11

8.18

Czas dłużył się niemiłosiernie. Liczyła godziny do wyjścia z tego cholernego budynku i utonięcia w ramionach ukochanego. Wiedziała o tym, że ma dzieci i dwie byłe żony, ale to jej nie zniechęcało. Zakochała się w nim i w niedalekiej przyszłości chciałaby zostać jego żoną i matką kolejnych dzieci. Nawet jeżeli oznaczało to tytuł jego trzeciej, wielkiej miłości. To ją nie obchodziło. Ważne były dla niej jedynie uczucia, którymi obdarzyła mężczyznę oraz którymi mężczyzna obdarzył ją.

Jej irytowanie rosło z każdym przesunięciem się najdłuższej wskazówki na zegarze. Nie miała ochoty siedzieć na tym nudnym i ciągnącym się w nieskończoność zebraniu. Przecież wykonała swoją robotę, więc co do diabła robi tu dalej? Po co jeszcze musi ich słuchać? To jej już nie dotyczy.

Z nudów kolejny raz przejechała obojętnym wzrokiem ciemnych oczu po żywych twarzach wszystkich tu zebranych. Ona również była żywa, ale miała w sobie na pewno o wiele mniej niż oni wszyscy. Była zmęczona i znudzona. Co ja tu robię, pomyślała irytując się coraz bardziej.

Nerwowo zaczęła stukać palcami o drewniany blat okrągłego stołu. Wywróciła oczami, gdy gruby mężczyzna z wąsami kolejny raz zadał to samo pytanie. To już nie było zabawne. Tą samą rzecz tłumaczyli mu już wszyscy po kilka razy, ale do tej pory nie mógł nic z tego zrozumieć. Jak można być takim głupim, zastanawiała się patrząc na niego zdenerwowana.

Mężczyzna dość szybko się pocił, a po skwaszonych minach osób siedzących przy nim Milen wiedziała, że nie wydzielał on przyjemnego zapachu. Może nawet i używał dezodorantu, ale to jednak było za mało w porównaniu z jego masą. Oczywiście brunetka nie miała niż do grubych ludzi, ale ten łysy mężczyzna na prawdę ją już złościł. To przez niego cały czas tu tkwiła. Tak samo jak reszta.

-Czego pan dalej nie rozumie? -jej ton był zimny, że nawet ją samą przeszedł dreszcz. -Nasza reklama ma ukryte drugie dno. Właściciela małych firm szybko je zauważą i jak najszybciej zaczną szukać rozwiązania. Wtedy firma pana obok przejmie kontrole. Małe firmy zyskają większą sławę, a firma pana obok wzbogaci się. -zaczęła tłumaczyć najprościej jak umiała. -Pana firma będzie miała takie same korzyści jak firma pana obok. Będzie się pan wzbogacał dając rozgłos mniejszym firmom. -zakończyła tłumaczenie. -Oczywiście żadna z naszych firm nie jest zagrożona. Te małe firmy nie będą w stanie wygryźć nas z branży. Jesteśmy zbyt dobrzy i za bardzo znani na świecie, żeby te firmy nam zagroziły.

-Już rozumiem. -powiedział gruby mężczyzna. -A jakie jest to ukryte przesłanie?

-To już na szczęście nie jest pana problem. -Milen odparła lodowatym tonem i znowu wygodnie usiadła na swoim fotelu.

Jej szef co jakiś czas zerkał na nią nieodgadniętym wzrokiem podczas, gdy ona siedziała dalej wpatrzona w papiery przed sobą. W duchu modliła się, żeby zakończyło się to teraz jak najszybciej. O czym dalej będą dyskutować skoro już wszyscy wiedzą na czym będzie to polegało i nie widać żadnego zagrożenia dla nich. Dla niej było to bez sensu. Skoro rozumieją to pożegnanie i koniec spotkania. Dlaczego szef tak bardzo przedłużał?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top