17

18.50

Spokojne i ciche kroki kobiety zostawiały pod sobą odciski, gdy ta szła błotnistą ścieżką. Rozglądała się dookoła i była lekko przygarbiona. Widziała już chatkę, w której świeciło się światło na strychu. Jak sądziła tam porywacz musiał przetrzymywać dzieci.

Musiała dostać się do środka cicho i niezauważona. Musiała mieć element zaskoczenia. To jednak nie wchodziło w grę, bo mężczyzna spodziewał się jej do godziny dziewiętnastej. Nie mogła więc zwlekać i zakraść się do niego, bo mogła nie wyrobić się w czasie. Z tego co wiedziała to mężczyzna dotrzymywał słowa i był nieobliczalny, przez co dzieciom groziło niebezpieczeństwo przez cały czas. Jeżeli w ogóle jeszcze żyją.

Zobaczyła go. Stał na ganku i wpatrywał się w jej stronę. Kobieta nie była pewna czy widzi ją, czy jeszcze wypatruje. Wiedziała jedna, że jeżeli teraz się ruszy da mu znak, że tu jest. Nie wiedziała jednak, która jest godzina i co teraz powinna zrobić. Cholera. Cztery lata temu się nie zastanawiała, tylko działała od razu.

W końcu postanowiła co zrobi.

Ruszyła wyprostowana w kierunku domu. Patrzyła się na mężczyznę starając się zobaczyć jego twarz i sprawdzić czy jest kimś bliskim albo kimś kogo zna lub znała. Przez panującą ciemność dookoła jednak nic nie wiedziała, a jedyne światło na podwórko padało z najwyżej zrobionego okna. Światło ze strychu.

Była dobra i do tej pory pamiętała wszystkie chwyty i nauki walki. O to się nie martwiła. Martwiła się jedynie, że naraża swoje życie, możliwe, że dla martwych dzieci. Nie chciała zostawiać Emmy w tak młodym wieku samej. Pewnie Milen przygarnęłaby tą małą istotkę do siebie, ale nie zmieniało to faktu, że Emma będzie już do końca życia wychowywała się bez matki.

-Witam Shadow. -spięła całe swoje ciało słysząc ten głos.

-Nie nazywaj mnie tak. -warknęła zatrzymując się na środku kątem oka widząc obok siebie drzewa. -Już od dawna nią nie jestem.

-Niestety. -mruknął. -Pamiętasz co sobie obiecaliśmy? -zadał retoryczne pytanie. -Obiecaliśmy sobie, że nasza córka będzie taka jak my, a nawet lepsza. Chcieliśmy by poszła w nasze ślady i zabijała razem z nami. Zniszczyłaś tą obietnicę. -warknął. -Lili miała być zawsze ze mną.

-Nazywa się Emma. -z jej gardła wydobył się wściekły warkot. -Zasługuje na lepsze życie niż mordowanie niewinnych ludzi, którzy mają takie samo prawo do życia jak my wszyscy! -krzyknęła.

-Jesteś głupia. -prychnął i szybkim ruchem uniósł broń strzelając do kobiety.

Michael jednak nie wiedział, że jest szybsza. Zdołała się skulić i schować się za najbliższym pniem drzewa. Mężczyzna zaklął, gdy jej sylwetka została całkowicie zakryta przez gruby pień.

-Zabiję cię i zabiorę córkę. -warknął. -Ona należy do mnie i ma być taka jak ja.

-Nigdy na to nie pozwolę. -wyłoniła głowę zza drzewa, ale szybko ją schowała, gdy kula utkwiła przy jej policzku. -I Emma nie jest do cholery twoją własnością. -wyciągnęła broń zza paska i strzeliła w stronę swojego byłego męża.

Rozejrzała się dookoła siebie i uśmiechnęła się delikatnie. Natura jej sprzyjała. Wszystkie pnie drzew były grubsze niż ona i z łatwością mogła się za nimi schować. Wiedziała, że magazynek ma ograniczoną ilość kul, więc postanowiła to wykorzystać.

