Wojownicy - Powrót. 3.
- Wiem kto porwał te kociaki! - wykrzyknęła Mleczna Łapa, gdy tylko kot ze skały zniknął. Musiał być pewnie partnerem Chmury, a z powodu tego że nie zaufały sobie wystarczająco to ich plan zwiedzenia klanu na puste pola się nie udał. A jeśli to nie Chmura, to na pewno zielonooki miał na to znaczący wpływ. Należy go złapać, na pewno nie odszedł daleko od obozu! Nie można go tak zostawić, trzeba wysłać patrol i go znaleźć.
- Mleczna Łapo, uspokój się. Kogo podejrzewasz? - Błyszcząca Gwiazda musnęła czubkiem ogona jej futro. - Nikogo obcego nie widzieliśmy w obozie - miauknęła miękko, widząc zdenerwowanie kotki.
- Na skale siedział kot. Czarny o zielonych oczach. Powiedział, że...
Słowa Mlecznej Łapy utonęły we wrzasku pewnej wojowniczki:
- Pierzasty Szlak zniknął! Widziałam go jeszcze wczoraj! Co z naszymi kociakami!
Oczy kotki rozwarły się szeroko. Wiedziała, wiedziała: to Plemię porwało partnera Wiśniowego Błysku! Nie może mu to ujść na sucho! Rozejrzała się naokoło, gorączkowo oddychając. Zauważyła nagle jakąś zieleń, przemykającą pomiędzy skałami.
- Tam! - rzuciła się, widząc czarnego kocura na skale.
Zanim zdążyła do niego dobiec, zniknął...
***
- Błyszcząca Gwiazdo, musimy wyruszyć w pogoń!
- Nie możemy stracić tylu kotów! Jeśli ktoś z klanu pójdzie za nimi, złapią go i będziemy mieli...
- A-ale... Przecież to będzie nie w porządku wobec nich! Jeśli nie zamierzasz nikogo wysłać za nimi, to ja to zrobię - Świerkowy Liść stała w wejściu do legowiska przywódczyni. - Nie powstrzymasz mnie, wezmę chętnych i mimo że jestem medyczką to poprowadzę te koty! A ty nie masz nic do gadania!
- Świerkowy Liściu, jeśli stracimy ciebie... Zakazuję ci iść! - miauknęła Błyszcząca Gwiazda, odwracając się. - A Miętowa Ła...
- Miętowa Łapa została porwana! - Wiśniowy Błysk wparowała do legowiska, omal nie przewracając starszej kotki. Świerkowy Liść strzepnęła ogonem i dumnie wyszła z legowiska.
- No cóż, teraz już nic mnie nie powstrzymuje! - warknęła, odwracając się jeszcze. Zeskoczyła.
- Koty Klanu Nieba! - donośny głos Błyszczącej Gwiazdy rozszedł się po legowiskach. Ze skalnych szpar wysuwały się głowy kotów, a także ciekawskich kociąt. - Niech wszystkie koty, zdolne samodzielnie polować, zbiorą się pod Stertą Kamieni na zebranie klanu! - miauknęła, gdy była pewna że wybudziła połowę klanu ze smacznego snu. Zwoływanie zgromadzeń klanowych o północy było tu tradycją...
- Co się stało, Błyszcząca Gwiazdo? - mruknął zaspany czarny kocur o ciemnożółtych oczach, zastępca przywódczyni, Sosnowy Krzew. - Czy znowu ktoś został porwany? - wygramolił się z legowiska i zgrabnie zeskoczył po skałach na ziemię. - Czy może nasze kociaki głodują? - rzucił wrogie spojrzenie na Listka i Śnieżka, dwójkę potomstwa Mknącego Potoku. Starsza karmicielka przygarnęła je do siebie ogonem, ukrywając w legowisku. Kocur przeciągnął się i potężnie ziewnął. Podszedł do przywódczyni, leniwie machając ogonem - A więc?
