15
18.00
-Jaką znowu sprawę? -czarnowłosa wyglądała na zdziwioną.
Spojrzała na córkę, która bawiła się na dywanie, po czym wróciła wzrokiem na jasny ekran laptopa. Była podczas przygotowywania prezentacji. Zadzwoniła do niej niedawno szefowa i prosiła o tę prezentację. Nic oczywiście nie stało na przeszkodzie, żeby Sophia jej nie wykonała, bo przecież cały dzień siedzi w domu.
Teraz jednak czuła, że jej spokój może być zachwiany. Nie podobała jej się barwa głosu. Nie brzmiała jak osoba, która spędza miły wieczór ze swoim ukochanym. Zaniepokoiło to czarnowłosą. Milen przecież miała spędzić spokojny wieczór i w końcu normalnie odpocząć.
-Co się stało? -zmarszczyła brwi wracając spojrzeniem na swoją córkę, która teraz patrzyła na kobietę swoimi jasnymi oczkami.
Zaczynało się to robić coraz bardziej niepokojące. Przecież nikt bez wyraźnego powodu nie dzwoni do swojej przyjaciółki będąc przerażoną i jednocześnie niepewną. Na litość boską! Żadna z kobiet nie wiedziała jaki udział w tej sprawie miała druga. Sophia nie miała tak na prawdę pojęcia o niczym, a Milen nie wiedziała w co wplątała się jej przyjaciółka, że jakiś obłąkany facet porwał dzieci jej ukochanego, żeby czarnowłosa pojawiła się jedynie w wyznaczonym miejscu. Co było chore.
Trzylatka doskonale czuła narastający niepokój jej matki. Przecież widziała zmianę miny jej mamy. Przed chwilą uśmiechała się delikatnie w jej stronę, a teraz wpatrywała się ze skupionym wyrazem twarzy rozmawiając z kimś. Mała jednak nie wiedziała, co się dzieje i czy powinna już zacząć płakać.
-Po co mam tam iść? -kobieta wstała z krzesła. -Jest ciemno i nie mogę zostawić Emmy samej. Jest za mała i chora. -zaczęła się denerwować.
-Ktoś przetrzymuje dzieci Luisa i zabije je jeżeli się tam nie zjawisz do godziny dziewiętnastej. -Sophia słyszała spanikowany i pełen żalu głos starszej kobiety. -Sophia błagam cię do cholery. Nie wiem kto to i nie wiem w co się wplątałaś, ale napraw to.
Czarnowłosa warknęła sfrustrowana pod nosem. Cholera jasna co się dzieje, pomyślała. Przecież od trzech lat była dobrą matką i prowadziła zwykłe życie, szarej kobiety niewyróżniającej się z tłumu. Czyżby ktoś szykował na nią zasadzkę?
-Postaram się. -mruknęła do telefonu i rozłączyła się rzucając urządzeniem na drewniany blat.
Podeszła do swojej córeczki. Mała była już wykąpana i przebrana w piżamkę. Dość szybko spakowała zabawki córki do reklamówki, po czym wyszła z mieszkania kierując się na przeciwko. Zapukała do drzwi i czekała wpatrując się w dziwnie wykrzywioną twarz Emmy.
Gdy kobieta otworzyła drzwi Sophia od razu wymyśliła wymówkę, dla której musiała zostawić córkę u sąsiadki. Obiecała, że postara się wrócić jak najszybciej. Musiała wrócić. Emma ma tylko ją teraz. Nie może jej zostawić już na zawsze.
Wróciła do swojego mieszkania. Poszła do swojego pokoju wyciągając z szafy ciemne ubrania. Założyła na wierzch czarną bluzę z kapturem. Nie wiedziała na co miała się szykować, więc wolała być ubrana luźno, co miało ułatwić jej obronę i ucieczkę. Nauczona i kierowana adrenaliną z dawnego życia schowała za pasek broń palną, a w wysokich, czarnych kozaczkach ukryła dwa noże. Pistolet zakryła materiałem bluzy.
Zgarnęła klucze do mieszkania oraz do swojego auta. Uwielbiała swojego Forda Rangera z roku dwa tysiące dziesiątego. Był niezawodny i służył jej przez całe te trzy lata. I pomyśleć, że gdy oglądała go pierwszy raz był przywieziony ze złomu bez części i powyginany we wszystkie strony. Teraz jednak wygląda tak jak powinien, a nowe części sprawują się świetnie. Mechanicy, którzy pracowali nad tym pojazdem wykonali kawał dobrej roboty.
Drzwi do mieszkania zamknęła i szybko zeszła po schodach. Wypadła z klatki podbiegając truchtem do swojego auta. Otworzyła drzwi i wsiadła do środka. Klucze do domu schowała w schowku. Szybko wysłała SMSa do Milen, że już jest w drodze i ukryła telefon w podłokietniku.
Odpaliła auto i ruszyła we wskazane miejsce przez jej przyjaciółkę. Ten adres dudnił jej w głowie. Warknęła nie wiedząc co ma o tym myśleć. Chcąc się uspokoić wygrzebała ze schowka paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Opuściła szybę i podczas jazdy zapaliła jednego papierosa, a potem drugiego.
W końcu dojechała na odpowiednią ulicę. Zatrzymała się parę metrów od miejsca spotkania i wysiadła z auta. Zamknęła auto i schowała kluczyki do kieszeni spodni. Założyła kaptur i po cichu ruszyła przed siebie. Jej prawa dłoń znajdowała się blisko pleców, w miejscu, gdzie miała schowaną broń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top