Zaczekaj

Po raz kolejny... Każda wspólnie spędzona na rozmowach przerwa, kończy się tematem Kanade Akamatsu...

Kanade to chłopak, który podoba się Oikawie, mojemu przyjacielowi z dzieciństwa...

Nie jest jakiś wyjątkowy. Blondyn, z zielono-niebieskimi oczami, zwykła postura, a wyniki w szkole są przeciętne. Nie mam pojęcia, co mu się tak w nim podoba, ale chyba nigdy się nie dowiem.

***

- Iwa-chan! - usłyszałem wołanie przyjaciela, gdy wychodziłem z budynku szkoły.

- Nie miałeś iść pogadać z tym gościem? - zapytałem zatrzymując się i odwracając w stronę brązowookiego.

- M-miałem... Ale... - ucichł na chwilę, patrząc się raz na mnie, raz na drzewa, które były wokoło, a raz w ziemię - Boję się...

- Boisz się? Przecież podobno masz z nim dobry kontakt od początku pierwszej klasy. Myślałem, że skoro gadaliście tak często, to teraz gładko pójdzie.

- Też tak myślałem! - oburzył się chłopak - Mógłbyś mnie wesprzeć w tym wszystkim! 

- Nie robię tego? Miałem iść z tobą za rączkę, żebyś mu powiedział? Zbłaźniłbyś się bardziej niż samym tym wyznaniem! - swoje słowa przemyślałem dopiero, gdy je wypowiedziałem. 

Spojrzałem na szatyna. Jego oczy były już pełne łez. Nim się obejrzałem, już go nie było. Po prostu uciekł... Było już za późno, by móc ratować tą sytuację. 

Oikawa jest dla mnie kimś bardzo ważnym, w moim życiu. Jego sprawką było pokazanie mi siatkówki. To on mnie do tego namawiał, aż sam pokochałem ten sport. Zawsze mnie wspierał, a ja teraz spieprzyłem sprawę...

~ Magic Time Skip ~

Prze kilka dni, Oikawa nie przychodził do szkoły. Muszę przyznać, że martwiłem się bardziej niż zwykle, bo nie dawał żadnego znaku życia. 

- Oi! Iwaizumi! - usłyszałem głos zza pleców, należący do najlepszego przyjmującego naszej drużyny. Inaczej mówiąc, Hanamakiego. - Gdzie się podziała twoja księżniczka? - zapytał podchodząc bliżej, zawieszając się na mnie ramieniem.

- Po pierwsze, nie moja księżniczka, tylko kumpel z bachorskich lat. Po drugie, sam nie wiem... Pewnie jest w domu i symuluje chorobę, bo nie chce mnie widzieć... - odpowiedziałem niezbyt pogodnym tonem - Aż tak wam go brakuje?

- No cóż... To już będzie trzeci trening, kiedy go nie ma, a trener się już chyba mocno wnerwia, bo nie ma kapitana, a sam dobrze wiesz, jak on lubi z tobą współpracować. - odezwał się czarnowłosy stojący obok brązowookiego. - Może i się ciebie boją, ale chyba wolą typ treningów Oikawy

- Ta... Wiem o tym... Myślę teraz, jak sprawić żeby wrócił... Ale i tak najpierw muszę z nim pogadać, więc teoretycznie to ode mnie zależy czy w ogóle wróci... - zacząłem nagle drapać się po nadgarstkach. Dopiero niedawno odkryłem, że mam taki dziwny nawyk. Zawsze, gdy jest stresująca sytuacja, muszę choć trochę przerysować sobie paznokciami po nadgarstkach. To mnie uspokaja w pewnym stopniu.

- Ej, zostaw te biedne nadgarstki. - zwrócił mi uwagę Hanamaki, gdy zobaczył w jakim stanie są moje napięstki, które były już wyraźnie zaczerwienione - Chcesz mieć je potem w bandażach? Jeśli chcesz mieć przewalone, to ja nie bronię, ale nie szarżuj zbytnio, bo nie pojedziesz na najbliższe mecze.

- Dobra, spokojnie, nic mi nie będzie... - rzuciłem szybko - Spadam już, bo dzisiaj mama wraca, więc muszę do ogarnąć. Spróbuję też coś z tym imbecylem zrobić... 

- Pędź ratować go z opresji - zaśmiał się Matsukawa - Do jutra!

