Rozdział 4
-Co ona zrobi bez naszego dopingu?
Zastanowił się Zachary, nachylając się przez barierki, aby patrzeć na zbierające się na dole drużyny, pomiędzy którymi chodziła Pani Hooch. Nadszedł mecz, który podzielał naszą przyjaźń z Krukonką, bo mimo wszystko z wygrany swoich czuje się nieco większą dumę. Było chłodno, ale na szczęście chmury deszczowe dawno przeszły, było całkiem przejrzyście, więc na pewno na plus dla szukających i ogólnie dobrze się sprawdzałam jako pogodynka, także tak jak mówiłam, że będzie, tak też dopisało. Z megafonu rozległ się znowu głos Jordana, który zaprosił wszystkich do wspólnego oglądania i wtedy po raz pierwszy od wejścia spojrzałam w stronę trybun Gryffindoru.
-Jak możemy zauważyć Cienna Diggory z Ravenclaw bardzo dużo ćwiczyła, ponieważ ścigający Slytherinu wyglądają na delikatnie wystraszonych! Ałć... Pani Profesor to nie było nic obraźliwego, mówię, co widzę! - owy komentarz rozbawił cały stadion, a Cienna, która właśnie związywała swoje falowane włosy w kitkę pokiwała głową z uśmieszkiem. Już po chwili rozległ się gwizdek sędziny, a tłuczki, znicz oraz kafel znalazły się w powietrzu. Nasi ścigający od razu wzięli w obroty kafla i zaczęli szarżować w stronę obręczy Krukonów. - Marcus Flint nie ociąga się i właśnie wykonuje pierwszy rzut! Diggory ledwo, ale broni tą mocną bramkę, dobrze, że nie dopuściła się nicowania!
-Co to w ogóle oznacza?! - wykrzyczeliśmy z Zacharym w tym samym momencie, patrząc na siebie, co rozbawiło ludzi wokoło nas, ale nikt z nich nie chciał nam tego wytłumaczyć. Gra była szybka i bez zbędnych ceregieli, przez co komentator musiał tak szybko wypluwać słowa, że byłam w szoku, że nie zasycha mu w gardle. Zespoły szły łeb w łeb, więc cała nadzieja spoczywała w szukających, na których coraz więcej ludzi przenosiło całkowitą uwagę. Ja jednak znowu przeniosłam swoją uwagę na trybuny Gryffindoru i natrafiłam na to, czego szukałam, bądź raczej tego, który stoi w trzecim rzędzie, lecz po chwili znowu wróciłam do gry.
-Ścigający Ravenclaw właśnie wykonują kleszcze Parkina! Niesamowite, co oni robią! Kasjusz ze Slytherinu ma bardzo mało czasu na reakcję i... Udało mu się wyjść z tego potrzasku, coś pięknego! Podaje on kafla do Montague'a, który odlatuje w górę i czy to jest to, co myślę?! Tak, tak! Punkt zdobyty, dzięki manewrowi Parskowej, co ci gracze dzisiaj wyprawiają! - spojrzeliśmy na siebie z Zacharym z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy i kimkolwiek jest Parskowa to przynajmniej już wiem, że podanie kafla z góry do drugiego ścigającego z drużyny, który z dołu wykonuje rzut do obręczy jest czymś, co wymyśliła. Po Ciennie było widać poirytowanie i miałam jedynie nadzieję, że nie podda się w trakcie meczu, bo wtedy przegraną mieliby gwarantowaną. Gra znowu była w pełni rozpędzona i Krukoni włączyli piąty bieg agresji, więc nasi pałkarze, w tym Blaise, mieli ręce pełne roboty, aby nie dać naszym graczom oberwać. Rozgrywka była taka żywa i chciało się na nią patrzeć, ale mój wzrok samoistnie powędrował na Gryfonów. On też na mnie patrzy? To już zwidy chyba. Albo nie? Jego oczy zdawały się być skierowane na mnie jedynie w mojej głowie w jakiejś mgle, lecz jednocześnie czułam, że znajduję się na tym samym stadionie w tym samym momencie. To takie prawdziwe. Chociaż nie, wcale nierealistyczne, bo wciąż nie odwraca wzroku. Mam wrażenie, że coraz wyraźniej widzę jego brązowe tęczówki oraz kolor jego czapki, przykrywającej jasne włosy. Wiatr zawiewa te kosmyki, których nie dał rady pod nią ukryć, ale powiewają w taki jednostajny sposób, że wprowadza mnie to w trans. Ta wieczność jednak wtedy się kończy.