Zebrała się w sobie i ruszyła biegiem do drzewa z ukosa. Słyszała jedynie trzy wystrzały, po czym ból w plecach, gdy mocno uderzyła nimi w pień drzewa. Odchyliła głowę do tyłu, co spowodowało zsunięcie się z jej głowy kaptura. Musiała zakończyć to jak najszybciej.

Przebiegła i ukryła się za drzewem, które rosło najbliżej mężczyzny. Tym razem usłyszała cztery strzały, a po chwili jak mężczyzna klnie. To była jej szansa. Skończyły mu się kule w magazynku, więc zaatakowała.

Wyłoniła się zza drzewa, ale szybko upadła na mokrą trawę plując krwią. Nie spodziewała się, że mężczyzna zdążył do niej dobiec i uderzyć ją, gdy ta będzie chciała go zastrzelić. W głowie jej pulsowało i miała zawroty. Zdołała jednak zauważyć jak Killer sięga dłonią po jej pistolet.

Zareagowała od razu. Złapała go za nogi, przez co ten stracił równowagę. Podniosła się najszybciej jak umiała i kopnęła broń starając się, żeby wylądowała jak najdalej mężczyzny. Wtedy on ją dopadł. Uderzył mocno w jej łydkę, przez co ta upadła na kolano z jękiem wyrywającym się przez zaciśnięte zęby.

Uderzył ją kolejny raz w twarz, przez co znowu wylądowała na mokrej ziemi ogłuszona kolejny raz. Tym razem nie podbiegł po pistolet. Usiadł na brzuchu kobiety blokując jej nogi. Zaczął uderzać ją pięściami, a Sophia wiedziała, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi zginie jak jej siostra i przyjaciele.

-Jesteś słaba i mało sprytna. -warknął Michael łapiąc jej szyje i zaczynając ją dusić. -Wyszłaś z prawy Shadow. -zaśmiał się, a na jego twarz wpłynął jadowity uśmiech, gdy zaciskał palce na jej szyi jeszcze bardziej.

Czarnowłosa desperacko starała się złapać powietrze, a jej płuca zaczynały palić żywym ogniem rozpaczliwie starając się znowu oddychać. Masz nóż, pomyślała. Używając ostatnich sił i wysilając się na jeszcze odrobinę wysiłku uwolniła spod ciężaru mężczyzny swoją nogę. Z kozaka wyciągnęła nóż i wbiła go od razu w bok Michaela.

Długowłosy krzyknął z bólu i puścił byłą małżonkę. Upadł do tyłu z jękiem, gdy ostrze noża zagłębiło się w jego ciele jeszcze bardziej. Sophia położyła rękę na gardle łapiąc gwałtownie oddech. Wiedziała jednak, że jeżeli się zaraz nie ruszy mężczyzna znowu zaatakuje.

Zerwała się na równe nogi i wzrokiem wyszukała swojej broni palnej. Szybko ruszyła w stronę pistoletu. Została jednak złapana za kostkę. Drugą nogą z całej siły kopnęła pustelnika w twarz łamiąc mu na pewno nos. Siła ciosu spowodowała, że przetoczył się na bok z wbitym nożem, przez co spowodował sobie kolejne salwy bólu.

Była zabójczyni w końcu złapała swoją broń i wycelowała w swojego byłego męża. Skończyła z mordowaniem już dawno, ale teraz nie miała wyjścia. Pociągnęła za spust zostawiając dziurę w czole ciemnowłosego.

Jego ciało bezwładnie opadło na mokrą ziemię. Teraz nie żył na pewno, a Sophia zaczęła zastanawiać się, dlaczego upozorował swoje samobójstwo. Chciał się po czasie dopiero zemścić na swojej małżonce? Czy po trzech latach chciał odebrać jej córkę zrywając łączącą ją więź? Prawda była taka, że on chciał zabić Sophie, a Emmę zabrać do siebie.

Chciał żyć jedynie z córką.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top