Po szybkim pożegnaniu, ruszyłem w stronę szatni, a następnie wyszedłem z budynku i skierowałem się do domu, który był około piętnastu minut drogi piechotą. Przez całą drogę, zastanawiałem się, jak mogę zacząć rozmowę, jak ją prowadzić, co chcę powiedzieć, by uniknąć tego, co wcześniej... Na takim właśnie rozmyślaniu, minęła mi cała droga powrotna. Skończyło się na tym, że nie mogłem przestać myśleć o tym idiocie, którego nazywam swoim najlepszym przyjacielem.

Gdy chwyciłem za klamkę do drzwi, tak jak podejrzewałem, okazały się zamknięte, co oznaczało, że rodzicielka jeszcze nie wróciła i mam trochę czasu, by posprzątać dom i nawet coś ugotować, lub chociaż zacząć. Tak też zrobiłem. Jak tylko wszedłem do domu, zdjąłem buty i wchodząc w głąb domu, odłożyłem torbę na podłogę w salonie, sięgając jeszcze do niej szybko po słuchawki, a telefon wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni. Razem z włączoną muzyką, zacząłem sprzątać. Tak po prostu mi idzie szybciej i nie zapełniam głowy niepotrzebnymi myślami.

Nawet nie wiem kiedy, z godziny czternastej dwadzieścia trzy, zrobiła się szesnasta osiemnaście,  a ja skończyłem już sprzątanie domu i dalej nie miałem znaku, że mama już jedzie. Nie miałem pojęcia, czy chce mi zrobić niespodziankę i przyjechać bez prośby, by odebrać ją z lotniska, czy może pomyliłem dni. To pierwsze jednak było bardziej w jej stylu. Bez głębszego myślenia o tym, zabrałem się za gotowanie. Zgarnąłem szybko z wieszaka fartuch, by się jakoś nie upaćkać w składnikach i zacząłem zbierać potrzebne składniki.

Jako, że nie mogłem wymyśleć niczego lepszego, wziąłem się za robienie najprostszych w świecie naleśników. Nie tracąc czasu, wziąłem miskę i sięgnąłem jeszcze do szafki po mikser, który miał mi ułatwić łączenie przygotowanych wcześniej składników. 

Nie minęło dużo czasu, a ja już skończyłem przygotowywać pierwszą część posiłku. Teraz zostało tylko zajść do sklepu, po trochę malin i borówek. Przydadzą się później. Posprzątałem jeszcze szybko z blatów i ponownie tego dnia wyszedłem z domu, ale tym razem do sklepu nieopodal. 

Kupiłem to, czego potrzebowałem, przypominając sobie, że nie mamy soków, które mama ubóstwia, więc ich też nie mogło zabraknąć. Zapłaciłem ile trzeba, a następnie ruszyłem z powrotem do domu.

Gdy już byłem przy bramce, pod drzwiami zobaczyłem nikogo innego, niż siedzącego i czekającego na mnie Oikawę. Zdziwiłem się, bo sądziłem, że nie chce mnie widzieć po tym wszystkim. Może się jednak myliłem? Może "foch" mu przeszedł? Albo chce zakończyć wszystko co nas łączy...?

- Zapomniałeś czegoś? - zapytałem, podchodząc do niego, przy okazji wyjmując klucze z kieszeni.

- Nie... Chciałem pogadać... - odpowiedział podnosząc się - Masz chwilę...?

- Dobra chodź, ale uprzedzam, że mama niedługo może wrócić - rzuciłem szybko i wpuściłem chłopaka do środka.

Szatyn szedł za mną w ciszy. Zdjął buty, po czym, ciągle podążając za mną, poszedł do salonu, gdzie usiadł na sofie. Ja za to skierowałem się w stronę kuchni, gdzie zostawiłem siatkę z zakupami i wróciłem do przyjaciela. 

- Przepraszam... - powiedział cicho Oikawa, zanim zdążyłem się jakkolwiek odezwać. 

- Za co...? - zdziwiony usiadłem obok niego, opierając się na kolanach, wpatrzony w dywan, przy okazji zauważyłem małego śmietka, którego nie widziałem wcześniej i nie wciągnąłem odkurzaczem.

- Za tamtą akcję pod szkołą... Miałeś rację... Zbłaźniłbym się tylko tym wszystkim... - spojrzałem na niego kątem oka. Jego zawsze zadbane włosy opadły mu na oczy i częściowo przykleiły się do mokrych od łez policzków. 

