16

18.35

Luis i Milen siedzieli na kanapie jak na szpilkach. Dostali przed chwilą SMSa od czarnowłosej, że jest już w drodze i nie odezwie się dopóki nie znajdzie dzieci. Obiecała przywieźć je w całości, a przynajmniej ojciec niepełnoletnich osób miał taką nadzieje. Szczerze zaczął mieć wątpliwości. Co prawda nigdy nie miał okazji poznać Sophii, ale nie wierzył, że zwykła dziewczyna da radę pustelnikowi, który zabił dwie osoby i porwał czwórkę dzieci.

Prawda była całkiem inna niż sobie wyobrażał.

Nikt z tej dwójki nie wiedział, że Sophia tak naprawdę nie ma tak na imię. Nikt z tej dwójki nie wiedział, że kobieta będąc w nastoletnim wieku mordowała ludzi, tylko i wyłącznie dla swojej przyjemności. Nikt nie wiedział, że Sophia rozpoczęła swoją rzeź od mężczyzny, który ją spłodził.

To samo dotyczyło pustelnika.

Oboje nawet przez chwilę nie pomyśleli, że mają do czynienia z zawodowym mordercą. Przecież on żył zabijaniem. Dostawał za to pieniądze i to całkiem spore. Jego zabłąkany wygląd wszystko zakrywał. Ubierał się tak jedynie na morderstwa. Nikt nawet nie śnił o tym, że ten sam człowiek chodzi w ciągu dnia po ulicach w garniturze, koczkiem na głowie i ogoloną brodą. Zarost umiejętnie doczepiał sobie, gdy chciał zabić i gdy miał zlecenie.

Teraz ukochani siedzieli obok siebie trzymając się za ręce i wpatrując się w milczeniu w telefon brunetki. Loki wpadały Milen w oczy, ale nawet nie była w stanie ich odsunąć i zaczesać za uszy. Miała jedynie siłę na jeden ruch i oszczędzała go, gdy tylko zadzwoni jej przyjaciółka z dobrymi wieściami.

Widziała jak ta kobieta zażarcie walczy o swoje. Widziała ją w czasie kłótni z jedną z dziewczyn. Nie dała za wygraną i walczyła dotąd, aż wygrała. Była niekiedy agresywna i bardzo oschła w stosunku do niektórych osób. Dlatego Milen nie miała wątpliwości, że może sobie poradzić. Wierzyła w nią i skrycie wierzyła, że jej przyjaciółka ma jakieś ukrywane przed nią zdolności, które pozwolą jej wygrać i przyprowadzić Stefanie, Eve, Livię i Henry'ego.

Luis nawet nie myślał o oderwaniu wzroku od dotykowego telefonu kobiety. Po jego policzkach płynęły łzy, a w oczach cały czas zbierały się nowe. Już nic nie będzie takie samo. Jego byłe małżonki nie żyją, więc dzieci będą musiały zostać u niego. Lusi wiedział, że będzie musiał zmieniać godziny pracy i czasami się z niej urwać, ale był szefem. Mógł dużo, a dla dzieci zrobi jeszcze więcej. Teraz jednak błagał, żeby jego dzieci były całe i zdrowe.

Stefanie miała dopiero piętnaście lat. Mężczyzna domyślał się, że stara się dać otuchy młodszemu rodzeństwu. Była dobrą dziewczynką i nie zasługiwała na to co ją spotyka teraz. Wiedział jednak, że życie jej rodzeństwa również jest dla niej ważne, dlatego będzie rozważna i będzie starała się, żeby reszta dzieci nie przeszkadzała bardzo przybłędzie.

Livia była trzynastoletnią dziewczynką, która bała się niemal wszystkiego. Jej ojciec wiedział, że ona najbardziej przeżywa to wszystko i zapewne nie może uspokoić swojego szlochu. Luis martwił się, że jeżeli Stefanie nie uda jej się uspokoić to Livia umrze jako pierwsza, a tego na prawdę nie chciał.

Jego jedenastoletnia córka Eva była najśliczniejszą dziewczynką jaką widział. Wiedział doskonale, że wyrośnie na przepiękną kobietę jak jej mama. Tak niedawno pamiętał jak mówiła, że chciałaby zostać modelką albo chciała pracować w telewizji siedząc za szklanym biurkiem i mówiąc o wiadomościach do kamery. Chciała pokazać się światu i Luis miał nadzieje, że będzie jej to dane.

I na koniec mały Henry. Najmłodszy syn i zarazem jedyny. Miał całe życie przed sobą albo jako sportowiec albo jako prezes firmy po ojcu. Jego ojciec wiedział, że będzie wspierał go w każdej jego decyzji. Przecież nie chciał krzyżować żadnych planów swoich dzieci. On był od tego, żeby pomagać im piąć się do celu.

Najpierw jednak jego dzieci musiały zostać uratowane przez kompletnie obcą mu kobietę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top