2
Per. Rzeszy
Obudziłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Wyglądał rzeczywiście jak pokój, a nie cela. W środku było ciepło, ale moje zamrożone ręce i nogi domagały się więcej ciepła. Ledwo podniosłem się do pozycji półsiedzącej. Czułem , że byłem osłabiony. Dopiero wtedy zobaczyłem mężczyznę , który siedział obok łóżka.
-W-wer b-bist du?(Kim jesteś?)- zapytałem drżącym się głosem.
- Rzesia nie poznajesz mnie?~- spytał gardłowym głosem.
- Soviet? -spytałem. Mężczyzna złapał mnie za podbródek i podniósł go do góry.
- Да, we własnej osobie.~ wyszeptał tym wkurzającym mnie gardłowym tonem głosu.- A tak poza tym nie ładnie jest odpowiadać komuś pytaniem na pytanie.~- powiedział po czym puścił mój podbródek.
- Dlaczego tu jestem?- zapytałem.
- Jesteś zmarznięty, osłabiony i chory. Przyniosłem cię do mojego domu, bo twój dom w Niemczech spłonął jakieś 4 miesiące temu, dokładnie w dzień gdy trafiłeś do obozu.- powiedział chłodno. W tym momencie do pokoju przyszła służąca z tacą na której była porcelanowa miska z której unosiła się para. Najprawdopodobnie była w niej zupa. Zostawiła miskę i łyżkę po czym wyszła.
- Co się stanie z tymi ludźmi, którzy zostali w obozie?- zapytałem z czystej ciekawości.
- Zginą.- odpowiedział chłodno jakby się tym nie przejmował .- A co cię nagle inni ludzie obchodzą?- zapytał z nutką kpiny w głosie.- Patrzcie! Wielka Trzecia Rzesza Niemiecka martwi się o śmiecie!- zaczął się śmiać.
"- Przecież sam jestem śmieciem. Ciekawe czy on śmieje się również ze mnie."- pomyślałem. Gdy Soviet zobaczył , że nie śmieję się razem z nim , to uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Jak przyjdę to , ten talerz ma być zjedzony. -powiedział po czym wyszedł z pokoju. Pomimo tego , że byłem słaby to postanowiłem wstać i podejść do okna. Widok był przepiękny. Cały krajobraz pokrywał śnieg. Bolszewik miał duże podwórko na , którym z tego co widziałem to znajdowała się stajnia. Dalej był jakiś ogród. Za podwórkiem było widać obóz koncentracyjny. Jak wcześniej miałem na twarzy uśmiech to teraz on zniknął.
-"Nie zostawię swoich ludzi w potrzebie . Nie , nie zostawię nikogo w tym obozie w potrzebie."- pomyślałem.-"Muszę tam iść."- otworzyłem okno . Po otwarciu niego uderzył mnie zimny wiatr. Nie poddałem się. Rozprostowałem swoje czarne jak smoła skrzydła , usiadłem na krawędzi okna i poleciałem. Przez pierwsze pięć minut nie było tak źle , ale potem poczułem zmęczenie i ból w mojej ulubionej części ciała. Musiałem wylądować. Po wylądowaniu zobaczyłem , że za mną rozciąga się szlak moich ukochanych czarnych piór. Widocznie byłem na tyle osłabiony , że aż zaczęły wypadać. Resztę drogi do obozu musiałem przejść pieszo.
*Skip time*
Po jakiś 20 minutach nieustannej wędrówki doszedłem na miejsce. Podszedłem do bramy ale była zamknięta. Jedynym sposobem na dojście do środka jest wspinaczka po drucie kolczastym . Dotknąłem go. Odrazu poczułem nie przyjemne kopnięcie, a później ból. Miałem to gdzieś. Zacząłem się wspinać. Czułem niesamowity ból. Łzy spływały mi strumieniami , lecz mimo to nie poddawałem się. Na górze drutu były kolce którymi poraniłem dłonie i nogi. Nie miałem siły , żeby schodzić więc po prostu spadłem. Wstałem i kulejącym krokiem doszedłem do strażnika który pakował kolejnych więźniów do komór gazowych. Upadłem na kolana i złożyłem ręce jak do modlitwy.
- Nimm mich und verlasse sie. Sie haben dieses Schicksal nicht verdient.( Weźcie mnie a ich zostawcie. Oni nie zasługują na taki los.)- powiedziałem . Strażnikowi było wszystko jedno kto zginie. Zatrzymał ich a mnie zakuł mnie w kajdany i zaczął prowadzić do komory.
- Останавливаться! (Stój)- usłyszałem dobrze mi znany głos.- Освободи его от цепей.(Rozkuj go)- powiedział oschle jak zwykle. Żołnierz rozkuł mnie i popchnął mnie. Na szczęście Komuch był w pobliżu i mnie złapał. - Po co żeś tu wracał. Rzesia.~- spytał szepcąc mi do ucha.
- Nie zostawię ich samych.- odpowiedziałem mu.
-Co mogę dla ciebie zrobić?~-zapytał odrobinkę podniecającym mnie tonem głosu.
- Wypuść wszystkich ludzi stąd .
- Выпустить всех немцев!(Wypuście wszystkich Niemców!)- krzyknął.
-Nein. Powiedziałem wszystkich. Polaków i Żydów też. Nikt nie może tu zostać.- ledwo powiedziałem. Nie miałem już siły.
- Słyszeliście go ! Uwolnić wszystkich!- krzyknął na swoich żołnierzy , którzy praktycznie od razu wzięli się do roboty.- A ty idziesz ze mną.- powiedział chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc mnie w stronę jego domu.
*Skip time*
Po 20 minutach znaleźliśmy się w domu. Zaprowadził mnie do mojego pokoju. Posadził mnie na łóżku i przykrył mnie kołdrą. Po chwili wyszedł , a po minucie wrócił z kubkiem gorącej herbaty.
- Wypij to i spróbuj zasnąć.- powiedział najmilej jak umiał. Po paru minutach wyszedł.
______________________________________
Słowa:717
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top