Nim znowu zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on już był przyklejony do mnie. Wtulił się w moje ramię, zaciskając pięści z moją koszulką na plecach. Objąłem go delikatnie i spokojnie zacząłem gładzić jego roztrzepane włosy. Wtedy poczułem dziwne ciepło, jakby wewnątrz ciała. Miałem ochotę nigdy go już nie puszczać, by to ciepło nie znikało.

Siedzieliśmy tak około pięciu, może dziesięciu minut. Już sam nie wiem, ile nam to zajęło. Jednak pomimo przyjemnego uczucia, czekałem, aż szatyn się choć odrobinę uspokoi. Wtedy, odsunął się ode mnie trochę, przetarł oczy rękawem bluzy, a ja w tym czasie wstałem, podszedłem do komody, gdzie znajdowało się pudełko z chusteczkami, które mu rzuciłem. 

Nagle usłyszałem otwierane drzwi frontowe. Zrozumiałem, że mama już wróciła. Oikawa wraz ze mną ruszył do drzwi, by ją przywitać. 

- Nareszcie - powiedziałem, biorąc bagaż od rodzicielki - Mogłaś dzwonić to bym cię odebrał z lotniska. 

- Myślałam, że będziesz zajęty, więc nie chciałam ci przeszkadzać - odpowiedziała uśmiechnięta brunetka - Oh, Tooru! Dawno cię nie widziałam!

- Cześć ciociu - uśmiechnął się chłopak, pomimo, że od dobrych pięciu lat, mówi na moją mamę "ciociu", nie przywykłem jeszcze do tego. Czasem się pomylę i zamiast powiedzieć tak do któregoś z rodziców szatyna, mówią na "pan/pani", ale przynajmniej możemy się w tedy trochę posmiać.

- Zacząłem robić kolację, ale jest dopiero skończona w trzech czwartych. - powiedziałem odstawiając walizkę przy drzwiach prowadzących w głąb domu - Będzie wszystko gotowe za piętnaście minut. 

- Ty i gotowanie - zdziwiła się kobieta - zaskakujesz mnie Hajime

- Tak, tak. Chodź już, opowiesz jak było podczas podróży, a ja skończę przygotowywać kolację. Oikawa ty też idziesz, nie puszczę cię teraz do domu, więc decyduj czy chcesz spać na podłodze, czy na łóżku. 

- Huh...? - zdziwił się szatyn, jednak mimo wszystko, ruszył za nami do salonu.

~ Magic Time Skip ~

- Iwa-chan... - usłyszałem głos szatyna, który niby szeptał, ale dość wyraźnie go słyszałem - Też nie możesz spać...?

- Tak jakby - odpowiedziałem zaspanym głosem, przekręcając się w stronę chłopaka, który spał na futonie obok łóżka - Jak ci nie wygodnie, to się zamienimy. Wiem, że nie lubisz futonów.

- N-nie o to chodzi... 

- Więc? - podniosłem się do pozycji siedzącej, okryłem się od tyłu kołdrą i spojrzałem na przyjaciela

- Myślisz... Myślisz, że powinienem dać sobie spokój z Kanade...? 

- Cóż... Chyba nie jestem od tego, by mówić ci, co masz robić, więc tylko doradzę. Zanim cokolwiek zrobisz, sprawdź czy swoim wyznaniem, nie zrypiesz waszej całej znajomości. Inaczej mówiąc, jak nie jest gejem albo bi, to masz przewalone... - bardzo widać, że nie lubię owijać w bawełnę...?

- A jeżeli się okaże, że jest jednym z tych dwóch... Będę mógł mu powiedzieć...?

- To już twoja decyzja, mój drogi - odpowiedziałem, po czym ponownie położyłem się na łóżku, dokładnie zakrywając kołdrą. Pomimo ciepłej pory roku, zawsze jest mi zimno... - Idź już spać, bo jutro nie będziesz żyć

Szatyn zrobił tak, jak powiedziałem. Usłyszałem tylko dźwięk jak chłopak obraca się na drugi bok, po czym zrobiło się cicho. 

Niedługo potem, nadal nie mogłem spać. Oikawa chyba też, bo ciągle się wiercił lub wstawał i wychodził z pokoju, a później wracał i kładł się z powrotem. Nagle zrobiło się cicho jak na początku, po rozmowie. Słyszalne były tylko nasze ciche oddechy.

- Iwa-chan... Śpisz już...?

Nie odezwałem się. Wolałem udać, że śpię, to jest szansa, że może się odczepi i pójdzie grzecznie spać.