-Słabo to widzę - szepnął Zach, aby nikt wokół nas nie usłyszał tego zwątpienia w naszą drużynę. Powróciłam do gry, zauważając, że Krukoni rzeczywiście w zawrotnym tempie zaczęli brnąć do przodu w punktacji, bo przez czas mojej nieuwagi kafel przeleciał przez nasze obręcze dwa razy.
-Drużyna Ravenclaw nie traci na siłach, oni dopiero zaczynają rozgrywkę! Czy dadzą radę wykończyć przeciwników?! Cóż za piękna wrzutka, Jeremy Stretton wykonuje ją bezbłędnie! Slytherin nie planuje się poddać, Marcus Flint przechwytuje kafla! Warrington tuż przy nim! Cóż to była za przerzutka!
Nie mogę się przed tym bronić, moja głowa sama się odwraca w tamtą stronę, co powoli mnie irytuje. Nie chcę, on mnie wcale nie interesuje, nawet go nie znam i nie wydaję mi się, że on chciałby się zapoznać. Bez sensu, ogarnij się dziewczyno, jedno spojrzenie w oczy i nagle ci odwala. Nie wierzę, że...
-Wygraliśmy! - dociera do mnie krzyk Zachary'ego, tak samo jak całej reszty Slytherinu i wracam do rzeczywistości, zaczynając klaskać.
-Draco Malfoy złapał znicza! Slytherin wygrywa dzięki temu jedynie dziesięcioma punktami! - ogłasza Jordan, a ja zaczynam szukać naszego szukającego, żeby zobaczyć go z owym trofeum, które dumnie pokazuje z uśmiechem. I choć nie ma szczególnego słońca to mam wrażenie, że znicz mieni się w jego blasku. Nasi gracze zaczynają zataczać kółka blisko trybun z szerokimi uśmiechami, a za nimi Krukoni powolnie zlatują na ziemię. Aplauzy nie trwają jednak wiecznie, już po chwili na boisku nie ma żadnego gracza, bo to dopiero eliminacje.
Razem z tłumem zeszliśmy na dół i większość ruszyła z powrotem do Hogwartu, jednak część ruszyła pod szatnię drużyn, aby osobiście pogratulować lub pocieszyć. Pierwszym przystankiem była nasza szatnia, w której Zachary jedynie przybił żółwika z Blaisem, po czym ruszyliśmy dalej. Pod szatnią Krukonów stała Cienna, lecz nie sama, bo w towarzystwie Olivera Wooda. Widocznie ją pocieszał i dopiero gdy podeszliśmy to zauważyłam, że udolnie, bo na jej twarzy gościł uśmiech, który przeniosła na nas, witając się z nami.
-Jesteś mistrzynią - odrzekł Faux, szybko ją przytulając. - Nie znam się, ale wymiatałaś.
-Ja się znam i rzeczywiście, wymiatała - dodał Oliver, posyłając jej ciepłe spojrzenie.
-Widziałaś jakiego trika zrobiłam? - zapytała i choć zaraziła mnie tą podekscytowaną energią to za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć żadnej akcji i jedynie patrzyłam na nią z równie szeroko otwartymi oczami. - Wtedy jak pionowo zwisałam z miotły - próbowała naprowadzić mnie na wspomnienie, lecz ja już wiedziałam, że nie ma mowy, że to widziałam. Z opresji wyrwały mnie współlokatorki Cienny, które z biegu rzuciły się na nią.
-Dla nas i tak wygrałaś! - wykrzyknęła Anne, a kulka jaką utworzyły w tym uścisku zaczęła się bujać na boki, więc razem z chłopakami odsunęliśmy się o krok do tyłu. Spojrzałam wtedy na Wooda, który z uśmiechem spuścił wzrok i w ciszy odszedł, tak że oprócz mnie nikt tego nie zauważył. Po jeszcze chwilowym obgadaniu meczu zaczęliśmy z Zacharym wracać do zamku, bo robiło się coraz zimniej, a poza tym wiedzieliśmy, że w Pokoju Wspólnym również na chwilę się zatrzymamy, aby wspólnie pocieszyć się z wygranej.