Błyszcząca Gwiazda wściekła się w środku, nie okazując tego po sobie. Ten kot nigdy nie powinien zostać moim zastępcą! Czemu musiał mnie uwieść? - pomyślała, patrząc na niego niby obojętnym wzrokiem. Sosnowy Krzew parę księżyców temu awansował na tę pozycję, gdy przymilał się przywódczyni po stracie wcześniejszego zastępcy - Zamglonego Spojrzenia. Myślałam, że mnie kocha! A on oszukał mnie i klan...
- Sosnowy Krzewie, nieco spokojniej. - miauknęła z udawaną przyjaźnią. Obróciła się do zebranego klanu i głośniej zawołała: - Ostatnio nasze koty giną. Musimy wysłać patrol, aby odnaleźć je. Ktoś chętny? Świerkowy Liściu...
- Świerkowy Liść wyszła z obozu wieczorem - ktoś ze zgromadzonych wtrącił się w słowo przywódczyni. - Nie ma także Mlecznej Łapy, Wiśniowego Błysku, Chmurnej Łapy...
- I Malinowego Futra - dokończyła Mknący Potok. - Widziałam jak wychodziła...
- Srebrzyste Skrzydło też zniknęła - miauknął zaniepokojony Skalny Pazur, nerwowo machając ogonem. Co się tu dzieje?
Kotka wyjrzała z liści paproci, poruszanych lekko przez wiatr. Pociągnęła powietrze nosem i ruszyła w dół po stoku pagórka. Jej jasne futro odcinało się wyraźnie na tle ciemniejszych już drzew i krzewów. Przed nią rozciągał się płaski teren, z rzadka porośnięty suchymi krzewami. Strzepnęła ogonem, a na ten znak pojawiły się inne koty.
- Mleczna Łapo? Znalazłaś coś? - miauknęła Świerkowy Liść, stając obok młodszej kotki. - Czy nic... - opuściła głowę, spoglądając na własne łapy.
- Nie mam żadnych śladów... Wiśniowy Błysku? Może ty coś znajdziesz? - spytała Mleczna Łapa starszą wojowniczkę. - W końcu ja jestem tylko uczennicą - poruszyła wąsami, rozglądając się naokoło. Wiśniowy Błysk zeskoczyła z drzewa, na którym się znajdowała, i podbiegła do młodszej kotki.
- Coś mówiłaś? - zamruczała. Mleczna Łapa powtórzyła swoje pytanie, i nerwowo poruszając końcówką ogona czekała na odpowiedź.
- Nie, żadnych śladów - z przygnębieniem odparła, gdy dowiedziała się o co chodzi. - Może idziemy w złą stronę?
- Trop początkowo prowadził tutaj, nie sądzę aby byli na tyle inteligentni- lub na tyle głupi żeby zawrócić i pójść obok obozu.
W oddali coś zaszeleściło, a na tle liści można było zauważyć plamki białego i czarnego futra.
- Mnie szukacie? - w powietrzu zabrzmiał głęboki głos młodego kocura.
Co za głupek! - pomyślała Mleczna Łapa patrząc na nieznajomego. - Widać, że nigdy nie widział klanowych kotów - szepnęła do brata, stojącego tuż przy niej.
- Jeśli tak, to znaleźliście - kocur napiął mięśnie i przespacerował się tuż przed nosem drżącej z wściekłości uczennicy. Nie był wiele starszy od niej!
- Idź stąd, ty głupia kupo futra! Pfff, pieszczoszek Dwunożnych! No, leć, mają dla ciebie twoją wstrętną wronią karmę! - parsknęła kropelkami śliny, wrogo wpatrując się w obcego.
- No cóż, w każdym razie jestem Irys - pieszczoch dumnie wypiął pierś i spojrzał na Malinowe Futro. - Chcesz walczyć? - warknął w stronę kotki i skoczył na nią.
Malinowe Futro cofnęła się, powodując upadek Irysa na ziemię.
