5
4.58
Luis Dale szedł szybkim krokiem do miejsca swojej pracy. W lewej dłoni trzymał skórzaną, czarną teczkę, a w prawej dłoni trzymał telefon. Rozmawiał ze swoim najważniejszym klientem i starał się ze wszystkich sił, żeby mężczyzna nim został. Był dla niego bardzo cenny.
Mężczyzna zaklął pod nosem i przyśpieszył kroku. Schował telefon do kieszeni marynarki i starał się iść jak najbliżej zadaszenia. Zapomniał z domu parasola i niestety musiał teraz moknąć na zimnym deszczu. Chciał już lato.
W końcu dotarł do swojej firmy. Wszedł szybko do budynku i nie tracąc czasu na witanie się z pracownikami ruszył szybko do windy. Drzwi po chwili zasunęły się, a on ruszył na samą górę do swojego biura. Jego praca była stresująca, ale zawsze panował nad sytuacją. Potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji i walczyć z emocjami. Zachowywał przeważnie zimną krew.
Od trzech dni było inaczej.
Mianowicie od trzech dni jest nękany przez pewnego mężczyznę. Wygląda jak obłąkaniec i Luis ma wrażenie, że i tak się zachowuje jeżeli pójdzie coś nie po jego myśli. Od samego początku się nie stawiał. Nie miał zamiaru. Od zawsze był tchórzem i ratował własne dupsko. Ten mężczyzna mu groził. Groził śmiercią, więc nie zamierzał mu się stawiać. Był na tyle zdeterminowany, żeby żyć, że nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby się wycofać. Nawet jeżeli miał wykorzystać swoją ukochaną. Wolał poświęcić ją, żeby żyć. Jest bogaty i przystojny, więc nie trudno będzie mu znaleźć nową kobietę. Za pewne nawet lepszą od jego obecnej partnerki.
To o czym myślał było straszne, egoistyczne i na pewno takie zachowanie podchodziło pod charakter nie jednego dupka, ale nic nie mógł na to poradzić. Chciał przetrwać i na pewno wdał się w ojca. On również był tchórzem. Przecież to jego matka zabijała pająki i inne stworzenia, które mogły go pożreć czy użądlić.
Wszedł do pomieszczenia i zamknął dość szybko za sobą drzwi. Opadł ciężko na obrotowy fotel i wytarł dłonią spocone czoło. Pocił się przez stres. Stres i strach trzymają go w swoich szponach przez trzy dni. Bał się śmierci i nie był na nią gotowy. Przecież nikomu nie zawinił i mimo, że był biznesmenem to był uczciwy i wierny jednej kobiecie. Nigdy nikogo nie zdradził, a to, że nie wyszło mu z pierwszą i drugą żoną nie miało znaczenia.
Był również przykładnym ojcem. Spotykał się z czwórką swoich dzieci tak często jak mógł. Cała czwórka oczywiście znała się, bo niestety prowadzenie firmy zmuszało go do spotykania się z czwórką dzieci na raz. Nie narzekał, ale jednak chciałby mieć raz na miesiąc czas dla każdego dziecka osobno.
Najstarsza była Stefanie. Miała piętnaście lat i była uroczą blondynką z nadwagą. Uwielbiała słodycze i grę w szachy. Zawsze ogrywała ojca. Mimo nudnego zajęcia miała sporo przyjaciół. Umiała dogadać się z każdym.
Najmłodszy był Henry. Wysoki siedmiolatek z bujną grzywą miedzianych włosów oraz wypryskiem piegów na twarzy. Szczupła i wysoka sylweta świadczyła o tym, że chłopczyk lubił uprawiać sporty. Ulubionym sportem była koszykówka, a matka zapisała go nawet na zajęcia w szkole. Luis wiedział, że to on przejmie po nim firmę. Był jedynym jego męskim potomkiem. Chyba, że uda mu się przekonać swoją obecną kobietę do założenia rodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top