-Coś często patrzyłaś poza obszar gry - stwierdził loczek, gdy wchodziliśmy przez drzwi główne do środka. - Nie myśl, że tego nie zauważyłem - dodał, rzucając mi krótkie spojrzenie. - Nie miałaś prawa widzieć akcji Cienny, nie potrafiłaś nawet udawać, że tak.
-W sensie...
-Powiesz mi, gdy będziesz chciała - przerwał i obydwoje umilkliśmy. - Poza tym to i tak nie potrafisz długo milczeć na jakiś temat - cicho dodał i posłał mi uśmieszek, którego nie umiałam nie odwzajemnić. W ciszy doszliśmy do głośnego Pokoju Wspólnego, w którym zebrane były starsze roczniki, chociaż gdzieś po kątach przewijali się również trzecioklasiści. Jednak hałas zrobił się dopiero, gdy przez drzwi weszła cała drużyna i choć wcale nie był to finałowy mecz to szczęście było nieopisane. Ponownie Slytherin dawał wrażenie przytulnego domu, który świętuje każdy najmniejszy sukces któregoś z członków, co na początku nauki było mi tak w życiu obce. Po pewnym czasie przestałam rozumieć plotki na nasz temat. Ślizgoni to zwykli ludzie, ale odkrywanie warstwy stereotypów jest dla ludzi zbyt trudne.
>>>
-Jak już założysz własny salon fryzjerski to będziemy miały o połowę tańsze wizyty? - spytałam Elsie, która właśnie robiła mi cuda na głowie. Siedziałam przed lustrem, jedząc gały czekoladowe, które na bieżąco podawała mi Daisy, czekająca na swoją kolej i przewracająca strony w tygodniku.
-Może o ćwiartkę - odpowiedziała mi czarnowłosa, lekko się uśmiechając pod nosem, na co Daisy aż usiadła.
-Czemu nie za darmo?! Dzięki naszym głowom możesz się rozwijać!
-Jeśli będziesz sprzątała po klientach to możemy się tak dogadać - oświadczyła Atkins, wyciągając wolną rękę w stronę jasnowłosej, ale ta jedynie prychnęła i z powrotem położyła się na podłodze. Uśmiechnęłam się, spoglądając na odbicie w lustrze, ale od razu się skrzywiłam z bólu. - Przepraszam!
-Jaką właściwie fryzurę robisz? - podpytałam, próbując zapomnieć o tym pociągnięciu za włosy.
-Zobaczyłam takie dwie fajne w "Czarownicy", Dass, podaj proszę - odpowiedziała, przechylając głowę w lewo w stronę swojego stolika nocnego. Daisy szybko znalazła się z powrotem koło nas, stając koło Elsie i zaczęła wertować strony przed jej twarzą, czekając na znak stop. - To tutaj, podaj Ven, bo mam zajęte ręce - tak też zrobiła, pokazując palcem na zdjęcie kobiety z przeplatanymi wstążką dwoma koczkami, z których wystawały włosy.
-Będzie Ci pasować, totalnie - uznała Dobson, przytakując głową z uznaniem. - Ty zawsze potrafisz dobrać komuś coś, co idealnie pasuje tej osobie - dodała, zwracając się do Elsie, która lekko się uśmiechnęła. - Naprawdę, jesteś niesamowita.
-Bez przesady - mruknęła, lecz gdy na nią spojrzałam to zauważyłam na jej policzkach lekki rumieniec i wtedy do mnie dotarło. Delikatnie spojrzałam na Daisy, która nie zdawała sobie z niczego sprawy i ponownie na Elsie, próbującą schować uśmiech. O ja cię.
-Oni tutaj piszą o kolorach włosów, których nazw nie rozumiem - zaczęła Daisy, po czym spojrzała ponownie na naszą fryzjerkę. - Znasz się na nich? Jaki ja mam?