- Gramy nieczysto, tak? - zasyczała, mrużąc oczy w szparki. - Skoro tak...
Rzuciła się na kocura, przygniatając go do ziemi. Zaryła jego brzuch, niezbyt głęboko ale na pewno boleśnie. Odpowiedział jej pacnięciem łapy z obciętymi, tępymi pazurami.
- Tylko na tyle cię stać? - mruknęła, a nacisk na Irysa nieco się rozluźnił. Wykorzystując sytuację, kocur skoczył i unieruchomił przeciwniczkę jakimś nieznanym chwytem. Koty z klanu nigdy go nie widziały, a mimo to... łatwo było im się z niego wyrwać. Malinowe Futro przekręciła się naokoło, wyślizgując się. Chyba ten kot o czymś zapomniał - pomyślała, widząc zdumioną minę pieszczocha. Udała, że ucieka, a ten nie potrafił się powstrzymać i zaczął ją gonić. Szaleńczy bieg ciągnął się po porośniętej trawą ziemi aż do wysokiego dębu, a potem w górę. Irys zatrzymał się i dziwnym wzrokiem spojrzał na kotkę. Spróbował wspiąć się na drzewo, ale coś... coś nie wyszło. Tymczasem wojowniczka zeszła nieco niżej, aż w końcu skoczyła na kocura z wyciągniętymi pazurami. Stęknął głośno i stracił przytomność.
Po pewnej chwili obudził się i natychmiast wydyszał:
- Puść- puść mnie! - wyrywając się gorączkowo. Puściła go, a ten otrząsnął się z kurzu i krwi, po czym ostentacyjnie obrócił się w stronę ściany krzewów. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie widział kotów klanowych. Po chwili jednak znowu skierował się w ich stronę i miauknął cicho.
- Znacie Plemię?
Mleczna Łapa otwarła szeroko oczy. Plemię? Znamy, aż za dobrze... - miała ochotę odpowiedzieć, ale powstrzymała się. Spojrzała na Świerkowy Liść. Medyczka kiwnęła ogonem, pozwalając miauknąć.
- Plemię kradnie nam koty! - wykrzyknęła, wysuwając pazury.
- Chcecie je odnaleźć? - zamruczał przyjaźnie. Kotkę zdziwiła ta nagła zmiana nastrojów, ale nie dała tego po sobie znać.
- Tak! - wojowniczo odparła, mrużąc oczy. To było podejrzane.
Irys znowu odwrócił się, spoglądając na z wolna pojawiające się gwiazdy. Otworzył pyszczek, i chwilę pozostawał tak w niemym bezruchu. Wszyscy wstrzymali oddech, a głos pieszczocha Dwunożnych popłynął między nimi.
- Plemię kryje się w skałach, nikt się go nie spodziewa. Klany u brzegu zamętu... - zawiesił głos - Czterech na ich potęgę...
Potrząsnął głową i znowu powrócił do dawnego stylu bycia.
- No, co się tak na mnie gapicie? Przecież nic nie powiedziałem? - miauknął, wrogo wlepiając oczy w Świerkowy Liść. - Kiedyś widziałem Plemię, ale to było dawno i nie pamiętam - odszedł powoli. - Do niezobaczenia! - prychnął i zeskoczył ze wzgórza, w dole widać było już dom jego Dwunożnych.
Świerkowy Liść w zamyśleniu uderzała końcówką ogona w ziemię.
----------------------------------------------------------------------------------------
1317 słów! To, do tej pory, najdłuższy rozdział! I... z tej okazji postanowiłam dodać ten dopisek. Bardzo byłoby mi miło, gdyby ktokolwiek zostawił taką głupią... małą... gwiazdke *wyłudzanie gwiazdek tajm* luub obserwację.... luuuuub komentarz... tak się wtedy cieplutko robi xD
Jeśli chodzi o Irysa, to jest to imię mojego kota który zwiał i nie jest już mój...
dobła, tyle, miłego dnia/nocy/wieczora/poranka ;D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top