą. Gdy go dotknęła, poczuła jakby poraził ją prąd.Płynęła w głąb już kilka minut, gdy powietrzne dziury zaczęły się przerzedzać. Tunel, który na początku wił się i skręcał, w tym miejscu był prosty jak drut. Trzynastolatka nie wątpiła, że zdołałaby przepłynąć ten odcinek bez nabierania powietrza, jednak byłyby problemy z drogą powrotną. Zawróciła więc, i skierowała się w drugą stronę tunelu, z której "pochodziła". Gdy wynurzyła się na powierzchnię, usłyszała huk. Dochodził z niezbadanej jeszcze przez nią części lasu. Nie zamierzała ryzykować, po wyjściu na brzeg poczekała chwilę i ruszyła w drogę.
To jest pierwszy rozdział, a mam jeszcze dwa po około 1500 słów więc no dziiiiiwne
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top