9
6.57
Biznesmen kolejny raz przewracał papiery w teczkach szukając tego najważniejszego dokumentu. Przeklął, gdy w kolejnej teczce nie znalazł tego czego szukał. W przypływie złości zrzucił niebieską teczkę z biurka powodując, że dokumenty znajdujące się tam rozsypały się w pobliżu teczki.
Warknął pod nosem i oparł się o biurko prawą ręką. Lewa natomiast powędrowała do karku, który zaczął masować. Był już obolały od ciągłego siedzenia w pracy i w domu z pochyloną głową. Był również po czterdziestce co nie pomagało mu zażegnać kryzys obolałych kości.
Po chwili uklęknął przy teczce zbierając szybko porozrzucane przez niego dokumenty. Musiał w końcu znaleźć tą przeklętą kartkę z tymi zapiskami, bo inaczej na prawdę straci całkiem najważniejszego klienta. Nie mógł do tego dopuścić. Musiał zrobić wszystko, żeby wygrać z konkurencją. Więc gdzie do cholery były te papiery?
Sapnął cicho i dopiero wtedy wstał. Wypuścił głośno powietrze ustami i odłożył trzymaną rzecz na swoje miejsce. Wyciągnął kolejną o kolorze zgniłej zieleni. Nie lubi koloru zielonego, ani jego odcieni. Kojarzył mu się od razu z pierwszą żoną. Ich małżeństwo skończyło się przez zdradę kobiety. Jego drugie małżeństwo było bardzo nie przemyślane. Oczywiście, on i Carol kochali się, ale tylko przez pięć lat. Wzięli rozwód, gdy ich syn miał rok. Miłość jego i Carol minęła bardzo szybko, ale udało im się za ten czas dać życie dwóm istotom, które oboje kochali.
Przeszukując kolejną teczkę usiadł przy biurku. Upił łyk zimnej już kawy krzywiąc się przy tym i przekładał powoli papiery z kupki na kupkę nie chcąc przeoczyć tego najważniejszego. Niby zwykłą kartka papieru, ale posiadała na sobie ważne wymogi klienta. Luis do tej pory zastanawiał się jak to się stało, że zapomniał gdzie wsadził tę kartkę.
W końcu na samym dole papierowej teczki znalazł to czego tak bardzo szukał. Z wielkim uśmiechem odłożył ważną dla niego kartkę na biurku, a resztę a powrotem włożył do teczki, którą schował w szufladzie w regale. Szczęśliwy wrócił za biurko.
Jego spokój nie trwał długo. Komórka w jego kieszeni dała o sobie znać. Sięgnął ręką do kieszeni marynarki, która powieszona była na oparciu fotela i wyciągnął komórkę. Widząc imię i zdjęcie Carol zmarszczył brwi. Kobieta nigdy nie dzwoniła do niego. Chyba, że chodziło o dzieci.
Odebrał komórkę, ale nie podziewał się tego, że zamiast ładnego głosu kobiety usłyszy męski i oschły ton.
-Mam twoje dzieci, a twoje dwie byłe żony nie żyją. -serce Luisa podeszło do gardła, a w oczach stanęły łzy.
-Po co skoro i tak wykonuje twoje rozkazy? -zapytał miękko.
-Muszę mieć pewność, że na pewno zrobisz to o co cię proszę. -powiedział i rozłączył się.
Luis z mocno bijącym sercem i ze łzami opuścił powoli rękę z telefonem. Nie za bardzo przejął się faktem, że jego byłe żony nie żyją. Teraz śmiertelnie bał się o dzieci i dla ich dobra będzie musiał się pośpieszyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top