- Wiesz Iwa-chan... Dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś... Nawet jeśli się pokłócimy... Tak jak na przykład teraz było... Ty i tak mnie wprowadziłeś do domu, podałeś kolację, a nawet mnie przenocowałeś... - On tak serio, czy tylko się wygłupia...? Błagam powiedzcie, że to drugie... - Ale wiesz? W poradach miłosnych, to mógłbyś się trochę podszkolić... - ciekawy jestem gdzie miałbym to zrobić Panie Mądralo... - Mam nadzieję, że nie będziesz zły, za to co teraz zrobię, ani nie zabijesz mnie rano...

Gdy zacząłem się zastanawiać, o co mu chodzi, o co dokładnie miałbym być zły, że miałbym go zabić, poczułem, że coś podnosi moją kołdrę. Tym "czymś" był szatyn, który wepchnął mi się do łóżka. Dla pozorów mruknąłem ze dwa razy jakbym dalej spał, lekko się przesunąłem i odwróciłem twarzą do ściany. Nie zrzucę go przecież... Nie umiem mu tego zrobić...

Nie minęły trzy minuty, a usłyszałem cichy płacz, który należał właśnie do brązowookiego. Nie mogłem znieść tego, że rozkleja się u mnie w łóżku, jakkolwiek to brzmi, więc nadal udając, że śpię obróciłem się przodem do niego. Kwestią czasu było, by się do mnie wtulił.  Za każdym razem, gdy go dotknę, nawet przypadkiem, nawet gdy się witamy, czy pocieszamy siebie nawzajem, czuję od niego to ciepło. Tym razem też tak było. Zupełnie jak wieczorem, przed przyjściem mojej mamy... Jak się nazywa to uczucie...?

Przez całą noc, Oikawa spał wtulony we mnie, a ja nie mogłem w ogóle spać. Moje serce biło zbyt szybko, bym mógł jakkolwiek usnąć. Gdy tylko się obudziłem, zauważyłem, że chłopaka nie ma obok. Zwlekłem się z łóżka, a następnie pokierowałem się do kuchni, skąd dochodził przyjemny zapach śniadania oraz tak przyjemna melodia, którą moja mama zawsze śpiewa podczas przygotowywania posiłków. 

- Oh, wstałeś już, myślałam, że będę musiała wysyłać po ciebie Tooru - zaśmiała się kobieta - Siadaj, Tooru jest jeszcze w łazience, ale zaraz powinien wrócić.  

- Pójdę się szybko przebrać, zostało mi nieco prawie godzina do wyjścia, więc muszę się streszczać, wybacz mamo 

- Na spokojnie, nie przejmuj się mną, cieszę się, że jesteś na tyle odpowiedzialny, żeby tak pilnować czasu. - uśmiechnęła się w moją stronę, po czym wróciła do przyrządzania śniadania.

Ja w tym czasie skierowałem się z powrotem do swojego pokoju. W korytarzu spotkałem szatyna. rzucił szybkie "dzień dobry" i pośpiesznym krokiem ruszył w stronę kuchni. Mogło mi się wydawać ale... Chyba miał czerwone oczy... Przecież nie płakał całą noc... A może... Teraz to robił...?

~ Magic Time Skip ~

Kolejny dzień szkoły za mną. Teraz został tylko trening, a później długo wyczekiwany weekend... Muszę sobie zrobić przerwę od treningów na przynajmniej tydzień... Mam wrażenie, że niedługo padnę od tego wszystkiego...

Wciąż myślałem nad tym, co się dzieje z przyjacielem. Ciągle gdzieś z tyłu głowy, miałem myśli właśnie o nim. Nie mogłem dopuścić do siebie innych myśli. Zacząłem podejrzewać nawet, że zaczynam coś czuć do szatyna...

Gdy wszedłem na salę gimnastyczną, drużyna była już praktycznie gotowa. Brakowało tylko jednej osoby... Kapitana...  Zaczynałem się powoli martwić. Od dwóch, a nawet prawie trzech, nie miałem z nim żadnego kontaktu...

- Chłopaki, powiedzcie trenerowi, że idę ogarnąć, co się dzieje z Oikawą. W razie czego, przyjmuję karne godziny - powiedziałem, ponownie zmieniając buty, a następnie wychodząc z sali, widząc, że koledzy kiwnęli twierdząco głowami.

Ruszyłem do szatni, gdzie przebrałem się z prędkością światła. Wybiegłem, kierując się w stronę domu przyjaciela. Nie wiem ile czasu zajęło mi dobiegnięcie tam, ale czułem, że tak szybko to nawet nie biegam do piłek na boisku. 