-Hmm, taki spłowiały blond, wchodzący w złocisty trochę - odpowiedziała, a Dobson spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Całe życie byłam tylko blondynką, teraz się okazuje, że jestem złocisto wypłowiała - palnęła, na co obydwie się zaśmiałyśmy. - To jaki kolor ma Venice?
-Jasno kasztanowe, taki miedziany blond, coś pomiędzy, ale bardziej w tę miedź, zależy od pory roku.
-Od pory roku?! - krzyknęła blondynka.
-Coś w tym jest, myślałam, że sobie to wymyśliłam, że jak jest więcej słońca to są jaśniejsze. Jednak nie mam halucynacji - wyznałam, kiwając głową w stronę Daisy, po czym uniosłam oczy na Elsie z uznaniem. Nastała chwila ciszy i czułam, że moja fryzura już jest prawie gotowa, ale w tym spokoju nie wytrwałyśmy za długo, bo bez ostrzeżenia Daisy krzyknęła, przez co Elsie wypuściła pasma moich włosów z dłoni.
-Zapomniałam Wam powiedzieć! - oświadczyła, ale ja nadal trzymałam rękę na piersi, a czarnowłosa zgięła się w pół i oparła o kolana, biorąc wdech. - No co Wy, no?
-Zaczynam mieć problemy z sercem przez Twoje nagłe krzyki - zareagowałam, zamykając oczy.
-Dobra, bo zaraz znowu zapomnę. Widziałam tego, em, z Gryffindoru, jak całował się z jakąś dziewczyną za filarem koło posągu jednookiej wiedźmy w czwartek około dwudziestej - wyrecytowała, a ja odwróciłam się na Atkins, aby po chwili zwrócić się do Daisy.
-Podasz nam dokładne współrzędne i czas co do sekundy, ale nie kto to był? - spytałam, marszcząc brwi.
-No to był ten, ten, no wiecie, ten Gryfon głośny - położyła sobie dłonie na policzkach, skupiając wszystkie szare komórki, aby sobie przypomnieć. Znowu to dziwne uczucie w środku, gdy tylko wypowiedziała te słowa. - Szłam do sali, bo zapomniałam zeszytu i jeszcze moment wcześniej wpadłam na Snape'a, był jakiś zły. Idę tym korytarzem i nagle słyszę takie mlaskanie, to myślałam, że buty mi się rozwalają, wiecie, ale nie, po chwili doszłam do wniosku, że ktoś się liże. To ściszyłam kroki i idę i patrzę nagle w bok, a tam on z jakąś Puchonką. Ale mocno wyższy od niej powiem Wam.
-On, czyli kto? - powtórzyłam pytanie, czując jak zbiera się we mnie ciekawość, gotowa zjeść mnie od środka. Daisy opuściła głowę, walcząc z jakimiś demonami wspomnień, a my z Elsie patrzyłyśmy na nią w ciszy.
-Dass, serio nie wiem jak to działa, że pamiętasz każdy szczegół, ale...
-Lee Jordan! - wykrzyczała, energicznie się podnosząc i rozkładając ramiona. Widocznie była z siebie dumna, a ja wypuściłam głośno powietrze.
-On wygląda na takiego amanta - stwierdziła czarnowłosa. - Do każdej zagada i okręci wokół palca. Trochę jak Zachary, ale z dziewczynami.
-Dokończysz ten fryz? - spytałam, na co się obruszyła i natychmiast powróciła do moich luźno zwisających pasem. - Nigdy nie myślałam o nim w ten sposób.
-Ja go w ogóle nie znam, ale bardziej mnie dziwi, że uznali korytarz za idealne miejsce na to - dopowiedziała Daisy, zdejmując z siebie bluzę i wtedy poczułam, jak Elsie ponownie odrywa dłonie od mojej głowy. - Teraz ja!
-El, to jest piękne - wymamrotałam po chwilowym patrzeniu na siebie w lustrze z każdej możliwej strony. - Od dzisiaj robisz mi taką fryzurę codziennie rano - obwieściłam z powagą, co rozbawiło naszą fryzjerkę.
-Dobra, suń się Ridley- zaanonsowała Dobson, popychając mnie na bok, aby zająć moje miejsce przed czarnowłosą i wyszczerzyła się, prostując plecy. - Czaruj, czarodziejko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top