4
Nie wychodziłam z domu od kilku dni. Zamknęłam się sama ze sobą, bałam się tego, co zrobiłam, a to było totalną głupotą. Cóż, było nią, ale nie dla mnie.
Czy bałam się śmierci? Nie. Bardziej bałam się tego, że moje zlecenie nie zostanie zrealizowane. Ale nie widział mnie. Więc nie ma szans, aby wiedział, że to ja.
Postanowiłam zebrać się wreszcie i wyjść z domu, bo kilkudniowa niedyspozycją z pewnością zaniepokoiła ciocię Ellen.
Ubrałam więc moją kochaną czarno-czerwoną bluzę i założyłam buty. Oczywiście czarno-czerwone. Czasami myślę, że moja obsesja na jego punkcie wywołała taką pochopną, nieprzemyślaną decyzję. Ale wtedy uświadamiam sobie, że tak naprawdę to moja niechęć do życia do tego sprowadziła.
Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi, w tym momencie dostając siarczystego żółwika w czoło. Bolało.
Podniosłam wzrok na oprawcę mojego czoła i... O święty Jeżu!
- Sinthia Turring?
- Phil Coulson?
- Nie, urzędnik pocztowy. Idola nie poznajesz?
Przede mną stał Deadpool. Czyli oprawca by się zgadzało.
- Cześć młoda, zajęta jesteś? Nie? To świetnie. Posłuchaj mam sprawę.
- Ale, że do mnie?
- Nie. Do twoich drzwi. W zasadzie fajne są, mahoniowe? Z resztą, nie ważne. Przyszedłem tu po coś innego.
Jego ton głosu nie wyrażał żadnych emocji, serio był zawodowcem. Ale musiał w tym momencie, kiedy chciałam pożegnać się z ciocią? Ugh, nienawidzę go.
- Nie możesz chwilę poczekać? Zaraz wrócę i załatwimy to szybko.
- Nie - powiedział spokojnym, a zarazem stanowczym tonem i wepchnął mnie do domu, uprzednio rozglądając się, czy nikogo nie ma w okolicy. Tak to przynajmniej wyglądało.
- Dobra, tylko szybko i bezboleśnie.
- Ale ja chcę zadać tylko kilka pytań, to nie boli. No chyba, że nie będziesz chciała mówić, to jakiś klaps ci się będzie należał.
Uniosłam jedną brew, patrząc na niego jak na idiotę.
- No juz, nie patrz na mnie jak na idiotę.
Co za idiota.
- Dobra, pytaj jak masz pytać i działaj.
- Wow, szybka jesteś... Miałaś z kimś ostatnio na pieńku?
Przełknęłam głośno ślinę, co zdawało się umknąć jego uwadze.
- Nie, nikogo nie uraziłam w ten sposób, a nawet jeśli, to nie celowo.
- Jesteś pewna? Może sama masz sobie coś za złe?
- Co ty sugerujesz?
- Słuchaj, nie jestem głupi. Może na takiego wyglądam, ale nie jestem. Myślisz, że nie wiem, że to ty?
- Tak, wyglądasz na takiego i...
- A a a - mężczyzna pogroził mi palcem przed twarzą. - Nie omijaj tematu, tylko odpowiedz jak grzeczna dziewczynka.
Sfrustrowana jego głupotą (a raczej moją) odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania.
- Powiedziałam coś. Pogadamy później.
Na szczęście nie słyszałam słów sprzeciwu, ani kroków za mną i w spokoju mogłam dojść do celu. Miałam nikłą nadzieję, że jednak zdążę wrócić do domu.
|••••••••••|
Hej?
Przepraszam, że zostawiłam was na taki długi czas. Wiecie, problemy z internetem i tak dalej...
Kibicujmy naszym olimpijczykom, żebym miała więcej internetu xD
A tak serio, kibicujecie? Bo spisują się na medal :D
Całuski ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top