Nie zwlekając wszedłem do domu, dosłownie jak do siebie. Wchodziłem po kolei do każdego z pomieszczeń. Salon, kuchnia, łazienka, pokój gościnny... Aż w końcu dotarłem do pokoju mojego rozgrywającego. Tylko tam drzwi były zamknięte...

- Oikawa... Wpuść mnie... - zacząłem prosić, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Na nieszczęście chłopaka, wiedziałem jak otworzyć te drzwi, bez potrzeby klucza. Zbyt często tu bywałem, żeby się tego nie nauczyć - Hej... Wszystko gra...? - zapytałem otwierając bez problemu i wchodząc do środka. 

Spojrzałem na łóżko, gdzie znajdował się szatyn, zamykając za sobą drzwi. Usiadłem na fotelu obrotowym, który był przy biurku, i odwróciłem się w jego stronę, czekając na jakąkolwiek reakcję.

- Czy to prawda... - odezwał się starszy, nadal leżąc i nie odwracając się do mnie - Czy to prawda, że podoba ci się Yui...? - dokończył, a ja mało się nie zakrztusiłem powietrzem, słysząc to. 

Mimo to, nie odpowiedziałem, czekając na kolejne słowa kapitana. A w czasie czekania, próbowałem jakkolwiek wymyślić, skąd i dlaczego wysnuł takie wnioski...?

- Iwa-chan... - ponownie usłyszałem jego głos. Tym razem bardziej drżał - Mógłbyś... Mógłbyś przestać ją lubić...?

- Co...? - nie wytrzymałem, musiałem się odezwać - Ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że ją lubię? 

- Czy to ważne...? Proszę przestań ją lubić... 

- Oikawa czy ty... Czy ty mnie... Lubisz...? - nie mogłem powstrzymać się od tego pytania, które wyszło ze mnie, można powiedzieć, automatycznie.

Na moje pytanie, szatyn nie odpowiedział. Poczułem, że coś zaczyna kłóć mnie w klatce piersiowej... Bez słowa, otworzyłem drzwi i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do wyjścia z domu. 

Gdy byłem już za drzwiami frontowych i wychodziłem już z posesji rodziny Oikawa, stanąłem na chwilę, by powtórzyć sobie wszystko, jeszcze raz, od nowa, dochodząc do faktu, że definitywnie osobą, która kogoś lubi, jestem ja, a osobą, którą lubię jest mój przyjaciel...

- Hajime! - usłyszałem swoje imię, w momencie, gdy miałem wykonywać krok za bramkę. - Zaczekaj! - posłuchałem się podświadomie... W końcu poczułem, jak coś, a raczej ktoś, łapie mnie za rękę. 

Wtedy właśnie, Oikawa przyciągnął mnie do siebie, całując tak delikatnie, jakby chciał, a jednocześnie bał się to zrobić.  

Kiedy w końcu zrozumiałem, co się dzieje, co zajęło mi trochę czasu, szatyn oddalił się ode mnie, spuszczając wzrok w ziemię. Jednak po chwili podniósł głowę, po czym objął mnie powoli. 

- Chcę mieć cię tylko dla siebie, Hajime... Patrz tylko i wyłącznie na mnie... I mnie nie opuszczaj... Czy proszę o tak wiele...? - powiedział, co chwilę przerywając płaczem, a ja czułem te ciepłe krople, spływające mi na koszulkę. 

Nie odpowiedziałem. Jedynie przytuliłem mocno chłopaka, tak, jakbym już nigdy nie miał zamiaru go wypuścić... Właściwie... Na prawdę tego nie chciałem...

Staliśmy tak dłuższą chwilę, aż postanowiłem wziąć blondyna "na księżniczkę" i tak, wniosłem go do domu, gdzie zaczęła się nasza nowa przygoda, znana inaczej jako  "miłość"

-----------------------------------------------------------

Okej witam...

Zwlekałam z zakończeniem tego shota, dosłownie do ostatniej nocy, bo kończę to o 23.05 dzień przed publikacją xD

Ale jest? Jest i tyle się liczy.

Jest to mój ostatni shot w tym roku kalendarzowym oraz shot, kończący iwaoiweek 2020. 

Nie będę więcej przedłużać i zanudzać (jeśli w ogóle ktoś to czyta :DD), mam nadzieję, że podobały się moje prace i widzimy się w kolejnych ff!

~Iwa-chan

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top